Jeden z trzech najpopularniejszych wadowiczan według ZUS-u wciąż śni swój Sen. O to, co ten Sen poprzedziło i o to, co nastąpi po nim – pyta Marek Fall. Prezentujemy całą rozmowę, którą można też znaleźć w trzecim numerze gazety newonce.
Fragment wywiadu został pierwotnie opublikowany 14 października 2025 roku
Podczas koncertów zobaczyłem ludzi, którzy poczuli moją płytę. W merchu; z wytatuowanym księżycem. To jest dla mnie wyjątkowe, bo nie znam drugiego producenta, z którego muzyką ktoś identyfikowałby się do tego stopnia, żeby tatuować sobie logo. Takie rzeczy raczej przytrafiają się raperom. Dosyć wzruszające, dlatego na każdym kroku podkreślam: mimo że jestem tylko producentem, mogłem pozwolić sobie, żeby zrealizować przedsięwzięcie na taką skalę – mówi Kubi po Trasie, której nigdy nie miałem.
Widzę tutaj ludzi starszej daty, którym może niekoniecznie podoba się to, że małolaty się bawią. Zaraz będzie 50 Cent i pewnie przyszliście na 50 Centa. Czy wam się to podoba, czy nie, ta kultura nie jest zarezerwowana tylko dla was. Byłeś niedawno częścią występu 2115 na Narodowym. Jakie emocje ci towarzyszyły, jak Bedoes wjechał z tym rantem?
Masz scenę, gdzie wszyscy się starają i z przodu – core’owych fanów, wielu w merchu, którzy zajebiście się bawią. I oni są przemieszani z ludźmi czekającymi stricte na koncert 50 Centa – często robiących miny, wkurwionych. To było nieuniknione, skoro 2115 grało support, ale taki widok może frustrować, nie? Sam byłem sfrustrowany, chociaż pełniłem tylko rolę DJ-a. Dlatego – jak Borys to powiedział – pomyślałem, że zajebiście. Wiesz, ja co prawda nie słuchałem 50 Centa, ale Sapi i chłopaki się na nim wychowali i dla nich to było dość smutne. Potrafię się postawić po drugiej stronie, ale jeżeli poszedłbym na koncert ulubionego artysty, to na supporcie nie patrzyłbym spod sceny z zażenowaniem, tylko zrobiłbym miejsce dla tych, którzy chcą posłuchać. Zawsze znajdzie się miejsce dla każdego.
Nie wracam do tej sytuacji, żeby gonić nagłówki, tylko chciałbym pochylić się nad międzypokoleniowymi kwasami, które – jak na złość – nieustannie trwają. Przewrotnie cię jednak zapytam – wynika z nich coś produktywnego, czego nie dostrzega się na pierwszy rzut oka?
Może na pewnym etapie wojna pokoleniowa była motorem napędowym zmian na scenie, ale nad tym, co wypada, a co nie wypada, to można się było zastanawiać jakieś dziesięć lat temu; jak był rok 2016, my mieliśmy pofarbowane włosy i lataliśmy jak popierdoleńcy. Teraz jest 2025 – dużo rzeczy się zmieniło. Jeżeli komuś się nie podoba, że brzmienie i pieniądze są inne, a czterdziesto- czy pięćdziesięcioletni raperzy musieli w przeszłości dłużej walczyć o wszystko, to przykro mi. Jak będę miał pięćdziesiąt lat i pojawi się młody raper czy producent, który zrobi jedną piosenkę i zarobi na tym więcej niż ja kiedykolwiek? Spoko, czasy się zmieniają, szybko się z tym pogodzę…
Odbijając jednak od stricte finansowych rzeczy – tak samo, jak była u nas ta nowa fala w latach 2015-2016, to teraz też wchodzą zajebiści zawodnicy jak wane, Drabusheyka czy god.wifi. To naturalna kolej rzeczy i nie trzeba daleko szukać – Wiktoria jest przecież od Żabsona. Dlatego nie spodziewałbym się więcej buntu. Raczej już wszystko przejdzie płynnie ze średniego do młodszego pokolenia, które się właśnie kształtuje.

Niedawno stuknęło ci ćwierćwiecze. Zdarza ci się już popaść w nostalgię typu: kiedyś to był trap, jak nagrywał Waka Flocka Flame?
Dobry timing z tym wywiadem mamy, bo jakoś od dwóch tygodni nie mam czego słuchać. W tym roku najbardziej się jarałem płytą 2hollisa, który mnie rozpierdolił. Jeszcze I Am Music – dużo ludzi hejtowało, ale dla mnie to fajny ukłon w stronę starej Atlanty. DJ-em tego projektu jest Swamp Izzo, który pojawiał się u Young Scootera czy na pierwszych albumach Young Thuga. Carti nie jest już najmłodszym raperem, ale pamięta o korzeniach…
Wracając do tego, o co pytałeś. Właśnie w tym roku w chuj sprawdzałem nowe rzeczy. Przesłuchałem album 2hollisa ze trzydzieści razy. Przeplatałem to Burialem; Imaginary Festival – dojebany numer. No i przez ostatnie dwa-trzy tygodnie nie miałem czego słuchać i pomyślałem, że puszczę sobie Waka Flockę. Włączyłem stare mixtapy, które są teraz na Spotify. Potem Young Scootera, Young Thuga, starego Future’a. I sobie myślę – kurwa, zajebiście było, nie? Od tamtego czasu włączyła mi się nostalgia za czasami, jak miałem jedenaście, dwanaście, trzynaście lat.
Sporo teraz takich nastrojów, że formuła generycznego trapu się wyczerpała i trudno dopisać do niej coś nowego.
Mówisz o brzmieniu, które wywodzi się z Atlanty czy Chicago? Częściowo to jest prawda. Trap doszedł do ściany, ale pojawili się ludzie, którzy poszli w bardziej elektronicznym kierunku. Jak BNYX od Yeata, który zrobił rewolucję. Dzięki temu pole do zabawy jest większe.
A za odpowiedź na nostalgię i dojście do ściany trapu można uznać – moim zdaniem – mixtape A Futuristic Summa Metro Boomina ze starymi raperami. Jak wrócisz do takiego core’u, skąd się wywodzisz, może ci wyjść zajebista płyta. Tak na przykład zrobił Żabson. Czuć, że on nie kierował się tym, żeby nagrać hita. Wypuścił spójny materiał w zgodzie ze sobą i ma prawo być dumny, bo to fajne zwieńczenie kariery. I na razie najlepszy w tym roku album w Polsce.
Wróćmy jeszcze na moment do rozmaitych awantur. Spodziewałeś się, że na stare lata będziesz regularnie wciągany do beefów?
Kocham robić beaty do dissów. To jest zajebiste. Wcześniej beef Szpaka, teraz beef Bedoesa. Borys najpierw odpowiedział z Hit 'Em Up, a potem – słuchaj. Mieliśmy kiedyś taki szkic beatu na samplu z Przeciwko kurestwu i upadkowi zasad Firmy; na Polską muzykę ze Szpakiem. I jeszcze jeden – na samplu z Mam wyjebane. Ten drugi utwór miał trafić na Sen, którego nigdy nie miałem, ale się nie udało. Zaproponowałem go Borysowi. Pozmieniałem parę rzeczy, wyszedł diss, ja się jarałem, no ale producentowi Firmy się to nie spodobało.

Ty się właściwie czujesz częścią historii krakowskiego rapu? Jakby nie patrzeć – Wadowice od Krakowa dzieli zaledwie 50 kilometrów.
Rozbawiło mnie to pytanie. Jestem z Wadowic i czuję się częścią wadowickiego rapu, którego w ogóle nie było. A poza tym czuję się częścią nowej fali polskiego rapu.
To krakowskie brzmienie jest dosyć mocno specyficzne, ale też dojebane. Na przykład Ćpaj Stajl. Dla mnie to jest jednak inne uniwersum. Do Krakowa przeprowadziłem się dopiero tydzień temu. A tak to całe życie byłem w Wadowicach i starałem się wprowadzić trap do Polski.
Zawsze mnie dziwiło, że ty – pomimo sukcesu, który osiągnąłeś – zostałeś w rodzinnym, kilkunastotysięcznym mieście. Dlaczego to się teraz zmieniło?
Mam dużo znajomych z Wadowic i okolic, którzy poszli na studia w Krakowie. Sapi tam mieszka i po prostu kocham to miasto. Czuję, że ma zajebistą energię. Nie ma żadnego głębszego dna.
Wspomniałeś o swoim bracie – Sapim. W twoim najbliższym otoczeniu zawodowym ważną rolę odgrywa twoja dziewczyna – Judyta. Jak się popatrzy po raperach, z którymi współpracujesz, zwykle to też są długodystansowe relacje…
Od paru lat jest jeszcze mój kuzyn Lucassi z Coalsów. W chuj się bujamy i robimy razem rzeczy, bo większość muzyki nagrywam u niego w Cieszynie. A z rapu to wiadomo. Z Borysem poznaliśmy się ponad dziesięć lat temu, a pierwsze wiadomości na Messengerze to w ogóle wymienialiśmy dwanaście, trzynaście lat temu. Wtedy na palcach dwóch rąk mogłeś policzyć, ile było takich ludzi, co rzeźbili ten pierwszy trap. Potem przy okazji spotkaliśmy się ze Szpakiem. Okazało się, że mamy podobne spojrzenie na rzeczywistość. Obaj jesteśmy z małych miast – on z Morąga, ja z Wadowic i to też nas jakoś połączyło. Tutaj działa prosty patent – przede wszystkim muzyka, a nie pieniądze. Jak powstają fajne rzeczy, to wszystko inne samo przyjdzie. A w tej branży ludzie przeważnie kłócą się właśnie o kasę. Albo o jakieś melanżowe akcje, ale my nie chodzimy na imprezy i nie napierdalamy się wódką ani niczym innym. Wychodzę z takiego założenia, że jest czas na świętowanie po sukcesie i wtedy można sobie dać, ale nie ma co robić z tego zwyczaju.
A dopuszczasz do siebie nowe osoby? Bo często się słyszy, że na pewnym poziomie popularności pojawiają się w tej kwestii obawy.
Rozumiem to. Sam miałem z tym kiedyś ogromny problem. Byłem zamknięty. To mogło wynikać z tego, że pochodzę z małego miasta. Ale teraz robimy coraz bardziej spektakularne rzeczy i trzeba angażować nowych ludzi. Nie szanuję tego, że niektórzy są tak uporczywie self-made manami; robią beaty, robią klipy, robią wszystko sami. Nie wiem, czy to jest jakaś forma ego. Zajebiście jest wprowadzać nowe postaci do projektu. Wiadomo, że liczy się podobny feeling, ale to jest praca zespołowa i zawsze lepiej mieć szeroki feedback. Ważne, żeby wokół ciebie znajdowali się ludzie, którzy powiedzą ci, że coś, co zrobiłeś jest chujowe. Spotkałem na swojej drodze parę takich ekip, gdzie wszyscy byli swego rodzaju yes manami i potakiwaczami. Ja od razu stawiam sprawę jasno: Stary, jak coś ci się chociaż w najmniejszym stopniu nie podoba, mów od razu. Uznam to za większy komplement, niż jak mi powiesz, że coś jest zajebiste.
Za czym będziesz tęsknił po wyprowadzce z Wadowic?
Jest za czym tęsknić. Pierwsze, co mi przyszło do głowy – za ulicami, ale to brzmi rapersko i patologicznie. Chodzi mi o topografię miasta; o architekturę. No i jeszcze za dzieciństwem. Mam taką konstrukcję w głowie, że z pewnymi miejscami kojarzą mi się momenty w życiu. Przypominam sobie myśli, które mi towarzyszyły w danych sytuacjach. Na pewno będę też tęsknił za rodzicami, którzy przecież tam mieszkają. Dlatego planuję często wracać.
Chcąc nie chcąc, Wadowice z wiadomych względów są wpisane w uniwersum memiczne. Nie uciekniemy od tego, ale może dasz mi jakiś lokalny insight?
Mogę ci wymienić dwa. Pierwszy jest osadzony w historii. Karol Wojtyła powiedział kiedyś, że po maturze chodził z kolegami na kremówki. Tylko to nie były zwykłe kremówki. On się urodził w 1920 roku, a okres maturalny przypadł mu na przełom lat trzydziestych i czterdziestych. Wtedy też była prohibicja alkoholowa, więc oni chodzili na kremówki ze spirytusem, bo tylko cukiernicy mieli dostęp do alkoholu. Zjadali po pięć takich kremówek i sam rozumiesz.
Druga rzecz. Po godzinie 22 łatwiej jest ogarnąć mefedron albo fetę niż jedzenie. Musisz sobie coś kupić w markecie i samemu przyrządzić, jak jesteś głodny, bo nie ma żadnego nocnego jedzenia. Teraz chcą jeszcze wprowadzić prohibicję po pewnej godzinie, chociaż życie i tak zamiera o tej 22. Niezależnie, czy jest środek tygodnia, czy weekend.
Znajdujesz się w TOP5 najsłynniejszych wadowiczan ever?
Usłyszałem ostatnio w ZUS-ie przy okazji kontroli, że jestem na podium. Zrobiło mi się miło po prostu. I obyło się bez kary. Śmieszna sytuacja.

Tym, co pewnie nadal najbardziej cię zajmuje, jest Sen, którego nie miałem. Album pokrył się platyną; za tobą Trasa, której nigdy nie miałem; deluxe. Wróciłbym jednak do tego, co poprzedziło ostatnie miesiące. Panuje przekonanie, że to jest Golgota zrobić album producencki. Też tak miałeś?
Mam w chuj takie doświadczenie. Golgota – jak to powiedziałeś. Nagrywałem Sen od 2021 do 2024 roku. Do ostatnich dni i godzin, bo ostatnie poprawki dawaliśmy o 10 rano, a w południe album już się tłoczył. Była też taka sytuacja – 1 grudnia okazało się, że na dwa sample nie dostaliśmy cleara w porę, trzeba było to zmienić i płyty, które już były wyprodukowane, zostały zniszczone. Dlatego szanuję i doceniam wszystkich producentów, którzy zdecydowali się na taki ruch. Dopinguję też i trzymam kciuki za tych, którzy zrobią to w przyszłości. Wiesz, zebranie ponad 30 gości, a nawet 20 czy 10, jest przejebane. Musisz dostosować się do pory roku. Albo – czy dany artysta jest w trasie, czy gra festiwale. Musisz wiedzieć, kto kogo lubi. Jak chcesz się podjąć płyty producenckiej, musisz poświęcić rok, dwa lata.
Alternatywna rzeczywistość mnie ciekawi. Jak wyglądałby Sen, gdyby udało się zrealizować wszystkie twoje koncepcje?
Największy sen był taki, że pierwsza płyta – +18 będzie polska, druga – europejska, a trzecia – światowa. I miałem dwa albo trzy numery nagrane z europejskimi raperami, ale stwierdziłem, że Sen będzie jeszcze tylko polski. Rzeczy, które spełnią się po tym śnie, to deluxe, Polska muzyka ze Szpakiem i coś jeszcze, czego kwestii nie chcę poruszać w tym momencie, ale będzie to zwieńczeniem wszystkiego, co wyszło do tej pory. Potem zrobię sobie przerwę, wyjadę do Stanów i zrobię tam to, co zrobiłem w Polsce. Mam już pewne kontakty i siatki porobione, żeby zbudować w Ameryce wszystko od początku. I to będzie cały sen.
Jeżeli dobrze policzyłem, masz jedenaście Platynowych Płyt za albumy. Do tego dochodzi masa wyróżnień za single. Miesięcznie w streamingu słucha cię 2 miliony ludzi. Skoro okazuje się, że grasz na kodach w muzykę popularną, to weź zdradź przepis na przebój.
Wydaje mi się, że to jest w chuj łatwe zrobić popularną piosenkę w Polsce. Potrzeba ci łatwego refrenu, który jest cztery razy dwa. Takiego, żeby zrelował piętnastolatek, dwudziestopięciolatek i pięćdziesięciolatek. Powinna w nim być emocja; najlepiej nostalgia. Nie jestem w stanie nazwać tego uczucia, ale chodzi o to, że jak czegoś słucham, to musi powodować ciarki; ścisk w środku. Wtedy piosenka jest dobra, a ma szansę stać się popularna. Ale możesz też nagrać coś skocznego, co nie wywoła tych ciarek i ścisku. Prosty beat ze stopą cztery na cztery, prosty tekst i rymy, dosyć łatwy topline. Jak jeszcze zapożyczysz ten topline z innej piosenki, to w ogóle nie jest wyzwanie.
Wspomniałeś o prostym tekście i prostych rymach, więc musimy poruszyć temat twojej tęsknoty za muzyką instrumentalną, o której mówiłeś w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.
Robiąc muzykę rapową czy popularną, chce się tego, żeby słuchali jej ludzie; żeby się z nią utożsamiali. Dlatego czasem trzeba iść na kompromis; wyważyć wszystkie pomysły, które ma się w środku, żeby efekt finalny był w jakimś stopniu przystępny. Wariactwa lepiej przerzucić na album instrumentalny. Tam pokazać skilla i połechtać sobie ego. Na płytach mainstreamowych – poza pewnymi fragmentami – to raczej bez sensu, żeby na siłę udowadniać ludziom, jakim to się nie jest producentem.
Przeczytałem parę razy coś takiego, że Sen jest nudno wyprodukowany. Zdaniem innych jest przekombinowany. Są różne opinie. Wiadomo – masz hit w postaci Wody księżycowej, w którym beat jest w chuj prosty, ale weź Gdy serce przestaje bić z Oskarem. Tam jest rozszerzone outro, gdzie podpisałem się w dźwiękach. Jak wrzucisz piosenkę w spektrogram, zobaczysz mój podpis. Fajny smaczek; mogę się pochwalić, że zrobiłem coś takiego, ale jednak nikt o tym nie wiedział… Ale czekaj – o czym właściwie rozmawialiśmy?
O tęsknocie za muzyką instrumentalną. Ona znajdzie odbicie na twoim – zapowiadanym od dawna – burialowym materiale?
Przestrzeń na całkowity popis widzę właśnie na alternatywnym projekcie. Taki będzie mój album instrumentalny, który sobie czasem robię, a czasem nie robię. On jest rozgrzebany. Są jakieś projekty, ale w pewnym momencie przysiądę do tego. Złożę te szkice, co mam na dysku zebrane i to wypuszczę. Prowadziłem rozmowy z różnymi wytwórniami; na przykład z Hyperdub – oni chcieliby to wydać.
To wywiad z Kubim Producentem, który znajdziecie w trzecim numerze naszej gazety. Jest ona dostępna za free w ponad osiemdziesięciu miejscach na terenie Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania, Trójmiasta, Łodzi i Katowic. Pełna lista tutaj.
