Eurocup to uboższy krewny Euroligi, najlepszych klubowych rozgrywek Europy. Po raz drugi z rzędu Polskę reprezentować będzie Śląsk Wrocław. Ponownie stoi przed nimi niełatwe zadanie, bo w gronie dziewięciu grupowych rywali trudno szukać zespołu skazanego na pożarcie.
Ostatnie miesiące poprzedniego sezonu były dosyć szczęśliwe dla Śląska. Najpierw wyjście z grupy EuroCupu, a później brawurowa szarża po długo wyczekiwane osiemnaste mistrzostwo Polski. Andrej Urlep wrócił po latach na Dolny Śląsk i przyniósł złoto – taki scenariusz tuż po zakontraktowaniu Słoweńca wydawał się trudny do zrealizowania.
Lwią część zasług za ubiegłoroczne sukcesy Śląska otrzymał Travis Trice. Rozgrywający dzielił i rządził zarówno w fazie zasadniczej, jak i w finałach PLK zdobywając nagrodę MVP po obu etapach. Świetną grą zapracował na intratną propozycję z UCAM Murcji. Wrocławianie musieli znaleźć następcę. Po pierwszych tygodniach nowych rozgrywek można powiedzieć, że Jeremiah Martin zdaje egzamin. Legii rzucił 24, a Anwilowi w „świętej wojnie” 23 punkty, dodatkowo dorzucając w każdym przypadku po kilka asyst i zbiórek. Kibice „Trójkolorowych” mają nowego pupila, który teraz będzie musiał przejść kolejny test – w starciach z solidnymi, europejskimi markami.
Śląsk cały czas ma w zanadrzu miejsce na dodatkowego obcokrajowca, co w kategoriach długiej gry na dwóch frontach wydaje się sporym atutem. Wrocławianie skonstruowali dość solidny skład. Udało się utrzymać w zespole Aleksandra Dziewę, najlepszego Polaka PLK 2021/2022. Ściągnęli z Bydgoszczy Jakuba Nizioła oraz dwóch zagranicznych podkoszowych – Arcioma Parachouskiego i Conora Morgana.
EuroCup wydaje się najtrudniejszą ligą po Eurolidze, choć część sympatyków basketu wskazuje na wyższość BCL. Śląsk w ubiegłym sezonie miał trudną przeprawę. Wygrał trzy z szesnastu spotkań. Wykluczenie Lokomotiwu Kubań Krasnodar dało awans do play-offów z ósmej pozycji, lecz w nich przygoda zakończyła się już po jednym meczu z Gran Canarią. Dziś od mistrza Polski można oczekiwać minimum walki o kolejne wyjście z grupy. Łatwo nie będzie. Choć w gronie grupowych rywali znajdziemy debiutantów na tym poziomie, to przed startem rozgrywek każda ekipa dokonała solidnych wzmocnień.
Wynik w poprzednim sezonie EuroCupu: debiutant
Wielka Brytania nie kojarzy się z koszykówką. Nie zmieni tego fakt, że Jeremy Sochan wychowywał się i zbierał sportowe szlify właśnie tam. Brytyjczycy nie mogą pochwalić się wielkimi wynikami zarówno w rozgrywkach reprezentacyjnych, jak i klubowych. Wejście do EuroCupu London Lions ma raczej więcej motywów marketingowych niż sportowych. Nie zmienia to faktu, że wicemistrz ligi BBL traktuje poważnie debiut w drugich najlepszych klubowych rozgrywkach Europy.
Można podejrzewać, że podstawowa piątka ekipy Ryana Schmidta będzie się składać z nowych zawodników. W oczy szczególnie rzucają się trzy nazwiska – Vojtecha Hrubana, Kosty Koufosa i Sama Dekkera. Pierwszy przez ostatnie dziesięć lat stanowił o sile czeskiego Nymburka, z którym w 2020 roku dotarł do ćwierćfinału BCL, samemu otrzymując wyróżnienie do najlepszej piątki sezonu. Drugi to weteran NBA (przeszło 700 spotkań), który przeważnie za oceanem pełnił funkcję rezerwowego centra. O Dekkerze swego czasu mówiło się jako o talencie. Trafił do NBA z 19. numerem draftu 2015, ale jego przygoda z amerykańsko-kandyjskimi rozgrywkami była sporym rozczarowaniem. Poza epizodem w Raptors, od trzech lat rywalizuje na europejskich parkietach.
Wynik w poprzednim sezonie: 1/8 finału (porażka z Valencią)
O Hamburgu w ubiegłym roku pisaliśmy jako o młodej ekipie, którą w przeszłości prowadził były selekcjoner reprezentacji Polski, Mike Taylor. Teraz można nazywać ich ustabilizowaną marką w Bundeslidze i w europejskich pucharach. Drużynie Towers brakuje jednak wyników. W ubiegłym sezonie, po raz drugi z rzędu zakończyli zmagania w niemieckiej lidze na etapie ćwierćfinału. W ubiegłorocznym EuroCupie Śląsk i Hamburg wygrali bezpośrednie starcia przed własną publicznością.
Do niedawna w Hamburgu rozwijał się Justus Hollatz. Teraz Towers postawili na innego młodego obrońcę, Żigę Samara, który trafił na północ Niemiec w ramach wypożyczenia z Alby Berlin. Inne ciekawe postaci warte uwagi to Kendale McCullum i Yoeli Childs. Obaj to Amerykanie z doświadczeniem gry w Bundeslidze. Po dwóch meczach niemieckich rozgrywek, to oni przodują w zespołowej klasyfikacji najlepszych strzelców.
Wynik w poprzednim sezonie: debiutant
Paris Basketball to obok London Lions kolejna drużyna debiutująca w EuroCupie. W jej przypadku również trudno mówić o tym, że udział zawdzięczają wynikom sportowym. Organizacja założona przez Davida Kahna (byłego prezydenta Timberwolves) w 2018 roku zaliczyła słaby debiutancki sezon w Pro A. Na osiemnaście ekip zajęła piętnaste miejsce. Mimo to, dla organizatorów rozgrywek stolica Francji jest atrakcyjną lokalizacją. Paris Basketball niejako „zastępuje” lokalnych krajanów, Metropolitans 92, którzy występowali w ubiegłym sezonie.
Za organizację gry i zdobywanie punktów we francuskiej drużynie odpowiadają głównie Amerykanie. Na obwodzie często zobaczymy Kyle’a Allmana Jr. i Tyrona Wallace’a. Ten drugi przez ostatnie lata manewrował pomiędzy NBA (114 spotkań) a G League. Dopiero teraz po raz pierwszy zawitał na Stary Kontynent. Klub prowadzony przez Willa Weavera może pochwalić się także mistrzem NBA. Axel Toupane był członkiem mistrzowskiej ekipy Milwaukee Bucks z ubiegłego roku. Choć zagrał tylko w 12 spotkaniach, to wedle zasad może uważać się za mistrza ligi.
Wynik w poprzednim sezonie: 10. miejsce w grupie B (brak awansu)
Zespół z Patras, trzeciego największego miasta Grecji, był jednym z trzech pechowców ubiegłego sezonu, dla których zabawa w EuroCupie skończyła się po fazie grupowej. Trzeba jednak przyznać, że ich grupa stała na wyższym poziomie sportowym niż grupa Śląska. Wynik czterech zwycięstw dałby awans do play-off, gdyby Grecy występowali w grupie A.
W składzie brązowych medalistów Greek Basket League znajdziemy głównie rodzimych zawodników oraz Amerykanów. Przeważnie są to postacie ograne w profesjonalnym baskecie. Joe Young rywalizował w Pacers i chińskiej lidze. Trevis Simpson zwiedził wiele państw od Filipiny po Francję. Z kolei Litwin Arnoldas Kulboka uchodził za ciekawy litewski prospekt. W ostatnim sezonie rozegrał dwa spotkania dla Charlote Hornets.
Wynik w poprzednim sezonie: 1/8 finału (porażka z Cedevitą Olimpiją Lublana)
W ubiegłym sezonie Turk Telekom wygrał ze Śląskiem u siebie. Polacy odwdzięczyli się kilka miesięcy później tym samym. Bilans 8-8 z ubiegłorocznej fazy grupowej zdaje się mówić, że Turcy byli solidną ekipą. W lidze tureckiej radzili sobie jednak słabiej. Zajęli jedenaste miejsce, które nie gwarantowało udziału w play-offach. Słabe wyniki wymusiły zmianę trenera. Nowym szkoleniowcem został Erdem Can, który w ubiegłym sezonie asystował Quinowi Snydedrowi w Utah Jazz.
Tony Taylor, Tyrique Jones i Jerian Grant – warto zwrócić uwagę na tę trójkę. Taylora mogą znać kibice Energa Basket Ligi. Rozgrywający w latach 2013-2015 występował w Turowie Zgorzelec. Pozostała dwójka spędziła ostatni sezon w Serie A. Jones był najlepiej zbierającym koszykarzem w barwach Pesaro, a Grant (nr 19 draftu NBA 2015) zdobył tytuł z Olimpią Mediolan.
Wynik w poprzednim sezonie: 9. miejsce w grupie A (brak awansu)
Wskutek zawieszenia Lokomotiwu Kubań Krasondar, z ubiegłorocznej grupy A nie wyszedł tylko jeden zespół. Padło akurat na Trento, które zakończyło zmagania tuż za Śląskiem. Oba kluby wygrały ze sobą bezpośrednie mecze rozgrywane na własnym parkiecie. Jeśli chodzi o zmagania ligowe drużyny z północy Włoch, to mamy do czynienia z podobną sytuacją co w Turk Telekom czy Paris Basketball. Drużyna z Trydentu finiszowała w ubiegłych rozgrywkach LBA na 13. miejscu, wygrywając 11 z 30 spotkań.
Skład Trento względem ubiegłego sezonu nie porywa. Ciekawymi wzmocnieniami wydają się Andrejs Grazulis i Matteo Spagnolo. Pierwszy trafił z Triestu i od razu dobrze wszedł do nowego klubu. Drugiego uważa się za wielki talent włoskiego basketu. Wychowanek sekcji juniorskich Realu Madryt kilka miesięcy temu został wybrany z 50. numerem w drafcie NBA przez Timberwolves. „Królewscy” po raz drugi wypożyczają go do włoskiego klubu. Tym razem trafiło na Trento.
Wynik w poprzednim sezonie: 1/8 finału (porażka z MoraBanc Andora)
Budućnost to krajowa potęga, która u siebie wygrywa wszystko, a i na ogólnym bałkańskim podwórku spisuje się całkiem dobrze. W ostatnim sezonie ABA League zespół ze stolicy Czarnogóry dotarł do półfinału, ulegając Partizanowi Belgrad. Jeszcze niedawno widziano ich nawet w Eurolidze, gdzie jednak nic wielkiego nie zwojowali. Do obecnego sezonu klub przystąpił z nowym trenerem – Vladą Jovanoviciem, który do niedawna odpowiadał za wyniki Mega Basketu Belgrad.
W Podgoricy znajdziemy przekrój graczy. Są wychowankowie (Igor Drobnjak), zawodnicy, którzy niedawno ocierali się o NBA (Cameron, Reynolds, Phil Booth) czy weterani europejskich rozgrywek (Aaron White, Alpha Kaba). Budućnost można upatrywać w kategorii bardzo groźnego rywala.
Wynik w poprzednim sezonie: 1/4 finału (porażka MoraBanc Andora)
Gran Canaria była jedną z rewelacji poprzedniego EuroCupu… do czasu. W playoffach najpierw odprawili Śląsk, lecz później nieoczekiwanie przegrali z MoraBanc Andora. W lidze ACB nie zabłysnęli. Z ośmym miejscem po fazie zasadniczej, trafili na liderów z Barcelony. Szybkie 2:0 w serii i klub z pięknej wyspy zakończył zmagania. Szczęśliwie drużyna odgryzła się „Dumie Katalonii” już na początku obecnych rozgrywek, wygrywając w pierwszej kolejce 88:85.
Spośród wszystkich rywali, ten wydaje się najbardziej polski. Dlaczego? W składzie znajduje się dwóch reprezentantów Polski biorących udział w EuroBaskecie – A.J Slaughter i Aleksander Balcerowski. W zespole Jaki Lakovicia (dawnego kapitana reprezentacji Słowenii) znajdziemy także między innymi Johna Shurnę i Andrew Albicy’ego – dwóch zawodników ze sporym doświadczeniem międzynarodowym.
Wynik w poprzednim sezonie: nie grali w EuroCupie
Gdyby sugerować się podziałem na koszyki, Hapoel wydaje się najtrudniejszym rywalem w całej grupie. Oni i Hiszpanie z Badalony znaleźli się w gronie dwóch najwyżej rozstawionych ekip EuroCupu. Zespół z Tel Awiwu ostatni sezon ligowy nieoczekiwanie zakończył na etapie półfinału. Pogromcą okazał się Hapoel Holon, grupowy rywal Legii w Basketball Champions League.
Skład zespołu Danny’ego Franco nie wydaje się potężny. Owszem są w nim ograne nazwiska jak James Young (nr 17 draftu NBA 2014) czy Chris Horton (wybrany do najlepszej piątki francuskiej LNB w ostatnim sezonie), ale nie jest to zespół, który na papierze dysponowałby przewagą nad innymi rywalami. Z pewnością będzie jednak liczyć się w walce o zwycięstwo w grupie, a do meczu ze Śląskiem przystąpią w roli faworyta.
Komentarze 0