Był szybszy i zwinniejszy od innych, niezależnie od tego czy miał na nogach łyżwy, kolce, piłkarskie korki czy… żołnierskie buty. Z najpopularniejszymi w jego czasach igrzyskami nie było mu po drodze, a mimo to został jedną z pierwszych gwiazd polskiego sportu. Wacław Kuchar nie jest dziś może wymieniany w pierwszym rzędzie najważniejszych polskich atletów, ale historii rywalizacji nad Wisłą nie da się opowiedzieć bez legendy przedwojennego Lwowa.
Jest rok 1926. „Przegląd Sportowy” organizuje pierwszy w historii plebiscyt na najpopularniejszego sportowca Polski. Na liście kandydatów m.in. jeździec Adam Królikiewicz czy kolarz Józef Lange, którzy dwa lata wcześniej byli odpowiedzialni (przynajmniej po części, w przypadku Langego) za pierwsze medale olimpijskie w historii Polski. Jedną z faworytek była również Halina Konopacka, późniejsza złota medalistka z Amsterdamu (1928), która właśnie wchodziła na swój najwyższy poziom. Plebiscyt wygrał jednak Wacław Kuchar, jedyny z całej listy sportowców, przy którym „Przegląd” mógłby mieć problem z określeniem dyscypliny, w jakiej rywalizuje.
ŚLĄSK PIŁKĄ WYWALCZONY
Wszystko zaczęło się w Łańcucie, gdzie w końcu XIX wieku przyszedł na świat kolejny z rodu Kucharów. Każdy mężczyzna w rodzinie, zarówno ojciec, jak i bracia, związany był ze sportem, jednak żaden z nich nie osiągnął ostatecznie tyle, co Wacław.
Początek tej historii jest wręcz dla sportowców stereotypowy – małego Kuchara rozpierała energia i wszędzie go było pełno, a to w końcu popchnęło go w stronę sportu. Pierwszą miłością została piłka nożna, w którą zaczął grać w wieku ośmiu lat. Rok później ćwiczył już gimnastykę, a dwa lata po tym startował w regionalnych zawodach łyżwiarstwa figurowego. Był na tyle zdolnym piłkarzem, że już w wieku 14 lat zadebiutował w pierwszej drużynie piłkarskiej Pogoni Lwów.
Jego sportowy rozwój powstrzymała jednak wojna. Od razu po maturze trafił bowiem na front I wojny światowej, wcielony do armii austriackiej. Walczył w niej trzy lata, zanim został ochotnikiem w stopniu podporucznika we właśnie tworzonym Wojsku Polskim. Bronił Lwowa w wojnie polsko-ukraińskiej i całego kraju w polsko-bolszewickiej. Miał też swój udział w niezwykle kluczowym dla granic Polski plebiscycie na Śląsku. Z tym że nie był to udział militarny.
Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, jaką wagę dla społeczeństwa ma sport. Podnosi morale, wprawia w dobry nastrój przy pozytywnych wynikach, może zmieniać podejście całej grupy ludzi. Dlatego kiedy w trakcie plebiscytów pojawiła się możliwość rozgrywania meczów piłkarskich, byli zachwyceni. Od dłuższego czasu przedstawiali w mediach Polaków jako ludzi zacofanych, którzy ze sportem nie mają nic wspólnego. Tymczasem polska drużyna, złożona głównie z lwowskich zawodników, w tym Kuchara, przyjechała na Śląsk i wygrywała wszystkie mecze po kolei przeciwko niemieckim zespołom.
Do piłkarzy przemawiał sam Wojciech Korfanty, a nastroje popierających polską sprawę rosły z każdym kolejnym golem. Piłka nożna nie zadecydowała bezpośrednio o tym, że Śląsk w Polsce został, ale eksportowa drużyna piłkarska na pewno dołożyła do tego jakąś swoją cegiełkę.
PIERWSZA MIŁOŚĆ
Piłka była jego pierwszą i największą – jak sam mówił – miłością. Nawet w trakcie służby otrzymywał przepustki na mecze Pogoni Lwów, a zaraz po niej jego kariera znacząco się rozwinęła. Zagrał w pierwszym w historii meczu reprezentacji Polski z Węgrami (0:1) który niedawno (18 grudnia) obchodził swoje stulecie. Miał też szansę zostać pierwszym w historii strzelcem w meczu reprezentacyjnym. Mając sam na sam z węgierskim bramkarzem trafił go jednak w głowę, a na dobitkę się nie zdecydował, mimo że miał piłkę pod nogami i pustą bramkę przed sobą. Postanowił zachować się sprawiedliwie wobec leżącego na ziemi kontuzjowanego bramkarza.
Od samego początku Kuchar grał też w świeżo stworzonych rozgrywkach o mistrzostwo Polski. Z Pogonią Lwów wygrał cztery tytuły mistrzowskie (1922, 1923, 1925, 1926) i był jej najważniejszym zawodnikiem. Dwukrotnie w tym czasie był też królem strzelców – w 1922 strzelił 21 bramek, a w 1926, razem z kolegą z drużyny Józefem Garbieniem, jedenaście. Jako lider Pogoni został też absolutną gwiazdą całego polskiego futbolu.
Grał w niej łącznie aż 24 lata (1912-36) – według statystyk oficjalnych meczów miał na koncie równo 200, a bramek 104, ale jeśli liczyć wszystkie, to niektóre ze źródeł podają, że obie te liczby grubo przekraczają okrągły tysiąc.
W czasach świetności klubu ze Lwowa na stadionie nie można było wcisnąć nawet szpilki, a legendy głoszą, że próbowano się tam dostać na różne sposoby, m.in. pomagając piłkarzom nosić bagaże. Tę rolę mieli chłopcy zapatrzeni w swoich idoli. Jeden z nich opowiadał jak raz – jak co mecz – podszedł do piłkarza i dopiero w ostatniej chwili zauważył, że to sam Wacław Kuchar, największy z miejscowych herosów. Dumny wszedł razem z nim na boisko, przy zazdrości innych chłopców. Historia jak wiele innych, gdyby nie to, że opowiadał ją… Kazimierz Górski, rodowity lwowiak, który później nawet grał w Dynamie Lwów za kadencji trenera Kuchara w latach 40. (działalność Pogoni zawieszono w 1939).
Jako trener Wacław zaliczył oczywiście Pogoń, wspomniane Dynamo, OZPN Lwów, Polonię Bytom, Legię Warszawa i Polonię Warszawa, a także dwukrotnie reprezentację Polski, którą pierwszy raz objął, będąc wciąż aktywnym zawodnikiem, choć już nie reprezentantem w roku 1930.
To z piłką wiąże się też jego jedyne olimpijskie wspomnienie. Kuchar był jednym z pierwszych w historii polskich olimpijczyków, bowiem piłkarze jako pierwsi przystąpili do rywalizacji w Paryżu w 1924 roku. Skończyło się na jednym, wyraźnie przegranym 0:5 meczu z Węgrami. Kuchar w reprezentacji zagrał – licząc mecze oficjalne i nieoficjalne – 25-krotnie i strzelił 9 goli. Ze względu na swoje umiejętności, sukcesy z Pogonią i grę w reprezentacji został wybrany trzecim najlepszym piłkarzem 50-lecia PZPN w 1969 roku (wygrał Gerard Cieślik).
NIE PO DRODZE Z IGRZYSKAMI
Piłka nożna była jego największą miłością, ale mimo to zaskakującym jest fakt, że to właśnie ona dała mu jego jedyne olimpijskie wspomnienie. Wielkością Kuchara była bowiem jego wszechstronność w sportach olimpijskich. Kiedy za oceanem Amerykanie mieli swojego Jima Thorpe’a, Polska wcale nie odstawała, biorąc pod uwagę, jak ogromnym sportowym talentem był Kuchar.
Czekając na rozpoczęcie powojennej piłkarskiej rywalizacji, znacznie wzmocnił się w lekkoatletyce, którą – jak sam wspominał – na poważnie zaczął trenować w 1915 roku. W latach 1920-24 był dziewięciokrotnym mistrzem Polski – dwukrotnie w biegu na 800 metrów, skoku wzwyż i dziesięcioboju, a także po jednym razie w trójskoku oraz biegach na 110 i 400 metrów przez płotki. Miał też wiele rekordów Polski w większości tych konkurencji.
Złota byłoby prawdopodobnie więcej, ale lekkoatletyka często kolidowała mu z piłką nożną, przez co nie skupiał się na niej w pełni. Najlepszym przykładem jest fakt, że odpuścił mistrzostwa w 1922 roku, bo w tym czasie grał w Zagrzebiu mecz piłkarskiej reprezentacji z Jugosławią. Mimo to był w składzie reprezentacji lekkoatletycznej na igrzyska w Antwerpii w 1920 roku, lecz Polska ostatecznie na nie nie pojechała ze względu na wojnę polsko-bolszewicką, w której Kuchar zresztą uczestniczył. Z kolei w 1924 roku skończyło się tylko na pojedynczym występie piłkarskim, a lekkoatletyka, mimo potencjału Kuchara w dziesięcioboju, została odstawiona na bok.
Piłka znacznie lepiej dogadywała się ze sportami zimowymi, dlatego to tam, przede wszystkim w stronę łyżew, skierował się talent Kuchara. Już w 1922 roku był pierwszym w historii mistrzem Polski w łyżwiarstwie figurowym, ale to nie „figurówki” stały się jego ulubionym lodowym sportem. Jako łyżwiarz szybki w latach 1922-29 zdobył aż 22 tytuły mistrza kraju i kiedy w 1924 miały odbyć się pierwsze w historii zimowe igrzyska w Chamonix, Kuchar zdawał się naturalnym kandydatem do wyjazdu.
W wieloboju nie miał sobie równych w kraju, jednak do Francji nie pojechał, ponieważ… działacze nie zdążyli wyrobić mu wizy, co przy ówczesnej popularności Kuchara było niemałym skandalem. Jadący za niego Leon Jucewicz zajął w łyżwiarskim wieloboju ósme miejsce, a kilkanaście dni później został gładko pokonany przez Kuchara na kolejnych mistrzostwach Polski. Wiemy więc na pewno, że Kuchar został pozbawiony szans na dobry wynik i bycie jednym z pierwszych polskich olimpijczyków w historii (choć to i tak udało mu się kilka miesięcy później w wersji letniej), jednak kto wie, czy przy odrobinie szczęścia już wtedy nie mielibyśmy pierwszego zimowego medalu?
Rok później Kuchar zajął siódme miejsce w mistrzostwach Europy w wieloboju, a o tym, jak dobre na polskie warunki było to osiągnięcie niech świadczy fakt, że na wyrównanie tego rezultatu czekaliśmy do… 2013 roku i Konrada Niedźwiedzkiego. Olimpijskie szanse odjechały, bo w 1928 roku było już za późno i na lekkoatletykę, i na łyżwy szybkie.
NAJWIĘKSZY SUKCES MIĘDZYNARODOWY
Pojawiła się jednak inna dyscyplina, w której Kuchar okazał się bardzo dobry. Hokejowi na lodzie nie poświęcał aż tyle czasu, co innym wymienionym dyscyplinom, jednak to właśnie jeżdżąc z kijem po tafli lodu zaliczył swój największy międzynarodowy sukces. Na co dzień był graczem Pogoni Lwów, z którą zdobył nawet mistrzostwo Polski, a wraz z reprezentacją, do której – a jakżeby inaczej – dostał się bardzo szybko, pojechał najpierw na mistrzostwa Europy w 1927, a potem w 1929 roku.
Na pierwszej imprezie Polacy otarli się o medal zajmując czwarte miejsce, ale z drugiej wrócili już ze srebrnymi medalami. Dla Kuchara, który na polskiej ziemi nie miał sobie równych w wielu dyscyplinach, było to największe międzynarodowe osiągnięcie w karierze. Kiedy jednak patrzymy na daty, to w oczy rzuca się fakt, że oba te występy zostały przedzielone igrzyskami olimpijskimi w St. Moritz (1928), a Kuchar był przecież członkiem występującej tam ostatecznie reprezentacji. Do Szwajcarii jednak nie pojechał, bowiem nie mógł wziąć udziału w przedolimpijskim zgrupowaniu kadry. Pech do igrzysk? Bardzo duży, a wystarczy dodać, że Kuchar został potem sędzią hokejowym i miał pojawić się w tej roli na zimowych igrzyskach w 1940 roku… Wszyscy wiemy, co stało się akurat z tą imprezą.
Piłkarz, łyżwiarz w trzech różnych odmianach, lekkoatleta, a do tego trener (reprezentację hokeistów doprowadził do szóstego miejsca na mistrzostwach świata), działacz, sędzia. Warto też do tego wszystkiego dodać, że Kuchar trenował narciarstwo, tenis ziemny i stołowy, pływanie (wszystkimi stylami, oczywiście), skoki do wody, boks czy nawet… łucznictwo. W co najmniej kilku z tych konkurencji startował także w oficjalnych zawodach.
Nic więc dziwnego, że czytelnicy „Przeglądu Sportowego” dali nam do zrozumienia w 1926 roku, że to właśnie Kuchar jest największą gwiazdą polskiego sportu. Zresztą gdyby plebiscyt prowadzony był też w pierwszej połowie lat 20. to jesteśmy w stanie stwierdzić, że na jednym zwycięstwie by się nie skończyło. Kuchar był po prostu pierwszą sportową gwiazdą znad Wisły.
Po wojnie Kuchar opuścił Lwów i już do niego nie wrócił. Przez Bytom trafił do Warszawy, gdzie przez długie lata był związany ze sportem jako działacz czy trener. Pod koniec życia słusznie był fetowany, gdziekolwiek się nie pojawił, a na stadionach w trakcie meczów (chociażby Legii) organizowane specjalne wydarzenia, by docenić jego wkład w polski sport.
Dzisiaj jego dorobek jest może nieco rzadziej wspominany, ale warto zapamiętać, kto był najwszechstronniejszym sportowcem przedwojennej Polski i przyczynił się do wielu „pierwszych razów” naszych reprezentacji i dyscyplin. Historię polskiego sportu pewnie można opowiedzieć nie wspominając o Wacławie Kucharze, jednak będzie to wtedy historia bardzo niepełna.