Gdy ostatni raz przegrały mecz, koronawirus był znany głównie naukowcom i wąskiej grupie osób. Imoco Conegliano od grudnia 2019 roku pokonuje każdą przeszkodę, która staje im na drodze. Seria zwycięstw stała się tak wielka, że od kilku dni wyczyn zespołu z okolic Wenecji jest wpisany do Księgi Rekordów Guinessa. Spory kamyk do osiągnięcia dorzuciła Joanna Wołosz, polska rozgrywająca grająca w zespole od czterech lat.
Zespół Daniele Santarellego pokonując w dziesiątej kolejce Serie A Trentino 3:0 pobił rekord zwycięstw z rzędu należący do Vakifbanku Stambuł. Turczynki prowadzone przez Giovanniego Guidettiego (pracuje z tym zespołem od 2008 roku do dziś) nie miały sobie równych od 23 października 2012 roku do 25 stycznia 2014 roku. Daje to serię 73 spotkań bez porażki. Cztery z nich drużyna „nabiła” sobie na polskim Atomie Sopot.
Włoski klub poszedł przynajmniej o krok dalej. Wygrał po raz 74. Wcześniej, wyrównując osiągnięcie Vakifbanku, przebiły 34-letni rekord Teodory Rawenny, jeśli chodzi o serię zwycięstw w lidze włoskiej (72). Co więcej, do momentu publikacji tekstu, „Pantery” dorzuciły kolejny triumf, tym razem nad Zok Ub w Lidze Mistrzyń.
DEKADY BIEDY I NICOŚCI
W 2012 roku Vakifbank rozpoczynał wielki marsz po rekord. Conegliano w tym samym czasie grało pierwszy sezon w Serie A. Przynajmniej oficjalnie. Według papierów Imoco powstało w marcu tego samego roku. Klub był jednak następcą Spes Volley, innego zespołu z tego samego miasta. Spes istniał z przerwą przez 40 lat, jednak odniósł żadnego sukcesu. W latach 80. w szczycie formy siatkarkom udało się awansować na zaplecze Serie A, ale klub zrezygnował z udziału, by po chwili upaść.
Do Conegliano żeński volley wrócił po roku, ale przez piętnaście lat Spes walczył w amatorskich i pół-profesjonalnych rozgrywkach w niższych szczeblach rozgrywkowych. Małym przełomem był awans do Serie A2 i wygrana Pucharu Włoch Serie B w 2005 roku. Następny kamień milowy stanowił awans do elity trzy lata później. W niej jednak „Pantery” za długo nie pograły i za dużo nie zdziałały. Skończyło się na trzech sezonach, przy czym ostatni był zasługą wykupienia miejsca od Giannino Pieralisi Volley.
Po siódmym miejscu (dającym udział w play-offach) w sezonie 2010/2011 Conegliano podeszło do następnego, ale go nie dograło. Całą organizację trapiły wówczas poważne kłopoty finansowe. W grudniu członkowie zespołu poinformowali media o potężnych zaległościach. Według informacji z przesłanego listu, od początku kampanii otrzymali tylko połowę wynagrodzenia za jeden miesiąc. Pomimo usilnych prób ratunku, w pierwszych dniach nowego roku prezes Giovanni Lucchetta oficjalnie wycofał zespół z rozgrywek.
ZADZIWIAJĄCA REWELACJA
Nowy-stary twór pod nazwą Imoco Volley powstał zaledwie dwa miesiące po upadku Spesu. Kilka miesięcy później od razu wkroczył do rywalizacji w Serie A, po tym jak odkupił licencję od Parmy. W roli trenera obsadzono Marco Gaspariego, który wcześniej pełnił funkcję drugiego szkoleniowca za czasów „starego Conegliano”.
Niespodziewanie dla żeńskiej siatkówki we Włoszech, Imoco bardzo dobrze i szybko odnalazło się w elicie. Po piątym miejscu w fazie zasadniczej żółto-niebieski zespół był rewelacją play-offów. Dotarł aż do finału ligi, gdzie po czteromeczowej rywalizacji zwycięsko wyszły zawodniczki Riveru Piacenza. Dla Imoco to i tak stanowiło niebywały sukces. W historii Serie A tylko dwóm ekipom oprócz nich udało się w premierowym sezonie dotrzeć do finału. Wart wspomnienia jest fakt, że zawodniczką Conegliano w premierowej kampanii była Zuzanna Efimienko. Polka początkowo dostała wiele szans na grę, ale późniejsza kontuzja kostki spowodowała przerwę, po której nie wróciła już do składu. Obecna zawodniczka E.Leclerc MOYA Radomki Radom odeszła z zespołu w marcu 2013 roku.
Po efekcie wow nadeszły sezony gry w czołówce oraz występy w Lidze Mistrzyń. Imoco docierało do półfinałów Serie A, Pucharu Włoch, a nawet do ćwierćfinału Pucharu CEV (2014/2015). Przełomowym punktem w kontekście zdobycia trofeów (a nie tylko samej o walki o nie) okazało się zakontraktowanie Davide Mazzantiego. Obecny selekcjoner reprezentacji Italii miał wówczas niecałe 40 lat. Tuż przed przyjściem do Conegliano zdobył scudetto z Pomi Cassalamaggiore, w którym za rozegranie odpowiadała Katarzyna Skorupa.
Włoch ściągnął obecną rozgrywającą Radomki rok po przybyciu do „Panter”. Wcześniej osiągnął z nimi premierowy, wielki sukces. Po pierwszym miejscu w fazie zasadniczej (z przewagą zaledwie dwóch oczek nad byłym klubem), Mazzanti poprowadził ekipę do pierwszego mistrzostwa. W jego uwczesnym składzie można dostrzec nazwiska dobrze znane fanom Ligi Siatkówki Kobiet. Obok Sereny Ortolani (notabene żony szkoleniowca) za grę w ataku odpowiadała obecna kapitan Chemika Police, Jovana Brakocević.
W następnej kampanii rozpoczętej triumfem w Superpucharze oprócz Skorupy żółto-niebieską koszulkę przywdziewała także kolejna Polka, Berenika Tomsia. Po latach o obu Polkach w miłych słowach wypowiadał się Daniele Santarelli, ówczesny asystent Mazzantiego.
– To, co jest u niej (u Skorupy – przyp. M.W) świetne, to głowa – ma fenomenalną inteligencję. Praca z Kasią przez dwa sezony była wielkim zaszczytem. Berenika to z kolei inny rodzaj talentu. Pamiętam ją jeszcze z Pesaro. Świetnie grała jako środkowa, później zmieniła pozycję. To świetna osoba. Trochę zabrakło jej szczęścia gdy trafiła do Conegliano, bo nie szło jej tu najlepiej – mówił Santarelli.
W ostatnim sezonie pracy obecnego trenera mistrzyń Europy Imoco grało prawie tak samo dobrze jak sezon wcześniej. Zespół wygrał Puchar Włoch i dotarł aż do finału Ligi Mistrzyń. Na ich nieszczęście w ostatnim meczu europejskiego pucharu bez problemu górą był Vakifbank. Pechowo potoczyły się losy klubu także w Serie A. Choć do play-offów podchodziły w roli wielkich faworytek (dziesięć punktów przewagi nad drugim zespołem), to dość nieoczekiwanie w półfinale odprawił ich River Piacenza.
OKUPACJA TRONU
Po dobrym, lecz – patrząc przez pryzmat ambicji klubu – nie bardzo dobrym roku, Mazzanti skorzystał z oferty pracy w kadrze. Na swojego następcę namaścił Santarellego. – Nasza współpraca na linii pierwszy-drugi trener dobiega końca. Dani, uważam, że jesteś już gotowy, by samodzielnie poprawić zespół. Wiem, że jesteś w stanie osiągnąć wiele – przedstawiał rozmowę dwóch przyjaciół młodszy z duetu. Nowy szkoleniowiec rozpoczął pracę od zmiany rozgrywającej.
Jedną Polkę zastąpił drugą. Skorupa odeszła do Novary, a z Polic dołączyła Joanna Wołosz. Premierowy sezon za sterami „Panter”, Santarelli zakończył jako mistrz Włoch. Conegliano nie dominowało tak jak wcześniej w fazie zasadniczej. Co innego w play-offach. Tutaj ekipa włączyła piąty bieg. Z dziewięciu spotkań (1/4, 1/2 i finał) tylko w jednym Conegliano poniosło porażkę. Także tylko w jednym do rozstrzygnięcia potrzebny był tie-break. Oba przypadki są związane z ostatnią serią o trofeum przeciwko Novarze. Pomyślna walka o scudetto złączyła się z trzecim miejscem w Lidze mistrzów i kolejnym finałem Pucharu Italii. Zdobyty tytuł najlepszej drużyny Włoch, Imoco trzyma do dziś. Od tamtej pory żadna z ekip nie odebrała żółto-niebieskim mistrzostwa.
Conegliano miało już w dorobku wszystkie krajowe trofea. Cały czas brakowało tego najbardziej prestiżowego, międzynarodowego. W 2017 roku marzenia zniszczył w finale Vakifbank. Dwa lata później drużyna dostała drugą szansę, lecz powonie skończyło się na drugim miejscu. W Berlinie doszło do włoskiego finału LM pomiędzy Novarą a Conegliano, wygranego przez zespół Massimo Barboliniego.
Wiele wskazuje na to, że o wielkiej potędze Imoco rozmawialibyśmy rok wcześniej. W sezon 2019/20 Conegliano wchodziło z nowym, wielkim nabytkiem, Paolą Egonu. Urodzona w 1998 roku atakująca przeszła z klubu, który dopiero co pokonał jej nowego pracodawcę w finale europejskich pucharów. Już wtedy mogła poszczycić się dwoma pucharami i superpucharami Włoch, wicemistrzostwem świata, a także wieloma osiągnięciami indywidualnymi. Reprezentantkę Italii o nigeryjskich korzeniach od dawna porównywano do jednej z największych legend tamtejszej siatkówki, a zarazem koleżanki z Novary, Francescy Piccinini. Sama mentorka później, gdy finalnie pożegna się z grą, przyzna, że jej następczyni należy upatrywać właśnie w Egonu.
Mając świetną atakującą, a także Miriam Syllę, Monicę de Gennaro, Kimberly Hill, Robin de Kruijf czy Wołosz, Imoco już dwa lata temu rozpoczęło sianie postrachu wśród rywalek. W grudniu zespół doznał pierwszej w sezonie, a ostatniej do dziś porażki przegrywając po tie-breaku z Perugią. Do momentu zawieszenia ligi, wygrały wszystko, co się da – puchar i superpuchar, a także Klubowe Mistrostwo Świata. Występ w międzynarodowym turnieju to zasługa dzikiej karty przyznanej przez FIVB. Imoco awansowało także do półfinału Ligi Mistrzyń. Wybuch pandemii spowodował zawieszenie, a następnie anulowanie europejskich pucharów.
To, czego nie udało się zrobić we wcześniejszym sezonie, uzyskano w następnym. Jako że już wtedy rosła seria zwycięstw Imoco, nie trzeba za dużo pisać o tym, że zespół zawsze wychodził ze starć zwycięsko. Najważniejszym celem był jednak upgraniona Liga Mistrzyń. Do finału w Weronie Conegliano podchodziło jako faworyt, ale naprzeciw siebie drużyna Joanny Wołosz miała Vakifbank – drużynę, która już raz zabrała im marzenia o pucharze. Tym razem, choć nie bez walki, górą były Włoszki. Gdy reprezentantka Polski wznosiła trofeum jej rodacy z Kędzierzyna przygotowywali się do finału z Trentino. Czas pokazał, że dla biało-czerwonych sympatyków noc w mieście Romea i Julii była podwójnie udana.
REKORDOWA ULGA
– Jestem zmęczona codziennym mówieniem o rekordzie. Mam nadzieję, że wygramy mecz i skończy się ten temat. Od ponad pół roku cały czas ten licznik bił i ludzie zaczęli na to patrzeć. Mówili nam: „brakuje wam jeszcze tylu zwycięstw” – opowiadała niedawno Polsatowi Sport Wołosz.
W podobnym tonie o ciążącej serii w rozmowie z newonce.sport wypowiadał się Santarelli. Jak przyznał, temat trwającej serii przybrał na sile przy okazji ubiegłosezonowego Pucharu Włoch. Dziennikarze liczyli zwycięstwa i na każdym rogu wypominali mu i reszcie składu osiągnięcie Turczynek. W ostatnich tygodniach sympatycy volleya byli świadkami istnej kumulacji. Każde zwycięstwo było od razu ogłaszane w większości sportowych mediów. W końcu nastąpił także wspomniany mecz z Trentino i mała celebracja przejścia do historii.
– Nie zamierzam kreować zespołu na wszechpotężnego. Jestem w pełni świadomy, że porażka w końcu nastąpi. Kiedy? Tego nie wiem. Wiem, że ona może przyjść, ale z drugiej strony moim zadaniem jest zrobienie wszystkiego, by nadeszła jak najpóźniej – twierdził kilka miesięcy temu Santarelli.
Dziś Conegliano może poszczycić się 75 zwycięstwami z rzędu. Oczywiście każdy zwraca uwagę na wygrane. Warto jednak przyjrzeć się również kwestii motywacji i zgrania. Od blisko dwóch lat zespół nie traci koncentracji w spotkaniach, niezależnie od tego czy gra z ligowym słabeuszem, czy wielkimi tureckimi markami. Szkoleniowiec opowiadał, że czasem trudniej grało się z ekipami teoretycznie słabszymi, bo nie miały nic do stracenia.
Z pewnością wielkim handicapem jest fakt, że od czasu pandemicznego sezonu, w zespole nie doszło do wielkich roszad. Ze składu, który pamięta ostatnią porażkę, w żółto-niebieskiej koszulce możemy dziś oglądać aż siedem zawodniczek (Egonu, Sylla, Wołosz, Gennari, De Gennaro, Folie, de Kruijf). Na realia siatkówki, gdzie powszechną praktyką są wielkie przemeblowania co rok, to ogromny komfort dla szkoleniowca.
O Santarellim głośno jest ostatnio także w kontekście pracy z polską kadrą. Przyznał, że zgłosił swoją kandydaturę. Poprzez pracę w Imoco jego nazwisko jest stawiane w gronie najlepszych specjalistów świata. Między innymi dzięki niemu sam klub też stał się globalną marką. Czasy, gdy o Conegliano mówiło się tylko i wyłącznie w kontekście miejsca urodzenia Alessandro Del Piero już dawno minęły.