Każdy, kto pamięta te czasy, jest w stanie powiedzieć, co robił we wtorek, 11 września 2001 roku.
U nas na zegarach wybiła 14.46. Bez tak powszechnego dostępu do internetu, jaki mamy dziś, bez błyskawicznie rozsyłanych wiadomości za pośrednictwem serwisów społecznościowych. Strzępki informacji, jakie docierały do wielu z nas, mówiły o tym, że coś się stało w Nowym Jorku. Jakiś samolot uderzył w wieżę biurowca World Trade Center. Chyba wybuchł pożar.
To była ostatnia lekcja. W zasadzie końcówka ostatniej lekcji. Pamiętam, jak pani nauczycielka wyszła z klasy. Wróciła już troszkę przerażona. Mieliśmy w szkole takie stare telewizory, pudła, trochę śnieżyło, trochę było kolorowego, ale widzieliśmy, co się dzieje, że jest pierwsza dymiąca wieża. Byliśmy jeszcze dzieciakami, ale zaczęliśmy się zastanawiać - co się dzieje? Czy będzie wojna? - wspomina Kamil Turecki, dziennikarz Onetu, autor książki Przerwane milczenie. Na gruzach World Trade Center. Polskie historie (wyd. Ringier Axel Springer).
Na początku wszyscy myśleli, że to zwykły wypadek. Ale później wydarzyło się coś jeszcze bardziej niespodziewanego. Wielu oglądało telewizyjne transmisje z Manhattanu na żywo i nie wierzyło własnym oczom. Inni myśleli, że to powtórka uderzenia pierwszego samolotu. Dopiero chwilę później wszyscy zrozumieli, co tam się naprawdę dzieje. I jak bardzo jest to przerażające.
Pierwszy z samolotów, które uderzyły w World Trade Center, wystartował kilkadziesiąt minut wcześniej z Bostonu. Miał lecieć do Los Angeles. Niedługo po starcie z miejsc wstało pięciu zamachowców, którzy ruszyli do kokpitu. Kierujący akcją Muhammad Ata znał język angielski i potrafił pilotować samoloty pasażerskie. To on zasiadł za sterami Boeinga 767, obierając azymut na World Trade Center. O godzinie 8.46 samolot uderzył w Wieżę Północną pomiędzy 93 a 99 piętrem. Na miejscu zginęły wszystkie obecne na pokładzie osoby - 81 pasażerów (wśród nich piątka terrorystów) i 11 członków załogi.
Na minutę przed atakiem, o ósmej czterdzieści pięć, w biurze panowała absolutna cisza. Nic nie było słychać, nawet dźwięku pisania po klawiaturze. Nagle tę ciszę zagłuszył niesamowity huk. To był głośny, ale przytłumiony dźwięk pękającego betonu oraz, jak się później okazało, wbijającego się samolotu. (...) Byłam pewna, że to jest trzęsienie ziemi. Od razu pomyślałam też, że chyba trzeba schować się pod biurko, bo tam będzie bezpiecznie. Nagle jeden z kolegów zacząć wrzeszczeć: uciekać! Natychmiast uciekać! W życiu bym go nie podejrzewała o to, że jest zdolny do takiego ryku - opowiada jedna z bohaterek książki Przerwane milczenie, Leokadia Głogowska, której udało się przeżyć tragedię.
Drugi z porwanych samolotów, również lecący z Bostonu do Los Angeles, uderzył w Wieżę Południową o 9.02 czasu polskiego. Na jego pokładzie było 60 osób. Trzeci - lecący z Waszyngtonu do Los Angeles z 64 osobami na pokładzie - spadł na Pentagon, zabijając 125 znajdujących się na ziemi ludzi. Czwarty samolot, lecący z Newark do San Francisco, mial uderzyć w Pentagon, Kapitol albo Biały Dom, ale pasażerom udało się odbić maszynę z rąk terrorystów; przez telefony komórkowe dowiedzieli się o innych atakach, do których doszło kilkadziesiąt minut wcześniej. Samolot spadł na ziemię w Pensylwanii, a czarna skrzynka zarejestrowała odgłosy bójki pomiędzy zamachowcami a pasażerami.
Jeremy zaczął wypytywać mnie przez telefon, co się dzieje w Nowym Jorku i czy użyli samolotów, żeby zniszczyć World Trade Center. Przypuszczam, że usłyszał o tym od któregoś z pasażerów. Zawahałam się, zanim powiedziałam - kochanie, musisz być silny, ale tak, używają samolotów, żeby zniszczyć World Trade Center. Jeremy powiedział, że chyba się nie wykaraska. Powiedział, że bardzo kocha mnie i naszą córkę Emerson, że chce, abyśmy były szczęśliwe. Wydawał się bardzo smutny. Ciągle powtarzał - nie mogę uwierzyć, że mnie to spotkało - wspominała w książce Jedyny samolot na niebie. Historia mówiona zamachów z 11 września (wydawnictwo SQN) Lyzbeth Glick, żona Jeremy'ego Glicka, jednej z ofiar katastrofy.
Łączna liczba ofiar ataków z 11 września 2001 roku wynosi 2992 osoby - w tym 19 porywaczy. Ale tak naprawdę było ich więcej, bo wielu mundurowych, którzy pracowali przy porządkowaniu tzw. Strefy Zero, czyli ruin dwóch wież World Trade Center, zmarło po czasie na skutek zatrucia azbestem, który znalazł się w powietrzu po zawaleniu budynków.
Za zamachami stała terrorystyczna organizacja Al-Kaida, która za swój główny cel obrała sobie zwalczanie wpływów USA i Zachodu w krajach muzułmańskich. Na jej czele stał Osama Bin Laden, 44-letni wówczas saudyjski milioner, który odziedziczył fortunę po swoim ojcu, Muhammadzie Ibn Ladinie, szefie przedsiębiorstwa realizującego projekty budowlane dla saudyjskiej rodziny królewskiej. Bin Laden brał udział w wojnie pomiędzy Afganistanem a ZSRR, zakładając oddział arabskich ochotników, chcących walczyć jako najemnicy. W latach 90. przeniósł się z Arabii Saudyjskiej do Sudanu, gdzie zajął się szkoleniem islamskich bojowników mających walczyć w imię obronu islamu przez amerykańską dominacją.
Ten młody idealista powrócił do ojczyzny z poczuciem świętej misji. W Afganistanie ryzykował własne życie i wierzył, że został cudem ocalony. Pojechał tam jako zwolennik charyzmatycznego muzułmańskiego bojownika, a powrócił jako niekwestionowany przywódca arabskich Afgańczyków. Biła z niego imponująca pewność siebie, jeszcze bardziej fascynująca przez połączenie z naturalną pokorą. Gdy Saudyjczykom coraz trudniej przychodziło określenie własnej tożsamości we współczesnym świecie, Osama Bin Laden zdawał się archetypem. Jego pobożność i skromny sposób bycia przypominały Saudyjczykom o ich historycznym wizerunku ludzi spokojnych i wycofanych, ale zarazem surowych i groźnych - pisał w książce Wyniosłe wieże (wyd. Czarne) Lawrence Wright.
Al-Kaida wzywała do dżihadu (świętej wojny) przeciwko Amerykanom, postulując o masowe zabijanie obywateli USA. Efektem ataków z 11 września była ofensywa Amerykanów na Afganistan, gdzie obalono rządy talibów, którzy odmówili USA wydania Bin Ladena. Przywódca Al-Kaidy zszedł do ukrycia, ginąc dekadę później podczas tajnej operacji amerykańskich komandosów z Navy Seals.
Ataki z 11 września zapoczątkowały globalną wojnę z terroryzmem. Wpłynęły też na kryzys branży lotniczej i drastyczne zaostrzenie kontroli na lotniskach. Konsekwencje zamachów miały wymiar globalny, bo Al-Kaida rozsiała się po wielu częściach świata; siatka działała w Egipcie, Indiach czy na Półwyspie Arabskim. Politologowie uważają, że Państwo Islamskie też jest efektem związanej z dżihadem martyrologii.
Przez wiele lat rządowe dokumenty dotyczące wydarzeń sprzed 20 lat pozostały utajnione, ale urzędujący aktualnie prezydent USA Joe Biden podpisał rozporządzenie wykonawcze, nakazujące przegląd, ujawnienie i odtajnienie akt. Innym efektem tragedii było masowe wstępowanie młodych Amerykanów do wojska - chcieli w ten sposób wyrazić swoją miłość do kraju.
Ale ataki terrorystyczne wywarły ogromny wpływ nie tylko na politykę międzynarodową, ale i życie zwykłych ludzi w USA i na całym świecie. Po latach gospodarczej prosperity Amerykanie uchodzili za naród zadowolony z życia. Tragiczne zamachy momentalnie zniszczyły mit american dream tak, jak niszczy się domek z kart. Mieszkańcy USA zostali zaatakowani w ich własnym domu, do tego ofiarą zamachowców padło serce krajowego biznesu - dolny Manhattan.
Wizerunek Stanów Zjednoczonych bardzo podupadł. Przecież my wszyscy pamiętamy filmy i seriale z lat 80., 90., ukazujące kolejne zwycięstwa Ameryki - na przykład w Rockym Stany triumfowały nad Związkiem Radzieckim. My tą amerykańskością przesiąknęliśmy. 11 września to wszystko zburzył. Pokazał, że jednak ta wielka Ameryka może zostać zaatakowana. I to w dość - w cudzysłowie - prosty sposób. Ludzie zastanawiali się, jak ci piloci mogli tak idealnie trafić w obie wieże, do tego obracając samoloty, by siła rażenia była jak największa. Tymczasem oni byli szkoleni przez Amerykanów. I dlaczego 11 września się w ogóle wydarzył? CIA i FBI, czyli dwie największe służby w Stanach Zjednoczonych, rywalizowały ze sobą. One miały wieści o tym, że coś się może stać, że coś się święci, ale nie przekazywały sobie tych informacji - mówi Turecki.
Niektórzy uważają, że wydarzenia z 11 września są symboliczną granicą XX i XXI wieku. Globalny terroryzm, wojny na tle religijnym, polaryzacja społeczna, zwrot w stronę radykalizmu, a wszystko w powiązaniu z cyfrową rewolucją - oto pierwsze 20 lat nowego milenium. Trudno powiedzieć, czy to prawda, w końcu na ataki złożyło się wiele czynników, sięgających konfliktów na linii USA - Bliski Wschód jeszcze z poprzednich lat. Na pewno jednak, obok 11 marca 2020, kiedy WHO ogłosiło globalną pandemię koronawirusa, to jedna z tych najważniejszych, szczególnie istotnych dla ludzkości dat. Jeden z tych dni, w których cały świat na moment stanął.