Zapowiadało się na sezonową sensację, tymczasem Arctic Monkeys to jedyny zespół z fali new rock revolution, który do tej pory utrzymał się na topie.
To nie są słowa rzucone na wiatr. Gdzie dzisiaj są Bloc Party, Interpol, Franz Ferdinand czy The Kooks? Od biedy jakoś trzymają się The Strokes, choć najmodniejszy zespół pierwszej połowy 00's to już bardziej rockowe muzeum. Tymczasem Arctic Monkeys nadal interesują ludzi, wciąż są headlinerami wielkich festiwali, chociaż trzeba tu od razu powiedzieć, że w ich niemal 20-letniej karierze sukcesy przeplatały się z porażkami. To nie Kanye West, który elektryzował przy każdej kolejnej płycie. Ale mogą za to o sobie powiedzieć, że są jednym z ostatnich zespołów gitarowych, które są ważne także dla najmłodszego, wychowanego tylko na rapie i popie pokolenia słuchaczy.
Byli bandą nastolatków z Sheffield, położonego w północnej części Wielkiej Brytanii półmilionowego, robotniczego miasta z zaskakująco sporymi tradycjami muzycznymi; to stamtąd pochodzą też Joe Cocker i formacje Pulp oraz Moloko. Wokalista Alex Turner i bębniarz Matt Helders to przyjaciele od dziecka, gitarzysta Jamie Cook doszedł w pierwszym roku działalności (2002), jedynie aktualny gitarzysta Nick O'Malley zastąpił Andy'ego Nicholsona już po pierwszych sukcesach formacji. I teraz tak - dość powszechną opinią jest ta, wedle której Arctic Monkeys wybili się dzięki profilowi na MySpace. To nie do końca prawda. Oczywiście - byli jednym z pierwszych zespołów, które cieszyły się dużą popularnością na tym serwisie; przez moment bardziej rozpoznawalnym od nich userem był chyba tylko słynny MySpace Tom. Ale Arctic Monkeys mozolnie budowali sobie drogę do sławy przez cztery lata, nim w końcu światło dzienne ujrzał ich słynny debiut. Grali koncerty, dystrybuowali demówki, wbijali się do rozgłośni radiowych. Trafili idealnie w tempo, bo byli młodym, hałaśliwym i dobrze wyglądającym bandem, który wskoczył na kręcącą się coraz szybciej indierockową karuzelę. A w połowie 00's to właśnie nowe, gitarowe kapele z USA i Wielkiej Brytanii były na językach. Słuchali ich zwłaszcza młodzi z wielkich miast, znudzeni wiecznym wałkowaniem rockowych klasyków i nie odnajdujący się w rapie, popie czy elektronice.

Jeszcze w maju 2005 roku Arctic Monkeys wydali ep-kę Five Minutes With Arctic Monkeys, dystrybuowaną w ledwie 500 egzemplarzach. Ale sieciowy fejm rósł w zastaszającym tempie. Trafili na iTunes, pojawili się na mniejszych scenach wielkich letnich festiwali, gdzie przyciągnęli tłumy - wszyscy chcieli wiedzieć, co to za jedni ci Arctic Monkeys, skoro tyle się o nich mówi. Jesienią tego samego roku podpisali z EMI deal opiewający na milion funtów. Jeden z dwóch - ten drugi to umowa na dystrybucję w USA z Epic Records, za trochę mniej, bo 725 000 funtów. Debiutancki singiel I Bet You Look Good On The Dancefloor w październiku momentalnie trafił na pierwsze miejsce brytyjskiej listy przebojów, a chwilę potem to samo stało się z When The Sun Goes Down. Wtedy było już pewne, że następny rok będzie należeć do tych ludzi. I tak się stało - wydany 23 stycznia 2006 roku krążek Whatever People Say I Am, That's What I'm Not tylko w Wielkiej Brytanii - i tylko w pierwszym tygodniu - rozszedł się w blisko 370 000 egzemplarzy. To najszybciej sprzedający się debiut w historii UK. Pokonali wszystkich, łącznie z The Beatles czy Adele.

Skąd ten sukces? Kawałków Arctic Monkeys słuchało się tak, jak czyta się szczere opowiadania o młodych ludziach, pełne nieudanych związków, melanży, słuchania płyt i zwykłego, trochę nudnego życia. Dlatego ludzie odkryli w nich głosy swojego pokolenia. Prosta muzyka, proste teksty, ale z zaraźliwymi refrenami i mocno przebojowe. Przed nimi to samo robił Mike Skinner z The Streets, ale na dużo mniejszą skalę. Druga sprawa - muzyka. Czerpiąca tyle z klasyków pokroju The Kinks, ile z britpopu spod znaku Blur i Oasis. Dlatego Arctic Monkeys w Anglii słuchali wszyscy, niezależnie od pokolenia.
Wydany rok później krążek Favourite Worst Nightmare był równie dobry i tylko trochę mniej popularny (900 000 sprzedanych egzemplarzy w UK przy 1 500 000 debiutu). Ale już Humbug (2009) i Suck It And See (2011) cieszyły się mniejszym zainteresowaniem, a współpracujący z Joshem Homme (Queens Of The Stone Age) muzycy eksperymentowali ze stoner rockiem i psychodelicznym popem. Ogromnym sukcesem okazał się za to korzennie rockowy AM (2013) z hitowymi R U Mine i Do I Wanna Know na singlach. To także przypływ drugiej fali popularności i drugiej fali nowych fanów Turnera z kolegami. Mogliśmy się o tym przekonać podczas ich świetnego koncertu na Open'erze 2013. Zresztą chyba nikt tak często nie był headlinerem gdyńskiej imprezy, jak właśnie Arctic Monkeys, którzy grali tam w 2009, 2013 i 2018.
To dobry dzień, żeby wrócić do płyty, od której wszystko się zaczęło.
