Doczekaliśmy się! Od kilku lat fani boksu w Wielkiej Brytanii i nie tylko czekali na ogłoszenie najbardziej elektryzującego pojedynku w świecie boksu. Anthony Joshua i Tyson Fury nie mogli się dotychczas dogadać, jednak teraz, kiedy to zrobili, czeka nas absolutne święto. „Bitwa o Anglię” odbędzie się bowiem dwa razy!
Nie było innego wyboru. Po ostatnich pojedynkach obu pięściarzy można było powiedzieć, że są na siebie właściwie skazani. Oczywiście – gdyby się uprzeć, to któryś z nich mógłby jeszcze zawalczyć z niepokonanym Oleksandrem Usykiem, bo Ukrainiec jest jedynym zawodnikiem z czołówki wagi ciężkiej, który jeszcze nie przegrał ani z Joshuą, ani z Furym. Dla niego może być jednak za wcześnie, poza tym dobrze wiemy, na co wszyscy czekaliśmy.
Fury w rewanżu z Deontayem Wilderem potwierdził, że ich poprzedni remis był co najmniej kontrowersyjny i pokonał Amerykanina przez nokaut. Joshua z kolei rozprawił się ze swoim sensacyjnym pogromcą, Andym Ruizem i Kubratem Pulewem. Zrobił to na tyle przekonująco, że nie pozostało nic innego, jak tylko spotkać się gdzieś pośrodku i wynegocjować umowę, która doprowadzi do wyczekiwanej „Bitwy o Anglię”. To wydarzenie, które niezwykle emocjonuje cały świat boksu, a co dopiero samej Wielkiej Brytanii. Zainteresowaniem i popularnością starcie obu pięściarzy może wyrównać (albo i przebić) wagę piłkarskiego Euro lub igrzysk olimpijskich w Tokio.
Dodatkowo mamy niezwykle rzadką umowę, która sprawia, że jeszcze przed pierwszym pojedynkiem jesteśmy pewni rewanżu. Pierwsze starcie już tego lata, drugi – następnej zimy. Nawet jeśli pierwszy pojedynek skończy się szybkim nokautem (co raczej do prawdopodobnych rezultatów nie należy), to i tak przegrany tej walki będzie miał szansę do rewanżu. A bardzo dobrze wiemy, że i Joshua, i Fury, potrafią się bardzo dobrze zrewanżować za porażki lub niekorzystne decyzje.
Do tego cała historia wydaje się niemal filmowa. Z jednej strony klasyczny „Golden Boy”, czyli Joshua, obwołany wielkim brytyjskim talentem od najmłodszych lat, na którego w Wielkiej Brytanii chuchano i dmuchano w zasadzie całą jego karierę. Niezwykle owocna kariera amatorska, zakończona złotym medalem olimpijskim i to w Londynie, bo gdzie indziej. Mocno wejście w profesjonalny boks, seria imponujących nokautów, których nie przerwał nawet Władymir Kliczko. Grzeczny, ułożony, niestwarzający kontrowersji – na pewno jest gdzieś w odmętach Internetu jakaś historia o przeprowadzaniu staruszki na pasach.
I nie chodzi tu o wytknięcie grzeczności Joshuy – po prostu w całej swojej karierze był dla Brytyjczyków niemal ideałem. Tak o niego dbano, że aż do walki z Ruizem nie musiał wyjeżdżać poza swój kraj. Jego pierwsza porażka była jednocześnie pierwszą walką zagranicą (a konkretniej w USA), co sprawiło, że na jego nieskażonym wizerunku pojawiła się mała rysa. Odbił się jednak, jak na bohatera przystało, i ponownie jest wielkim, brytyjskim mistrzem.
Z drugiej strony „Król Cyganów”, Fury, kontrowersyjny jak tylko się da. Bez edukacji (przerwał ją w wieku 11 lat), z rodziny pełnej problemów z prawem, trenowany przez wspomnianą rodzinę, a nie grupę profesjonalnych trenerów, „niewyglądający jak mistrz”, którego największym sukcesem w karierze amatorskiej było mistrzostwo juniorów Unii Europejskiej, porównywalne w zawodowym boksie do paska do spodni. Nikt na niego nie stawiał, nikt na niego nie liczył, musiał przebijać się przez podrzędne walki, by ostatecznie pokonać w szokującym stylu wspomnianego Kliczkę, oddać pasy i zrobić sobie przerwę. Roztył się, walczył z depresją i wrócił, by znów wygrywać.
Żadnej porażki w dorobku, jeden remis, który według wielu powinien być zwycięstwem i teraz – „Bitwa o Anglię”, ze złotym chłopcem Wielkiej Brytanii, który w odróżnieniu od niego doceniany jest od zawsze. Fabuła rodem z "Rocky'ego". Dodatkowej motywacji nie trzeba – dorzucenie tytułu króla Anglii do „Króla Cyganów” będzie dla niego wystarczające.
A my doczekaliśmy się jednego z największych pojedynków w XXI wieku. Bitwa o Anglię, pojedynek gigantów, super walka – można to nazywać jak się chce, jednak wiemy na pewno, że będą ogromne grzmoty, na które tak długo czekaliśmy.