Możliwe, że już w styczniu zobaczycie jeden z najlepszych filmów roku (RECENZJA)

MOVIE 'THE HOLDOVERS'
fot. archiwum dystrybutora

Przesilenie zimowe, prawdopodobnie jeden z najwspanialszych świątecznych filmów, jakie kiedykolwiek powstały, ląduje w polskich kinach... pod koniec stycznia. Ale to nie problem. O drobnych dramatach zwykłych ludzi można w nieskończoność i o dowolnej porze.

Co za paskudny typ. W niewysokiej postaci profesora Paula Hunhama, wykładowcy Barton Academy, kumulują się wszyscy belfrzy z piekieł. Hunham z lubością dręczy uczniów faktografią z historii starożytnej, to jeden z tych nauczycieli, którzy na każdą uwagę mają ripostę – cytat z Marka Aureliusza, Owidiusza czy kto tam mu akurat wpadnie do głowy. Szkolnych cwaniaczków kasuje błyskawicznie i boleśnie. Jego anturaż borowego dziada kontrastuje z hipisującymi, popalającymi trawkę nastolatkami początku lat 70., bo właśnie wtedy rozgrywa się akcja Przesilenia zimowego. Oni to przyszłość, profesor reprezentuje archaiczne postawy, od których chcą uciec. Umiłowanie w klasykach, oddanie się nauce. Naaah. To jest ten wiek, że Cyceron bardziej niż z literaturą kojarzy się... No, sami wiecie z czym.

Traf chciał, że losy krzyżują profesora z akurat najbardziej krnąbrnym gałganem z całej szkoły, Angusem. To jedyny uczeń, który nie pojechał do domu na święta – matka akurat musi lecieć na urlop z nowym partnerem. Mieszkający na terenie Barton Academy Hunham też nie ma z kim spędzić świąt, podobnie jak Mary – czarna kucharka, której syn niedawno zginął na wojnie w Wietnamie. Świąteczną przerwę muszą spędzić wspólnie, w ponurych murach szkoły, gdzie na korytarzach odbija się echo regularnych kłótni Paula z Angusem. Ten pierwszy dalej usiłuje być zamordystą, ale im mocniej ten drugi ma go w dupie, tym bardziej nauczyciel odpuszcza. Pękają lody i nagle okazuje się, że irytujący psor ma też ludzkie oblicze, Angus jest zły, ale ma ku temu konkretny powód i nawet milcząca Mary potrafi się przed nimi otworzyć. Do sielanki w tym zestawieniu osobowym jeszcze daleko, ale sprawy idą ku lepszemu.

Przesilenie 1.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Facet w średnim wieku na życiowym zakręcie? Oto punkt wyjścia praktycznie każdego filmu Alexandra Payne'a. Jednak tym razem twórca m.in. Bezdroży i Spadkobierców wpisał tę figurę w silną nostalgię. Przesilenie zimowe ogląda się jak amerykański film z lat 70.; nie chodzi tu tylko o formę (ziarnista taśma z celowymi zadrapaniami, przenikające się wzajemnie ujęcia, format i styl napisów), ale i treść. Payne sięga po emblematyczne dla tamtych czasów antynomie. Zestawia ze sobą konflikt pokoleń, Wietnam i pacyfizm, intelektualizm i outsiderstwo, bunt i płynięcie z ogólnie przyjętym prądem. A przy tym sam tęskni za tym rodzajem narracji, w której on sam, jako twórca, nie musi określać się, stając po konkretnej stronie, bo Przesilenie zimowe jest też pozbawione publicystyki. Gdzieś tam w dalekiej Azji giną żołnierze, trwa zimna wojna i straszenie atomowym grzybem. Ale tu, w murach uczelni w Massachusets, świat jakby stanął w miejscu. Bo cała trójka chce go naprawić, ale najpierw zaczyna od siebie.

Niebywała jest czułość, z jaką Alexander Payne opowiada o swoich bohaterach. Profesor Hunham, niczym Ebenezer Scrooge z Opowieści wigilijnej, przeżywa metamorfozę, bo ktoś zmusił go, żeby wyściubił nos znad antycznych klasyków i poznał trochę współczesnego świata. W fantastycznej kreacji Paula Giamattiego – to chyba jedyny aktor, który może nasypać piachu w szprychy Cillianowi Murphy'emu w drodze po Oscara – po prostu mu w tę metamorfozę wierzymy. Naburmuszony Angus (bardzo dobry debiut Dominica Sessy) też pęka, bo wreszcie może zrzucić maskę największego cynika na roku i przyznać się przed sobą, że rodzina zwyczajnie go olała – swoją drogą to ciekawe wykrzywienie kanonu kina świątecznego, podkreślającego w pierwszym rzędzie siłę familijnych więzów. O rozterkach Mary (oscarowa pewniaczka Da'Vine Joy Randolph) ani słowa, bo tu przemiana jest grana na wyjątkowo delikatnej nucie. Zwykli ludzie ze zwykłymi problemami.

Przesilenie.jpg
fot. archiwum dystrybutora

W erze mroku tak ostentacyjnie niedzisiejszy film jak Przesilenie zimowe jeszcze mocniej błyszczy swoim, może się wydawać, naiwnym optymizmem. No więc nic tu nie jest naiwne – to scenariusz z mocnymi portretami psychologicznymi, wiarygodnymi zwrotami akcji i absolutnie fenomenalnymi dialogami; to poziom Woody'ego Allena z jego najlepszych lat. I chyba właśnie to jest doskonały film na współczesne czasy. Przypominający, że kino może nie tylko przetyrać. I sugerujący, że może żyjemy w czasach zindywidualizowanych jednostek, ale chyba jednak lepiej, jak robimy coś razem. Naprawdę – Przesilenie zimowe jest tak rewelacyjne, że aż człowiek nie chce, żeby te ferie się kończyły i do uczelni znów wróciło życie. Niech ta trójka dalej kisi się we własnym sosie, byle tylko nie przestawali gadać ze sobą.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0