Inny niż wszyscy. Jak Ryan Babel robi fortunę na mieszkaniach i zmienia rap grę

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Ryan Babel
Fot. Photo Prestige/Soccrates/Getty Images

Przebiegł za piłką pół świata, od Holandii przez Liverpool i Bliski Wschód aż do Turcji. Z zawodu gracz Galatasaray, z wyglądu wieczny chłopiec, po godzinach raper i inwestor. Ryan Babel właśnie wydaje autobiografię w formie albumu muzycznego. Będzie o Van Gaalu, Benitezie i bankructwach piłkarzy. Akurat on zna temat: ma 42 mieszkania w Amsterdamie, domy w Miami i starych kumpli, co krzyczą „pożycz”.

Nie mógł wymarzyć sobie lepszego momentu na pierwszego gola w sezonie. Zrobił to dzień przed premierą albumu muzycznego, tuż przed własną publicznością i z dwoma saltami po efektownym strzale w meczu z Marsylią (4:2). Niektórzy pewnie zdziwili się, że jeszcze żyje. Ryan Babel ma 34 lata, kontrakt do końca czerwca i ambicje, by dalej grać w reprezentacji Holandii. Cały życie słyszy o sobie, że jest trudny i nieokrzesany, ale to on ma wytwórnię muzyczną, markę ciuchów i duże inwestycje.

Kiedyś na Anfield kibice śpiewali na melodię Yellow Submarine: „Wszyscy mieszkamy w domach Robbiego Fowlera”. Babel też chce iść tą drogą. To nie przypadek, że na okładce nowej płyty stoi z książką o podatkach. Pod stopami ma banknoty, bo taki był zawsze: lubił obnosić się z pieniędzmi, kochał o nich gadać i zawsze wychodził z założenia, że kasa robi kasę.

Pod wieloma względami jest graczem unikalnym, być może jednym z najbardziej nietypowych w historii. To Babel ponad dekadę temu jako pierwszy wrzucał do sieci streaming z hotelu reprezentacji Holandii. Jako pierwszy gracz na świecie dostał karę za wpis na Twitterze. Dzisiaj ląduje na okładkach „Forbesa” i opowiada jak mądrze zarządzać pieniędzmi. W świecie piłkarskich utracjuszy nie jest to normalne.

INTERNETOWE ZWIERZĘ

Babel nie ukrywa, że zbliża się do końca kariery. Stąd ta autobiografia w formie albumu audio. Nie chciał zwykłej książki i pomocy dziennikarza. Wolał wejść do studia i sam nawinąć to, co zaległo mu w sercu. Pomysł narodził się w trakcie pandemii, a że od 12 lat ma własną wytwórnię, poszło błyskawicznie.

Singiel „Open Letter” doskonale oddaje autobiograficzne tony. Słuchamy o odrzuceniu ze strony Winstona Bogarde i Louisa van Gaala w juniorach, o wierze Danny’ego Blinda i o tym, że przygoda w Liverpoolu nie potoczyła się dobrze, bo Rafa Benitez upatrzył sobie w Babelu rzeczy, których nie było. Jego cała kariera to odklejanie łatek. Gdyby miał lepszy pijar, pewnie mogło by być lepiej. Ale też nie skończyło się najgorzej. Babel ma 69 meczów w kadrze i występy w całkiem poważnych zespołach.

Od kiedy pamięta, był graczem, który wyskoczył z szablonu. Nikt nie będzie wspominał jego wicemistrzostwa świata w 2010 roku, bo nawet nie wstał z ławki. Wszyscy za to będą pamiętać jak już ponad dekadę temu rozkręcał na Twitterze unikalny kontakt z fanami. „New York Times” napisał kiedyś, że to Babel pierwszy zwrócił uwagę na siłę Internetu w przemyśle piłkarskim. Zaczynał od tweetów, mówiących, że nie zagra w danym meczu. Zdarzało mu się w sieci wyzywać arbitrów. Aż w końcu przywalił z grubej rury w styczniu 2011 roku, przerabiając w Photoshopie zdjęcie Howarda Webba tak, by założyć mu koszulkę Manchesteru United. – Ten facet uchodzi za najlepszego sędziego na świecie? To jakiś żart – napisał Babel.

Wtedy jeszcze żaden z klubów nie miał regulacji na temat mediów społecznościowych. Nie istniały sztaby ludzi od gaszenia pożarów, czasem nikt nawet nie wiedział, że dany piłkarz ma jakieś konto. Newcastle United był pierwszym zespołem, który zainteresował się mediami społecznościowymi, gdy obrońca Jose Enrique zdradził w nich informacje o swojej kontuzji. Było to świeżo po sprawie Babela, która musiała wyostrzyć czujność trenerów i prezesów – zwłaszcza, że Holender za swoje zachowanie dostał grzywnę dziesięciu tysięcy funtów.

– W tamtych czasach popularne były MySpace i Facebook. Twitter ciągle wydawał mi się inny. Zapominałem się. Miałem wrażenie, że nikt tego nie czyta – mówił w rozmowie z „Guardianem”.

DEKADA INWESTYCJI

Dzisiaj na Twitterze ma 759 tysięcy obserwujących. Szczyt popularności już dawno za nim, może dlatego podaje w opisie swój numer telefonu – jeśli ktoś czuje potrzebę, zawsze może do niego zadzwonić albo napisać. Lubi podkreślać, że chce być motywacją dla innych. Że z każdego dna można się podnieść – sam przecież grał już w tureckiej Kasimpasie i arabskim Al-Ain, nie poszło mu w Deportivo La Coruna, aż nagle odnalazł się w Turcji, dzięki czemu po sześciu latach wrócił do reprezentacji Holandii. Od razu rzucał się w oczy specyficznym dryblingiem i różowymi włosami. Pod tym względem nigdy się nie zmieni. Nawet w tej chwili ma fryzurę zrobioną na pomarańcz charakterystyczny dla koszulek Galaty.

Jeśli klub nie przedłuży z nim umowy, prawdopodobnie wybierze MLS. Od lat inwestuje w Miami. Mówi się nawet o kwocie 4.7 mln euro rocznie. Ten zmysł do biznesu to efekt trafiania na odpowiednich ludzi. Pierwsze mieszkanie kupił już jako 24-latek w Liverpoolu. Miał dobrego agenta, który mówił mu: kupuj co kwartał nowe miejscówki, bo zobaczysz, że na tym się nie traci. W tej chwili inwestuje w Amsterdamie i w Stanach Zjednoczonych. Myśli też nad Turcją. Na swoim Instagramie co chwilę wrzuca książki na temat ekonomii i podatków. Czasem przemyci coś na Tik-Toku, gdzie też aktywnie działa. Raz jedynie wylała się na niego fala krytyki, gdy zaczął chwalić się nowym Rolexem. Babel wie, że jest internetowym atencjuszem, ale to działa, więc dlaczego miałby z tego rezygnować.

– Mam trzy lata gry w piłkę, żeby wykorzystać moje wpływy do budowania poduszki finansowej – mówił dwa lata temu w „Forbesie”. – Chcę zmienić postrzeganie piłkarza, który dotąd otaczał się rzeczami materialnymi, nie myśląc, co może zrobić, żeby pieniądze pracowały dalej. Kiedyś pierwsze, co słyszałem w szatni to: „jaki zegarek kupiłeś?”. A może pytanie powinno brzmieć: „w co teraz zainwestowałeś?” – dodaje.

NIKT NIE CHCE CZYTAĆ

Ostatnio głośnym echem w Holandii odbiła się jego wypowiedź, że 70 procent graczy bankrutuje w przeciągu pięciu lat od zakończenia kariery. Babel mówił o tym w rozmowie z „Algemeen Dagblad”. Od razu pojawiło się mnóstwo ekspertów, którzy wyśmiali ten wywód, mówiąc: doprecyzuj Ryan, bo na pewno nie mówisz o Holandii. Fundusz emerytalny działający w tym kraju od 1972 roku sprawia, że po zakończeniu kariery wielu graczy dostaje solidne zabezpieczenie na przyszłość.

Aż 98 procent graczy Eredivisie uważa, że „skarbonka” zdaje egzamin. W tej samej ankiecie 65 procent dodało, że ma bardzo słabą wiedzę na temat tego, jak zarządzać pieniędzmi i że tutaj władze ligi mogłyby pomyśleć nad odpowiednimi kursami. Możliwe, że tę lukę zapełni Babel, gość z niezależnym myśleniem i poczuciem misji w edukowaniu kolegów.

– Uczyłem się świata finansów przez siedem lat, dalej się uczę i często polecam moim znajomym książki. Niestety nie chcą czytać. Dlatego wolę swój przekaz demonstrować muzyką – opowiada piłkarz Galatasaray i raper z ksywką „Rio”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.