Jedno jądro, dwa zwycięstwa z rakiem. Jak pokonać nowotwór i pojechać na Euro

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Obrońca reprezentacji Włoch
Giorgio Perottino - UEFA/UEFA via Getty Images

Antonio Conte, znany wojownik, szeptał mu do ucha, że jest twardzielem i że on sam nie miałby tyle siły, by walczyć. Kibice nazywali go “Supermanem” albo "Lwem". Gdy Francesco Acerbi krzyczał przerażony, że zaraz “utną mu jaja”, miał rację tylko połowicznie. Ucięli, ale tylko w sensie dosłownym.

- Zobaczysz, Andrea, teraz utną mi jaja. Czuję to — panikował. - Gościu, przestań. A nawet jeśli, przynajmniej będziemy mieli czym grać w piłkę — czarnym humorem rozładowywał atmosferę agent piłkarza. Obawy jego klienta nie były przenośnią. Miał bardzo realny powód, by się tego obawiać. Wkrótce miał w Mediolanie przejść operację wycięcia nowotworu, który znaleziono w jednym z jego jąder. Rutynowe badania, które przechodzą piłkarze na początku każdego obozu przygotowawczego, mają służyć kontrolowaniu poziomu zmęczenia i odpowiedniemu dozowaniu obciążeń. Ale Francesco Acerbiemu badanie krwi przeprowadzone na początku zgrupowania w Bormio być może uratowało życie.

WĄTPIĄCY OJCIEC

Środkowy obrońca miał 25 lat i właśnie przeszedł do beniaminka Serie A Sassuolo. Podpisał czteroletni kontrakt i planował wreszcie zadomowić się w najwyższej lidze. Tej, do której miał nigdy nie dotrzeć. Tak przynajmniej twierdził jego ojciec. - Chciałbym cię tam przed moją śmiercią zobaczyć, ale wiem, że nigdy do tego nie dojdzie — mówił synowi, który zmęczony ciągłymi kłótniami z ojcem w wieku szesnastu lat poważnie myślał o rzuceniu futbolu. Rzucił, ale kontraktem, który kilka lat później podpisał z Genoą, prosto przed oczy ojca, by dokładnie mógł zobaczyć, że powinien był bardziej w niego wierzyć. Długo nie było jednak ku temu poważniejszych powodów. W Brescii, w której grał jako junior, z niego zrezygnowano. Na lata utknął w IV-ligowej Pavii, a wypożyczenia do wyższych lig nie przyniosły mu nic dobrego, bo przez cały 2007 rok, jako 19-latek, zdołał rozegrać tylko jeden mecz ligowy. Raz wystąpił w reprezentacji do lat 20. I dopiero w wieku 22 lat wyrwał się z IV ligi, ale tylko do Serie B. Stamtąd dość szybko zdołał się przebić do Chievo Werona, a nawet zaliczyć epizod w Milanie, ale przechodząc do Sassuolo miał na koncie tylko 30 meczów w Serie A. Na kolejne musiał poczekać dłużej niż zakładał, szykując się do pierwszego sparingu podczas obozu.

WYMUSZONA AMPUTACJA

Dzień po rutynowych badaniach został wezwany do klubowego lekarza, by usłyszeć, że ma podejrzanie kiepskie wyniki krwi. Skierowano go na dalsze badania, które wykazały, że zachorował na raka jąder. Do Mediolanu wrócił szybciej, niż planował. Ale nie na San Siro, lecz do kliniki onkologicznej, gdzie przeprowadzono operację. To właśnie po niej, podczas wizyty lekarza, przypomniał sobie ponury żart swojego agenta. - Słuchaj, Francesco, mam ci coś ważnego do powiedzenia — zaczął lekarz. - Podczas operacji zdarza się często, że musi dojść do zmiany planów i chirurdzy muszą działać inaczej, niż planowali. Trochę jak trener, który dopasowuje taktykę do wydarzeń na boisku. Dlatego w trakcie operacji okazała się niezbędna amputacja jądra. Przykro mi, ale nie mieliśmy wyjścia — powiedział. - A co, jeśli będę chciał mieć dzieci? - Spokojnie, do tego jedno wystarczy. Są przecież piłkarze, którzy grają tylko jedną nogą — odparł lekarz.

KONTROLA ANTYDOPINGOWA

W takich sytuacjach powrót zawodnika na boisko zawsze jest wielkim wydarzeniem. Kibice oraz prasa określali nowego piłkarza Sassuolo “Supermanem”. Co ciekawe, jako że diagnozę postawiono zaraz na początku letnich przygotowań, Acerbi opuścił tylko dwie pierwsze kolejki sezonu. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Po niespełna pół roku regularnej gry kontrola antydopingowa wykazała u niego podwyższony wynik jednego z hormonów. Stosuje się go podczas kuracji antynowotworowej i podejrzewano, że stoper wciąż jest w trakcie leczenia, ale nie dopilnował formalności i nie zgłosił tego odpowiedniej komisji. Gdy zarzekał się, że nie przyjmuje już żadnych leków i jest całkowicie czysty, lekarze wiedzieli już, że problem jest głębszy. - Stężenie tego hormonu może być zwiększone także w sposób naturalny. Wtedy, gdy organizm sam walczy z nowotworem. Niestety, rak wrócił — przekazali mu.

DRUGA CHEMIOTERAPIA

Drugą chemioterapię odbywał w okolicach Sassuolo, dla podtrzymania się na duchu, czytając autobiografię Lance’a Armstronga i wciąż będąc blisko drużyny. - Często stałem przy linii bocznej boiska i oglądałem trenujących chłopaków. Wielokrotnie chodziłem z nimi na siłownię, by trochę poćwiczyć. Mniej po to, by utrzymać się w formie, a bardziej po to, by czuć, że żyję i wiedzieć, że nadal jestem piłkarzem. Niezależnie od tego, że choroba zabrała mi wiele miesięcy aktywności — opisywał w autobiografii “Tutto bene: la mia doppia vittoria sul tumore”. Tym razem na boisko nie wrócił już do końca sezonu. Ale po raz kolejny mógł ogłosić sukces: miał jedno jądro, ale za to dwa zwycięstwa z rakiem.

DOJRZAŁY WBREW NAZWISKU

W wieku 26 lat mógł wreszcie zacząć nową karierę i nowe życie. Startował z szóstej pozycji w hierarchii obrońców Sassuolo, ale błyskawicznie wywalczył sobie miejsce w składzie u trenera Eusebio Di Francesco. Sam uważa, że od wygranej walki z rakiem stał się lepszym piłkarzem, który przewartościował sobie wiele spraw. O ile wcześniej jego nazwisko zdradzało część osobowości, bo “acerbi” po włosku znaczy “niedojrzały”, o tyle od tego czasu kompletnie przestało do niego pasować. Rozegrał cztery pełne sezony w Sassuolo, w trzech ostatnich nie schodząc z boiska nawet na minutę i po kilku latach przerwy wrócił do reprezentacji, powołany przez Antonio Contego. - Jesteś prawdziwym twardzielem. Nie wiem, czy miałbym tyle sił, ile ty — powiedział mu selekcjoner, wpuszczając go na boisko w meczu z Albanią.

PEWNIAK MANCINIEGO

Acerbi dopiero się jednak rozkręcał. W 2018 roku przeniósł się do Lazio, w którym rozegrał trzy pełne sezony i wyrósł na czołowego stopera Serie A. Jako takiego Roberto Mancini zaczął go powoływać do reprezentacji regularnie, a nie jak jego poprzednicy, tylko sporadycznie. W ostatnich dwóch latach uzbierał czternaście występów, często wychodząc nawet w podstawowym składzie. Choć ma dopiero 33 lata i wydaje się wciąż iść w górę, już szykuje się do zostania trenerem i podkreśla, że stara się podpatrywać wszystko, co najlepsze, od fachowców, z którymi pracuje. Najbliższy miesiąc dostarczy mu kolejnych nowych doświadczeń, bo po raz pierwszy w karierze weźmie udział w wielkim turnieju. Na przekór ojcu. Na przekór chorobie. Na Euro nie musi nawet nigdzie jechać. Wszak mecz otwarcia odbędzie się na stadionie, który od trzech lat jest jego domem. Już w 2015 roku, wydając książkę, dedykował ją wszystkim walczącym z rakiem, chcąc im dać siłę, zainspirować do walki i pokazać, że można ją wygrać. Najlepszą historię znów napisało jednak życie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.