Jedenaścioro Polaków wystartuje na mistrzostwach świata w judo, które już za moment rozpoczną się w Taszkiencie. I o ile w innych dyscyplinach w tym roku była to impreza bez większego związku z igrzyskami olimpijskimi w Paryżu, o tyle judocy już teraz będą zbierać punkty decydujące o ostatecznym olimpijskim awansie. Jak przygotowani są Polacy?
Po igrzyskach olimpijskich w Tokio, na których reprezentacja Polski zaprezentowała się całkiem nieźle, czas na nowy cykl, który w judo tym razem będzie specyficzny – nawet bardziej niż w innych dyscyplinach. W judo do kwalifikacji na igrzyska liczy się bowiem ranking, który już wystartował.
Oznacza to brak choćby chwili odpoczynku w kwestiach olimpijskich. W teorii poolimpijski sezon, który zazwyczaj oznacza spokój i swego rodzaju rozprężenie, tym razem zmienia się w początek kwalifikacji do kolejnych, w Paryżu. Mimo to reprezentacja Polski zdaje się w nie wchodzić całkiem nieźle przygotowana.
MŁODOŚĆ NADCIĄGA
Najbardziej obiecujący jest fakt, że polska kadra, wchodząc w okres kwalifikacyjny, opiera się na zawodnikach i zawodniczkach będących w szczycie swoich możliwości lub ten szczyt mających dopiero przed sobą. W porównaniu do innych dyscyplin (np. zapasów), w których w dużej mierze nasze olimpijskie nadzieje opierają się na weteranach, polskie judo ma kadrę zdolną powalczyć nie tylko o Paryż, ale też i o Los Angeles w 2028 roku. Oczywiście nie mówimy tutaj o wszystkich, bo też za nikogo nie będziemy kończyli/ciągnęli kariery, ale tak to wygląda przynajmniej w teorii.
Szczególnie dobrze wygląda to u kobiet, gdzie kadra nie tylko jest odmłodzona, ale też nie jest to odmłodzenie „na siłę” – żadna z naszych młodych judoczek nie trafia bowiem do kadry seniorów na wyrost. Najmłodsze (po 20 lat) są Katarzyna Sobierajska (kat. do 70 kilogramów) i Kinga Wolszczak (+78 kg).
Sobierajska w tym sezonie wciąż mogła startować wśród juniorów. Jest zresztą mistrzynią Europy i medalistką mistrzostw świata w tej kategorii wiekowej, co automatycznie sprawia, że jest to talent warty sprawdzenia wśród najlepszych na początku drogi do Paryża. Wolszczak medali juniorskich nie ma – ma za to już piąte miejsce na seniorskich mistrzostwach Europy, co jest wystarczającym dowodem na to, że ma swoje miejsce na arenie międzynarodowej.
Najmocniejsze wejście do seniorskiej kadry ma 22-letnia Angelika Szymańska (do 63 kg). W sezonie, w którym wciąż zalicza się do grona młodzieżowców (w ubiegłym roku została w tej kategorii mistrzynią Europy, wcześniej miała inne medale i wśród młodzieżowców, i wśród juniorów), zdążyła już dwukrotnie stanąć na podium seniorskich turniejów najwyższej rangi – Grand Slamów. Co więcej, drugie miejsce w lipcowym turnieju na Węgrzech już wlicza się do rankingu olimpijskiego, co oznacza, że w tym momencie to Szymańska jest najbliżej Paryża ze wszystkich polskich reprezentantów.
Oczywiście w kontekście samych igrzysk znaczy to na razie niewiele, ponieważ punkty zdobyte w 2022 roku są mniej ważne niż te w 2023 (te z 2022 są w kontekście igrzysk zmniejszone o 50% procent), a do końca kwalifikacji jeszcze wiele turniejów, w tym dwukrotnie mistrzostwa świata i raz mistrzostwa Europy, ale nie da się ukryć, że nie tylko do kadry, ale i w kwalifikacje olimpijskie Angelika weszła niemal idealnie.
NAJLEPSZY CZAS
Kadrę na MŚ uzupełniają cztery zawodniczki, które fani sportów olimpijskich już znają z poprzednich cyklów kwalifikacyjnych, szczególnie że trzy z nich to olimpijki. Julia Kowalczyk (do 57 kg) w Tokio była o kilka sekund od walki o brązowy medal, ale ostatecznie zajęła siódme miejsce. Beata Pacut-Kłoczko (do 78 kg) w Japonii trafiła na bardzo trudne losowanie (późniejsza mistrzyni olimpijska w drugiej walce), ale w ubiegłym roku była też mistrzynią Europy, a w tym wygrała już turniej z cyklu Grand Slam. Arleta Podolak (do 57 kg) w ostatnim czasie nie ma aż tak dużych sukcesów jak koleżanki (m.in. przez kontuzje), ale już sześć lat temu była na igrzyskach w Rio de Janeiro, a Aleksandra Kaleta (do 52 kg) to była medalistka mistrzostw świata juniorów, która potrafiła też już stawać na podium Grand Slamu.
Najstarsza z nich jest Podolak (28 lat), a Kowalczyk (25) i Pacut-Kłoczko (26), mimo sukcesów, dopiero wchodzą w swój najlepszy okres kariery. Kaleta (24) także może dołączyć do tego grona. W dużym skrócie – kobieca kadra, mimo że już niezwykle utalentowana, wciąż się rozwija i obstawia w dobrym stylu aż sześć z siedmiu olimpijskich kategorii wagowych. Pozostała jedynie najlżejsza, do 48 kilogramów, w której także zaczynają się pojawiać młode zawodniczki.
A do tego reprezentacja otrzymała właściwego trenera. Paweł Zagrodnik, były olimpijczyk, już rok temu zbierał zasłużone pochwały, kiedy to głównie za jego sprawą bardzo dobry wynik w Tokio uzyskała jego klubowa podopieczna, Julia Kowalczyk. Teraz, po burzliwym konflikcie zawodników ze związkiem w kwestii trenera, to on przejął kobiecą kadrę i mistrzostwa świata będą pierwszą weryfikacją. Choć można powiedzieć jedno – po relacjach zawodników z ubiegłych lat gorzej z trenerem raczej tu nie będzie.
CZEKAMY NA MŁODYCH?
Męska kadra przed samą imprezą zaliczyła dość poważny cios. Ze względu na poważną kontuzję kolana z zawodów wypadł Piotr Kuczera – wicemistrz Europy z tego roku i najbardziej utytułowany judoka reprezentacji. W związku z tym do Taszkientu pojedzie tylko czterech naszych reprezentantów – Adam Stodolski i Wiktor Mrówczyński w kategorii do 73 kilogramów oraz Sebastian Marcinkiewicz i Piotr Drzymał w wadze do 81 kilogramów.
Sam fakt, że obsadzamy jedynie dwie (trzy, gdyby był Kuczera) z siedmiu olimpijskich kategorii mówi dużo na temat tego, że panowie w kwestiach rozwoju kadry są nieco za paniami, a żaden z nich nie jest też – chociażby rankingowo – w takiej pozycji jak chociażby Pacut-Kłoczko, Kowalczyk czy wspinająca się w rankingach Szymańska. To pokazuje, że na start tego cyklu nowy trener Rashad Hasanov nie ma wcale łatwego zadania.
To jednak nie oznacza, że talentu – także młodego – nie brakuje. 22-letni Stodolski zajął już piąte miejsce we wspomnianym węgierskim Grand Slamie, czym też całkiem nieźle rozpoczął okres zbierania olimpijskich punktów. 23-letni Drzymał to z kolei były wicemistrz Europy młodzieżowców. Liderem reprezentacji, jeśli jest zdrowy, jest Kuczera, olimpijczyk z Tokio, jednak to nie oznacza, że talentu nam brakuje.
Szczególnie że nasi juniorzy odnoszą poważne sukcesy na arenie międzynarodowej. Na zakończonych dopiero co mistrzostwach Europy juniorów zdobyliśmy dwa medale – złoto w kategorii wagowej do 60 kilogramów, w której talentu potrzebujemy „na wczoraj”, przypadło 18-letniemu Ksaweremu Ignasiakowi, a srebro do 100 kilogramów zdobył 20-letni Michał Jędrzejewski. Co więcej, na mistrzostwach świata juniorów brąz w wadze do 73 kilogramów wywalczył sobie Marcin Kowalski. Niewykluczone, że już w przyszłym sezonie pójdą śladem Sobierajskiej czy Wolszczak i znacznie częściej zaczną się pojawiać w seniorskiej kadrze. Może jeszcze nie na Paryż, ale w kwestiach Los Angeles wygląda to naprawdę obiecująco.
W dużym skrócie – do zbliżających się mistrzostw świata i trwających kwalifikacji olimpijskich możemy podchodzić optymistycznie. W Tokio mieliśmy sześcioro polskich judoków, w Paryżu jest szansa na powtórkę, a może i poprawienie tego rezultatu. Przydałoby się mocne uderzenie już w Taszkiencie.
Będzie miało na to wpływ losowanie, bo wielu naszych zawodników jest zbyt nisko klasyfikowanych na rozstawienie (tylko Pacut-Kłoczko będzie miała ten przywilej), a repasaże (w odróżnieniu od zapasów czy taekwondo) są dopiero od ćwierćfinałów. Oznacza to, że odpadnięcie w każdej wcześniejszej rundzie wyrzuca z turnieju. Możemy więc życzyć szczęśliwych losowań – coś nam się wydaje, że wielu naszych judoków z resztą na drodze do igrzysk sobie poradzi.
Komentarze 0