Zaraz po zwolnieniu Jose Mourinho z Tottenhamu pewne było, że statek z napisem „The Special One” nigdy nie zatonie. Portugalczyk może mieć kłopoty z ponownym dostaniem klubu z topu, ale w mediach tak prędko się go nie pozbędziemy. „The Sun” i talkSPORT właśnie obwieściły, że zostanie ich ekspertem podczas Euro. Nie ma na świecie drugiego trenera, który tak szybko i tak umiejętnie potrafi markę osobistą zamieniać na monetę.
Zrobił to praktycznie jednego dnia. Na stronie „The Sun” chwycił gazetę ze swoją podobizną jakby właśnie podpisywał nowy kontrakt. TalkSPORT poszedł krok dalej, bo opublikował cały film, jak Mourinho wchodzi do siedziby, pozuje z koszulką i rozdaje autografy.
Zawsze wiedział, jak grać w tę grę. Był influencerem w czasach, gdy influencerzy nie wypadali z każdej lodówki, opowiadając w rozczulających słowach o współpracy z producentem okien. Nie ma już dziś żadnej granicy żenady: trzeba brać, co dają i do kasy. Mourinho wiedział to już piętnaście lat temu. Z ochotą chodził nawet do Russia Today, propagandowej artylerii Putina. Promował tez rosyjski hokej z imponującą wywrotką na tafli zarejestrowaną przez kamery.
Nikt chyba tego nigdy nie policzył, ale być może mówimy o trenerze, który wyciągnął z piłki najwięcej pieniędzy w historii. Mourinho do perfekcji opanował sztukę zarabiania na rozstaniach, przecież dopiero co w Tottenhamie przytulił 20 mln funtów odszkodowania. Podobne sumy kasował przy rozwiązaniu umowy w Chelsea (dwukrotnie), w Realu i Manchesterze United. „The Telegraph” podliczył go na 77 mln funtów. Do tego należy dodać to, co zarobił wcześniej w trakcie okresu pracy. No i oczywiście marketing, ponieważ na tym polu wśród trenerów nie ma sobie równych.
To Mourinho deptał ścieżkę pod trend, który widzimy obecnie. Mianowicie trenerzy stali się takimi samymi gwiazdami futbolu jak piłkarze. Ich nazwiska kojarzą się z określonymi wartościami i stylem życia. Marki przerzucają się kwotami próbując zagarnąć ich dla siebie. Tak było choćby w przypadku Juliana Nagelsmanna, który rok temu podpisał wieloletnią umowę na wyłączność z firmą Nike. Mourinho miał już kiedyś taki kontrakt z Adidasem. Był gościem, który dekadę temu reklamował polski bank Millenium. Niedawno zresztą wystąpił w sporcie firmy brokerskiej z Warszawy. Innymi słowy: jest wszędzie.
Niewątpliwie działają agenci, ludzie ze światowego topu. Ale też Mourinho latami pracy w wielkich klubach i wiedzą jak się „sprzedać” zapracował na to, że te oferty ciągle ma. Nie jest to Guardiola, który po rozstaniu z Barceloną wyleciał do Nowego Jorku i poprosił agenta, by nie dzwonił do niego z żadnymi propozycjami od bukmacherów. Mourinho odwrotnie, ledwo co rozstał się z Tottenhamem, a już ma nowe zajęcie. Nikt nie wie, ile pieniędzy wyłożyły „The Sun” i talkSPORT, ale przypomnieć można poprzednie eksperckie przygody Portugalczyka. Serwis Yahoo w 2014 roku wyłożył na niego milion euro. Sky Sports potrafił płacić 60 tysięcy za mecz, a wspomniana Russia Today nawet pół miliona.
Patrząc na to jakie wzięcie ma Mourinho i jak sobie radzi w telewizyjnym studio, można wysnuć wniosek, że najlepiej byłoby, gdyby już tam został. Dzisiaj kluby z topu raczej na niego nie spojrzą, a w telewizji dalej może stroić się w piórka najlepszego. „Nie chcę być ekspertem, który wygrywa każdy mecz ponieważ nie prowadził nigdy żadnego” - powiedział, gdy pierwszy raz siadał w telewizyjnym studio. Innym razem wbił szpilkę w Arsene'a Wengera, mówiąc: „Wiecie, jak długo nie wygrałem żadnego trofeum? Półtora roku. Nie jestem tym, który wygrywał dziesięć lat temu”.
Dobrze będzie go znowu posłuchać w trakcie Euro. A potem znowu spakuje walizkę i poleci tam, gdzie dadzą więcej.