Szalony rok Ronaldinho. Jak pobyt w więzieniu zmienił największego wywrotowca futbolu

Zobacz również:O trzech takich, co spełnili marzenia. Polacy w zawodowych sekcjach Barcelony
Ronaldinho
Fot. Yang Huafeng/China News Service/VCG via Getty Images)

Jorge Valdano, były piłkarz i felietonista „El Pais” rok temu pisał: „Zostawcie go w spokoju. Jeśli ktoś taki idzie do więzienia, to zamknijcie od razu cały świat”. Ronaldinho, owszem, jest wywrotowcem, ale tylko wtedy, gdy ma przy sobie piłkę. On nie tylko nadal czaruje na boisku, po wyjściu z więzienia zdążył już nagrać teledysk, wyprodukować własny gin, zagrać w dziesiątkach reklam i wypuścić film dokumentalny. Innymi słowy: ten statek nigdy nie zatonie.

W pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że to jakaś powtórka sprzed piętnastu lat. Ronaldinho w środę znowu wybiegł na boisko w stroju Barcelony i znowu kręcił piruety. Najpierw zobaczył to Tel Awiw, a chwilę potem cały smartfonowy świat. Mecz legend Barcy i Realu trafił na czołówki właśnie dzięki akcjom Brazylijczyka. Lata lecą, a on nadal porusza serca i wywołuje uśmiech. W marcu skończył 41 lat, rok temu był na dnie, a teraz wraca. Ofert reklamowych ma tyle, że już cztery miesiące po wyjściu z więzienia był bogatszy o milion dolarów.

On sam nawet pewnie tego nie śledzi. W Brazylii, gdy koledzy z drużyny pytali, ile w życiu zarobił, odpowiadał: przestałem liczyć po 100 mln euro. Pieniądze nigdy się go nie trzymały. Gdy w 2015 roku dostał grzywnę 2,5 mln dolarów za budowę przystani rybackiej na rzece Guaiba w obszarze rezerwatu przyrody, sąd wszedł mu na konto i zobaczył mrok. Było tam jedynie 6 dolarów.

POCZTÓWKA Z PARAGWAJU

Ronaldinho przyzwyczaił, że wszystko, co wokół niego się dzieje to surrealizm. Karierę skończył sześć lat temu, ale gdyby wziąć pod uwagę poważne granie w Europie, to trzeba byłoby doliczyć kolejne sześć. Dawni koledzy mówią, że w pewnym momencie po prostu już mu nie zależało. Wygrał Ligę Mistrzów z Barceloną. Był mistrzem świata z Brazylią. Przeszedł do historii, bo przed nim niewielu piłkarzy dostąpiło statusu artysty.

Ronaldinho mówił o sobie, że jest jak Salvador Dali, widział więcej i wymyślał rzeczy, których inni nie wymyślą. Jak magiczny strzał w 1/8 finału Ligi Mistrzów w 2005 roku, gdy Barcelona grała z Chelsea na Stamford Bridge. To były kroki samby. Trzy sekundy jakby ktoś nagle włączył pauzę w DVD.

Obecnie w sieci jest już zwiastun filmu o Brazylijczyku pt. „Najszczęśliwszy człowiek na świecie”. Trudno znaleźć informacje o premierze, bo ta prawdopodobnie była wstrzymywana, zarówno przez pandemię, jak i więzienne zawirowania Ronaldinho. Sprawa jest powszechnie znana: facet podróżował do Paragwaju, bo miał tam reklamować jedno z kasyn. Wylegitymował się fałszywym paszportem, który dostał od organizatorów i wylądował za kratami. Momentami wyglądało to jak reality show. Brazylijczyk trafił do więzienia VIP z 32-calowym telewizorem i pizzą w porze lunchu. Strażnicy i więźniowie robili sobie z nim fotki, były wspólne grille i turniej piłkarski z główną nagrodą, czyli 16-kilogramowym świniakiem.

REKLAMOWE TORNADO

To była wiosna 2020, początek pandemii. Świat stanął w miejscu, futbol schował się do piwnicy, a Ronaldinho właśnie wtedy założył buty, zagrał kilka meczów i został królem strzelców. Początkowo nie chciał grać, namówił go dopiero Fernando Gonzaleza Karjallo, były prezes klubu Sportivo Luqueno, odsiadujący wyrok za pranie pieniędzy. To pokazuje, w jakim gronie Brazylijczyk odbywał odsiadkę. Byli tam byli biznesmeni, prawnicy oraz były wiceprezydent paragwajskiej federacji piłkarskiej. Areszt trwał miesiąc, potem po wpłaceniu kaucji 200 tysięcy dolarów udało się byłą gwiazdę przenieść na odsiadkę w domu. I znowu zapachniało komedią, Ronaldinho nie mógł wychodzić, ale mógł mieć odwiedziny. Dalej więc trwała balanga.

W sumie w stolicy Paragwaju spędził 171 dni. Nie mógł zobaczyć się z hospitalizowaną z powodu Covid-19 matką, 40. urodziny też musiał spędzić za kratami w gronie nowo poznanych osób. Jego marketingowcy bali się, że ta cała historia zamrozi go na rynku reklamowcym, ale żadna z tych obaw się nie potwierdziła. On nadal jest globalną marką, dalej roztacza magię w kilku pokoleniach. Jest fenomenem, bo nawet nawet dzieciaki, które urodziły się po jego karierze, zachwycają się nim, widząc go na Youtubie. Zaraz po wyjściu z więzienia został twarzą budowy nowego stadionu Atletico Mineiro. Następnie dostał honorowe obywatelstwo Belo Horizonte i nagrał teledysk z grupą Recayd Mob, co jest podobno dopiero początkiem jego muzycznej kariery.

KRÓL TRAPU

Ronaldinho w Brazylii nazywany jest dziś ojcem chrzestnym „trapu”, gatunku muzycznego, który łączy amerykański rap z brazylijskim funkiem. To eksponowanie dziewczyn, basenów i pieniędzy, suto zakrapianych imprez, czyli czegoś, co przez dekady stanowiło credo byłego asa Barcy. W rozmowie z „A Tribuna” opowiadał w styczniu, że w więzieniu pisał piosenki i właśnie w tym widzi swoją przyszłość.

W międzyczasie dalej chce być twarzą produktów: niedawno wypuścił gin R-ONE i napój „Vino de los Campeones”. Wystąpił w kampanii aplikacji podróżniczej Buser, ciągle ma aktualny kontrakt z bukmacherem Betcris, widać go też w świecie e-sportu albo w nowej platformie społecznościowej FMS.

Ludzie stojący za marką Ronaldinho monetyzują wszystko. Nie ma miesiąca, żeby nie podpisali jakiejś umowy. Zaproszenie Brazylijczyka na mecz pokazowy wyceniane jest podobno na pół miliona dolarów. Pod tym względem jest nieśmiertelny. Szalony rok trwa, a to pewnie dopiero początek.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.