W momencie, gdy iPody już dawno przeszły do lamusa, a fizyczne nośniki stają się fetyszem dla gadżeciarzy, aż trudno wyobrazić sobie, że był taki czas we współczesnej historii, gdy nie można było spokojnie posłuchać ulubionych kawałków w miejscach publicznych. Miało to miejsce z początkiem lipca 1979 roku.
Pierwszy walkman nie powstałby, gdyby współzałożyciel Sony, Masaru Ibuka, nie wymarzył sobie przenośnego odtwarzacza kaset. Klasyczny model TPS-L2 wyewoluował z dyktafonu przeznaczonego dla dziennikarzy. Usunięto jedynie możliwość nagrywania, zmodyfikowano go tak, żeby grał w stereo i... dodano wejście na dodatkowe słuchawki, ponieważ inżynierów niepokoił samotniczy charakter słuchania muzyki! Cena zastała ustalona na poziomie ok. 150 dolarów i po tym, jak przeprowadzono zmasowaną kampanię reklamową, TPS-L2 okazał się bestsellerem.
Sony produkowało różne modele kasetowych urządzeń przenośnych aż do 2010 roku i sprzedało w tym okresie ponad 200 milionów egzemplarzy! A jak prezentował się ten pierwszy - w praktyce? Można było podziwiać go choćby w otwierającej scenie Strażników galaktyki.
Co ciekawe, walkman powstał dopiero szesnaście lat po tym, jak Philips zaprezentował kasetę magnetofonową na targach IFA w Berlinie. Miało to miejsce w 1963 roku, a dwie dekady później kasety po raz pierwszy zaczęły sprzedawać się lepiej niż winyle. Na początku lat dziewięćdziesiątych zostały wyparte przez płyty kompaktowe, ale nie zmienia to faktu, że dla całego pokolenia to właśnie MC było tym dziewiczym nośnikiem.
Oldschoolowcy mają obecnie powody do zadowolenia, ponieważ na fali nostalgii w Stanach Zjednoczonych sprzedaż kaset wzrosła w 2018 roku o ponad dwadzieścia procent w stosunku do wcześniejszych dwunastu miesięcy. Z drugiej strony - nadal mówimy o potężnej niszy. W 1994 roku goniono tam blisko 250 milionów kaset, a obecnie... niecałe 220 tysięcy. Tyle to sprzedał Liroy w 1995!
