Mistrzostwo świata Krzysztofa Głowackiego przyszło dla kibiców trochę niespodziewanie. W dodatku stosunkowo szybko sobie „poszło”, bo Polakiem z pasem WBO nacieszyliśmy się tylko dwie walki. Na szczęście „Główka” ma ten pseudonim nie tylko od nazwiska, ale też od mocnej psychiki. I teraz stanie przed szansą, byśmy ponownie zobaczyli go na szczycie.
Głowacki dla powszechnej opinii w Polsce został mistrzem nieco znikąd. Przez lata oglądaliśmy Andrzeja Gołotę w jego pogoni za pasem mistrzowskim oraz innych, jak Tomasz Adamek czy Krzysztof Włodarczyk, którzy te mistrzostwa zdobywali. Głowacki wygrał pas WBO nieco niespodziewanie, nokautując Marko Hucka. Sukces przyszedł po cichu, bo i takim typem człowieka jest sam Głowacki. Raczej nie mówiło się o nim jako o wielkim talencie polskiego boksu w czasach amatorskich.
Na zawodowe ringi też wchodził powoli, a robienie tego w czasach Adamka i „Diablo” (będących w tej samej wadze) jego rozgłosowi nie pomogło. On jednak tego nie potrzebował. Powoli budował rekord na polskich ringach, aż przyszła propozycja, by w Stanach Zjednoczonych zawalczyć o mistrzostwo z Niemcem. Udało się i następną walkę również stoczył za oceanem. Mówiliśmy o podobieństwach między nim a Adamkiem i Włodarczykiem? Cóż, w pierwszej obronie tytułu pokonał Steve’a Cunninghama, który z oboma panami walczył po dwa razy (z Adamkiem dwa razy przegrał, z Włodarczykiem przegrał, by się potem zrewanżować). Bardziej klasycznie się nie da, jeśli mówimy o polskich „cruiserach”.
Pokonanie Amerykanina było jednak jedyną wygraną „Główki” w obronie tytułu. Potem trafił na Oleksandra Usyka, a dobrze wiemy, jak mocny jest Ukrainiec. Zdobył pas mistrza świata w wadze junior ciężkiej, a potem poszedł kategorię wyżej. Dalej jest niepokonany i wygląda jak główny kandydat do walki z kimkolwiek, kto wyjdzie górą z pojedynku Joshua – Fury.
Głowacki podniósł się po porażce. Zaliczył serię pięciu zwycięstw, zanim doszło do niefortunnego pojedynku z Łotyszem Mairisem Briedisem. Porażka przez nokaut w trzeciej rundzie nie brzmi dobrze, jednak jej okoliczności są już co najmniej kontrowersyjne. Nielegalne uderzenie łokciem i pozwolenie Briedisowi na mocne ciosy po gongu nie wyglądały bowiem do końca sprawiedliwie.
Od tego momentu (a była to połowa 2019 roku) Polak nie walczył. Miał być rewanż z Briedisem lub pojedynek z Lawrencem Okoliem o mistrzostwo świata. Jednak wszystko się przedłużało. Przerwa, potem pandemia, potem Głowacki z koronawirusem, w międzyczasie konflikt z promotorem Andrzejem Wasilewskim – nic nie układało się pomyśli jednego z zaledwie czterech polskich mistrzów świata w boksie zawodowym. Ostatecznie wraca – po prawie dwóch latach. I to w jakim stylu – zawalczy o mistrzostwo świata WBO, a jego przeciwnikiem będzie wspomniany Okolie.
Brytyjczyk jest ciekawym zjawiskiem na zawodowej scenie boksu. Były olimpijczyk (w Rio pokonał Igora Jakubowskiego), który jest niepokonany odkąd został profesjonalistą – jednak w jego rekordzie próżno szukać wielkich nazwisk wagi junior ciężkiej. Walczył tylko w Wielkiej Brytanii (z Głowackim też będzie walczył tam) i był mistrzem Europy, a pozycję zawdzięcza m.in. serii nokautów, których w piętnastu walkach ma aż 12 – ostatni na Nikodemie Jeżewskim z grudnia 2020 roku. W walce z Głowackim zdaje się być faworytem, jest coraz mocniejszy, a Głowackiego od dawna nie widzieliśmy w ringu, jednak po stronie Polaka będziemy mieli przewagę doświadczenia.
Okolie to historia przemiany. Młodego, otyłego i wyśmiewanego chłopaka, który wziął się za siebie i w kilka lat, po zaledwie paru walkach w boksie amatorskim, wystąpił na igrzyskach. Rozwija się niemal idealnie, bijąc po kolei wszystkich, których mu się podsuwa. Ma to być kolejna, fantastyczna historia brytyjskiego boksera, od biedy do wielkiej sportowej sławy. Idealnie po walce, w kwietniu, wychodzi jego książka z opowieściami o zmianie swojego życia. Premiera dopasowana dokładnie pod premierę jego ewentualnej mistrzowskiej serii.
Znamy jednak jednego boksera z Wałcza, który do tej premiery nie zamierza dopuścić.