Putin, mafia i oligarchowie, czyli rosyjscy kierowcy w Formule 1

Zobacz również:Efekt domina w świecie F1. Vettel rozpoczął duże zmiany w zespołach
Nikita Mazepin
Fot. Dan Mullan/Getty Images

Haas pozbywa się kukułczego jaja, a nawet dwóch za jednym zamachem, mimo delikatnej woni hipokryzji. Nikita Mazepin nie pojedzie w tym sezonie w barwach amerykańskiej ekipy, a Uralkali nie zobaczymy na jej bolidach. Decyzja wydawała się łatwa, nawet mimo haniebnej furtki otwartej przez FIA. Kończy to pewną erę, którą dosłownie można było nazwać parytetem Rosjanina w stawce F1 w całej erze hybrydowej.

Na przestrzeni wszystkich lat w Formule 1 pojawiło się jedynie czterech kierowców z Rosji. Żaden z nich nie pokazał się z najlepszej strony, chociaż jeden wydawał się mieć papiery na niezłe ściganie. Trzech z nich łączyło jedno nazwisko i koneksje z Władimirem Putinem.

RAKIETA Z WYBORGA

Pierwszym w historii był Witalij Pietrow. Człowiek, który ze ścigania się Ładami doszedł do fotela w Renault obok Roberta Kubicy. O względy „Rakiety z Wyborga” zabiegały również Campos oraz Sauber. Finalnie stanęło na francuskiej ekipie, bo miała być najlepsza dla rozwoju Petrowa.

Pomimo zapewnień, że za jego plecami nie ma dużych rosyjskich sponsorów okazało się, że były tam ważniejsze rzeczy. Ojciec Aleksander znał Władimira Putina i to właśnie ówczesny premier Rosji spotkał się z Carlosem Ghosnem żeby dogadać kontrakt. Potem pojawiły się pieniądze Rostecu oraz Novateku, które bezpośrednio wspierały zespół oraz karierę Rosjanina. Dodatkowo mówiło się o koneksjach z jedną z rosyjskich mafii, która to również miała łączyć się z Putinem.

To ogólnie nie były udane trzy lata, a chociażby w 2010 roku Kubica pokazał Pietrowowi miejsce w szeregu. To, z czego najlepiej można zapamiętać jego pobyt w F1 to ten sam sezon i wyścig w Abu Zabi. Jego obrona przed Fernando Alonso przypieczętowała tytuł mistrza świata dla Sebastiana Vettela. Człowiek napompowany przez Putina do spółki z oligarchami.

TEN, KTÓRY MIAŁ PAPIERY

Drugi w kolejce był Danił Kwiat. Tutaj można było wprost mówić o talencie. Jego ojciec był wysoko postawionym człowiekiem w rosyjskich firmach energetycznych, ale to nie miało żadnego znaczenia. No, może poza łatwością w finansowaniu kariery gokartowej. Jednak Kwiat w gokartach był świetny. Do tego stopnia, że swoje oko zawiesił na nim juniorski program Red Bulla.

Zakontraktowanie młodego Rosjanina okazało się trafnym wyborem. Po mistrzostwie w GP3 przeniesiono Kwiata do Formuły 1, gdzie zadebiutował w Toro Rosso. Sezon 2014 skończył za swoim zespołowym kolegą Jeanem-Erikiem Vergnem, ale to nie przeszkodziło mu w awansowaniu do Red Bulla w miejsce pozostawione po Sebastianie Vettelu.

To była kolejna niezrozumiała decyzja w wyborze kierowców, ale częściowo się jednak obroniła, bo Danił wyprzedził w sezonie Daniela Ricciardo. Jednak agresywna jazda i czekający w blokach talent Maxa Verstappena w Toro Rosso zdegradowały Kwiata znowu do siostrzanej ekipy producenta energetyków, a reszta jest historią. Rosjanin nigdy nie osiągnął pełni swoich możliwości, ale nie pomógł mu w tym też zespół.

REZERWISTA

Trzecim był Siergiej Sirotkin, któremu śmiało można nadać pseudonim rezerwista. Rosyjski kierowca kręcił się na orbicie F1 od 2013 roku, ale dopiero w 2018 miał możliwość zadebiutowania w stawce, kiedy, mówiąc wprost, przelicytował Roberta Kubicę do miejsca w Williamsie.

O to, aby tak się stało zadbało SMP Racing. Zespół wyścigowy, którego celem jest znajdywanie rosyjskich talentów i pomoc w karierze. Założycielem jest Boris Rotenberg, który jest, a jakżeby inaczej, oligarchą oraz przyjacielem Władimira Putina. Mówiło się wtedy, że wsparcie finansowe, które pojawiło się na stole w Williamsie sięgało 20 milionów dolarów za sezon. Oczywiście Rotenberg utrzymywał, że fotel w zespole z Grove Siergiej dostał za swój nie przeciętny talent.

Kariera trwała rok, a sam Sirotkin zdawał się uwierzyć w te słowa, bo to on chciał odejść z Williamsa. Jednak wiara w zainteresowanie innej ekipy okazała się naiwna, a Rosjanin wrócił do swojej ulubionej roli rezerwowego.

JEŻDŻĄCA FLAGA

Nikita Mazepin to ostatni, przynajmniej na jakiś czas, kierowca z Rosji. Tutaj od początku nie było żadnych wątpliwości dlaczego wylądował w Haasie. Jego ojciec Dimitri to również człowiek mocno zaznajomiony z Putinem i znajdujący się w tym najbliższym kręgu oligarchów.

Właściciel giganta Uralchemu nigdy synowi pieniędzy na karierę nie szczędził, czy to w seriach juniorskich czy już w Formule 1. Przecież to właśnie on był głównym rywalem Lawrence’a Strolla do kupna Force India. Ciekawe co by się teraz działo, gdyby wtedy wybrano jego ofertę… Wracając. Nikita nigdy nie porywał. Typowy rosyjski kierowca w seriach juniorskich. Zbyt duża agresja, błędy i wypadki. Jednak Haas po fiasku Rich Energy i niechęci Gene’a Haasa do dokładania z własnej kieszeni potrzebował pieniędzy.

Mick Schumacher przyprowadził 1&1, a Mazepinowie weszli z wysokiego C. Suma musiała być konkretna, bo amerykański zespół zamienił się niemal w jeżdżącą flagę Rosji. Żeby było śmieszniej, działo się to w tym samym czasie, co ban na rosyjskich sportowców w mistrzostwach świata za doping. No, taki pół ban, bo startować mogli, ale bez swoich barw narodowcyh. Malowanie wywołało gigantyczny skandal, ale finalnie nie zostało zmienione. Wtedy się nie dało, mimo protestów, ale jak pokzały testy w Barcelonie, wszystko jest możliwe.

Bezapelacyjnie najgorszy kierowca sezonu 2021 zachował swój fotel, bo nie mogło być inaczej. Pieniądze wciąż były na stole, a perspektywy na lepsze opcje nie było. Dopiero wojna i sankcje były w stanie to zmienić. W Hiszpanii przez noc obdrapano motorhome i samochód z malowania oraz sponsora. Coś, co w zeszłym roku było wypierane przez Gunthera Steinera jako rosyjska flaga, nagle zaczęło parzyć. To był jasny sygnał, że pożegnanie nastąpi prędzej niż później. Zresztą, Mazepin dosłownie uciekający z padoku na elektrycznej hulajnodze mówił sporo.

Haas zrobił słuszną rzecz, podobnie jak Liberty Media. Właściciele Formuły 1 się nie patyczkowali i jasno powiedzieli, że w tym roku Grand Prix Rosji nie będzie. Kilka dni później ucięli spekulacje zupełnie rozwiązując kontrakt z promotorem tego wyścigu. I to by było na tyle jeżeli chodzi o słuszne decyzje w kontekście wojny na Ukrainie.

MIĘKKA FIA, BERNIE I OSTATNIE ROSYJSKIE POŁĄCZENIE

FIA niestety nie wykazała się podobnymi cojones i postanowiła pozwolić kierowcom z Rosji oraz Białorusi na starty pod neutralnymi flagami. To oczywiście wywołało skandal, podobnie jak decyzje FIS czy FIFA. Czy cokolwiek się w tej sprawie zmieni? Zostaje poczekać, czy presja przyniesie podobne efekty jak w innych federacjach. Bernie Ecclestone pojawi się tu z kronikarskiego obowiązku, bo starszy pan zdaje się znowu gadać żeby gadać i nie ma sensu go tutaj cytować. Ogólnie jego wypowiedzi przez lata dość jasno pokazują, że z Putinem są dobrymi kolegami i to w sumie załatwiło Grand Prix w Soczi.

Ostatnia kwestia to pozostający w Formule 1 sponsor z Rosji. Mowa oczywiście o Kasperskym, który to od dekady współpracuje z Ferrari. W Maranello linia obrony brzmi, że firma jest międzynarodowa i zarejestrowana w Londynie. Jednak siedziba jest tak naprawdę w Rosji, a właścicielem jest… Rosjanin. Zresztą sama firma w 2017 roku była podejrzewana o współprace z FSB pry wykradaniu danych dzięki ich oprogramowaniu.

Włosi niedługo też znajdą się pod presją. Pytanie czy ta cokolwiek zmieni w tej sytuacji. To już ostatnie miejsce łączące Rosję z F1, a co za tym idzie Liberty Media może zależeć na pozbyciu się problematycznego sponsora.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.
Komentarze 0