Jesteś idiotą i nie wiem, po co cię kupiłem. Dlaczego zawsze on? Mario Balotelli i opowieść, w której mieszają się futbol, cycki i smutek

Zobacz również:To twój czas, chłopaku. Piłkarze, dla których to może być przełomowy sezon Premier League
Mario-Balotelli-e1590669287802.jpg
Sam Bagnall/AMA/Corbis via Getty Images

Słowo „nieodpowiedzialność” zdecydowanie nie oddaje jego charakteru. Może bardziej – „nieobliczalność”. Mario Balotelli to ktoś więcej niż piłkarz. Na pewno jakiś stan umysłu, na który my, ziemianie, nie byliśmy gotowi. Parę dobrych lat minęło od dnia, w którym pytał: „Why always me?”, ale wciąż zastanawiamy się nad odpowiedzią.

Kiedy w 2013 roku Balotelli pokazał – po raz kolejny zresztą – niesubordynację, tym razem w Mediolanie, olewając godzinę rozpoczęcia treningu, były gracz Milanu Zvonimir Boban nie krył zniesmaczenia. – W moich czasach nosiłby torby takich graczy jak Marco van Basten, George Weah, czy Andrij Szewczenko. Nie rozumie, co oznacza zakładanie tej koszulki. Za spóźnianie się na trening Franco Baresi, Paolo Maldini czy Marcel Desailly daliby mu w twarz – przekonywał Chorwat. Ale życie wcale nie zamierzało dawać z plaskacza. Przeciwnie – rok później został jakimś cudem wytransferowany do Liverpoolu, następnie wypożyczony do Milanu, w obu tych miejscach przez dwa lata strzelił dwa ligowe gole i oczywiście wszyscy obwieścili jego koniec. Co się stało? Mario trafił do Nicei, gdzie miał naprawdę przyzwoity czas. 33 bramki w Ligue 1 ponownie pozwoliły mu znaleźć pod stopami wysoka falę, która poniosła go do Marsylii, ale kolejny sen się już nie spełnił. Urodzony w Palermo napastnik lada moment skończy 30 lat. Tyle czasu wystarczyło, by powstały o nim tony artykułów przepełnionych anegdotami i – nie ma się co czarować – niewiele z nich przynosi Balotellemu chlubę.

WART TYLE CO MONA LISA

Gdy Balotelli opuszczał po trzech latach Manchester City, gdzie notorycznie wywoływał kontrowersje, ale też stał się ulubionym celem tabloidów ze względu na swoją niefrasobliwość, wydawało się, że odżyje. Oczywiście, że spora część kibiców Milanu była zdumiona. Silvio Berlusconi, potężny miliarder znany z zamiłowania do uciech cielesnych, rozłożył tylko ręce. – Kupienie Balotellego nie jest żadnym politycznym komunikatem, kupiłem go dlatego, że strzelił Niemcom dwa gole i doprowadził ich do płaczu – przekonywał właściciel Milanu.

Byłem naocznym świadkiem tego wyczynu i muszę przyznać, że sprawił mi sporo frajdy. Balotelli podczas EURO 2012 obawiał się najbardziej rasizmu – czegoś co latami nie chciało się od niego odkleić jak zaraza – wyznał nawet w jednym z wywiadów przed rozpoczęciem turnieju, że jeśli ktoś rzuci w niego bananem, to go po prostu zabije. Cieszynka, jaką zaprezentował po bramce zdobytej przeciwko Niemcom, była kolejną szaloną przenośnią – wcześniej t-shirt z napisem „Why always me?” pod trykotem Man City, a wtedy zdjęcie koszulki i naprężenie muskułów. Dostał za to żółtą kartkę, co skwitował stwierdzeniem: – Nie złościli się o to, że sędzia pokazał mi kartkę, ale o to, że pokazałem swoją muskulaturę. Byli zazdrośni.

Powstało z tego ujęcia kilkaset memów. Ta prezentacja siły była jak reakcja obronna człowieka, który w istocie nasłuchał się w życiu z trybun rasistowskich wyzwisk, także na samym EURO 2012, gdzie przecież UEFA ukarała chorwacką federację za obelgi pod adresem Mario grzywną w wysokości 80 tysięcy euro. Ale też reakcja obronna faceta, który zawsze jest na celowniku. Dziennikarzy. Paparazzich z lunetą. Kobiet łaknących rozgłosu.

– Za czym związanym z Anglią będziesz najmocniej tęsknił? – zapytał go jeden z dziennikarzy, kiedy trafił do Milanu. – Za niczym. Oprócz futbolu – odparł. – Czego nie lubiłeś? – Wszystkiego: jedzenia, pogody, prasy.

Ta ostatnia pokochała Mario i jego przygody. Zdecydowanie w klimacie humorystycznym. – Mógłbym napisać o nim dwustustronicową książkę i to nie byłby zdecydowanie dramat, lecz komedia – rzucił kiedyś Jose Mourinho. Groteskowości powrotnemu transferowi Super Mario do Włoch dodawał agent Mino Raiola. – Mario Balotelli kosztuje tyle co Mona Lisa, nie stać na niego żadnego włoskiego klubu – rozkładał ręce. Wydawało się jednak, że to na pewno nie będzie Milan, szczególnie, że wspomniany już wcześniej Berlusconi stanowczo zaprzeczył jakoby Super Mario miał trafić do czerwono-czarnej części Mediolanu. – Jego nazwisko nigdy nie przeszło mi przez głowę. Jest zgniłym jabłkiem, które zainfekuje każdą grupę, do której trafi, nawet Milan – grzmiał.

A jednak. Przeprowadzka do Włoch miała charakter symboliczny. Powrót do macierzy mógł oznaczać nowe życie, z daleka od wścibskich oczu i kobiet biegających do dziennikarzy, by ogłosić swój romans z piłkarzem. Choć sam nie unikał raczej ich towarzystwa, bywał zdumiony liczbą niewiast, jakie przyznawały się do spotykania z nim, czy po prostu uprawiania seksu. – Angielska piłka jest bardzo do przodu w kwestii stadionów, ale do tyłu jeśli chodzi o prasę. Futbol i cycki mieszają się na stronach sportowych w tabloidach. Jeśli jakaś dziewczyna powie, że spotyka się z piłkarzem, oni wszyscy myślą: to prawda! Wszystko się rozleje i nie masz już szans, żeby się obronić – opowiadał rozżalony Mario, kiedy media bulwarowe opisywały jego relację z Sophie Reade, uczestniczką „Big Brothera”.

MANCINI JAK OJCIEC

Mario nie stronił od kłopotów, jednak on sam twierdzi, że liczba tych, które zostały mu przypisane, jest mocno zawyżona. Napastnik zbierał nawet wycinki na swój temat i wyliczył, że na sto historii może pięć jest prawdziwych. Gdy opuszczał Manchester City, żegnał się również z człowiekiem, który jako jeden z nielicznych potrafił do niego dotrzeć, Roberto Mancinim. Ten były świetny piłkarz jak mało kto rozumiał krnąbrnego dzieciaka uwięzionego w ciele gladiatora. – City w ciągu pięciu, dziesięciu lat będzie największym klubem świata, Mario popełnia błąd, odchodząc stąd – przewidywał Mancini. Ale choć Balotelli opuścił Etihad Stadium, to nie stracił szacunku do tego trenera. Miewali lepsze i gorsze chwile we wzajemnych relacjach. Jak wtedy, gdy Mario dostał czerwoną kartkę w Lidze Mistrzów, podczas meczu na Ukrainie. – Menedżer powiedział do mnie: „Jesteś idiotą i nie wiem, po co cię kupiłem”. Nienawidzę, gdy ludzie mówią: „Och, Mario, grałeś świetnie”, a za plecami: „Mario był gówniany!”. Roberto nigdy mnie nie okłamał – Balotelli czuł się szczęśliwy, że może liczyć na szczerość ze strony Manciniego.

Czasem wbijał mu szpileczki, ale „syn” trenera zawsze może pozwolić sobie na więcej. – Mancini to szczęściarz. Ma szefa (Sheikha Mansoura), który niewiele mówi i tylko pyta: „Czego potrzebujesz?”. Ale bardzo go cenił, przede wszystkim jako człowieka. Wyraził to kiedyś dość jasno, zapytany o zestawienie Manciniego z Mourinho. – W kategoriach ludzkich Mancini jest dwa kilometry przed nim. Albo poczekaj, napisz, że dziesięć kilometrów! – opowiadał o Portugalczyku, do którego wysłał kiedyś świąteczne życzenia, obaj wszak znali się z czasów pracy w Interze. – Nie odpisał mi. To najlepszy trener na świecie, ale jako człowiek wciąż musi się wiele uczyć – Balotelli czuł się wyraźnie zawiedziony.

W Anglii to Mancini zastępował mu ojca, bo Mario potrzebował nieustannej opieki, co zresztą sam ochoczo przyznawał, kiedy przeniósł się do Anglii. – Kiedy grałem w Interze, dzwoniłem do mamy, żeby rozwiązała każdy mój problem. Tutaj muszę radzić sobie sam – wyznał. Różnie sobie radził. Presja była dużo większa. Za fasadą cool gościa krył się często wrażliwy chłopak. Wkurzał : – Nie świętuję, ponieważ to tylko wykonana praca. Czy listonosz celebruje dostarczenie przesyłki? – Staram się nie rozmawiać z nim codziennie, musiałbym wówczas znajdować się pod opieką psychiatry – odpowiadał czule Mancini. – Gdyby grał ze mną przed laty. Każdego dnia dostawałby cios w głowę.

W Brescii Mario nie odnalazł szczęścia i spokoju. Jego życie to nie tylko zabawne anegdotki, ale też smutek. Demony rasizmu wciąż do niego powracają. Przez całe życie musiał się z nimi zmagać i nawet jeśli przyjmował często prowokacyjną postawę, nie zasłużył na żadną z tych obelg jako człowiek. W meczu przeciwko Hellas Verona chciał zejść z boiska, miał już dość wyzwisk z trybun, ale piłkarze obu drużyn przekonali go do pozostania. Został. Pokazał siłę, strzelił nawet gola. Potem byli fani Lazio, klub został nawet ukarany grzywną w wysokości zaledwie 20 tysięcy euro. Stadionu jednak nie zamknięto.

Mario wie, że to walka z wiatrakami. Pytany kiedyś, co dokładnie oznaczał tekst pokazany całemu światu po golu strzelonym Manchesterowi United w derbach: „Dlaczego zawsze ja?”, odparł, że każdy może sobie go interpretować po swojemu. I coś w tym jest. Balotellego nie da się ująć w żadne ramy i to właśnie jest w nim najwspanialsze. Nie jest oczywiście pięknym umysłem w stylu Erica Cantony, ale na pewno nie da się przejść obok niego obojętnie. Nie sposób podsumować jego kariery i zachowania lepiej niż zrobił to... były tenisista Goran Ivanisević. Ten znakomity przed laty chorwacki zawodnik powiedział: – Lubię Mario. To ktoś, kto może wyrządzić krzywdę samemu sobie, własnej drużynie albo przeciwnikowi. Może strzelić zwycięskiego gola, a następnie podpalić hotel.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.