Ten tytuł wcale nie jest przesadzony. Nie znaczy to jednak, że cała Polska wyczekiwała, aż łódzko-wrocławskie trio wyda wreszcie swój debiutancki album... To o co chodzi? Sprawdźcie i posłuchajcie kolejnego epizodu Wielkiej płyty; partnerem jest Orange Flex.
Polscy dziennikarze muzyczni długo cierpieli na zabawną przypadłość, polegającą na pasjonackim kreowaniu krajowych odpowiedników dla zagranicznych twórców bądź trendów. I tak w wielu recenzjach Skaldowie funkcjonowali jako polskie The Beatles, Hey byli w latach 90. nadwiślańską odpowiedzią na grunge, a dekadę później Cool Kids Of Death stali się krajowym odpowiednikiem zespołów z nurtu new rock revolution. Tak jakby nie mogli być po prostu sobą. Ale my tu nie o tym.
Zazwyczaj te odpowiedniki pojawiały się chwilę po globalnym szale na danego wykonawcę bądź nurtu. I po części wynikały z kompleksów, bo chcieliśmy, żeby w końcu to nasi wykreowali jakiś trend. Tymczasem na początku 2009 roku, jak diabeł z pudełka, wyskoczył zespół Kamp!. Ich elegancka i potwornie przebojowa wizja elektroniki, mieszczącej w sobie zarówno odwołania do muzyki z lat 80., jak i współczesnego popu, doskonale zbiegła się w czasie z tym, co królowało wówczas w modnych klubach na całym globie. A tam tańczono do Cut Copy, Hot Chip, Digitalism czy... właśnie Kamp!, bo nagrania polskiego zespołu zaczęły regularnie pojawiać się w setach didżejek i didżejów. Nagle mieliśmy swoich ludzi, którzy stali się częścią światowego nurtu. Niszowego, ale ważnego. Efekt był taki, że Kamp! Niemal od samego początku koncertowali zarówno w Polsce, jak i za granicą. Pewnego dnia zorientowaliśmy się, że do tej pory zagraliśmy więcej koncertów w Los Angeles niż w Olsztynie – opowiada Radek Krzyżanowski, muzyk Kamp!.
I wszystko fajnie, ale polski, przyzwyczajony do tradycyjnych wydawnictw słuchacz, owszem, sprawdzał kolejne single Kamp!, czekając jednak na ich pierwszy album. To fizyczna płyta była wówczas oznaką statusu: czymś na zasadzie OK, skoro można ich kupić w sklepie, to znaczy, że są poważnymi artystami. Dzisiaj brzmi to dziwnie, ale pamiętajmy, że cały czas mowa o polskiej rzeczywistości z lat 2009-2012.
Piąty odcinek słuchowiska Wielka Płyta, którego partnerem jest Orange Flex, opowie właśnie o tych czasach. O płycie też, wiadomo, ale w dużej mierze o rzeczywistości, w jakiej powstał ten album. Czasach ściągania muzyki z blogów, pierwszych wypadów na polskie i zagraniczne festiwale, erze grzywek, kolorowych sneakersów i spodni rurek. Czasach, w których najmodniejszymi miejscówkami w kraju były warszawskie Jadłodajnia Filozoficzna czy Obiekt Znaleziony, krakowski B-Side czy poznańska Cafe Mięsna. Okresie powolnego wypierania gitarowego indie rocka przez muzykę taneczną. Tańczenie do Take Me Out było już lekko passe. Co innego, jeśli didżej puścił Kamp!.
A tak nazywał się zarówno zespół, o którym mowa, jak i jego debiutancki album. Wydany 2012 w roku, ale trio przygotowywało na niego słuchaczy przez kilkadziesiąt miesięcy. Dlaczego musieliśmy tyle czekać? Jakie są kulisy jego powstania? I co płyta Kamp! zmieniła w polskiej muzyce? Tego dowiecie się z piątego epizodu słuchowiska Wielka Płyta, w którym przyglądamy się najważniejszym polskim albumom sprzed lat. Bohaterami odcinka są oczywiście muzycy Kamp! – Radek Krzyżanowski, Michał Słodowy i Tomek Szpaderski – oraz wokalistka Iwona Skwarek, były manager Kamp! Bartek Czarkowski i pracujący w Instytucie im. Adama Mickiewicza (to ważna instytucja w kontekście zagranicznej kariery Kamp!) Krzysztof Gałkowski. Ich wspomnienia składają się na opowieść o płycie, którą jeden z recenzentów opisał tak: można byłoby się do niej przyczepić, ale to jest tak dobrze zrobione, że nie wypada.
Premiera w poniedziałek, 24 października, o godzinie 20:00 w newonce.radio. Czy będzie podcast? Oczywiście, że będzie.
Partnerem cyklu Wielka Płyta jest Orange Flex – sieć komórkowa bez zobowiązań w aplikacji.
Komentarze 0