Pięściarska jesień zaczęła się od sensacji i porażki Anthony’ego Joshuy w starciu z Ołeksandrem Usykiem, jednak to nie koniec emocji w wadze ciężkiej. W ringu po raz trzeci o mistrzostwo federacji WBC zawalczą Tyson Fury i Deontay Wilder, a to oznacza, że królewska kategoria znów dostarczy nam potężnych grzmotów. Również poza ringiem, biorąc pod uwagę barwne charaktery obydwu panów.
Jeszcze niedawno Fury miał walczyć z Joshuą w pojedynku gigantów brytyjskiego boksu, jednak plany pozmieniały federacje wystawiając obydwu pięściarzom obowiązkowych pretendentów. Joshua ze swoim przegrał, co już stawia pod znakiem zapytania ewentualne pojedynki obu panów, a Fury, mimo że Wildera do końca nie można skreślać, będzie wyraźnym faworytem ich trzeciego starcia.
Trylogia pomiędzy Furym a Wilderem może nie wydawać się najciekawszą z możliwych opcji, szczególnie dla tych fanów, którzy uważają, że Brytyjczyk wygrał obie walki (remis był oficjalnym, choć kontrowersyjnym wynikiem pierwszej). Jednak zarówno „Król Cyganów”, jak i „The Bronze Bomber” sprawiają, że kompletnie nie można się z nimi nudzić.
UNDERDOG
Zresztą, czy z Furym jest to w ogóle możliwe? Pochodzi z koczowniczego plemienia „Irish Traveller”, nazwany na cześć – a jakżeby inaczej – Mike’a Tysona, bo rodzina w zasadzie w całości związana jest z boksem. Ojciec John to były zawodowy bokser, który walczył też na gołe pięści. Walczyli, a potem trenowali również wujkowie. Przyrodni brat Tysona, Tommy, ma raptem 22 lata, bilans 5-0 i… występ w „Love Island” na koncie. Kuzyn Hughie walczył nawet o mistrzostwo świata, a jeszcze inny kuzyn, Andy Lee, tym mistrzem świata w wadze średniej został.
Tyson z całej tej rozrywkowej i głośnej ferajny wyrósł na największego i najbardziej wygadanego i za to fani kochają go najbardziej. W odróżnieniu od części swojej rodziny (m.in. wujka i ojca, który trafił do więzienia za… wyłupienie oka swojemu wieloletniemu wrogowi) nie miał problemów z prawem i to na pewno pomogło mu w karierze bokserskiej.
Historię znamy. Nie miał najlepszej kariery amatorskiej, nie udało mu się pojechać na igrzyska olimpijskie i nie był złotym dzieckiem brytyjskiego boksu, tak jak mistrz olimpijski Joshua. Nie wyglądał jak z żurnala, bo jak sam mówi, jest „po prostu grubym Cyganem” i tak już pozostanie. Przed walką z Władimirem Kliczko stwierdził, że jest zawodowcem raptem od pięciu walk, bo wcześniej był tylko tłustą świnią, która uganiała się za kobietami i nadużywała alkoholu. A jak już Kliczkę pokonał, przyszedł najciemniejszy moment w jego życiu.
POWRÓT
Depresja. Czas, w którym jeszcze bardziej zanurzył się w alkoholu i narkotykach, w ogóle nie trenował, przytył kilkadziesiąt kilo i – jak sam przyznaje – wielokrotnie myślał o śmierci, podejmując nawet próby w tym kierunku. Niezwykle barwny charakter Fury’ego nabrał mocno mrocznego wymiaru, przez co nie wychodził do ringu bardzo długo. W końcu, po 2,5 roku i chwili batalii z brytyjskim związkiem o licencję, powrócił i szybko podpisał kontrakt na pierwszą walkę z Wilderem.
Co ciekawe Wilder sam jest człowiekiem, który na studiach zmagał się z depresją do tego stopnia, że rozmyślał o strzeleniu sobie w głowę. To może być więc jedyny temat, w którym panowie nie będą sobie wzajemnie dokuczać, bo poza tym robią to regularnie i w każdej sprawie.
Wilder do momentu pierwszego pojedynku z Furym był oczywiście mistrzem świata, jednak wydawać by się mogło, że wszystko szło wyjątkowo gładko i… niezbyt trudno. Bardzo długo w przypadku Amerykanina trwało nabijanie rankingów, sam pas WBC musiał odebrać nie Kliczkom czy którejś z brytyjskich gwiazd, a Bermane’owi Stiverne’owi, a potem bronił go z zawodnikami pokroju Johanna Duhaupasa czy nawet Artura Szpilki, który otrzymał bardzo ciężki nokaut. Fury miał być pierwszym wyzwaniem Wildera z najwyższej półki.
Pierwsze wyzwanie zakończyło się bardzo kontrowersyjnym remisem. Obaj pięściarze twierdzili, że wygrali, jednak eksperci i kibice skłaniali się bardzo mocno w stronę Fury’ego. Tego samego Fury’ego, który miał niezwykle długą przerwę i problemy z powrotem do formy, a także leżał w tej walce na deskach. To musiało zakończyć się rewanżem.
Rewanż nastąpił i wątpliwości już nie było, bo Fury Wildera znokautował. Amerykanin po tym pojedynku mocno stracił w oczach wielu swoich fanów i to wcale nie przez postawę w ringu. Chodzi o liczbę wymówek, jakie zdążył wymyślić od momentu nokautu. Najpierw zrzucił winę na swój strój wyjściowy do ringu, mający ważyć nawet do 20 kilogramów i niezwykle mu przeszkadzać. Potem z kolei zaczął podejrzewać Fury’ego o włożenie sobie twardych wkładek do rękawic i twierdzić, że przecież tak łatwo nie dałby się znokautować i coś za tym musi stać.
„Bomberowi” zaczęło chyba trochę odbijać ze względu na fakt, że nie miał żadnych argumentów w kolejnych dyskusjach z „Królem Cyganów”, który każdy przytyk mógł wyjaśnić nokautem w trakcie ich drugiego pojedynku, nazywaniem go „małym, znokautowanym bankrutem” i wieloma innymi określeniami, które kompletnie nie pasują, by je cytować.
TRYLOGIA
Pierwotnie walka miała odbyć się w lipcu, ale Fury wraz ze swoim obozem miał pozytywne wyniki testów na koronawirusa. Wilder już i na to ma swoje wytłumaczenie twierdząc, że starcie zostało przełożone, bo Fury jest bez formy i został potężnie znokautowany na jednym ze sparingów. Nokautującym miał być młody Jared Anderson i mimo tego że sam Anderson zaprzecza i mówi, że wina faktycznie leży po stronie koronawirusa, to Wilder i jego sztab wciąż twierdzą co innego. Żeby dziwactwom tego podejścia nie było końca, Deontay ma ponoć ponownie przygotowywany strój wyjściowy i… ponownie robią go ci sami ludzie, którzy zostali obwinieni za porażkę w walce numer dwa. Trudno więc uwierzyć w to, co mówi sam Wilder.
Co jednak jeśli ma rację i Fury faktycznie nie jest w najlepszej formie? To już kwestia, którą rozstrzygnie ich trzecie starcie. Będą emocje, będą grzmoty, będą najlepsi „ciężcy” na świecie i ktoś, kto na szczyt królewskiej kategorii powróci lub się na nim utrzyma. Panowie, wychodźcie już do tego ringu!