Ślepy zaułek Gianniego Infantino. Czy łysy z FIFA czuje jeszcze wstyd?

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Prezydent FIFA
Shaun Botterill/Getty Images

Na temat FIFA mówi się, że jest jak mityczna hydra — spróbuj odciąć jej głowę, a za chwilę wyrosną dwie kolejne. Przez lata największym złem był Sepp Blatter, ale jego następca Gianni Infantino jest dokładnie taki sam. Szwajcar tydzień po tym jak skompromitował się wypowiedzią o migrantach, nie pojawił się na kongresie MKOL w Pekinie.

Infantino zabrnął w ślepy zaułek. Tak bardzo ostatnio walczył o organizowanie mundialu co dwa lata, że stracił rozum, a potem godność. „Guardian” podaje, że jako członek ciała olimpijskiego powinien uczestniczyć w czwartkowym kongresie, ale dzień przed wydarzeniem odwołał wizytę i nie było to spowodowane Covidem. Kongres, korzystając z jego nieobecności, storpedował ideę by zmienić format mistrzostw świata. Wygląda na to, że coraz trudniej przepycha się tego potworka. Nie będzie miał łatwo sympatyczny działacz, który nikomu nie wadził, dopóki w UEFA skupiał się na losowaniu kulek.

Sprawa Infantino z każdym tygodniem robi się coraz bardziej niesmaczna. Prezydent FIFA najpierw kłamał, że nie zamieszkał w Katarze, a potem, gdy okazało się, że posłał tam dzieci do szkoły, wykręcał się, że to tylko dłuższe wakacje. Prawda jest taka, że Szwajcar od dłuższego czasu chodzi na pasku Katarczyków. Tydzień temu uderzył w wyjątkowo obrzydliwe tony, mówiąc, że mundial co dwa lata jest szansą dla tysięcy migrantów ginących na morzu. Mówił coś o humanitaryzmie i poprawie losu afrykańskich federacji. Innymi słowy wytarł sobie gębę biedotą, tak jak wcześniej zasłaniał się młodymi, mówiąc, że futbol musi się zmienić, bo nadchodzą nowe trendy.

Przykro to się wszystko obserwuje. Źle wygląda budowania medialnej narracji tak, by było to coraz bardziej zjadliwe, powszechne i pożądane. FIFA zatrudnia wielu byłych graczy jako ambasadorów i piewców pięknych idei. Nawet Arsene Wenger swoim autorytetem przekonuje, że mistrzostwa co cztery lata to już przeżytek. Oczywiście można przerzucać się na argumenty, ale gdy wychodzi na scenę Infantino od razu widać, że w oczach ma tylko szmal. Ciekawe jest to, że Infantino urodził się zaledwie 10 kilometrów od wsi Seppa Blattera. Dzisiaj niesie ten sam sztandar — tuli się do państw autorytarnych, proponuje mundial Saudyjczykom, a na temat Kataru opowiada, że stadionów nie budowali żadni niewolnicy i że ogólnie jest to kraina miodem i mlekiem płynąca.

To już podchodzi pod schorzenie. Zakrzywiać rzeczywistość do tego stopnia, by samemu w to wierzyć. Infantino równie dobrze za miesiąc może mówić o tym, że mundial co dwa lata rozwiąże problem głodu na świecie. Gdy trzy lata temu FIFA wydała dokument o wizji przyszłości piłki, były tam punkty jak federacja chce zmieniać świat na lepsze. Papier jednak swoje, a życie swoje. Zaraz potem Infantino poleciał obejrzeć mecz w Iranie — kraju, który jest zaprzeczeniem tych pięknych wizji, miejscem, gdzie kobiety od 40 lat nie mają wstępu na stadiony.

Gdy czyta się relacje z czwartkowego kongresu MKOl, widać jak bardzo prezydent Thomas Bach ironizuje z nieobecności Infantino. Tuż przed Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi spotkało się ponad 100 ważnych oficjeli, wielu z nich zdalnie, ale prezydent FIFA nawet w tej formie nie zaistniał. Na spotkaniu przedstawiciele afrykańskich federacji jasno powiedzieli „nie” szwajcarskim pomysłom, co pokazuje, że kończy się czas roztaczania papierowych wizji i dojenia biedniejszych. FIFA znakomicie to kiedyś wymyśliła: nigdy w mundial nie inwestowała, ale zarabiała najwięcej. To gospodarz zostawał z tzw. białymi słoniami, czyli stadionami, które zaraz po igrzyskach stały puste. Cyrk spakował się w miesiąc i poleciał dalej.

— Wstrzymajmy się z krytyką, skoro nie ma tu naszego szanownego kolei - powiedział Thomas Bach podczas kongresu. Infantino sprytnie odciął się od krytyki. Na razie zresztą ma na głowie Klubowe Mistrzostwa Świata, czyli sztuczny twór stworyonz, by korzystając z obecności kilku dużych marek wydoić trochę pieniędzy. Turniej startuje dzisiaj, tym razem choćby z mistrzem Tahiti, mającym w składzie mormońskiego misjonarza. Thomas Tuchel , którego Chelsea też bierze udział w tej szopce, chyba sam nie wierzy, co mówi, gdy opowiada o ekscytacji i wyjątkowości rozgrywek w Zjednoczonych Emiratach. To też nie przypadek, że piąty raz rzędu FIFA bawi się w Zatoce Perskiej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.