Niepowtarzalny test: jak widzi świat zwykły człowiek, a jak elitarny piłkarz

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Helix
Simon Hofmann/Bongarts/Getty Images

Dlaczego kibic z ulicy błyskawicznie zerwałby w meczu ekstraklasy więzadła? Jak to możliwe, że wielu piłkarzy dosłownie nie widzi, dokąd wrzuca piłkę? Dlaczego to oko, a nie noga, decyduje, na której pozycji dobrze nam się gra? Poddaliśmy się profesjonalnym badaniom trenera pracy mózgu, by sprawdzić, jak różnią się zdolności postrzegania zwykłego człowieka od zawodowego piłkarza.

Nie do końca wiadomo, jak zdefiniować to, czym Norbert Bradel się zajmuje. Piłkarze, którzy do niego przyjeżdżają, często są zdziwieni, bo spodziewali się czegoś zupełnie innego. Trener mentalny kojarzy im się z motywacyjnymi książkami. Psycholog sportowy z szukaniem źródeł problemów we wczesnym dzieciństwie. Bradel ćwiczy ich mózgi. Zdolności postrzegania. Działanie układu nerwowego. To operowanie na twardych danych, a nie na odczuciach i sloganach motywacyjnych. Dzięki specjalistycznemu sprzętowi, na którym pracuje, dosłownie zagląda do głów zawodników. Jest w stanie spojrzeć na świat ich oczami. I często tam dostrzec przyczyny ich boiskowych problemów.

Od ponad dziesięciu lat pracuje z czołowymi trenerami z Niemiec oraz Austrii. Przyjeżdżają do niego sportowcy z różnych dyscyplin. Pracował też w sztabach Marcina Brosza w Piaście Gliwice, czy ostatnio przez lata w Górniku Zabrze, gdzie na bieżąco poprawiał możliwości zawodników z akademii oraz z pierwszej drużyny. Jednak tym razem do jego aparatury nie podpiął się żaden zawodowiec, lecz dziennikarz, który sport uprawia jedynie amatorsko. A że jest w wieku dzisiejszych aktywnych piłkarzy, łatwo można było porównać zwykłego człowieka z ulicy do zawodowca. Zdradzimy rezultaty: nie trzeba było nawet używać piłki, by wiedzieć, że nie rozminął się z powołaniem. Zapraszamy do wędrówki w szczegóły niepowtarzalnego testu.

Górnik Zabrze
Norbert Bradel w barwach Górnika Zabrze - Michał Chwieduk/400mm

***

Przyjmijmy, że jestem piłkarzem, który przychodzi do pana z nie do końca zdefiniowanym problemem. Dlaczego pierwszym badaniem, jakie mi pan wykonał, było sprawdzenie poziomu stresu?

Norbert BRADEL: - Pierwszy test sprawdzał umiejętność opanowania ogólnej gonitwy myśli. Piłkarze, którzy mają z tym problem, przed meczem napędzają się negatywnie. Mecz jest obrazem tego, co się wydarzyło wcześniej. Zaczynając od treningu, kończąc na fazie bezpośredniego przygotowania do gry. Jeśli nie jesteśmy w stanie wejść skoncentrowani w mecz, nie jesteśmy w stanie pokazać pełni naszego potencjału. Im bardziej jesteśmy zestresowani, tym mniej widzimy, wolniej reagujemy. To, jak wyglądam na boisku, jest też wynikiem tego, czy byłem w stanie spać poprzedniej nocy albo normalnie zjeść śniadanie. Nie widzę, żeby to było problemem w pana przypadku. To nie dlatego trener sadza pana na ławkę.

stres.PNG
Wyniki mojego pomiaru. Niski poziom stresu, świadczący o umiejętności wyciszenia się. Wynik lepszy niż u 81,5% z mojej grupy wiekowej. Zaczyna się obiecująco.

Już w tym pięciominutowym badaniu, w którym przyczepił pan do mnie dwa kabelki i kazał na pięć minut się zrelaksować, wyszłoby, gdybym miał jakieś ukryte problemy?

To wstępne testy. Dopiero później można rozstrzygnąć, czy stres to kwestia emocjonalna, czy coś związanego z dyscypliną sportu. Geneza może być różna. Ale już tu byłoby widać, że jest jakiś element stresujący, nad którym trzeba pracować. I nie dotyczy to tylko boiska. Czasem zawodnicy rezygnują ze szkoły, chcąc stawiać na sport, bo nie chcą sobie dokładać kolejnych stresów związanych z egzaminami. Jednak ucieczka od szkoły nie rozwiązuje problemu, bo to samo będzie ich paraliżować na boisku.

Dlaczego zawsze zaczyna pan diagnozę akurat od tego badania?

Jak w przypadku lawiny, jedna śnieżka nie stanowi problemu. Ale gdy zaczyna się staczać, staje się górą śniegu, która przytłacza. Jeśli nie jesteśmy w stanie w nocy spać, źle funkcjonujemy w dniu meczu, to zrobienie sobie techniki oddechowej w szatni jest jak rozłożenie parasola przed lawiną. Badanie stresu to wstęp do wszystkich pomiarów. Zdarzają się zawodnicy, którzy chcą pracować nad czymś konkretnym, ale ogólnie to podstawa, by popatrzeć całościowo na sportowca. Ci, którzy do mnie trafiają, zwykle napotykają gdzieś problem. Starają się pokonywać przeszkody, ale ich praca nie przynosi efektów. Nie są w stanie przeskoczyć pewnego poziomu. Diagnostyka pokazuje odcinki, od których trzeba zacząć.

Bo stres wpływa na wszystkie inne wyniki?

Zgadza się. Minimalizuje nasz potencjał. Gdy zwiększamy odporność na stres, często okazuje się, że podnoszą się parametry, których wcale nie trenowaliśmy, ale wcześniej były przytłoczone przez stres. Najważniejszą rzeczą jest więc znalezienie najsłabszych elementów, które blokują całą resztę. Czasem się zdarza, że zawodnik zgłasza problem ze stresem, a w pomiarze wychodzi, że go nie ma. Wtedy trzeba szukać głębiej. Tak było z golfistą, któremu wszystko szło dobrze do piątego dołka, a tam się zaczynał problem. Dopiero gdy przeprowadziliśmy badanie w trakcie turnieju, doszliśmy do tego, że problemem nie był stres, lecz przemiana materii. Banany i inne odżywki, które spożywał wcześniej, kompletnie na niego nie działały. W okolicach piątego dołka zaczynał odczuwać głód. Gdy odkrył, że kabanosy trzymają go dłużej w stanie sytości, problem zniknął. Czasem więc naprawdę trudno wpaść na to, o co chodzi.

Co konkretnie pan mierzy podczas tego badania?

Pracę serca, oddech i temperaturę ciała. Szczególnie na bazie pracy serca jesteśmy w stanie zobaczyć, co się dzieje w organizmie. Drugi test był zbliżony. Pokazywał, w jaki sposób oddychamy, gdy jesteśmy skoncentrowani na jakimś zadaniu. To również wypadło u pana dobrze. Źródeł pana boiskowych problemów musimy szukać dalej.

stres2.PNG
Drugi test. Oddech podczas skoncentrowania na zadaniu. Wyniki nadal dające nadzieję na ekstraklasę.

Zabrał mnie pan na urządzenie sprawdzające równowagę. Stałem na chwiejnej platformie, pilnując, by widoczna na ekranie kulka utrzymywała się w środku tarczy. Najpierw sprawdził pan moją prawą nogę, później lewą, a potem stanąłem obunóż. Po co to wszystko?

To prosty pomiar. Jak jesteśmy w stanie zarządzać staniem bez żadnych szczególnych przeszkód i czynników stresujących. To proste zadanie z zakresu koordynacji wzrokowo ruchowej, jakim jest  utrzymania równowagi.

Dlaczego to ważne?

Często jest z tym powiązane poczucie pewności siebie. A jeśli weźmiemy konkretne dyscypliny, też możemy wiele wywnioskować. W futbolu, jeśli mamy zawodników prawonożnych, którzy lepiej stoją na prawej nodze, można podejrzewać, że to element, który będzie u nich w trakcie meczu generował duży stres. To problem, bo żeby zagrać piłkę lepszą nogą, będą musieli stać na nodze, na której gorzej się trzymają. Pan lepiej stoi na słabszej nodze, co akurat jest korzystne. Ale pana wyniki obu nóg oraz stania obunóż są poniżej normy.

To dość nieintuicyjne. Na co dzień kompletnie nie odczuwam tego problemu. Stanę na jednej nodze, funkcjonuję normalnie.

Nasz świat jest wygładzony. Równowaga to element złożony. Chodzi o odczuwanie i  postrzeganie powierzchni oraz umiejętność dostosowanie do występujących przeszkód. Jeśli wszędzie jest równo, można by w sumie iść z zamkniętymi oczami. Granie na łąkach i plażach akurat mocno temu sprzyjało. Jeśli ktoś ma wystąpienia publiczne, dla niego stanie na nogach też jest bardzo ważne. Szczególnie w przypadku kobiet. Jeśli do tego dochodzą wysokie szpilki, w nich stoimy jeszcze gorzej. A to podbija poziom stresu. Można to trenować prostymi ćwiczeniami gimnastycznymi, a w pracy ze sportowcami korzystam ze sprzętów treningowych. Jeszcze mi się nie zdarzył ktoś, kto w krótkim okresie nie zrobił kolosalnego postępu w tym aspekcie.

I nagle zaczyna dzięki temu być lepszy w swoim sporcie?

Jakiś czas temu zwrócił się do mnie pewien bokser, który mówił, że jego praca nie przynosi efektów. Twierdził, że nie ma problemów ze stresem i faktycznie nie miał. Sprawdziliśmy jego balans. Okazało się, że bardzo słabo stał na nogach. Nie był przekonany, ale po trzech tygodniach ćwiczeń zadzwonił, zdziwiony, że może już włożyć buty na stojąco. Stojąc na stabilniejszej nodze, każdy pewnie to zrobi, ale na mniej stabilnej już niekoniecznie. A przecież dla sportowca wyczynowego to nie powinna być wielka filozofia. To tylko jeden element, który poprawiliśmy, ale sprawił, że bardzo mocno poszedł w górę w rankingach. Równowaga jest bardzo ważna we wszystkich dyscyplinach, które uprawiamy na stojąco. I nie tylko. Bo w jeździectwie nogi też są bardzo ważne. Ze słabą równowagą możemy normalnie funkcjonować, ale gdy zaczyna się sport wyczynowy , nie rywalizują już Kowalski z Kowalskim. To wyścig zbrojeń. Każda przewaga organizmu to coś, co można wykorzystać.

Gdybym z moimi wynikami równowagi wszedł do gry w Ekstraklasie, ciągle bym leżał? I to nawet niezależnie od kwestii masy mięśniowej?

Tak. Nie tylko wszyscy by pana przestawiali, ale i pan ciągle by się przewracał przy wykonywaniu różnych zagrań. I raczej dość szybko zerwałby pan więzadła. Głowa chciałaby wykonać jakąś czynność, ale ciało by nie dało rady. Sporo zerwań więzadeł następuje bez kontaktu z rywalem. A w sporcie kontaktowym niezwykle ważne jest, jak stoimy. Gdy chce się kogoś przepchnąć, trzeba najpierw samemu dobrze stać. Obudowanie mięśniowe to kolejny etap. Pierwszy to stabilnie stać na tym, co się ma.

rownowaga.PNG
Houston, mamy problem. W teście równowagi na żadnej nodze nie łapię się w normie. Ratuje mnie jedynie to, że na obu stoję porównywalnie słabo.

Mamy już więc pierwszy wyraźny sygnał, dlaczego nie gram. Później przeszliśmy do testów widzenia. Ze smartfonem w ręce, miałem obserwować przesuwającą się i obracającą na ekranie literę C i wskazywać stronę, z której jest “otwarta”. Litera zwiększała i zmniejszała rozmiary, co przypominało bardziej nowoczesną formę badania wzroku.

Bo to poniekąd badanie wzroku, tylko nie na bazie tablicy z literkami, lecz oceny, jak ostro zawodnik widzi. Z tym jest gigantyczny problem nawet na poziomie ekstraklasy. Zdarzało mi się wielu zawodników, którzy mieli operacje albo szkła kontaktowe, ale źle dobrane. Kiedyś poproszono mnie o ocenę pewnej grupy chłopaków w akademii. U jednego z nich wyszła duża wada wzroku. Po teście spytałem trenera, jakie są zastrzeżenia wobec tego chłopaka. Trener zachwalał jego genialną technikę, grę jeden na jednego, ale narzekał na jego egoizm. Grał samolubnie i nie chciał podawać. Powiedziałem mu, że to nie egoizm, tylko wada wzroku. Chłopak nie podawał, bo nie był w stanie rozróżnić, kto jest w jego drużynie. Przy wadzie –7 nie jesteś w stanie na boisku ocenić, kto jest kto. Gdy skupiasz się na piłce i przeciwnikach będących blisko ciebie, trudno podnieść głowę i szybko ocenić, gdzie zagrać. Gdy udało się przekonać chłopaka do dobrania szkieł, nagle przestał być “egoistą”. Kluczem jest zawsze zdiagnozować, w czym naprawdę tkwi problem.

To może być w tych czasach dość powszechne zjawisko.

Miasta są zabetonowane i nie widać w nich horyzontu. Dlatego mówię trenerom, by czasem stanęli z chłopakami na linii, wybrali jakiś odległy napis i sprawdzili, kto jest w stanie go odczytać. Bo to, że ty go widzisz, nie znaczy, że zawodnicy to widzą. To gigantyczny problem w akademiach.

Rozumiem, że gigantyczna wada to problem. Ale jeśli ktoś po prostu nie jest w stanie odczytać napisu, to najwyżej będzie miał na boisku trudność, by sprawdzić minutę na tablicy wyników. W jakim stopniu wpływa to na grę?

Ostrość widzenia to tylko wstęp. Był kiedyś film, w którym pokazywano jak Cristiano Ronaldo, widząc piłkę tylko przez ułamek sekundy, jest w stanie w nią trafić nawet w całkowicie ciemnym pomieszczeniu. Jeśli chce się ocenić trajektorię lotu piłki, trzeba zobaczyć, jak zawodnik ma ustawione ciało. To nie jest tylko kwestia zobaczenia, że żółty to kolega z drużyny, ale którą częścią stopy zagrywa, jakiej rotacji nabiera piłka. Wtedy metr po oderwaniu się przez nią od nogi jest już w stanie ocenić, gdzie wyląduje. Kontur zawodnika w żółtym to za mało. Dobrze to widać w ekstraklasie, gdy czasem piłka leci, a zawodnik podejmuje korektę ustawienia, gdy jest dwa metry od niego. Od razu widać, że jest problem ze wzrokiem, choć niekoniecznie z ostrością widzenia. Być może po prostu za dużo siedzi przed komputerem i telefonem, a mięsień, który zakrzywia soczewkę oka, przestaje odpuszczać i cały czas jest zakrzywiony, by być skupionym na tym, co jest blisko. To cywilizacyjny problem.

Faktycznie, mało kto godzinami patrzy dziś w coś oddalonego o sto metrów, jak na boisku piłkarskim.

Nie mówimy nawet o stu metrach. Na 20-30 też mało kto. Po topowych zawodnikach ekstraklasy widać, że ostrość widzenia jest zwykle na bardzo wysokim poziomie. Przy czym obuocznie widzą lepiej niż lewym i prawym odseparowanie. Są w stanie dostrzec szczegół.

Zwykle, gdy się mówi, że ktoś dużo widzi na boisku, ma to w sobie coś metaforycznego.

A to nie jest metafora. On po prostu dużo widzi. Więcej niż inni w drużynie. Niezwykle ważne jest dla mnie patrzenie na zawodnika szeroko. Ostrości widzenia nie jestem w stanie poprawić. Z tym trzeba iść do okulisty albo optyka. Ale pozostałe parametry da się trenować. I trzeba to robić, bo ma to wpływ na grę. W lusterkach samochodowych montowane są czujniki martwego pola, bo część społeczeństwa nie tylko słabiej widzi, ale też ma zawężone pole widzenia. Coraz więcej było wypadków, w których ludzie nie widzieli nadjeżdżającego z tyłu samochodu. Zawodnikowi nie da się na boisku zamontować podobnego czujnika. Ale problem jest ten sam.

oko.PNG
Raport różnych parametrów zdolności widzenia w porównaniu do elitarnych piłkarzy. Najwybitniejsi mają wyniki najdalsze od środka radaru. U mnie jedynie czas akomodacji, szybkość reakcji oraz śledzenie kilku obiektów jednocześnie minimalnie wykraczają ponad zupełnie podstawowy poziom.

Wtedy mówimy, że nikt zawodnikowi nie krzyknął, że nadbiega rywal.

To dotyczy nie tylko sytuacji, w których zawodnik ma piłkę. Dużo więcej się dzieje, gdy jej nie ma. Wtedy musi przewidywać, gdzie za chwilę się znajdzie. Tu dochodzimy do kolejnych testów, czyli kontrastu. To element arcyważny szczególnie w sportach z piłką. Zawodnicy oceniają na jego podstawie szybkość jej lotu. W baseballu to kluczowy parametr. Pałkarze rozpoznają prędkość lotu po szwach, które widzą na obracającej się piłce. Czołowi zawodnicy MLB są pod tym względem wybitni. Zlatan Ibrahimović powiedział ostatnio, że jego ciało nie nadąża za głową. Wytrenował umysł do podejmowania szybkich decyzji, ale czuje, że mięśnie nie są już w stanie tego wykonać. Mam wrażenie, że w ekstraklasie często jest odwrotnie. Głowa nie nadąża za ciałem. Mamy zawodników niesamowicie szybkich, z końskim zdrowiem i parametrami do biegania, ale niestety widzących na boisku bardzo niewiele. Dobrze to obrazują komentarze ekspertów w trakcie meczów Ligi Mistrzów, którzy podkreślają, iż biegamy jak najlepsi. Jednak różnica w szybkości podejmowania decyzji czy ich trafności jest zdecydowana. 

Fatalnie wypadło u mnie widzenie głębi, czyli wskazywanie, który z czterech okręgów jest najbliżej mnie. Co to o mnie mówi, oprócz tego, że mogę sobie odpuścić kina 3d?

To element trenowalny, który da się mocno poprawić. Widzenie to proces złożony i nieoparty jedynie na oczach. Da się to porównać do studia telewizyjnego, w którym są dwie kamery – nasze oczy. Mamy reżysera, który siedzi z tyłu głowy i wybiera najbardziej pasujący mu obraz, a potem odtwarza jeden z nich. U pana w pewnym momencie “reżyser” stwierdził, że obraz od jednego z operatorów w ogóle mu się nie podoba. On sobie dalej siedzi i nagrywa, ale wyświetlany jest cały czas obraz od drugiego. Kluczem jest, by reżyser sklejał te obrazy. Nakładał jeden na drugi. Dopiero wtedy widzimy przestrzennie. Jeśli jedno oko jest wyraźnie słabsze albo przyzwyczailiśmy się, że nie patrzymy daleko, głębia nie jest nam potrzebna. Reżyser stwierdza, że po co ma coś pokazywać, skoro ten operator i tak siedzi osiem godzin na telefonie.

Jak takie wyniki przełożyłyby się na boisko?

Trudno wytłumaczyć trójwymiarowy obraz komuś, kto patrzy w 2D. Jeśli mamy linię obrony ustawioną przed bramkarzem, ktoś, kto dobrze widzi głębię, dostrzega wolną przestrzeń między nimi. Pan, ze spłaszczonym obrazem, nie byłby w stanie ocenić, ile jest miejsca między tymi formacjami. A dostrzeganie wolnych przestrzeni to bardzo ważny element.

Upraszczając: ja miałbym z boiska obraz bardzo płaski, a najlepsi piłkarze grają tak, jakby patrzyli na boisko, siedząc na trybunach?

Tak to dobry przykład.  Ponadto liczne badania wykazały związek między precyzją zagrania w tenisie ziemnym i stołowym, a jakością widzenia przestrzennego. Trener na boisku nie ma możliwości poprawienia tego parametru. Trzeba po prostu zmusić reżysera z tyłu głowy, by korzystał z obu obrazów. Głośno było swego czasu o zawodnikach Borussii Dortmund trenujących z zasłoniętym okiem dominującym,  żeby wzmacniać niedominujące. Ale to działa do pewnego momentu. Bo pomoże wzmocnić słabsze oko, lecz niekoniecznie wpłynie na widzenie głębi.

trelatest.jpg
Test Senaptec

Zawodnicy, którzy zaczynają u pana pracę, chyba muszą ograniczyć korzystanie z telefonów.

Nie muszą, ale to kwestia ich wyboru i świadomości. Często mówią mi, że zrezygnowali z komputera i telewizora, bo oglądają wszystko na telefonie. Jednak wpatrując się w takie małe źródło, ustawione 30-40 cm przed nosem, ograniczają swój potencjał wzrokowy. Jak już patrzeć w ekran, to w duży telewizor. Coś kosztem czegoś. Jeśli ktoś kilka godzin dziennie wpatruje się w ekran, trudno oczekiwać dobrego widzenia przestrzennego. Wiele akademii wprowadza już zakazy używania telefonów.

To prawda, ale zwykle rozumiałem to poprzez dbałość o więzi społeczne.

To jeden z aspektów. Do tego przeciwdziałanie upublicznianiu elementów z życia szatni. Ale kwestia widzenia przelała czarę goryczy. Część akademii, które pracują nad wzrokiem, uznała, że nie są w stanie zbalansować treningiem wzroku kilku lub kilkunastu godzin spędzonych z oczami wbitymi w telefon.

Z moim widzeniem przestrzennym raczej nie zagrałbym dobrej długiej piłki za obronę?

Byłoby trudno. Zwłaszcza że prostopadłe podanie składa się z kilku elementów.

Tu chyba dochodzimy do kolejnego testu, w którym musiałem śledzić wzrokiem kilka wirujących kulek i potem wskazać ich położenie. Z trzema dawałem sobie radę, przy czterech nie miałem już pojęcia, na które mam patrzeć. Wspomniał pan, że najlepsi zawodnicy śledzą siedem takich ruchomych obiektów jednocześnie.

To ma bardzo duże przełożenie na boisko. Wykonując prostopadłe podanie, patrzą na trzech-czterech obrońców, dwóch defensywnych pomocników, ze dwóch swoich kolegów. To siedmiu-ośmiu piłkarzy. Nie tylko muszą zobaczyć głębię, ale też zobaczyć, jak koledzy i rywale się przemieszczają, by zagrać piłkę tak, by dotarła do napastnika. Ci, którzy po prostu widzą głębię i potrafią zagrać nad wszystkimi na wolne pole, to średni zawodnicy. Bardzo dobrzy są w stanie zobaczyć przestrzeń, przewidzieć ruchy wszystkich obiektów i zagrać między nimi przeszywającą piłkę. Często widać w ekstraklasie piłkę zagrywaną przez stopera na wolne pole, do której napastnik w ogóle nie startuje. To typowy przykład gry według schematu. Zagrywający w ogóle nie spojrzał, czy napastnik był odpowiednio skierowany do podania, czy wychodził w tempo. Nie ma to nic wspólnego z kreatywnością, szybkością, podejmowaniem decyzji. Schemat gra się wtedy, gdy wszyscy są na pozycjach. Jednak najpierw trzeba zobaczyć, czy wszyscy są na pozycjach.

Sprawdzał pan też moją akomodację, czyli widzenie ostrości na różnych odległościach. Litera “c” pojawiała się raz na oddalonym ekranie, raz na telefonie tuż pod moim nosem.

To kolejna bardzo ważna sprawa. Często widzimy bocznego obrońcę, który schodzi do linii i musi szybko zobaczyć, czy gdzieś w oddali jest ktoś, do kogo można od razu zgrać piłkę. U nas często widzimy wrzutki przeciągnięte albo grane do nikogo. To element, który wymaga szybkiego przerzucenia wzroku z tego, co daleko, na to, co blisko. Trzeba złapać jak najwięcej szczegółów w polu karnym – gdzie jest napastnik, gdzie obrońcy, gdzie bramkarz, jak zagrać piłkę, żeby trafiła na głowę, a potem wrócić wzrokiem do tego, co blisko — piłka, linia końcowa, najbliższy przeciwnik. Te dwa elementy muszą ze sobą zadziałać. Średni czas pełnej akomodacji powinien być na poziomie około 0,7 sekundy. W ekstraklasie zwykle to około 1,5 sekundy. To pokazuje, że zawodnik albo wrzuca, nie widząc, co się dzieje w polu karnym, albo nie widząc piłki, którą kopie. Jedno z tych dwóch odbywa się w ciemno. Proszę zresztą zwrócić uwagę, jak często zawodnicy, którzy wyjeżdżają, podkreślają, że wszystko w silniejszych ligach dzieje się szybciej. Gdy Górnik grał sparing z Salzburgiem, chłopacy mówili, że nie są w stanie podnieść głowy, bo już mają rywali pod nogami.

Zawsze wiązałem to jednak z końskim zdrowiem do gry pressingiem.

Bieganie to podstawa. Ale gdy gra się z przeciwnikiem, który widzi więcej, szybciej czyta grę i lepiej przewiduje, błyskawicznie zamykają się opcje rozegrania. Jeśli ktoś popełni błąd w ustawieniu, nie ma czasu go skorygować, bo zanim się zorientuje, w powstałą przestrzeń już jest grana piłka. Bez motoryki szkoda czasu na grę w piłkę. Lecz różnicę można zrobić przyswajaniem informacji. Zawodnicy często mówią, że żeby zrobić karierę, muszą ciężko pracować. Syzyf też ciężko pracował. Kluczem jest wiedzieć, nad czym pracować. Dlatego jest potrzebna szczegółowa diagnostyka, by wiedzieć, co robić. W zachodnich ligach zawodników rozbiera się na części pierwsze w techlabach, które mierzą ich i badają pod każdym kątem. I dopiero wtedy wiedzą, nad czym mają ciężko pracować.

trelatest3.jpg
Jedno oko zasłonięte podczas testu, by sprawdzić różnice, jaka występuje między dominującym a niedominującym.

Przeszedłem też test z czasu reakcji. Przykładałem palce do dwóch okręgów i miałem puścić ten, który się zaświecił, gdy tylko to dostrzegłem.

Szybkość reakcji nie powinna być utożsamiana z refleksem bramkarza na linii. To raczej reagowanie na impuls. Zauważenie, że coś się wydarzyło. Tzw. Interwencje bramkarza na refleks często bazują na odpowiedniej technice poruszania się w bramce. Ćwiczeniu, jaki ruch wykonać, by odbić piłkę. Tu chodzi o króciutki ruch oraz pomiar jak szybko jesteśmy wstanie przetworzyć impuls wizualny i przełoży go na konkretne działanie.   Gdy grał pan w piłkę, to na jakiej pozycji?

Na boku. Raczej prawa strona.

I dlatego pan nie zrobił kariery. Wielu trenerów nie zdaje sobie sprawy, że to, na jakiej pozycji zawodnik dobrze się czuje, tylko po części wynika z nogi, którą gra, znacznie ważniejsze jest jednak oko dominujące. Pan jest prawonożny i ma dominujące prawe oko. Czyli świetnie widział pan trybuny, trenera i to, co przed panem. Ale na boisko cały czas patrzył pan okiem, którym gorzej widzi. Często prawonożni mają dominujące lewe oko. Wtedy nie ma problemu. Jednak proszę sobie wyobrazić, że ktoś w sytuacji takiej jak pana, dobiega do linii końcowej i podnosi głowę. Widzi w polu karnym tylko bramkarza i zawodników do jedenastego metra. Ci, którzy wbiegają w szesnastkę, są już poza zasięgiem pana wzroku. Jeśli trener spyta pana, dlaczego pan do nich nie zagrał, prawidłową odpowiedzią byłoby: bo ich nie widziałem.

Na koniec założył mi pan jeszcze okulary stroboskopowe, w których widziałem jak na dyskotece. Łapanie piłki jeszcze nam jakoś poszło, kopnąć piłkę toczącą się po ziemi też się udało, ale już w kozłującą nie trafiłem. Do czego to służy?

To bardziej narzędzie treningowe niż pomiarowe. Zawodnicy często widzą dzięki niemu, dlaczego łatwiej trafić w piłkę zagraną po ziemi. Ćwiczenie bazuje na tym, żeby wykorzystać szczątkowe informacje, które dostaje umysł, do wykonania zagrania. W latach 70. Amerykański trener siatkarzy wpadł na pomysł, by wyłączać światło w hali, w której trenowali i grać przy lampie stroboskopowej. Z obrazu, który umysł dostał, musi posklejać dalszy tor lotu piłki.

Z całej naszej rozmowy wynika, że wiele rzeczy, które dzieje się na boisku, wynika nie z techniki, a z tego, jakie informacje zdołał przetworzyć w głowie zawodnik.

Kluczem jest, żeby daną sytuację zobaczyć, przeanalizować w odpowiednim ułamku sekundy i podjąć dobra decyzję, a przy tym wyrobić się w sekundę-półtorej. Mówi się, że w ekstraklasie ciężko się gra, bo jest dość fizyczna. Jeśli ktoś chce grać na wyprzedzenie, a nie jest w stanie odpowiednio szybko podjąć decyzji, zamiast wyprzedzić rywala, wpadnie na niego, faulując go. Zawodnik, który do mnie trafia, otrzymuje raport który obrazowo pokazuje w czym tkwi problem i od czczego należy zacząć tak przechodzimy element po elemencie.  Proszę zwrócić uwagę, jak wygląda pięć kroków koniecznych do udanego zagrania. Składają się na nie: obserwacja kolegów, przeciwników, piłki, pamięć o założeniach taktycznych. Dopiero na końcu powstaje element mechaniczny, który my jako kibice czy trenerzy oceniamy: czy dobrze kopnął. Czyli cztery z pięciu kroków do dobrego zagrania odbywają się w głowie zawodnika. Warto się skupić na wszystkich aspektach a szczególnie na tych których nie widać gołym okiem.

Rozmawiał Michał Trela

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.