Do piekła i z powrotem. Pierre Gasly w imponujący sposób się odbudował i udowodnił klasę

Zobacz również:Efekt domina w świecie F1. Vettel rozpoczął duże zmiany w zespołach
F1 Grand Prix of Italy
Fot. Peter Fox/Getty Images

To zawsze brzmi jak marny pastisz, ale takiego scenariusza nie powstydziłoby się Hollywood. Pierre Gasly w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy przebył drogę odkupienia. Zakończył ją w sposób, którego chyba nikt się nie spodziewał i zapisał się w pamięci fanów F1 na lata.

Pierre to jeden z „francuskich muszkieterów”, którzy przebojem wdali się do świata motorsportu. Hubert, Bianchi, Ocon, Leclerc i właśnie Gasly. Mistrz z serii juniorskich, między innymi wygrywający GP2 (obecnie Formuła 2) w drugim sezonie startów. Potem mogliśmy go zobaczyć w Super Formula oraz gościnnie w Formule E. Tam pokazał się z bardzo dobrej strony, kiedy prawie był na podium w jednym z dwóch wyścigów w Nowym Jorku. W tym samym roku, 2017, zadebiutował w Formule 1. To był szalony sezon, nawet na standardy Red Bulla i Helmuta Marko. W Toro Rosso przewinęło się pięciu kierowców, ale finalnie to Gasly oraz Brendon Hartley kończyli zmagania. To właśnie oni przyczynili się do zwolnienia Daniiła Kwiata z akademii Red Bulla, ale to jest temat na inny tekst.

W sezonie 2018 Gasly pokazywał się z bardzo dobrej strony. Na tle Hartleya prezentował się świetnie i dosłownie go „przemielił”. Bardzo dobre wyniki w niezbyt konkurencyjnym bolidzie Toro Rosso nie umknęły uwadze ani dziennikarzy, ani Helmuta Marko. Okazało się, że jego dobra forma szybko zostanie przetestowana szczebel wyżej. Wszystko dlatego, że niespodziewanie szeregi Red Bulla opuścić postanowił Daniel Ricciardo. Zatrzęsła się ziemia w Milton Keynes i rozwiązanie było potrzebne na zaraz. Kwiat był spalony, Hartley był za słaby, a przecież doktor Marko nie mógł sięgnąć po kierowcę z zewnątrz i przyznać, że program juniorski zawiódł. Padło na Gasly’ego, który był w tamtym momencie jedynym sensowym wyborem.

Z NIEBA DO PIEKŁA...

Młody Francuz był w siódmym niebie i trudno mu się dziwić. Jazda w zespole czołowej trójki i walka o najwyższe cele to spełnienie marzeń każdego kierowcy w stawce. Wsiadając pierwszy raz do bolidu Red Bulla na testach w Barcelonie, nie mógł jednak przypuszczać, co go czeka. Samochód nie był najłatwiejszy w prowadzeniu, a przesiadka była dla niego trudna. Bolid był zupełnie inny, niż to do czego zdążył przyzwyczaić się w Toro Rosso. Szybsza i mniej stabilna maszyna od samego początku sprawiała Gasly'emu problemy. Doprowadziło to do dwóch kraks w trakcie dni testowych i mocnego spowolnienia rozwoju konstrukcji, co postawiło młodziana w bardzo trudnej sytuacji. Sezon jeszcze się nie zaczął, a on już był na cenzurowanym.

Sytuacja nie wyglądała lepiej w trakcie pierwszej rundy w Australii. Gasly totalnie zawiódł w kwalifikacjach, które zakończył na siedemnastym miejscu, kiedy Verstappen był czwarty. Kierowcy Red Bulla przyzwyczajali nas, że jeśli kwalifikacje nie idą po ich myśli to rewelacyjnie przebijają się przez stawkę. Nie tym razem. Gasly nie był w stanie wykorzystać dużo szybszego samochodu i dojechał na rozczarowującej 11 pozycji. Wyścig skończył zdublowany przez kolegę z zespołu oraz za… Kwiatem jadącym Toro Rosso.

Potem był kolejny słaby występ w Bahrajnie i poprawa. Były szóste miejsca, które były wynikiem minimum, jak na jazdę trzecim bolidem w stawce, zdecydowanie szybszym niż te ze środka stawki. Potem przyszła europejska część sezonu i Gasly znów przestał dostarczać. Wyniki były zbyt słabe, a w Red Bullu coś pękło. Po początkowym wspieraniu swojego kierowcy zupełnie zmieniła się retoryka. Helmut Marko mówił, że to zdecydowanie zbyt mało, jak na drugiego kierowcę Red Bulla. Christian Horner powtarzał, że Verstappen potrzebuje wsparcia, a Francuz nie jest w stanie go dostarczyć. Powtarzano jak mantrę, że to nie jest oczekiwany poziom.

Początkowe problemy, trudność prowadzenia samochodu i wejście w buty Ricciardo złożyły się na brak wyników. Gasly musiał to odczuć psychicznie i to było widać. Sposób, w jaki poruszał się przed kamerami, wyraz twarzy w trakcie wywiadów po kolejnych sesjach. Po drodze małe błędy w treningach, które czasami kończyły się na bandzie. Pierre się po prostu rozsypał. Pewność siebie znikała, a kolejne potknięcia burzyły jej fundamenty. Gwoździem do trumny były wyścigi we Francji, Austrii oraz na Węgrzech. Przed własną publicznością zdobył punkt tylko dlatego, że karę dostał Ricciardo.

Wyścig na Red Bull Ring był katastrofą. Dziewiąty w kwalifikacjach, siódmy w wyścigu. Fatalne tempo Mercedesów, przez wzgląd na pogodę, był w stanie do maksimum wykorzystać Max Verstappen, wygrywając domowy wyścig swojej ekipy. Jadąc do mety zdołał zdublować Gasly’ego, za co spadła na niego największa do tej pory fala krytyki. Suchej nitki nie zostawił na nim zespół, a wtórowali im dziennikarze, którzy oczekiwali „głowy” Francuza.

Węgry to była kumulacja. Verstappen z pole position, Gasly prawie sekundę wolniejszy, w F1 to absolutna przepaść. Trudny wyścig dla Holendra, który walczył o wygraną z Hamiltonem prawie do samego końca. Natomiast tam zabrakło go najbardziej. Red Bull dysponował świetnym tempem na Hungaroring, a Gasly nie potrafił tego wykorzystać. To on miał być buforem, który będzie na tyle blisko, że Lewis nie będzie mógł wykonać ekstra pit-stopu. To on miał być na tyle blisko, żeby zapewnić Maxowi spokój i kilka sekund w trakcie ostatniej walki. Zamiast tego na końcu walki o zwycięstwo Francuz został zdublowany przez walczący duet. To było zbyt wiele. Kolejny raz Red Bull przegrywał przez brak dobrej „dwójki”. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu aż Helmut Marko dokona roszady.

O dziwo po wyścigu Gasly dostał pełne wsparcie zespołu i zapewnienia Christiana Hornera, że żadnych wymian w składach nie będzie. Pierre potrzebował czasu i szef zespołu chciał mu to zapewnić. Helmut Marko miał jednak inne plany. Przed wyścigiem o Grand Prix Belgii została podjęta decyzja o zamianie kierowców. Albon przechodził do Red Bulla, a Pierre wracał na stare śmiecie. Zapewnienia zespołu okazały się nic nie warte, a sam Gasly powiedział, że nie miał pojęcia o planie zespołu.

Obrazki z Belgii od początku weekendu były dołujące. Gasly w ciuchach Toro Rosso totalnie wykończony psychicznie. Albon promieniał, otaczał go kordon dziennikarzy. Pierwszą osobą, która po decyzji Helmuta Marko skontaktowała się z Pierrem był jego przyjaciel, Anthoine Hubert. Powiedział mu, że ma udowodnić im, jak bardzo się pomylili. Panowie w pewnym momencie kariery byli współlokatorami i byli ze sobą bardzo blisko. Wyrzucenie z Red Bulla spadło na dalszy plan po tragicznych wydarzeniach soboty. 31 sierpnia 2019 roku jest prawdopodobnie najgorszym dniem w życiu Francuza. Jego przyjaciel zginął w wypadku w trakcie wyścigu Formuły 2. Wszystko w życiu Gasly’ego rozpadało się na kawałki. Śmierć przyjaciela, niepewna przyszłość w F1… Nie tak to wszystko miało wyglądać.

...I Z POWROTEM

Po powrocie do ekipy juniorskiej Pierre odżył. Praktycznie od razu zaczął być szybszy od Kwiata i zdobywać wyniki lepsze, niż pozwalał na to samochód. Zwieńczeniem udanego powrotu w sezonie 2019 było drugie miejsce w Grand Prix Brazylii. Niespodziewane podium po walce do samego końca z Lewisem Hamiltonem zaskoczyło wszystkich. Gasly zmaksymalizował wynik wyścigu i w okrzyku z team radio słychać było ulgę, jaką poczuł. Oczywiście po drugiej stronie barykady był Albon, którego wyniki były dużo bardziej zadowalające dla Red Bulla. Zresztą podium na Interlagos nie doszłoby do skutku, gdyby nie kolizja Taja z Hamiltonem, która obu panom zabrała miejsca w czołowej trójce.

To był moment, w którym dokonała się odbudowa Pierre’a. W nowy sezon wszedł z wysokiego C. Miejsca w punktowanej dziesiątce, absolutna dominacja nad kolegą z zespołu. Regularnie oglądamy Francuza w Q3, co mimo wszystko jest wynikiem ponad stan. Trzeba zdać sobie sprawę, że dojście do tego miejsca wymaga niesamowitej siły mentalnej. Najlepszym przykładem jest Kwiat, który po degradacji z Red Bulla zupełnie sobie nie poradził. Jego wyniki dalej były słabe, sam ciągle emanował negatywną energią i o wszystko miał pretensje. Doprowadziło to do pozbycia się Rosjanina z programu kierowców, a powrót dokonał się tylko i wyłącznie z braku innych opcji. Zresztą śmiało można powiedzieć, że kiedy na horyzoncie w F2 pojawił się Yuki Tsunoda pozycja Daniiła znowu jest niepewna.

Gasly potrafił wygrać z demonami. Był spokojny, skupiony na celu, który sobie postawił. Wykonywał 120% planu i widać było, że to nie jest jego ostatnie słowo. Z drugiej strony Albon zaczął przypominać lustrzane odbicie Francuza z sezonu 2019. Ciągły duży deficyt w kwalifikacjach, niewymuszone błędy i wyniki zdecydowanie poniżej możliwości bolidu. Pierre zwieńczył swoją drogę do odkupienia we Włoszech. Fura szczęścia i pewna jazda sprawiły, że po karze dla Hamiltona miał szansę walki o zwycięstwo. Wykonał świetną robotę przy restarcie, a potem pewnie wiózł samochód do mety. Był w stanie utrzymać za swoimi plecami Carlosa Sainza w szybszym bolidzie McLarena i triumfować. Drugie zwycięstwo w historii włoskiej ekipy, pierwszy Francuz wygrywający od 1996 roku (Gasly miał wtedy trzy miesiące) i pierwsza wygrana kogoś spoza wielkiej trójki od 2013 roku. Fenomenalne osiągnięcie, które zapamiętamy na lata.

Po wyścigu powiedział, że skupił się wyłącznie na sobie, aby poprawić swoje wyniki. Dodatkowo dodaje, że mając odpowiednie narzędzia jest w stanie bez problemu walczyć o wyższe cele. Warto też dodać, że przez Toro Rosso/AlphaTauri przewinęło się wielu świetnych kierowców. Verstappen, Sainz, Vergne czy Ricciardo. To jednak właście Gasly jest drugim zwycięzcą wyścigu w historii tego zespołu po Sebastianie Vettelu. Zapytany po Grand Prix Włoh czy jest gotowy na powrót do Red Bulla był przekonany, że tak. Słusznym pytaniem jest, czy na pewno tego chce.

POWRÓT NA SZCZYT?

Przez większość sezonu trwa dyskusja na temat formy Albona. Po drugiej stronie barykady jest chwalony Gasly, który uznawany jest za rewelację sezonu. To oczywiście prowadzi do spekulacji o kolejnej zamianie kierowców w Red Bullu. Marko broni Taja, tak samo jak Horner i  to w sposób, o jakim Francuz mógł tylko marzyć. Mówi się o względach politycznych, tajscy właściciele koncernu mają być zachwyceni możliwością oglądania swojego krajana w ekipie. Czy Gasly jest gotowy na powrót? Ciężko powiedzieć, ale wygląda na to, że ostatni rok bardzo go wzmocnił. Psychicznie wygląda na zupełnie innego kierowcę.

Inną kwestią jest wejście drugi raz do tej samej rzeki, w której stoi Verstappen. To on jest królem zespołu i fenomenalnym kierowcą. Dodatkowo team chce zrobić wszystko, aby to właśnie Holender został kolejnym mistrzem świata w barwach Red Bulla. Ciężko jest wypadać na jego tle dobrze, więc niewykluczone, że po ponownej zamianie mielibyśmy podobny scenariusz do roku 2019. Nie chce się wierzyć, że zarządcy zespołu o tym nie myślą. Kwestia właścicieli komplikuje sprawy, jasne, ale Marko na pewno ma asa w rękawie.

Historia Francuza to dowód, że nigdy nie powinniśmy się poddawać. Udowodnił całemu światu F1, że zbyt szybko został skreślony i nigdzie się nie wybiera. Prawdopodobnie jego nazwisko pojawiło się w kilku notesach szefów zespołów, jako potencjalny kierowca. Jego kolega z lat juniorskich, Carlos Sainz, miał podobne problemy w programie Red Bulla, a obecnie zmierza do Ferrari. Przed Gaslym prawdopodobnie jeszcze kilka dobrych lat jazdy w Formule 1, bo swoją ciężką pracą i odbudową udowodnił, że to jest jego miejsce. Czy to będzie AlphaTauri, czy Red Bull lub zupełnie inny zespół.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.