Uszanowanie Panie i Panowie! Gotowi na zarwanie kolejnej nocy ze sportami walki? Cóż zrobić, że większość wielkich walk organizują w innych strefach czasowych. Znaczy teoretycznie można nagrać sobie wszystko i obejrzeć rano, ale ja jakoś tego nie czuję i nawet jak jakimś cudem nie odpalę internetów, aby nie poznać wyników pojedynków, to mam poczucie zjadania czerstwej bułki.
Pomijam fakt, że zazwyczaj w nocy z soboty na niedzielę i tak nie sypiam z racji obowiązków transmisyjnych czy powrotu z gal sportów walki wszelakich. Łatwiej mi przełknąć potem „dzień trolla” jak nazywam stan, kiedy organizm domaga się snu, ale rzeczywistość niedzielnych aktywności determinuje jego brak. Przyznam, że z wiekiem jest to trudniejsze, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz! Kocham swoją pracę, więc szat da fak ap Juras i jedziesz z podgrzewaniem atmosfery przed jednym z największych wydarzeń tego roku w pięściarskim świecie. Nie będę zanudzał mantrą, że „kiedyś to się w tej wadze ciężkiej działo”, a teraz to cieszymy się z byle czego. Koncertuję się na tym jednym pojedynku. Myślę, że z wielu względów udźwignie historię wielkich walk Tysona, Holyfielda, Lewisa i innych wielkich tuzów pięściarstwa.
Jeżeli spodziewacie się dogłębnej analizy technicznej rewanżowego starcia pomiędzy Deontayem Wilderem a Tysonem Fury'm, to możecie w tym momencie przerwać czytanie i wykorzystać ten czas na coś bardziej spektakularnego. Na przykład zrobić parę brzuszków po wczorajszym Tłustym Czwartku. Tak w MMA, jak i boksie jestem przede wszystkim kibicem, a nie ekspertem i raczej interesuje mnie historia pojedynku i widowiskowość niż fakt, że jeden z nich woli bardziej zachodzić w prawą stronę po prawym prostym, a drugi w podbródek bije z odchylenia 38 stopni. Jaram się walkami dokładnie tak samo jak Wy, bo na końcu właśnie o te emocje chodzi. Idę o zakład, że nie zabraknie ich również w weekend.
Czarny chłopak z nieciekawej okolicy w Tuscaloosa w stanie Alabama, który boksem zainteresował się tylko dlatego, że potrzebował pieniędzy na życie swojej córeczki. Urodzonej, gdy on sam miał 18 lat, urodzonej z rozszczepem kręgosłupa. Praca na kilka etatów nie wystarczała. Sam Wilder opowiadał, że był bardzo bliski zawinięcia się z tego świata, kiedy ogrom obowiązków i problemów przygniótł go do samej ziemi. Siedział z pistoletem na kolanach, ale na szczęście dla świata sportu Amerykanin wybrał inne rozwiązanie. Sportowo utalentowany od zawsze, planujący karierę w koszykówce i futbolu amerykańskim, wybrał ostatecznie boks. Świetne warunki fizyczne i naturalny dynamit w łapie, przede wszystkim prawej, szybko pozwoliły wspinać się na pięściarskie szczyty. W zaledwie trzy lata zdobył brązowy medal Igrzysk Olimpijskich, a potem przyszła fenomenalna seria nokautowanych rywali, uwieńczona mistrzostwem WBC.
W niebieskim narożniku Brytyjczyk, którego życie jeszcze bardziej nadaje się na dobrą hollywodzką produkcję. Ten ponad dwumetrowy dryblas urodził się jako wcześniak, ważąc niespełna pół kilograma! Kiedy lekarze nie dawali szans na przeżycie, on już wtedy stoczył najważniejszy pojedynek swojego aktualnego życia. Rósł szybciej niż bambus w Wietnamie, a że w rodzinie duch pięściarstwa unosił się od wieków, to z wyborem życiowej drogi nie było problemów. Szybko udowodnił, że oprócz fantastycznych warunków fizycznych posiada talent do tego sportu. Pasmo efektownych zwycięstw i ten najważniejszy pojedynek z multiczempionem boksu Władymirem Kliczką, którego ograł bez większych problemów. Te zaczęły się dopiero po walce. Trapiony depresją Fury osiągnął szczyt. Zabrakło dalszej mobilizacji. Nie zabrakło jednak hektolitrów wódy i kokainy – w takich ilościach, że sam Pablo Escobar byłby pod wrażeniem. Trzy lata życiowego baletu, aby zabić depresję i pewnie siebie, gdyby się w końcu nie otrząsnął. W tym czasie przytył do 180 kg, więc delikatnie mówiąc, było z czego zrzucać. Wrócił. Przede wszystkim do życia i dużego boksu.
W tym miejscu zaczyna się zabawa. Obaj bohaterowie sobotniej gali w Las Vegas wypominają wzajemnie, że Wilder istnieje dzięki Fury’emu , a Fury dzięki Wilderowi. Aktualny mistrz WBC głosi, że tylko dzięki niemu Fury wrócił do boksowania za duże pieniądze, że dał mu szansę, zrobił gest łaski. Z drugiej strony Brytyjczyk w swoim jedynym i niepodrabialnym stylu wczoraj na konferencji oznajmił, że Wilder do tej pory nie boksował nigdy z poważnymi rywalami, a wypłata z PPV to zasługa „Króla Cyganów”. Trudno się z tą tezą nie zgodzić, gdyż przed pierwszą walką Deontay Wilder sprzedawał subskrypcje na swoje walki w granicach 300 tysięcy. Jak na USA, delikatnie mówiąc, szału nie było. Walka z Tysonem Fury'm to już sprzedaż milionowa. Podobnie będzie zresztą w weekend, bo patrząc na dramaturgię pierwszego pojedynku, kiedy Wilder zafundował Tysonowi dwa knockdowny, a ten wstawał po nich i boksował jakby dostał z liścia od byłej dziewczyny…, będzie ogień. Zresztą po prawdzie to te dwa knockdowny uratowały punktację Wilderowi, bo tak przegrałby decyzją. Mamy remis, obaj dalej niepokonani, obaj na szczycie królewskiej dywizji. Czego chcieć więcej?!
Jak zatem może potoczyć się ten pojedynek? Tego nie przewidzi nawet Nostradamus po konsultacji z wróżbitą Maciejem. Eksperci typują zwycięstwo Wildera, ale ja widzę możliwość zmiany tronu WBC. Deontay Wilder nie jest mistrzem pięknej szermierki na pięści w wymiarze estetycznym, ale jego siła to mocne ciosy, szczególnie prawą ręką, instynkt zabójcy i świetna atletyka. Fury boksuje zdecydowanie wszechstronniej, dobrze w półdystansie, nawet przy takich warunkach fizycznych. Pytanie, czy gdzieś w głowie nie zablokuje go trochę świadomość tych dwóch knockdownów z pierwszej walki. Ma przewagę warunków fizycznych, tak we wzroście, zasięgu i kilogramach. To też ciekawe, że król WBC Deontay Wilder wniesie do ringu lekko ponad 100 kg. Spokojnie mógłby walczyć i w Cruiser ale wiadomo, gdzie leżą większe walizki z dolarami.
Mór typ: Tyson Fury. Tylko nie wiem, czy uda się wygrać, jeżeli walka dojedzie do ostatniego gongu. Walka z USA, z Amerykaninem sędziowana przez trzech amerykańskich sędziów. W ringu też sędziowie pozwalają na wiele Wilderowi, bo nie jest tajemnicą, że wiele ciosów bije nasadami. Brytyjczyk musi postarać skończyć to przed czasem! Dlaczego Tyson Fury? No lubię tego typa! Tak po prostu.
PS Wcześniej przed walką Wilder – Fury zapraszam Was do Polsatu Sport od 01.00 na galę UFC w Auckland. W karcie Karolina Kowalkiewicz i Michał Oleksiejczuk! Cytując klasyka… POLSKA GÓROM!