
Kibice od lat szukają wytłumaczenia niepowodzeń swoich ulubionych drużyn jakimś wpływem sił nadprzyrodzonych. Niezależnie od dyscypliny sportu, można było spotkać się z twierdzeniami, że ciąży nad nimi klątwa.
Niezależnie od tego, czy to prawda, czy nie, takie myślenie jest nieraz uzasadnione. Człowiek od zawsze próbuje wytłumaczyć otaczającą go rzeczywistość. Czasami to jednak trudne, szczególnie jeśli pewien scenariusz czy wydarzenie powtarzają się często. Ile razy słyszeliście ludzi, którzy mówili, że mają w życiu pecha? Kibice takich przeświadczeń nabierają jeszcze więcej, kiedy muszą sezon po sezonie oglądać, jak ich drużyna albo spisuje się słabo, albo idzie jej bardzo dobrze, ale w decydującym momencie i tak przegrywa.
Wielu na tej podstawie zaczyna wierzyć, że nad ich ulubionymi drużynami ciąży fatum. Tego typu "klątwy" można traktować mniej lub bardziej poważnie, niektóre przecież udaje się przezwyciężyć, jednak fani mają nieraz łatwiej, jeśli mogą zrzucić winę za porażkę na coś, czego tak naprawdę nie da się udowodnić.
Przykłady takich wierzeń jest całe mnóstwo - począwszy od tych, których tradycje sięgają ponad wieku, po te najświeższe. Wybraliśmy kilka z nich.
Klątwa Bambino
Nie ma chyba na świecie sportu, który tak bardzo wierzyłby w zabobony, co baseball. Poniekąd za sprawą swojej specyfiki, a poniekąd za sprawą tradycji sięgających w amerykańskich ligach do drugiej połowy XIX wieku, wielu zdarzeniom nadaje się większy, głębszy sens. Najsłynniejszym przykładem z ligi MLB jest słynna klątwa Bambino.
Bambino, czyli Babe Ruth. Tak pieszczotliwie nazywano jednego z najlepszych baseballistów w przedwojennej historii. Ruth występował w drużynie Boston Red Sox, z którą odnosił wielkie triumfy. W latach 1912 - 1918 zdobył cztery mistrzostwa, jednak później został oddany do największych rywali Red Sox, New York Yankees.
Od tego czasu wszystko się zmieniło. Red Sox nie potrafili wygrać ligi przez 86 lat, a Yankees w tym czasie sięgnęli po 27 mistrzostw. Dynamika w rywalizacji obu ekip odwróciła się zupełnie i szybko uznano, że oddanie Rutha jest temu winne. Klątwę jednak udało się zdjąć. W 2004 roku ekipa z Bostonu w końcu zdobyła tytuł, a aby to zrobić, w finale konferencji musiała pokonać Yankees. Ci w serii do czterech zwycięstw prowadzili 3-0, jednak Red Sox w nieprawdopodobny sposób odwrócili stan rywalizacji i wygrali cztery kolejne spotkania. Jak zrywać z fatum, to z przytupem.
Klątwa kozy Billy
Niemal równie znaną klątwą w świecie baseballu jest ta dotycząca Chicago Cubs i pewnej kozy. Brzmi niedorzecznie, a mimo to przez lata służyła za wymówkę. A zaczęło się zupełnie absurdalnie.
Jest rok 1945. Chicago Cubs grają w czyli finale z Detroit Tigers i mają szansę na pierwsze od roku 1908 mistrzostwo. Na trybunach najwięksi fani i biznesmani z Chicago, w tym właściciel tawerny Billy Goat Tavern, pan Billy Sianis. Wszystko byłoby jednak dobrze, gdyby ten dżentelmen nie przyszedł na mecz z maskotką i symbolem swojej restauracji, czyli... rzeczonym kozłem Billym. Zwierz towarzyszyły mu na trybunach, co niekoniecznie podobało się siedzącym obok ludziom. Sympatyczny Billy zwyczajnie rzekomo cuchnął. Zwracanie uwagi nie przynosiło skutków i Sianis ani myślał przesiąść się i doszło do przepychanek i kłótni. Interweniować musiała stadionowa ochrona i ostatecznie właściciel tawerny wraz z Billym zostali poproszeni o opuszczenie obiektu. Legenda głosi, że wychodząc, Sianis miał krzyknąć: "Cubs już nigdy niczego nie wygrają!". Brzmi niewinnie, ale przybrało to efekt prawdziwej kuli śniegowej.
Ekipa z Chicago finał z 1945 roku przegrała, choć prowadziła już w rywalizacji z Tigers 2-0. Lokalne media szybko podłapały temat i stworzyły "The Curse of Billy Goat". Cubs od tamtego czasu nie potrafili nawet awansować do finału. Kibice zaczęli w nią wierzyć i próbowali ją znieść samodzielnie. W 2003 roku, który w chińskim kalendarzu był Rokiem Kozła, przyprowadzano na mecz kozy przebrane w koszulki Cubs.
Na ten rok przypadł jednak kolejny feralny incydent, który potwierdza fatum. W finałach konferencji, w których zespół z Chicago prowadził już 3-2 ostatecznie przegrał 3-4, w meczu numer 6 miał miejsce słynny moment, kiedy kibic Steve Bartman wychylił się przez barierkę, by złapać piłkę na pamiątkę. Tego jednak nie można robić, jeśli nie leci ona w trybuny. Bartman zamiast tego wystawił dłonie na plac gry, przez co przeszkodził zawodnikowi. W tym momencie Cubs prowadzili w spotkaniu 3:0, ale od tego momentu zaczęli grać słabiej, przegrali 3:8, a w decydującym meczu nr 7 odpadli. Bartman stał się w Chicago wrogiem publicznym numer 1.
Dopiero rok 2016 przyniósł koniec koziej klątwy. Cubs w dramatycznych okolicznościach pokonali w finale MLB Cleveland Indians 4-3 i wreszcie, po ponad wieku, mogli świętować tytuł.
Klątwa Bobby'ego Layne'a
Najsłynniejszy przykład ze świata NFL dotyczy Detroit Lions, ich byłego rozgrywającego i feralnej przepowiedni, która zatoczyła koło.
Bobby Layne w latch 50. był prawdziwym symbolem całej ligi. Z nim w składzie Lions sięgali po mistrzostwa w 1952, 1953 i 1957 roku, jednak w sezonie 1958 lider zespołu doznał kontuzji. Layne zagrał tylko w dwóch meczach i władze klubu stanęły przed trudną decyzją. Rozgrywający miał już 32 lata, po urazie mógł nie wrócić do dawnej formy, a wciąż zarabiał wiele, dlatego uznano, że trzeba go oddać. Na wymianę zgodzili się Pittsburgh Steelers i Layne zmienił barwy.
To rozzłościło kibiców i samego gracza. Rzadko bowiem zdarza się, że ikonie klubu daje się odejść lekką ręką, w dodatku w takich okolicznościach. Layne wypalił wtedy w rozmowie z prasą, że Lions pożałują tego ruchu. - Przez 50 lat ta drużyna niczego nie wygra - twierdził. I nawet on nie mógł mieć wtedy pojęcia, jak bardzo mocno te słowa staną się prawdziwe.
Tytuł z 1957 roku do dziś jest ostatnim dla Lions. Od tego czasu udało im się awansować do playoffów tylko 12 razy i wygrali tam zaledwie jeden mecz, a w 2008 roku, 50 lat po słowach Layne'a, przepowiednia spełniła się w najgorszy możliwy sposób. Ekipa z Detroit została pierwszą w historii NFL, która sezon zakończyła z bilansem 0-16. Co ciekawe, dzięki wyborowi numer 1 w drafcie po tym fatalnym roku, Lions wybrali Matthews Stafforda - rozgrywającego, który jest absolwentem tego samego liceum, co Layne. Od tego czasu już nie szorują tak często po dnie tabeli, jednak nadal niczego nie wygrali.
Klątwa Beli Guttmanna
Chyba najsłynniejsza klątwa piłkarska. Na Benficę rzucił ją węgierski trener Bela Guttmann, który opuszczał klub w 1962 roku. Prowadził zespół od 1959 roku i nie dość, że zrobił udaną przebudowę, opierając skład na młodych piłkarzach, to jeszcze przełożyło się to na duże sukcesy. W 1961 roku Benfica przełamała hegemonię Realu Madryt w Pucharze Europy i wygrała te rozgrywki, a w kolejnym sezonie obroniła trofeum.
Mimo tych triumfów, Guttmann nie doczekał się podwyżki, której domagał się od władz klubu. Węgier tuż po drugim zwycięskim finale chciał negocjować z zarządem, jednak niczego nie wskórał i obraził się. - Benfica przez 100 lat nie będzie już mistrzem Europy - rzucił później w rozmowie z dziennikiem "A Bola". - W kraju będzie jeszcze wygrywać, ale nikomu się nie uda powtórzyć mojego sukcesu w pucharach.
Wtedy wydawało się to tylko złorzeczeniem trenera, który się żegnał. Przecież zespół był bardzo dobry. Ale dziś wielu fanów Orłów wierzy w fatum. Benfica grała później w finałach w 1963, 1965 i 1968 roku, jednak żadnego nie potrafiła zwyciężyć. Łącznie w różnych europejskich rozgrywkach lizbończycy przegrali od czasu klątwy Guttmanna aż siedem finałów. Przed jednym z nich w Pucharze UEFA w 1990 roku w Wiedniu, czyli w mieście, w którym pochowany jest węgierski trener, legenda klubu i dawny gracz u Guttmanna Eusebio modlił się na jego grobie o zniesienie fatum, jednak bez powodzenia. Ostatnie potwierdzenie klątwy ciążącej nad Benficą to przegrane finały Ligi Europy w 2013 i 2014 roku.
Klątwa Drake'a
Historia, która w ostatnich latach nabrała ogromnego rozpędu w social media. Nie dotyczy jednak jednej drużyny, a bardzo wielu. Przyjęło się bowiem, że jeśli Drake pojawi się na meczu danej ekipy, by ją wspierać, albo zrobi sobie zdjęcie z jakimś sportowcem, czeka ją porażka. Przykładów jest cała masa i powyższy filmik przytacza ich bardzo wiele. Kanadyjski raper miał być też rzekomo winny niepowodzeń Toronto Raptors - swojego ulubionego klubu NBA. Drake często pojawia się na ich meczach i przeżył całe mnóstwo porażek, jednak w końcu Raptors w 2019 roku sięgnęli po mistrzostwo. Ale klątwa dalej działa. Np. kiedy Drake pojawił się na finale rozgrywek w futbolu akademickim i kibicował Alabamie, ta przegrała. Podobnie w październiku, gdy Connor McGregor wrzucił z nim zdjęcie przed walką z Chabibem Nurmagomiedowem, skończyło się to jego porażką z Rosjaninem. Jeśli więc widzisz Drake'a w barwach twojej ekipy, oczekuj przegranej w najbliższym meczu.
Bayer Neverkusen
Teoria, która została uknuta na przełomie XX i XXI wieku. Bayer Leverkusen kończył wówczas na drugim miejscu w Bundeslidze w latach 1997, 1999, 2000 i 2002 i na drużynę zaczęto mówić albo "Neverkusen", albo "Vicekusen". Szczególnie ten ostatni rok umocnił poczucie klątwy drugiego miejsca i Bayeru. W rozgrywkach 2001/02 ekipa z Leverkusen była wicemistrzem Niemiec, przegrała finał krajowego pucharu oraz finał Ligi Mistrzów z Realem Madryt. Na dodatek aż pięciu piłkarzy tej ekipy występowało w reprezentacji Niemiec, która na mistrzostwach świata 2002 zajęła... drugie miejsce.
Cygańskie klątwy w Anglii
Dotyczą one przede wszystkim dwóch drużyn - Birmingham City oraz Derby County. U tej pierwszej wszystko zaczęło się w 1906 roku, kiedy City przenosiło się na nowy stadion, St. Andrew's. Przedtem na terenach, na którym powstawał obiekt, mieszkali Romowie, jednak zostali zmuszeni do przeprowadzki. Długo się opierali, ale w końcu wyrzucono ich stamtąd i legenda głosi, że na pożegnanie przeklęli ten teren.
Po latach niepowodzeń w końcu fani zaczęli wierzyć w klątwę. Menedżerowie z kolei starali się z nią walczyć. W latach 80. prowadzący Birmingham City Ron Saunders kazał powiesić na stadionie krzyże, a piłkarzom pomalować spody butów na czerwono. W latach 90. Barry Fry uwierzył za to jasnowidzowi, który polecał mu obsikać wszystkie cztery chorągiewki w narożnikach na murawie i odprawił ten rytuał w celu pozbycia się cygańskiego fatum. Nie zadziałało. Udało się dopiero w 2011 roku. Wówczas Birmingham City sięgnęło po Puchar Ligi, pierwsze trofeum w historii.
Derby miało podobne przejścia. Kiedy budowano Baseball Ground w roku 1889, kazano się z terenów wynieść romskim rodzinom. Te w odwecie rzuciły klątwę, która głosiła, że klub nie wygra nigdy FA Cup. Fani szybko uwierzyli w jej prawdziwość, kiedy w latach 1896 - 1903 Derby doszło do półfinału tych rozgrywek sześć razy, do finału trzy, ale ani razu nie było w stanie triumfować. Udało się dopiero w roku 1946. Wówczas przed starciem z Charltonem przedstawiciele kluby spotkali się nawet z miejscową społecznością cygańską i prosili o zniesienie czaru. Widocznie musiało zadziałać, bo Barany wygrały tamten finał 4:1 i trwające ponad 50 lat fatum poszło precz.