To niepowetowana strata dla polskiego streetwearu i projektowania. Nie żyje Michał Łojewski – założyciel marki UEG oraz współżałożyciel i dyrektor kreatywny White Cat Studio. Przypominamy wywiad, którego w 2018 roku udzielił nam do drugiego numeru newonce.paper.
Jak w tych bezideowych czasach żyje i pracuje artysta konceptualny? Masz z kim rozmawiać?
To trudne pytanie, bo ciężko jest sprecyzować, jaki jest poziom zrozumienia mojego komunikatu. Zastanawiałem się, jak dotrzeć z przekazem do moich odbiorców na takiej samej zasadzie, jak agencja reklamowa zastanawia się, jak dotrzeć do ciebie, żebyś kupił masło. Zdarzało mi się działać „podstępem”. Tak było przy projekcie „56 billion” poświęconym zabijaniu zwierząt. Ludzie kupowali te kurtki ze względu na ciekawy pattern. Była to jakby struktura futra malowana pędzelkiem. Nikt się nie zastanawiał nad przekazem, jednak pewnego dnia przychodzi moment prania, wtedy obok metki pielęgnacyjnej znajdujesz drugą, na której jest tylko jedno zdanie: „Last year we killed 56 billion animals – Earthlings”. To, że w zeszłym roku zabiliśmy 56 miliardów zwierząt nie jest statystyką, którą można ot tak zignorować. Jest to ilość niewyobrażalna, pokazująca brutalnie skalę naszych czynów. Nikt sobie z tego nie zdaje sprawy, ani też nie zadaje takiego pytania. Teraz musi się z tym zmierzyć. Wierzę, że wywołanie w człowieku refleksji jest początkiem wielkich zmian. Podobnie było przy kolekcji o wypadkach samochodowych. Odbiorcy kupowali kurtkę z odblaskowym napisem mówiącym, że obiekty w lusterku są dalej, niż ci się wydaje. Z pozoru mało istotny tekst. Razem z kurtką klient otrzymywał komplet plakietek z rzepem z różnymi grupami krwi. Swoją właściwą mógł przyczepić na ramieniu. Obok metki pielęgnacyjnej pojawiła się druga, jakiej nie zamieszcza żadna inna marka. Metka z szokującymi informacjami o dynamicznie rosnącej śmiertelności w ruchu drogowym. Już u podwalin powstania UEG komunikat był ważniejszy niż materialność danego ubioru. Skoro i tak musimy się ubierać, skoro i tak drukujemy coś na T-shircie, dlaczego nie możemy powiedzieć czegoś, co zmieni naszą świadomość lub przynajmniej skłoni nas do refleksji.
Używasz dziś niezbyt popularnej formuły manifestu. Czy jest to swego rodzaju wezwanie „Ludzie, skupcie się na chwilę!”?
Dziś ludzie skupieni są na Instagramie. O ile Facebook i Tumblr miały swoje 5 minut w zawłaszczeniu światów wizualnych, mody, sztuki czy fotografii, to można powiedzieć, że Instagram kompletnie zmienił świat mody i lifestyle’u. Po jego pojawieniu wydarzyły się rzeczy, które wcześniej nie mogły mieć miejsca. Jednym z przykładów jest County of Milan. Marka, za którą stoi Marcello Burlon, mediolański DJ i spec od PR-u. Brand wystartował kompletnie od zera, ale w dniu swojej premiery, dzięki kontaktom i strategii Burlona, można powiedzieć, że zalała Instagrama. Premiera marki była połączona z collabem i prezentacją we wpływowym multibrandowym sklepie Opening Ceremony. W tym samym czasie Marcello wysłał T-shirty z charakterystycznym printem do wszystkich swoich ziomków. Pamiętam to dokładnie – to były takie dwa tygodnie, wchodziłeś na Instagrama i miałeś wrażenie, że wszyscy muzycy i celebryci od Kanye’ego Westa, Devendry po Carę, chodzą w tych koszulkach. Globalny odbiorca po tych dwóch tygodniach miał wrażenie, że CoM to znana wszystkim i pożądana marka. Na coś takiego wcześniej pracowało się latami lub – jak w przypadku wielu marek – dziesiątkami lat. Jak podaje BOF, w drugim roku swojej działalności County of Milan miało obrót 9 milionów euro. Podobnie wydarzyło się z Off-White, A-C-W czy ostatnio z Heron Preston, który w zeszłym sezonie zadebiutował na paryskim tygodniu mody i właściwie można powiedzieć, że już trzeciego dnia w umysłach odbiorców jego marka miała zbudowaną pozycję.
A nie myślisz, że to jest tak jak z muzyką – to będą takie one hit wonders i o Burlonie za kolejne dwa sezony zupełnie zapomnimy?
Myślę, że to bardzo indywidualne i zależy od strategii oraz koncepcji marki. Moim zdaniem może tak być w przypadku Marcello Burlona, bo jego koncepcja jest zbyt zamknięta i monotonna. Być może też zbyt agresywnie się rozwijał. Natomiast nie można tego powiedzieć o Off-White czy Prestonie, który ma mocno oryginalny styl, a jego drugi sezon już zdradza ciekawy kierunek rozwoju. Nie ujmując wymienionym markom wartości projektowej, niestety dzisiaj uwagę zwraca przede wszystkim celebryta ubrany w twoją markę czy pokazanie się z odpowiednimi osobami. Mam wrażenie, że jest to jedyna „wartość” i nie ma znaczenia, jak długo piszesz o ważnych rzeczach.
Czy ty w ogóle nosisz ubrania innych marek niż twoja? Łojewski jest UEG czy UEG powoli przejął już Łojewskiego?
Projektuję rzeczy, w których chciałbym chodzić, które z jakiegoś powodu podobają mi się. Nie założyłem na siebie innej marki już od kilku lat, pomijając oczywiście sytuacje, kiedy musiałem być ubrany bardziej oficjalnie. Po pierwsze dlatego, że w swoich rzeczach czuję się bardzo dobrze i one mi leżą. Po drugie, siłą rzeczy, mam sample, które muszę testować. Wydawanie pieniędzy na inną markę byłoby absurdem. Inna sprawa jest taka, że skoro noszę tylko swoje rzeczy, zawsze wszystko do siebie pasuje. Wkładając coś innego, odczuwam już zgrzyt.
Czyli czarny i biały to barwy dominujące w twojej szafie.
Dokładnie tak, dominują w 99% (1% stanowi szarość). Jakiś czas temu zrobiliśmy bokserki drop crotch, czyli z niskim krokiem i skarpetki UEG. A po współpracy z PUMĄ mogę ubrać się prawie w 100% (poza zegarkiem i okularami) w ciuchy własnego brandu.
Jak z perspektywy czasu oceniasz wspomnianą współpracę z PUMĄ? Czujesz, że udało się skonsumować potencjał, który wynikał z tego projektu?
Tę współpracę oceniam bardzo pozytywnie. Myślę, że jej potencjał wciąż jest konsumowany. Kolekcja UEG x PUMA została przyjęta lepiej niż się wszyscy spodziewali, bo część osób z PUMY obawiało się, że jest zbyt mocno pojechana. Została bardzo dobrze przyjęte w branży, jako coś wyjątkowego. Świeże podejście. Na pewno udało mi się zaprezentować mój wyrazisty styl i zaznaczyć na mapie świata sneakersów. PUMA się cieszyła, bo udało im się wejść z tym collabem do bardzo dobrych sklepów multibrandowych. Poza tym było to dla mnie niesamowitym doświadczeniem i ogromną satysfakcją. Do dziś, jak widzę na swoich butach PUMA x UEG, ciężko mi w to uwierzyć. Zabawne jest to, że pół roku po premierze, kiedy butów już dawno nie było, spodobały się artyście znanemu jako The Weeknd i zaczął się pojawiać dość często w slip-onach. Myślę, że chińscy producenci podróbek zacierają ręce (śmiech).
Wróćmy do tematu trendów. Nie jest przypadkiem trochę tak, że przy okazji kolekcji FW17 po raz pierwszy pojawiło się u ciebie coś, co wpisywało się w globalne trendy?
To fakt, nigdy nie starałem się iść za trendami. Patrząc na moje poprzednie kolekcje czy chociażby kolekcję o sztucznej inteligencji, widzę, że były raczej wbrew trendom. Kiedy wszyscy robili podarte, dziurawe ciuchy, ja robiłem swój świat i swoje rzeczy. Z tą kolekcją rzeczywiście jest tak, jak mówisz, natomiast to trochę tak samo wyszło – po kolekcji o kryzysie w Europie (FINIS EUROPAE – przyp. red.) miałem pomysł związany z nagłymi zmianami w moim własnym kraju. Stwierdziłem, że chcę kontynuować tematy polityczne i opisać to, co mnie tutaj boli. Dotykając tej kwestii, siłą rzeczy trafiam na grunt Bloku Wschodniego, który – dzięki markom Vetements i Gosha Rubchinskiy – jest teraz na fali.
Jesteś w stanie w jakiś sposób przewidywać trendy? Swoją drogą, czy to jest zadanie dla artysty i projektanta, czy raczej krytyka mody?
Zawsze podążam swoją ścieżką. Robię to, co daje mi frajdę tworzenia, realizowania samego siebie. Nie skupiam się na trendach. Niemniej jednak przewidywanie trendów jest wielką sztuką, ale jeszcze większą jest ich tworzenie. Trendy są ważnym driverem sprzedażowym dla wielu marek, ale to wszystko zależy od tego, jak pozycjonujesz swój brand. Spójrzmy na przykład na ACRONYM – nie ma znaczenia, czy w tym sezonie modny jest niebieski czy czerwony. Odbiorcy ACRONYM kupują go, bo szanują i czują ten świat. Podobnie jest z Rickiem Owensem, CdG czy wieloma innymi markami. Dziś się już mówi – Rick Owens to nie moda, to styl życia. Podobnie widzę przyszłość UEG.
Streetwear coraz śmielej romansuje ostatnio z techwearem, czy to tylko nasze wrażenie?
Zmienia się styl życia, zmienia się sposób bycia, używania, podróżowania, komunikowania. Widzę po sobie, że chodzę w dresach, bo kluczowa dla mnie jest wygoda. Funkcjonalizm to słowo, które będzie nabierało na znaczeniu. Myślę, że moda, która jest bardzo ergonomiczna, techniczna, stawia na wygodę – nie jest ci za zimno, nie przemokniesz, tutaj schowasz telefon – wynika ze współczesnego stylu bycia. Taki urban uniform, który ma swoją funkcję.
Jesteśmy na stacji kosmicznej, wszyscy chodzą w takich samych ciuchach. Wizje, które znamy z filmów science fiction, mogą się ziścić?
Jest szansa. Natomiast jestem bardzo sceptyczny w kwestii pomysłów takich jak ubrania z wyświetlaczami; w coś takiego inwestuje teraz Google. Może to nie tyle wyświetlacze, co guziki, za pomocą których możesz sterować telefonem itd. To, co moim zdaniem może być przyszłością, to nowoczesne materiały funkcyjne. Masz bluzę, która ma dużą mięsistość, jest bardzo ciepła i jednocześnie trzy razy lżejsza niż powinna; a kiedy chowam ją do plecaka, okazuje się, że noszę sto gramów, a nie kilogram. Ponadto jest wodoodporna i praktycznie się nie brudzi. Myślę, że to właśnie takie realne funkcje są przyszłością, bo wynikają z realnych potrzeb. Zaś wszystkie wyświetlacze, elektronika i tak dalej to zbędne bajery.
Teraz pytanie analogiczne do tego, które zadaliśmy Errolsonowi Hugh. O ile wyżej możesz wejść z marką UEG? Możecie być dwa, trzy razy więksi niż teraz?
UEG może jeszcze bardzo urosnąć, z globalnego punktu widzenia nadal jest bardzo małą marką, nawet w rozumieniu marki niszowej. Bez najmniejszego problemu może urosnąć jeszcze dziesięciokrotnie. Pytanie tylko, jaki jest tego cel.
Gdzie, poza Polską, UEG jest najbardziej popularne?
Azja, Japonia.
Porozmawiajmy o polskim odbiorcy. Jakoś tak wyszło, że nie mamy nad Wisłą fajnego, dużego wydarzenia stricte modowego ani streetwearowego. Ostatnia, najbardziej udana frekwencyjnie edycja Sneakernessa również pokazała, że wcale nie tak łatwo jest przełożyć hype na realne zainteresowanie. Czego twoim zdaniem brakuje polskiemu odbiorcy?
Myślę, że głownie brakuje mu pieniędzy. Zapominamy, że moda to zbytki, to dobra luksusowe. Kiedy mamy już opłacony czynsz, szkołę i telefon, możemy myśleć o modzie.
Nie sądzisz, że może też edukacji?
Jedno idzie za drugim – co z tego, że kogoś nauczysz, skoro jego po prostu nie będzie na to stać. Moim zdaniem to wszystko opiera się w znacznym stopniu na ekonomii. Na przykład Fashion Week to na świecie wydarzenie branży modowej, którego głównym celem jest handel. Na pokazie Comme des Garçons w Paryżu 90% gości to buyerzy, ludzie z różnych sklepów z całego świata, którzy oglądają to, co będą zaraz zamawiać. Jeśli chodzi o łódzki Fashion Week – abstrahując od tego, jak wyglądał – zawsze miałem wrażenie, że to impreza towarzyska. Bo kto ma przyjść na polski Fashion Week? Którzy kupcy? Z których sklepów? Wracając do tego, co powiedziałeś o edukacji – kiedy w Polsce pojawił się temat mody? Dziesięć lat temu nie było go w ogóle. Niesamowite, że w żadnych mediach masowych, ani w radiu, ani w telewizji, nie ma ani jednego prawdziwego programu o modzie. Nie mówię o pięciominutowej rozmowie, gdzie zadadzą mi dwa głupie pytania, z których nic nie wynika. Nie ma żadnego programu, który poruszałby kwestię mody, w którym projektanci mogliby rozmawiać konkretnie o modzie, o projektantach, o tym, czym ona właściwie jest. Program, z którego ktoś, kto interesuje się modą, może się faktycznie czegoś dowiedzieć. Na takiej zasadzie, jak słuchacz niemający pojęcia o sztuce dowiaduje się w audycji Andy Rottenberg, kim jest Jeff Koons.
Zostawmy branżę, wróćmy do polskiego odbiorcy. O ile Daleki Wschód czy Skandynawia to miejsca, gdzie świetnie przyjmuje się oszczędny design, o tyle rzecz chyba ma się nieco inaczej w przypadku Polski. Czy nad Wisłą kochamy minimalizm?
Mówimy tu głównie o skali. Nikt nie podejrzewa, że minimalizm stanie się nad Wisłą mainstreamem. Minimalizm to estetyka dla dość wyrafinowanej grupy, elity. Domniemam, że zamiłowanie do minimalizmu jest powiązane z wykształceniem. Jest w Polsce wiele osób, które to lubi i szanuje, natomiast „masa” – nie. Gdybyśmy zrobili badania focusowe na grupie tysiąca przeciętnych Polaków i zapytali, jaką modę lubią, to odpowiedź brzmiałaby: żadną. W tym kraju (nie mówię o „warszawce”) moda nie istnieje, nie ma w ogóle takiego pojęcia.
Wynika to również z tego, o czym w jednym z postów na Facebooku napisał Sokół – ten naród nie przeszedł rewolucji seksualnej, rewolucji modowej. Byliśmy odcięci od świata, nasi rodzice nie mieli w ogóle takich potrzeb, a ci, którzy mieli, byli zaledwie promilem tego społeczeństwa. Młode pokolenie jest teraz chętne, nie ma już kompleksów, chce chłonąć to wszystko. Nie bardzo ma narzędzia, żeby się w tym odnaleźć, i to jest ta przestrzeń, którą możemy wspólnie zagospodarować.
Myślisz, że jest chętne, żeby chłonąć?
Z pewnością. Chce chłonąć i chłonie, tylko nie zawsze wie, jak to wszystko odczytywać. Młodym ludziom często brakuje kontekstu i backgroundu.
Jak to rozkodować? Jak to zrobimy za dziesięć lat? Jak wyobrażamy sobie sześciolatka, który za dziesięć lat będzie nastolatkiem; ten, który już teraz nie chce wypuścić z rąk iPhone’a. Już niedługo małe dziecko weźmie do ręki butelkę z mlekiem i zdziwi się, że nic się na niej nie wyświetla.
Dosyć przerażająca wizja. Skoro tak, to może na zakończenie jeszcze jedno nieprzyjemne pytanie: czy zdarzyło ci się kiedyś, że formuła, którą sobie przyjąłeś, ograniczyła cię i nie pozwoliła ci czegoś zrobić?
Zawsze są jakieś ograniczenia. Zawsze. Robienie kolekcji jest dosyć skomplikowane i trudne, bo musisz pogodzić się z tym – szczególnie, jeśli robisz spójną kolekcję, która ma do przekazania jakąś ideę, a nie robisz eklektyzmu jak Vetements, gdzie możesz pozwolić sobie na dosłownie wszystko – że masz dużo ograniczeń. Musisz zmieścić się w ramach określonej koncepcji, ona zobowiązuje do pewnego rygoru. To dzięki niemu wszystko finalnie trzyma się kupy i ma sens. Im bardziej to, co robisz, jest konceptualne, tym bardziej musisz się w tym wszystkim ograniczyć.
(rozmawiali: Mih Michalski i Piotr Kędzierski)
Michał Łojewski miał otrzymać nagrodę HALL OF FAME – przyznawanej za całokształt pracy najbardziej zasłużonym postaciom w branży kreatywnej – podczas Gali Wręczenia Nagród KTR 2025.
