Mike Maignan znowu to zrobił: dopiero co rozegrał fenomenalne derby przeciwko Interowi (3:2), a w ostatni weekend dorzucił jeszcze dwie kluczowe interwencje w meczu z Sampdorią (2:1). Milan doskonale wie, że rok temu przeprowadził transfer z cyklu 10 na 10 i że aktualnie ma u siebie jednego z najlepszych bramkarzy świata. Rośnie też ból głowy Didiera Deschampsa w reprezentacji Francji: czy dalej stawiać na Hugo Llorisa, gdy po po cichu za jego plecami wyrósł pół kot, pół człowiek.
Kiedyś wydawało się to niemożliwe. Gigi Donnarumma miał w Milanie taką pozycję, że ktokolwiek, kto miał wejść w jego buty, skazany był na stąpanie po polu minowym. Maignan przychodził do Włoch jako mistrz Francji z Lille, ale jego nazwisko na nikim nie robiło wrażenia. Ligue 1 słynie z produkcji szybkich skrzydłowych albo ludzi z bajeczną techniką. Rzadziej jednak świeci bramkarzami, bo tych wielokrotnie weryfikowała potem Liga Mistrzów.
Maignan też w Lille przegrał pięć na sześć meczów w Europie. Christopher Galtier już wtedy mówił jednak, że „Magic Mike” zasługuje na grę w największych klubach świata. Sensacyjne mistrzostwo Francji z 2021 roku nie było przypadkiem: Lille opierało się na defensywie i na tym, że w sytuacjach beznadziejnych, zawsze na końcu pojawiał się Maignan.
Głupotą w tamtym czasie było przyznanie nagrody bramkarza sezonu Keylorowi Navasowi. Włosi rok później podeszli do sprawy obiektywnie – nowy nabytek Milanu zachował 16 czystych kont w 31 meczach i pewnie otrzymał statuetkę. Stał się pierwszym bramkarzem Milanu ze złotymi rękawicami od czasów Christiana Abbiatiego w 2011 roku.
Ten sukces jest zjawiskowy, bo Maignan nie potrzebował długiego czasu na aklimatyzację. Błyskawicznie wyrobił sobie markę w kraju legendarnych bramkarzy. Dino Zoff mówi: „Imponuje mi jego mentalność, to że wnosi do drużyny spokój i bezpieczeństwo”.
Pod wrażeniem są też dziennikarze, gdy słyszą z ust Francuza, jak dużą wagę przykłada do analizy. Ogląda swoje występy zaraz po tym jak schodzi z boiska, najpóźniej następnego dnia. Czasem sięga po Ipada już w przerwie – jak choćby w meczu z Salernitaną (2:2) w lutym, gdy od razu chciał przyjrzeć się błędowi z pierwszej połowy.
Stefano Pioli po derbach z Interem (3:2) powiedział wprost: „Milan może mnie zaskoczyć, ale sam Maignan już nie”. Ma jednak w sobie coś takiego Maignan, że stale podwyższa poprzeczkę – interwencje są coraz bardziej kosmiczne, ręce dłuższe, a zachwyt coraz bardziej głośny.
Obroniony rzut karny Domenico Berrardiego w sierpniu znowu przypomniał nam, jak świetny jest, gdy przychodzi do jedenastek. Na 29 karnych obronił 9, co jest najlepszym bilansem w pięciu topowych ligach od 2015 roku. Francuzi do dziś twierdzą, że gdyby na Euro w serii rzutów karnych przeciwko Szwajcarii, zamiast Llorisa stał Maignan, historia poszłaby innymi torami, zmieniając też reprezentacyjny status 27-latka.
To jest paradoks, że facet w swoim złotym momencie może być jedynie rezerwowym w ekipie Deschampsa. Bluza nr 1 dalej należy do Hugo Llorisa, który może i ma 35 lat, ale od lat kojarzony jest z mistrzostwem świata w 2018 roku, a poza tym ma pewną pozycję w Tottenhamie. Lloris za chwilę odhaczy 14. rok odkąd zadebiutował w trójkolorowej koszulce. Lepszy pod tym względem jest tylko Karim Benzema. I Deschamps bardzo to doświadczenie ceni, nawet jeśli Maignan coraz mocniej naciska z tylnego siedzenia.
Lekką nadzieję na przyszłość były czerwcowe mecze Ligi Narodów, gdzie dwukrotnie w bramce pojawił się Maignan. Raz przeciwko Chorwacji (1:1) rozgrywając takie spotkanie, że w Internecie znowu sypnęło kompilacjami. Maignan jest skrojony pod ten światek Tik-Toków i innych szybkich mgnień: gdy broni, robi to efektownie tak jakby specjalnie dla niego wymyślono te wszystkie powtórki ze spowolnionym tempem.
Powoli staje się też osobowością w szatni, do czego zawsze miał dryg, bo już w PSG jako młody chłopak potrafił odpyskować Zlatanowi Ibrahimoviciowi. Szwed oczywiście szybko go za to polubił. Od początku widać było, że młody twardo stąpa po ziemi i potrafi zadbać o własne terytorium.
Dzisiaj Maignan może być wyrzutem sumienia PSG. Jest kolejnym wychowankiem, którego puszczono lekką ręką, by po latach obserwować jak zawrotną robi karierę. Francuz grywał we wszystkich reprezentacjach młodzieżowych, w pewnym momencie miał konkurentów w stylu Salvatore Sirigu i Nicolasa Doucheza, a mimo to i tak nie dostał szansy.
Do Lille trafiał zaledwie za milion euro. Zaczynał od bezmyślnej czerwonej kartki u Marcelo Bielsy za rzucenie piłką w Benjamina Corgneta z RC Strasbourg. W bramce musiał wówczas stanąć napastnik Nicolas de Preville, ale w klubie nikt nie robił z tego tragedii. „Magic Mike” szybko uczy się na błędach. I wciąż ma jeszcze dużo do udowodnienia, czekając na wielką scenę Ligi Mistrzów i mundialu w Katarze.
Komentarze 0