„Nikomu ani słowa”. Jest winny śmierci Emiliano Sali. To David Henderson, który organizował lot

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
fot. Stu Forster/Getty Images

Historię argentyńskiego zawodnika sprzedanego z Nantes do Cardiff City znają wszyscy. Tragiczna śmierć napastnika Emiliano Sali, z którym to niewielki samolot na pokładzie runął do kanału La Manche, wstrząsnęła blisko 3 lata temu nie tylko piłkarskim światem. Rodzina zawodnika do teraz czekała na znalezienie winnego. Dziś sąd uznał nim Davida Hendersona, 67-latka, który organizował lot. Biznesmen może spędzić w więzieniu pięć lat.

Relacja live z sądu w Cardiff na stronie WalesOnline liczy 130 tysięcy znaków. Proces Hendersona znalazł się na czołówkach niemal wszystkich brytyjskich mediów. Tak wygląda finał niewyobrażalnej wręcz historii, szczególnie, gdy mówimy o piłkarzu wartym miliony funtów. Sala w chwili śmierci miał 28 lat i do spełnienia marzenie o grze w Premier League. Był także pełen złych przeczuć, kiedy wsiadał na pokład maszyny, prowadzonej przez Davida Ibbotsona. Obawy, jakimi podzielił się z bliskimi, okazały się prorocze. Awionetka runęła do wody w zimną, styczniową noc. Za jej sterami mógł siedzieć sądzony w Cardiff Henderson, ale przebywał akurat w Paryżu, na wakacjach z żoną. Wyznaczył więc do tej roboty last minute innego człowieka.

David Henderson
fot. Matthew Horwood/Getty Images

NIE MIAŁ PRAWA LECIEĆ

Ibbotson nie mógł latać w nocy, nie miał do tego uprawnień. A jednak Henderson to jemu zlecił wykonanie tego trudnego zadania. Pilot nie mógł prowadzić maszyn po zmroku, nie posiadał także licencji na jednosilnikowego Piper Malibu, do którego wsiadł Emiliano Sala. Piłkarza w rozmowach na temat podróży do Walii reprezentował jego agent, William McKay. On także zeznawał w procesie, przesłuchania trwały ponad siedem godzin.

Jedno jest pewne – Henderson doprowadził do poważnego zaniedbania. Wynikało ono również z tego, co wyszło w trakcie zbierania dowodów i samego procesu: miał niewystarczające informacje na temat pilotów, których zatrudniał w swojej firmie. Prokurator określił go mianem człowieka „lekkomyślnego i niedbałego”, co w przemyśle lotniczym prowadzić może do rzeczy najgorszych. I taka miała miejsce w tym konkretnym przypadku.

Henderson, były oficer RAF-u, wiedział dobrze, że Ibbotson nie może latać w nocy. Świadczą o tym najdobitniej esemesy, jakie obaj wymieniali. Już po katastrofie biznesmen pisał do jednego z mechaników o tym, że „trzeba być bardzo cicho” i „być bardzo ostrożnym”. Przyznał w trakcie procesu, że bał się śledztwa, które mogłoby się zająć jego interesami.

SĄ JESZCZE PYTANIA

Rodzinie piłkarza zależało przede wszystkim na tym, by śmierć Emiliano nie poszła na marne i raz na zawsze firmy takie jak Hendersona skończyły z lotami niosącymi ze sobą zagrożenie życia. Nie wszystkie wątpliwości bliskich zostały rozwiane, ponieważ w całej sprawie – o czym mówił ich prawnik – Henderson to tylko jeden z elementów układanki. Są tam przecież jeszcze wątki takie, jak konserwacja samej maszyny, czy tlenek węgla, który pojawił się w organizmie ofiar. Wszystko to ma być dokładnie zbadane raz jeszcze w lutym przyszłego roku.

Według prokuratury Henderson stworzył niemalże „kulturę” łamania przepisów lotniczych, a Ibbotsonowi pozwalał latać, mimo że dostał ostrzeżenie dotyczące tego właśnie pilota od CAA, czyli Zwierzchnictwa Lotnictwa Cywilnego. Wiązało się to z wcześniejszymi naruszeniami przepisów przez 59-letniego pilota.

I choć obrona Hendersona przyjęła stanowisko, w którym mówiła głównie o tym, że Ibbotson był doświadczonym, dobrym pilotem, w obliczu katastrofy te argumenty nie są wystarczające.

LEKCJA DLA KLUBÓW

Henderson początkowo udawał, że z całą sprawą nie ma nic wspólnego. Winę chciał zrzucić na Ibbotsona. Do jednego z kolegów, kiedy już okazało się, że maszyna zniknęła z radarów, napisał wiadomość: „Malibu zniknął w drodze powrotnej do Francji. Nikomu ani słowa”. Potem pisał jeszcze: „Ibbo rozbił Malibu, zabił siebie i pasażera VIP. Cholerna katastrofa. Będzie dochodzenie...”.

To również cenna lekcja dla samych klubów, które już dziś zwracają się do Football Association, by wyregulować przepisy i wykluczyć na przyszłość udział osób trzecich w tego typu przedsięwzięciach. W sprawę zaangażował się również brytyjski rząd. Szkoda tylko, że wcześniej życie musiał stracić młody człowiek.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.