PEKIŃSKIE NADZIEJE #2. Czy Maryna w końcu wskoczy na podium?

Zobacz również:Najlepsza od lat. Maryna Gąsienica-Daniel kroczy na szczyt sportów zimowych
Maryna Gąsienica-Daniel
Fot. Stanko Gruden/Agence Zoom via Getty Images

Brak jakiegokolwiek podium w Pucharze Świata świadczy o tym, że Maryna Gąsienica-Daniel nie jest zdecydowaną faworytką do medalu na igrzyskach olimpijskich w slalomie gigancie, jednak w swojej ulubionej konkurencji z roku na rok robi bardzo duży postęp, a polska reprezentacja nawet najmniejsze nadzieje musi przyjmować z pocałowaniem ręki. Na co będzie stać Polkę w Chinach?

W ostatnim Pucharze Świata przed wylotem na igrzyska Maryna Gąsienica-Daniel zajmowała piąte miejsce po pierwszym przejeździe i stanęła przed szansą na pobicie rekordu życiowego. W zawodach na najwyższym światowym poziomie nigdy nie była bowiem wyżej niż na szóstym miejscu. Ostatecznie druga próba była słabsza i zajęła we włoskim Kronplatz dziesiątą lokatę. Nie zmienia to jednak faktu, że alpejki na takim poziomie nie mieliśmy od bardzo dawna.

ŚWIATEŁKO W TUNELU DYSCYPLINY

Nie będzie w błędzie ten, kto pomyśli, że nazwisko Gąsienica-Daniel widzimy w polskim narciarstwie alpejskim od dawna. Starsza siostra Maryny, Agnieszka, jest olimpijką z Vancouver (2010) i również specjalizowała się w slalomie gigancie, przez co młodsza siostra poszła w jej ślady. Trzeba jednak przyznać, że Agnieszka, mimo wielu lat startów międzynarodowych, nigdy nie była na aktualnym poziomie swojej młodszej siostry. Co więcej, mało kto z polskich alpejczyków był. Można nawet stwierdzić, że narciarza zjazdowego, notującego regularny progres na takim poziomie, jeszcze nie mieliśmy.

Mimo braku alpejczyków na wysokim poziomie, narciarstwo alpejskie jest w Polsce – jak na sport zimowy – naprawdę popularne. Można stwierdzić, że to jeden z nielicznych sportów uprawianych masowo – w końcu co roku na polskich stokach jeździ tysiące osób. Dyscyplina jest też jednym z najchętniej oglądanych zimą sportów. Przez długi czas było tak nawet jeśli polskich alpejczyków nie było w transmisji lub przyjeżdżali w ogonie stawki. Polscy kibice marzyli o sukcesach swoich rodaków i pierwszą tego typu zawodniczką stała się właśnie Maryna.

Dojście do tego poziomu nie było jednak takie proste. Polka zadebiutowała w PŚ w 2011 roku mając zaledwie 17 lat, ale na pierwsze punkty musiała poczekać aż sześć lat. Zdobyła je w nieco loteryjnej superkombinacji, a rok później po raz pierwszy zajęła miejsca w drugiej dziesiątce zawodów (17. miejsce w gigancie równoległym). To wszystko były jednak pojedyncze wyskoki, a na przejawy dużego, „gigantowego” talentu – mimo tego że nasza zawodniczka była już wtedy dwukrotną olimpijką z Soczi i Pjongczangu – czekaliśmy aż do sezonu 2018/19. Maryna przyjęła zresztą na ten sezon mocno ryzykowną taktykę, co sprawiło, że jej rezultaty wyglądały co najmniej ciekawie – albo miejsce w drugiej dziesiątce giganta (dwukrotnie), albo nieukończenie zawodów (znacznie częściej).

Talent był – brakowało tylko regularności.

Maryna Gąsienica-Daniel
Fot. Tim Clayton/Corbis via Getty Images

WYSTRZAŁ

I kiedy miała ona nadejść, tuż przed sezonem 2019/20 Polka doznała kompresyjnego złamania nogi, które wykluczyło ją z całego sezonu Pucharu Świata. Duże plany, w które coraz bardziej wierzyła jedynie Maryna i jej sztab (oraz Apoloniusz Tajner, który wieścił nawet podia!), musiały się przesunąć o kolejny rok. Trudno jednak było się dziwić tym, którzy powoli myśleli, że talent Polki się nie ziści. Rzadko zdarza się, by ktoś robił tak znaczący progres w tym momencie kariery, w dodatku po kontuzji.

Sceptycy mogli być więc niezwykle zdziwieni, kiedy w sezonie 20/21 nasza najlepsza alpejka okazała się jeszcze lepsza niż myśleliśmy. A pięć miejsc w czołowej „11” giganta (na osiem rozegranych) i dodatkowo dziewiąte miejsce w gigancie równoległym było wskoczeniem na znacznie wyższy poziom. A to wszystko zwieńczone znakomitym, szóstym miejscem na mistrzostwach świata.

Gąsienica-Daniel nie tylko ustabilizowała formę – ona jeszcze się rozwinęła. Stąd też po raz pierwszy w jej karierze przed kolejnym, olimpijskim sezonem można było mieć spore oczekiwania. Przede wszystkim – żeby utrzymała się w dziesiątce. A co jeśli uda się coś więcej?

Sezon olimpijski rozpoczął się od giganta, którego Maryna nie ukończyła. Chwilę potem zajęła 11. miejsce w gigancie równoległym, ale ze względu na terminarz (kolejny raz jej koronna konkurencja została rozegrana dopiero w grudniu) na prawdziwy sprawdzian formy musieliśmy jeszcze poczekać. Przed samymi świętami w Courchevel Polka była dwukrotnie szósta, co było jej rekordem życiowym w Pucharze Świata. Kolejny gigant w Mariborze – kolejne szóste miejsce. Do podium wciąż brakowało, jednak ustabilizowanie się na jeszcze wyższym poziomie oznaczało kolejny, ogromny krok do przodu dla naszej reprezentantki.

I tak dochodzimy do ostatniego przed Pekinem giganta w Kronplatz, bo takiego pierwszego przejazdu (piąte miejsce) w wykonaniu Maryny jeszcze nie widzieliśmy. Polka zazwyczaj woli atakować w drugim, co napawało nas optymizmem w kontekście walki o podium, jednak tym razem kolejna próba była gorsza, co poskutkowało dziesiątym miejscem. Jeszcze niedawno byłoby to dla Polki ogromnym sukcesem, ale w tym sezonie jest najsłabszą pozycją z tych gigantów, które ukończyła.

OLIMPIJSKI ZNAK ZAPYTANIA

Przed igrzyskami możemy być jednak nieco rozdarci. Gąsienica-Daniel bez wątpienia notuje ciągły progres, dzięki któremu coraz bardziej wdziera się do światowej czołówki. Przy tym jak niewiele w Chinach będziemy mieli szans medalowych, Maryna staje się jedną z naszych największych (oprócz kolejnych postaci z tego cyklu) szans na dobry wynik. Jednak czy na pewno na medal? W końcu ani razu nie zdarzyło się jej być na podium. Nie było nawet w TOP 5 – przynajmniej nie po dwóch przejazdach. Czy stać ją, by w dobrych okolicznościach być w pierwszej trójce?

Na pewno, w końcu nawet w Kronplatz traciła tylko sześć setnych do podium po pierwszym przejeździe. Jednak do tego będzie trzeba naprawdę wyjątkowych okoliczności. Szanse na to, że takowe zdarzą się akurat w jednym jedynym starcie na igrzyskach olimpijskich, są niewielkie. Musiałoby to oznaczać słabszą formę lub nieukończenie przejazdu przez jedną z topowych faworytek, które zabetonowały tegoroczne giganty w Pucharze Świata.

A może szczęście gdzie indziej? Chociażby w loteryjnym slalomie gigancie równoległym, w którym Maryna również potrafiła osiągać dobre wyniki, a którego na co dzień w Pucharze Świata nie widujemy tak często. Możemy tak gdybać, jednak to, jak duże są te wciąż niewielkie szanse, zobaczymy dopiero w Pekinie. Trudno oczekiwać medalu, ale tak dobrego startu w narciarstwie alpejskim, na jaki stać Marynę, w XXI wieku jeszcze nie mieliśmy. I na pewno będziemy mieli dzięki niej bardzo dużo emocji.

*****

SLALOM GIGANT NAJGROŹNIEJSZE RYWALKI: Mikaela Shiffrin, Sara Hector, Petra Vlhova, Tessa Worley, Marta Bassino

LUŹNY TYP NEWONCE.SPORT: Dolna połowa pierwszej dziesiątki, miejsca 6-8 oraz odpadnięcie w 1/8 finału slalomu giganta równoległego

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0