Korzystając z nomenklatury bliskiej Krzysztofowi Stanowskiemu: jeszcze nie czas na lizanie się po... sami-wiecie-czym. Burza po jego kontrowersyjnym wideofelietonie zelżała, ale pozostał poważny problem w przestrzeni medialnej. Na naszych oczach w obszarze niepokornej publicystyki futbolowej wyrósł charyzmatyk obdarzony fenomenalnym piórem, który do pozyskanego audytorium kibiców sportowych – pod płaszczykiem centryzmu i zdrowego rozsądku – kieruje populistyczną, incelską propagandę. W ten sposób piętnaście lat później rezonuje u nas ten sam rechot, który rozległ się po słowach Jak można prostytutkę zgwałcić? Andrzeja Leppera.
W ciągu ostatnich dwóch dekad Stanowski pokonał drogę od wunderkinda z Przeglądu Sportowego do medialnego bonza i wpływowego lidera opinii. Zarówno na płaszczyźnie biznesowej, jak i dziennikarskiej, udawało mu się kreować wokół siebie stan permanentnej hossy. Zbudował portal Weszło!, gdzie, na fundamentach położonych przez Janusza Atlasa czy Pawła Zarzecznego, wyznaczano trendy dla szydery i łobuzerstwa polskich mediów cyfrowych. Dał się poznać jako autor książkowych bestsellerów udowadniający, że z piłkarskiej pisaniny da się zrobić poruszającą literaturę, bo właśnie w takich kategoriach postrzegam Spalonego. Wreszcie – wspólnie z Michałem Polem, Tomaszem Smokowskim i Mateuszem Borkiem – założył youtubowy Kanał Sportowy, by po dziesięciu miesiącach móc pochwalić się blisko 400 tysiącami subskrybcji i nawet 4 milionami wyświetleń najpopularniejszego filmu. Tyle tylko, że wraz z uruchomieniem tego przedsięwzięcia coś się... coś się popsuło. A może po prostu Stanowski dokonał ostatecznie frajerskiego coming-outu, którego nie sposób ignorować.
Amba fatima wybuchła ostatnio po tym, jak wykorzystując autorski format Dziennikarskie zero, wdał się w polemikę z Mają Staśko, krytyczką literacką i działaczką feministyczną, która pracuje z ofiarami przemocy seksualnej i próbuje na pierwszej linii zrobić coś z kulturą gwałtu. Ale Krzysiek ma wyje*ane w podobne doświadczenia i kompetencje. Z głupawym uśmieszkiem na ustach – ku uciesze troglodytów – urządził w Kanale Sportowym roast przy użyciu gwałcicielskich i przemocowych klisz z mokrego snu pryszczatych sympatyków Janusza Korwina-Mikkego.
W odpowiedzi na zasygnalizowanie przez Staśko problemu molestowania seksualnego w klubach, zasugerował jej, że po prostu nie powinna tam bywać. Po co ty, kobieto, tam chodzisz w ogóle? Od razu ci, Krzysiek, podsuwam odpowiedź, że może dla dobrej zabawy – z wyłączeniem obłapiania przez twoich ogorzałych kumpli. W sensie powinowactwa światopoglądowego, no offence. Kiedy Staśko pisze o dość popularnym trendzie migracji dziewczyn do gejowskich klubów, gdzie podążyli za nimi także macacze, Krzysiek docisnął mizoginistyczny gaz do dechy, dziwiąc się z teatralną emfazą: wygooglowałem sobie zdjęcie pani Mai i mówię: co to jest za laska, że heteroseksualni faceci za nią chodzą do klubu dla gejów, bo wiedzą, że ją tam spotkają i mogą tam złapać za pupę. Ale – szczerze mówiąc – wygooglowałem i wydaje mi się, że niekoniecznie; że to jakiś chyba blef jest. Mamy więc specjalistę od kanonu piękna dla przestępców seksualnych.
Autor Dziennikarskiego zera w całej swojej miłości własnej bezrefleksyjnie obszedł się także ze zjawiskiem przemocy domowej w dobie lockdownu. Podczas gdy organizacje i aktywiści pochylają się ze szczególną troską nad losem ofiar uwięzionych w czterech ścianach ze sprawcami, Krzysiek – okopany na mieszczańskich pozycjach – wjeżdża nonszalancko: Kobiety zostały zamknięte ze swoimi oprawcami. Rozumiecie? Mieszkacie z kimś w jednym domu, to znaczy, że zostaliście zamknięci ze swoimi oprawcami. To chyba działa w dwie strony, przecież kobieta może być tą złą. No beka. Śmiechom nie było końca. I jasne, że kobieta może być tą złą, ale, mordo, tak się składa, że według ubiegłorocznych danych GUS-u 80% ofiar przemocy domowej stanowią właśnie kobiety. I nic nie poradzimy, jeśli to burzy twój symetrystyczny mindset.
Zeszłotygodniowa drama puentuje długofalową zmianę, dostrzegalną w działalności Stanowskiego. Po uruchomieniu Kanału Sportowego dziennikarz sprawia wrażenie odurzonego biegunowymi reakcjami, wywoływanymi przez jego pozapiłkarskie wystąpienia. Stał się więc niejako patologiczną hybrydą atencjusza i populisty; gościem, który żywi się i konsekwencjami triggerowania, i poklaskiem tych samych klakierów, którzy klaszczą, gdy wspomniany Korwin w igrzyskach paraolimpijskich widzi tyle samo sensu, co w zawodach szachowych dla debili.
Jest jednak tym groźniejszy, że stroszy się w piórka publicysty barwnego, ale też rozważnego i roztropnego. Nie przeszkadza mu to we wjeżdżaniu ze skoncentryzowanym, szemranym faktograficznie przekazem typu: zabójstwo George'a Floyda nie było aktem rasistowskim - tak samo, jak nie było nim zabójstwo Igora Stachowiaka (WTF?!); albo - te Strajki Kobiet może i mają sens, ale nich no już przyjdzie ktoś z gaśnicą i przywróci spokój. Tak, tak – wszystko, żeby nie trzeba wyciągać głowy z dupy; wszystko, żeby znów komfortowo rozsiąść się przy kominku wzorem Antoniego Piechniczka.
Odnotowany wcześniej symetryzm to i tak pół biedy przy – celowym lub nie – nakręcaniu negatywnych emocji o charakterze rasistowskim czy homofobicznym; dokonywanym zawsze na miękko, żeby w razie czego łatwo się wyłgać. Tak było, kiedy Stanowski pod publiczkę dołączył do chóru oburzonych – w gruncie rzeczy kosmetycznymi – zmianami standardów dla filmów, które mogą ubiegać się o Oscara w jednej z kategorii; czy wtedy, gdy wytoczył najcięższe działa przeciwko HBO Max za usunięcie Przeminęło z wiatrem – chociaż od początku było jasne, że produkcja powróci do oferty, opatrzona stosownym wprowadzeniem.
Biorę przy tym pod uwagę, że przeceniam Stanowskiego, robiąc z niego medialnego demiurga i reżysera społecznych nastrojów. Bo też Kanał Sportowy straszliwie obnażył jego intelektualne czy kulturowe kompetencje. Zaraz będzie hurr durr, że elitarystyczny dyskurs i snobizm, ale do tłumaczenia świata zabiera się przecież typ, dla którego szczytem odniesienia w uniwersum piosenki popularnej jest Lady Pank; dla którego szczytem dowcipu jest udawanie pijanego, a szczytem dobrej zabawy wycie Ona tańczy dla mnie i innych fajansiarskich przebojów przy obowiązkowym barszczyku.
Cały czas mowa też o mejwenie, który roast Mai Staśko połączył z rozkminą napięć rasowych w świecie futbolu i stworzył wówczas następującą figurę retoryczną: nazwać czarnoskórego rasistą – przy całkowicie słusznym założeniu, że każdy rasista jest debilem – to tak, jakby nazwać czarnoskórego debilem, a jak nazwiesz czarnoskórego debilem, to jesteś rasistą. To w kontekście oplucia Stefana Poscha przez Marcusa Thurama z czego – jak ubolewa autor powyższego cytatu - nie wyniknął rasistowski skandal. Masz ty w ogóle, Krzysiek, rozum i godność człowieka?!
Stanowski od dziewięciu miesięcy prowadzi niesmaczną wojnę podjazdową z Marcinem Najmanem. Nie wziął jednak pod uwagę, że kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie i sam sprowadził się do roli memogennego specjalisty od wszystkiego. Coś tam gardłuje na metaforycznym parkingu Rakowa Częstochowa i nie wynika z tego wiele więcej poza negatywnym fermentem w internecie.