Świat sportu został sparaliżowany z powodu koronawirusa. Na świecie – z drobnymi wyjątkami – nie grają ligi piłkarskie, koszykarskie czy siatkarskie. Część z nich kończy sezony przedwcześnie, bo możliwość dokończenia rozgrywek przed startem kolejnych wydaje się niemożliwa. Nie wiadomo kiedy ruszą największe motosporty świata: Moto GP i Formuła 1. Natomiast, kiedy piłkarze czy koszykarze spędzają czas w domach, nie mamy możliwości oglądania ich w akcji. W przypadku wyścigów jest jednak inaczej.
tekst: Bartosz Budnik
Większość osób grających gdzieś na swojej drodze trafia na gry wyścigowe. Czy to lata temu na Micro Machines przez TOCE, Gran Turismo czy Forze, czy obecnie na Project Cars, Assetto Corsa czy WRC 8. Rynek jest pełen tytułów, część dla graczy casualowych, część nastawiona w stu procentach na realizm. Wielu po rozpoczęciu swojej przygody z jedną grą zaczyna chłonąć kolejne. Potem zaczynamy szukać czegoś więcej i pojawia się pomysł. Kierownica. Krok w stronę realizmu i swoisty most między światem realnym i wirtualnym.
POCZUĆ CORAZ WIĘCEJ
Żadna inna gra nie daje takiej możliwości immersji, jak wyścigi. Żadna. Daleko szukać zresztą nie trzeba. Jeden z dostępnych dla konsumentów symulatorów, czyli rFactor 2, jest wykorzystywany przez wiele ekip w ich symulatorach. Jest on w stanie w sposób bardzo dokładny obrazować jazdę samochodem. Od samej fizyki po zachowanie opon, a wszystko w pełni do zaprogramowania na swoje potrzeby. Bazują na tym ligi zrzeszające zapalonych simracerów, które tworzą cyfrowe kopie samochodów ścigających się na torach.
Kilka lat temu, w ramach obcinania kosztów oraz wyrównywania szans, w Formule 1 zaczęto skracać sesje testowe. To sprawiło, że teamy zaczęły inwestować w wirtualne rozwiązania, mogące pomóc w przeniesieniu danych z fabryki na tor. McLaren szedł w stronę tych rozwiązań najwcześniej, bo od 1998 roku. Obecnie wszystkie zespoły F1 pracują na symulatorach, a często mówi się o tym, że jakość tej maszynerii potrafi przełożyć się na całosezonowe osiągi. Oczywiście mówimy tu o wielomilionowych maszynach stojących w wielkich halach większych, które pozwalają na odczucia symulujące to, co dziać powinno się na torze. Zwykły śmiertelnik nie ma dostępu do tak zaawansowanej technologii, ale to ona napędziła zmianę w rynku.
Od kilku lat część z producentów zrywa zupełnie ze zręcznościowym stylem rozgrywki. Takie firmy jak KUNOS, iRacing czy Sector 3 Studios prześcigają się w innowacjach, które mają sprawić, że w trakcie wirtualnej rozgrywki będziemy najbliżej realizmu, jak to tylko możliwe. Zaczynając od tego, że obecnie większość torów jest skanowana laserowo, co pozwala na niemal identyczne przełożenie toru do gry. Poczujemy każdą nierówność, dziurę czy zmianę nawierzchni.
Część z developerów idzie w stronę dynamicznej zmiany pogody, gdzie na torze mogą tworzyć się kałuże, a tor cały czas ewoluuje. Fizyka opon weszła obecnie na inny poziom. Źle dogrzane opony trzymają zupełnie inaczej, niż te w odpowiednim oknie pracy. Tak samo zresztą jest z ich zniszczeniem. Zatankowane auta jadą zupełnie inaczej niż te na pustym baku. Takich niuansów są setki, a wszystko składa się na to, że my czujemy różnice.
POLACY NA WYSOKIM POZIOMIE
Zresztą po te tytuły sięgają coraz częściej zawodowcy. Największym i zarazem uznawanym za najlepszy symulatorem jest obecnie iRacing. Gra na rynku jest od 2008 roku i ciągle jest rozwijana. O jego jakości świadczyć może fakt, że obecnie jest on areną zmagań wirtualnej serii NASCAR, która w tym roku w puli nagród ma ponad 300,000 dolarów, a jej sponsorem tytularnym została Coca-Cola. Zresztą, zawodowi kierowcy również bardzo często próbują swoich sił. Daleko szukać nie musimy, bo na wirtualnych torach spotkać możemy Maxa Verstappena, Lando Norrisa, Alexandra Albona czy… Roberta Kubicę!
Dla kierowców granie może być zwykłym treningiem. Trzeba natomiast pamiętać, że w simracingu też mamy zawodowców. Profesjonalne zespoły zatrudniają najlepszych zawodników, którzy na wirtualnych torach ścigają się o prestiż i niemałe nagrody pieniężne oraz rzeczowe. Sponsorzy lokują się na ich streamach czy dostarczają im potrzebny sprzęt, aby mogli wejść na najwyższy poziom.
Ten sprzęt, który dla wielu kilka lat temu był szczytem marzeń i realistycznym uczuciem prowadzenia auta, obecnie uznawany jest za plastikową zabawkę. Technologie w świecie symulatorów poszły do przodu na tyle, że obecne bazy do kierownic z najwyższej półki są w stanie generować opór z siłą ponad 20 niutonometrów. To są siły, które można poczuć realnie ścigając się na torze. Dla porównania jedna z najpopularniejszych kierownic na rynku, Logitech G29, osiąga maksymalnie 2,5 niutonometra. Kierowcy zespołów eSportowych także trenują. Pięciogodzinne sesje treningowe, ćwiczenia kondycyjne czy w siłowni. Reżim podobny do tego, jaki czeka kierowców zawodowych. Warto wspomnieć także o tym, że wielu Polaków jeździ na bardzo wysokim poziomie. W ekipie Williams eSports mamy Kubę Brzezińskiego oraz Nikodema Wiśniewskiego, w Williams JIM eSports jest Patryk Gerber, Tomek Poradzisz jest w teamie Veloce oraz mamy całą polską ekipę liczącą się w światowej stawce, jaką jest TRITON Racing. Panowie ścigają się w absolutnym światowym topie. Kamil Pawłowski (na głównym zdjęciu), został pierwszym Polakiem w finałach World's Fastest Gamer.
Część z torów wirtualnych przenosi się do prawdziwych aut, a ich wyniki wcale nie odstają od tych, którzy karierę prowadzą od gokartów. Pierwszą taką opcją na dużą skalę była GT Academy, gdzie nagrodą w rywalizacji był test w teamie Nissana. Pierwsza edycja w 2008 roku zakończyła się zwycięstwem Lucasa Ordoneza, który okazał się tak dobry, że w 2009 roku był etatowym kierowcą japońskiej marki w GT4. W późniejszych latach dwa razy ukończył 24-godzinny wyścig Le Mans na podium w klasie LMP2 oraz wygrał w jednej z serii prestiżowego Blancpain GT.
Nie jest on odosobnionym przypadkiem, a nawet tendencja się odwraca. Najnowszą historią jest Igor Fraga. Brazylijczyk brał udział w eSportowej F1, następnie w 2018 roku wygrał FIA Gran Turismo Nations Cup oraz McLaren Shadow. W obecnym sezonie będzie się ścigać w Formule 3, a niedawno ogłoszono, że został częścią juniorskiego programu Red Bulla. Tutaj natomiast trzeba pamiętać, że Fraga poza simracingiem ścigał się w Brazylii w regionalnej Formule 3. Wirtualne zmagania pomogły mu osiągnąć większy sukces i rozgłos.
POPULARNE STREAMY
Ten ruch Red Bulla może sprawić, że więcej ekip zacznie rozglądać się za kandydatami do swoich programów właśnie w seriach eSportowych. Jest to też świetna alternatywa pod jeszcze jednym względem – pieniędzy. To, że motosport nie należy do tanich doskonale wiemy. Nawet zabawa na niskim, amatorskim poziomie potrafi pochłonąć dość szybko przeznaczone na ten cel oszczędności. Simracing ma ten plus, że możemy zacząć zabawę zdecydowanie mniejszym kosztem. Jasne, że bardziej profesjonalne sprzęty idą w dziesiątki tysięcy złotych, wielkie stanowiska na metalowych stelażach z wieloma monitorami. Natomiast nie są one wcale konieczne, żeby osiągnąć wysoki poziom. Nie można wykluczyć sytuacji, że za kilka lat tendencja zatrudniania simracerów przez ekipy będzie wzrostowa.
Wszystko to składa się na dobre wiadomości dla tych, którzy szukają wrażeń wyścigowych. Z pomocą w trudnych czasach przychodzą strony internetowe, teamy eSportowe czy sama Formuła 1. Od zeszłego tygodnia wystartowały już dwie serie wyścigowe, w których simracerzy ścierają się z gwiazdami królowej sportów motorowych oraz innych serii wyścigowych. Zmagania już oficjalnie zostały wydłużone na czas wszystkich anulowanych eventów w F1, więc dzięki temu na Twitchowych i YouTube’owych kanałach będziemy mogli obejrzeć po raz kolejny, jak Max Verstappen czy Lando Norris rywalizują z Kubą Brzezińskim i Nikodemem Wiśniewskim. Widząc popularność wirtualnych zmagań, jaką wygenerował stream Lando Norrisa w zeszłym tygodniu, którego oglądało ponad 70,000 widzów, Formuła 1 także poszła w tę stronę.
W niedzielę będziemy mogli obejrzeć oficjalny wyścig o Grand Prix Bahrajnu. Potwierdzono udział części obecnej stawki, a w wolne miejsca zasiądą kierowcy rezerwowi oraz goście specjalni. Na moment pisania artykułu wiemy, że Haas oraz Alpha Tauri nie wystawią swoich kierowców, a pierwszym potwierdzonym jest jedyny tegoroczny debiutant – Nicholas Latifi.
Dzięki rozwojowi gier, sprzętu oraz zmianie pokoleniowej możemy zbliżyć się bardziej niż kiedykolwiek do rzeczywistych wrażeń kierowców. Mało tego, jeżeli ktoś jest wystarczająco dobry, może będzie to dla niego biletem do ścigania się wraz z nimi. Cieszmy się, że simracing rozwinął się tak bardzo, ponieważ dzięki niemu w tych trudnych czasach dla całego świata mamy szansę zachować motosport na najwyższym poziomie.
