Mike Maignan, czyli bramkarz-zjawisko. Czy to czas na przewrót w kadrze Deschampsa?

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Mike Maignan
Fot. Spada/LaPresse/SIPA USA via PressFocus

Mike Maignan znowu to zrobił: dopiero co rozegrał fenomenalne derby przeciwko Interowi (3:2), a w ostatni weekend dorzucił jeszcze dwie kluczowe interwencje w meczu z Sampdorią (2:1). Milan doskonale wie, że rok temu przeprowadził transfer z cyklu 10 na 10 i że aktualnie ma u siebie jednego z najlepszych bramkarzy świata. Rośnie też ból głowy Didiera Deschampsa w reprezentacji Francji: czy dalej stawiać na Hugo Llorisa, gdy po po cichu za jego plecami wyrósł pół kot, pół człowiek.

Kiedyś wydawało się to niemożliwe. Gigi Donnarumma miał w Milanie taką pozycję, że ktokolwiek, kto miał wejść w jego buty, skazany był na stąpanie po polu minowym. Maignan przychodził do Włoch jako mistrz Francji z Lille, ale jego nazwisko na nikim nie robiło wrażenia. Ligue 1 słynie z produkcji szybkich skrzydłowych albo ludzi z bajeczną techniką. Rzadziej jednak świeci bramkarzami, bo tych wielokrotnie weryfikowała potem Liga Mistrzów.

Maignan też w Lille przegrał pięć na sześć meczów w Europie. Christopher Galtier już wtedy mówił jednak, że „Magic Mike” zasługuje na grę w największych klubach świata. Sensacyjne mistrzostwo Francji z 2021 roku nie było przypadkiem: Lille opierało się na defensywie i na tym, że w sytuacjach beznadziejnych, zawsze na końcu pojawiał się Maignan.

Głupotą w tamtym czasie było przyznanie nagrody bramkarza sezonu Keylorowi Navasowi. Włosi rok później podeszli do sprawy obiektywnie – nowy nabytek Milanu zachował 16 czystych kont w 31 meczach i pewnie otrzymał statuetkę. Stał się pierwszym bramkarzem Milanu ze złotymi rękawicami od czasów Christiana Abbiatiego w 2011 roku.

Ten sukces jest zjawiskowy, bo Maignan nie potrzebował długiego czasu na aklimatyzację. Błyskawicznie wyrobił sobie markę w kraju legendarnych bramkarzy. Dino Zoff mówi: „Imponuje mi jego mentalność, to że wnosi do drużyny spokój i bezpieczeństwo”.

Pod wrażeniem są też dziennikarze, gdy słyszą z ust Francuza, jak dużą wagę przykłada do analizy. Ogląda swoje występy zaraz po tym jak schodzi z boiska, najpóźniej następnego dnia. Czasem sięga po Ipada już w przerwie – jak choćby w meczu z Salernitaną (2:2) w lutym, gdy od razu chciał przyjrzeć się błędowi z pierwszej połowy.

Stefano Pioli po derbach z Interem (3:2) powiedział wprost: „Milan może mnie zaskoczyć, ale sam Maignan już nie”. Ma jednak w sobie coś takiego Maignan, że stale podwyższa poprzeczkę – interwencje są coraz bardziej kosmiczne, ręce dłuższe, a zachwyt coraz bardziej głośny.

Obroniony rzut karny Domenico Berrardiego w sierpniu znowu przypomniał nam, jak świetny jest, gdy przychodzi do jedenastek. Na 29 karnych obronił 9, co jest najlepszym bilansem w pięciu topowych ligach od 2015 roku. Francuzi do dziś twierdzą, że gdyby na Euro w serii rzutów karnych przeciwko Szwajcarii, zamiast Llorisa stał Maignan, historia poszłaby innymi torami, zmieniając też reprezentacyjny status 27-latka.

To jest paradoks, że facet w swoim złotym momencie może być jedynie rezerwowym w ekipie Deschampsa. Bluza nr 1 dalej należy do Hugo Llorisa, który może i ma 35 lat, ale od lat kojarzony jest z mistrzostwem świata w 2018 roku, a poza tym ma pewną pozycję w Tottenhamie. Lloris za chwilę odhaczy 14. rok odkąd zadebiutował w trójkolorowej koszulce. Lepszy pod tym względem jest tylko Karim Benzema. I Deschamps bardzo to doświadczenie ceni, nawet jeśli Maignan coraz mocniej naciska z tylnego siedzenia.

Lekką nadzieję na przyszłość były czerwcowe mecze Ligi Narodów, gdzie dwukrotnie w bramce pojawił się Maignan. Raz przeciwko Chorwacji (1:1) rozgrywając takie spotkanie, że w Internecie znowu sypnęło kompilacjami. Maignan jest skrojony pod ten światek Tik-Toków i innych szybkich mgnień: gdy broni, robi to efektownie tak jakby specjalnie dla niego wymyślono te wszystkie powtórki ze spowolnionym tempem.

Powoli staje się też osobowością w szatni, do czego zawsze miał dryg, bo już w PSG jako młody chłopak potrafił odpyskować Zlatanowi Ibrahimoviciowi. Szwed oczywiście szybko go za to polubił. Od początku widać było, że młody twardo stąpa po ziemi i potrafi zadbać o własne terytorium.

Dzisiaj Maignan może być wyrzutem sumienia PSG. Jest kolejnym wychowankiem, którego puszczono lekką ręką, by po latach obserwować jak zawrotną robi karierę. Francuz grywał we wszystkich reprezentacjach młodzieżowych, w pewnym momencie miał konkurentów w stylu Salvatore Sirigu i Nicolasa Doucheza, a mimo to i tak nie dostał szansy.

Do Lille trafiał zaledwie za milion euro. Zaczynał od bezmyślnej czerwonej kartki u Marcelo Bielsy za rzucenie piłką w Benjamina Corgneta z RC Strasbourg. W bramce musiał wówczas stanąć napastnik Nicolas de Preville, ale w klubie nikt nie robił z tego tragedii. „Magic Mike” szybko uczy się na błędach. I wciąż ma jeszcze dużo do udowodnienia, czekając na wielką scenę Ligi Mistrzów i mundialu w Katarze.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.
Komentarze 0