Teoretycznie nie ma nic gorszego dla literatury niż zmuszanie ludzi, żeby sięgnęli po taką czy inną książkę – a na tym opiera się istnienie lektur szkolnych.
Z drugiej strony jest to jednak oswajanie ludzi z istnieniem książek jako takich, więc chyba warto przemęczyć się i przejść przez Mickiewicza, Słowackiego czy Prusa. W końcu – przy cięższych pozycjach – zawsze można wesprzeć się adaptacją filmową. A te powstawały i będą powstawać dalej. Bo każda dobrze wypromowana ekranizacja szkolnej lektury gwarantuje dość poważną frekwencję w kinach i długą żywotność tytułu na streamingach.
Przyzwyczailiśmy się jednak, że filmy na bazie lektur są zwykle nieszczególnie porywające. Mówiąc eufemistycznie. Ale trafiają się wyjątki i o nich poniżej. Pięć polskich, dwie zagraniczne; w tych dwóch ostatnich przypadkach twórcy oczywiście nie mieli pojęcia, że gdzieś tam w Polsce w szkołach przerabia się te pozycje. Świadomie zrezygnowaliśmy z tych filmów, które dość swobodnie adaptują literacki pierwowzór – jak choćby Czas Apokalipsy. Kto czytał Jądro ciemności Josepha Conrada i oglądał film Francisa Forda Coppoli, ten wie, że to dwie różne rzeczy.
Komentarze 0