Ubiegłotygodniowy news o usunięciu przez ONZ marihuany z listy najniebezpieczniejszych narkotyków świata odbił się w internecie szerokim echem. Kultywując zasadę a na co to komu? postanowiliśmy sprawdzić, jak obecnie wygląda sytuacja z jaraniem blantów w poszczególnych rejonach kuli ziemskiej.
Spokojnie, nie będziemy szczegółowo analizować skomplikowanych kodeksów prawnych i dogłębnie przyglądać się backgroundowi kulturalnemu wszystkich państw globu. Wybraliśmy pięć miejsc, w których za przysmażenie niewinnego gibonka nic wielkiego się nie stanie oraz - w kontrze do nich - terytoria, w których lepiej nawet nie myśleć o grzesznym czynie wprowadzenia THC do swojego krwioobiegu. Truskawkowe zioło, a nie jakiś polski skun.
Najbardziej liberalne - Urugwaj
Ojczyzna Luisa Suareza i Edinsona Cavaniego przez wiele lat była oficjalnie jedynym miejscem na świecie, w którym marihuana była całkowicie legalna, bez żadnych ukrytych haczyków i podejrzanych kruczków prawnych. Dwa lata temu dołączyła do niej Kanada. Od momentu przyjęcia stosownej ustawy Urugwaj wychodzi na tym, jak na interesie życia - utworzono specjalne organizacje regulujące biznes, miliony wpadają do budżetu, a, co najważniejsze, obywatele są zadowoleni jak nigdy. Ważne info: turyści nie mogą legalnie zakupić nawet grama jaranka - nie ma tak dobrze!
Najbardziej liberalne - Kanada
Od pewnego czasu kraj słynący z hokeja i syropu klonowego jawi się jako jeden z ostatnich wielkich bastionów liberalizmu. Oczywiście można z tym polemizować, natomiast w kwestii posiadania i konsumpcji zielonego specyfiku - od dwóch lat w Kanadzie jest to całkowicie legalne. Pod warunkiem, że korzystający z uciech marihuanen ukończyli - w zależności od stanu - 18, 19 lub 21 lat.
Najbardziej liberalne - Portugalia
Piękny kraj, który słynie nie tylko ze wspaniałych spotów surfingowych i wybitnych pastel del nata, ale również z tego, że jako pierwszy w skali globu zdekryminalizował korzystanie z tych narkotyków. I stało się to już w 2001 roku, kiedy w Polsce do kin wchodził Wiedźmin, a listy przebojów szturmował koszmarek łotewskiego zespołu Brainstorm - Maybe. Można i tak.
Tak czy inaczej - beztroski surfing, owoce morza, vinho verde i blancik na plaży? Nie widzimy przeszkód.
Najbardziej liberalne - Holandia
Doskonale pamiętamy starszych ziomków z osiedla, którzy w pogoni za lepszym jutrem i wykarmieniem dzieciaka - będącego owocem często nieprzemyślanych młodzieńczych uniesień - wyjeżdżali do Holandii na przysłowiowe truskawki. Wyzysk Polaków w tamtejszych obozach pracy to inny temat, ale przy okazji takich wypadów zawsze wspominało się o Amsterdamie i jego kanabistycznych walorach.
Holenderskie podejście do jointów i magicznych ciastek wpisało się na stałe w postrzeganie tego kraju, z czym zresztą próbowano walczyć, bo - co może zaskakiwać - marihuana nie jest tam całkowicie legalna. W każdym razie posiadanie i zaopatrzanie się w coffee shopach jest w Niderlandach na porządku dziennym.
Najbardziej liberalne - Republika Południowej Afryki
A tu mamy ciekawy przykład, bo w większości przypadków społeczeństwa afrykańskie podchodzą do tematu marihuany bardzo surowo i bezwględnie. Wyjątkiem jest Republika Południowej Afryki, która zdekryminalizowała jaranie w 2018 roku. Tutaj marihuana traktowana jest jako idealny dodatek do medytacji i czilaksu po całym dniu ciężkiej roboty. W pobliżu nie mogą jednak znajdować się nieletni!
Najmniej liberalne - Singapur
To teraz lecimy z piątką krajów, w których wcielanie w życie maksymy smoke weed everyday nie należy do najlepszych pomysłów. Można zaryzykować stwierdzenie, że Singapur to istne piekło dla potheadów. Państwo będące centrum biznesowo-finansowym południowo-wschodniej Azji wyznaje opcję zero tolerancji w stosunku do wszelakich narkotyków, w tym oczywiście marihuany. Konsekwencje za użytkowanie/posiadanie produktów zawierających THC wahają się w przedziale od kilku lat więzienia do kary śmierci. Laksa - tak, lufka - nie.
Najmniej liberalne - Zjednoczone Emiraty Arabskie
Znane są przypadki, kiedy to niewinne i nieświadome niczego osoby spędziły dni, tygodnie, a nawet miesiące w emirackich aresztach. Część z nich, po wyjściu zza krat, stała się nawet pseudocelebrytami. Po wyroku skazującym minimum to 4 lata na dołku, not funny at all.
Wszystkiemu winna marihuana, która przecież nikogo nie zabiła, a jednak zakazana. Jeśli planujecie przesiadkę w Dubaju, miejcie na uwadze dokładne opróżnienie wszystkich kieszeni - w 2008 roku tamtejsza policja zamknęła brytyjskiego turystę, któremu mała grudka zioła.... przyczepiła się do buta. Dalej uważacie, że pech to spóźnić się na poranny autobus?
Najmniej liberalne - Malezja
Kolejny kraj południowo-wschodniej Azji, w którym za posiadanie trawki można szybko trafić na stryczek. Brzmi to strasznie i dla przedstawicieli naszej kultury zalatuje praktykami rodem ze średniowiecza, ale w Malezji widmo kary śmierci jawi się w momencie posiadania 200 g marihuany. Powiecie - przecież to dużo, od razu widać, że chodzi o grubszą sprawę. Zgoda, ale żeby od razu tak radykalnie? Kto by pomyślał.
Najmniej liberalne - Arabia Saudyjska
Bliski Wschód ewidentnie nie lubi ani marihuany, ani żadnych innych podejrzanych substancji. W Arabii Saudyjskiej za samo posiadanie na użytek własny i do celów rekreacyjnych grozi nawet półroczna wizyta w więzieniu, a jeśli mówimy o turystach - natychmiastowa deportacja. W najgorszych przypadkach, kiedy mówimy o bieganiu po osiedlu i tego typu akcjach, odsiadka może wydłużyć się do 10 lat, z kolei dla narkotykowych przestępców ciężkiego kalibru przewidziana jest również kara śmierci. W 2015 roku aż 47% egzekucji było wykonywanych za wykroczenia związane z dragami.
Najmniej liberalne - Nigeria
Żeby nie było, że wciąż tylko Azja, zmieniamy na chwilę kierunek i odwiedzamy jeden z największych afrykańskich krajów. Pomimo tego, że Nigeria znajduje się na ósmym miejscu na świecie jeśli chodzi o konsumpcję marihuany, to kary, jakie można ponieść za jej posiadanie, są dotkliwe. Zaczynamy od przynajmniej 12 lat w więzieniu i sprawdzamy - kto da więcej?