Nowy wagon w pociągu ćwierćfinałowych klęsk. Siatkarski medal znów nie dla Polaków

Zobacz również:TOKIJSKIE NADZIEJE #12. Atak z drugiego rzędu. Jak przebić lekkoatletyczny szklany sufit?
Igrzyska olimpijskie Tokio - siatkówka, Polska - Francja
Fot. Toru Hanai/Getty Images

Zapowiadał się dzień radości i za sprawą sukcesów kajakarek i młociarek w dużej mierze nadal można go tak określić. "Kropkę nad i" miała jednak postawić siatkarska kadra. Niestety, wszystko skończyło się na myśleniu życzeniowym. Polacy po raz kolejny nie przeszli olimpijskiego ćwierćfinału. Tym razem do domu odprawiają nas Francuzi – ekipa, którą bardzo dobrze znaliśmy i która pierwszy raz w histori dotarła do tego etapu igrzysk.

Przed meczem nie brakowało głosów optymistów i pesymistów. Ci pierwsi przypominali mecz z kwalifkikacji olimpijskich w Gdańsku oraz starcie o brąz podczas ostatnich mistrzostw Europy. W obu przypadkach, pomimo dużej stawki, Polacy pewnie pokonywali Francuzów 3:0. Drudzy przypominali ostatni bezpośredni mecz – przegrany tie-break w Lidze Narodów 2021. Niestety, czas pokazał, że to ich przypuszczenia się ziściły.

Po Polakach w pierwszych odsłonach nie widać było nadzwyczajnego spięcia. Wielu ekspertów przypuszczało, że to nie „Trójkolorowi”, ale głowy Biało-Czerwonych mogą być największym rywalem w tym spotkaniu. Polacy grali swoje wygrywając partię do 21 i nawet, gdy przegrali następną do 22, nic nie zwiastowało końcowej, potężnej klęski.

Od początku meczu niesamowitą bronią zawodników Laurenta Tillie były bloki. W pierwszym secie aż czterokrotnie w ten sposób zdobyli punkty, a w skali pięciu setów aż szesnastokrotnie. Z kolei u Polaków od początku igrzysk gra w tym aspekcie kulała. W starciach z najgroźniejszymi rywalami w grupie – Iranem i Włochami – znacząco odstawaliśmy od konkurentów. Nie inaczej było tym razem. Wielokrotnie powielanym obrazkiem były również akcje, w których piłka po bloku Polaków lądowała za linią boiska.

Podobnie jak na całym turnieju, tak i w tym przypadku u Vitala Heynena za role ofensywne odpowiadał duet strzelb Wilfredo Leon – Bartosz Kurek. Pierwszy grał w ataku niemal jak z nut. Człowiek nie raz potrafił zapomnieć o zagraniu zawodnika Perugii, które nie przyniosłoby nam punktów. Z kolei Kurek przez większość meczów również nie odstawał, lecz w ostatnich setach jego zagrania nie robiły już takiego zamieszania jak wcześniej.

Igrzyska olimpijskie Tokio - siatkówka, Polska - Francja
Fot. FIVB.com

Nieszczęśliwie dla kadry Leon, najlepiej serwujący siatkarz kadry, w starciu z Francją nie potrafił demolować serwisem rywali. W całym meczu tylko dwukrotnie w ten sposób pokonaliśmy rywali. Dzisiaj, takimi samymi liczbami mogli „pochwalić się” również przeciwnicy. W poprzednich meczach serwis był jednym z naszych największych atrybutów. W ćwierćfinałowym starciu nic nam nie dał, a patrząc na inne statystyki, w optymistycznym wariancie mógłby przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.

Pomimo dobrej gry w ataku Kurka i Leona, Heynen nie mógł liczyć na równie solidną pomoc trzeciego gracza. Początkowo postawił na Kubiaka. Ten jednak, podobnie jak podczas całego turnieju zawiódł. Choć kapitan kadry znany jest z ogromnego serca do walki, to jednak nie tylko ono liczy się na parkiecie. Później przyszedł wariant z Aleksandrem Śliwką, który nie był może tragiczny, ale na pewno nie perfekcyjny. Koniec końców, po problemach zdrowotnych MVP finału ostatniej Ligi Mistrzów, duet przyjmujących tworzyli Leon i Semeniuk. Ten drugi, nowicjusz na imprezie tej rangi, również nie dał plamy, lecz w porównaniu na mocno nakręconych Francuzów nie miał czym się im przeciwstawić.

U naszych rywali również w pierwszej części meczu wydawało się, że ofensywa oparta jest na dwóch graczach. Od pierwszej piłki świetną dyspozycją błyszczał atakujący Jean Patry. Z czasem dołączył do niego Earvin N’Gapeth. O gwieździe reprezentacji pisaliśmy, że często zdarzają mu się falowania z formą. Potrafi przeplatać fantastyczne występy tragicznymi, pełnymi frustracji. Obserwując dzisiejsze poczynania można powiedzieć, że przyjmujący nieraz był blisko wyżyn umiejętności. Jego nieszablonowe zagrania prawdopodobnie znajdą się w niejednej siatkarskiej kompilacji turnieju.

Z czasem, pechowo dla nas, z dyspozycją do kolegów dojechał Trevor Clevenot. Francuz mocno zawodził w przegranych przez jego kadrę setach. W pierwszym skończył dwie na dziewięć piłek, w trzecim – dwie na siedem. W pozostałych partiach, gracz tureckiego Ziraatu Ankara był gwarantem przynajmniej 50-procentowej skuteczności.

Przykro to pisać, ale po raz kolejny pozycja rozgrywającego była najsłabszym ogniwem Biało-Czerwonych. Fabian Drzyzga nie potrafił zaskoczyć rywali niczym nadzwyczajnym. Owszem, jego piłki wielokrotnie kończyli Leon z Kurkiem, ale od „sypacza” kandydata do medalu oczekuje się choćby minimalnej wirtuozerii. U zawodnika Resovii od początku igrzysk jej nie było. Tak samo jak błyszczał nad nim Saeid Marouf, tak dzisiaj górą był Antoine Brizard. Byłego gracza PlusLigi warto docenić, bo początkowo oglądał mecz z kwadratu na rezerwowych. Po słabej pierwszej partii, Laurent Tillie postawił na niego kosztem Benjamina Toniuttiego. Czas pokazał, że był to niesamowicie trafny manewr ustępującego szkoleniowca Francji. Brizzard męczył Polaków nie tylko trafnymi zagraniami, ale i kąśliwym serwisem.

Na przeciwnym biegunie znalazł się Heynen, który nie potrafił bądź nie chciał decydować się na większe roszady. Dość długo (po raz kolejny) zwlekał z postawieniem na Piotra Nowakowskiego kosztem Jakuba Kochanowskiego. Nowy środkowy rzeszowskiego klubu w dzisiejszym starciu zawiódł praktycznie w każdym aspekcie. Również w tie-breaku, wobec budujących pewność siebie Francuzów, Belg nie potrafił wymyśleć niczego, co mogłoby choćby na moment wytrącić ich z kierunku na triumf.

Starcie Polska-Francja jawiło się jako pojedynek dwóch graczy uważanych za najlepszych siatkarzy na pozycji libero – Pawła Zatorskiego i Jenii Grebennikova. Patrząc czysto liczbowo, górą okazał się nasz reprezentant. Niemniej, francuskiego konkurenta również trzeba pochwalić, bo nie dość, że parokrotnie bronił praktycznie pewne ataki Polaków, to służył kolegom olbrzymim spokojem.

Brazylia, Włochy, Rosja, Stany Zjednoczone, Francja – do pociągu ćwierćfinałowych klęsk dołączono właśnie kolejny wagon. Wygrana „Trójkolorowych” oznacza, że w półfinale zagrają wszystkie zespoły, które przeszły dalej z grupy B. Przed turniejem uważaną ją za zdecydowanie trudniejszą i mocniejszą. I słusznie, bo w gronie czterech najlepszych ekip, które z niej wyszły, zabrakło miejsca dla Amerykanów.

We wszystkich kibicach polskiej siatkówki jeszcze buzują emocje. Trzeba jednak powiedzieć, że przez siedemnaście lat ćwierćfinałowych porażek nigdy nie byliśmy bliżej strefy medalowej. Nawet jeśli walczyliśmy w tie-breaku z Włochami w 2008, to przed turniejem nie byliśmy tak utytułowaną kadrą jak teraz. Do Tokio jechaliśmy jako aktualni mistrzowie świata, brązowi medaliści europejskiego czempionatu i druga ekipa ostatniej Ligi Narodów. Trudno jest znaleźć wytłumaczenie na kolejną kraksę na tym etapie rozgrywek. No bo chyba nikt o zdrowych zmysłach w „paranormalne czary-mary” z klątwą ćwierćfinału nie wierzy.

Tekst powstał we współpracy z Samsung Polska

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.