Pewien profesor powiedział na początku XXI wieku: „Futbol pokazuje, że nie każdy, kto urodził się w Szkocji chce być pokazywany jako Szkot, a może raczej nie wszyscy chcą być tymi samymi Szkotami”. Kiedy słynna na cały świat Tartan Army – olbrzymia grupa fanów reprezentacji Szkocji dała się bliżej poznać światu podczas Euro 1996, naukowcy zaczęli zbierać informacje na temat jej członków. Okazało się, że ci, którzy w telewizyjnym kadrze tworzyli barwny, kraciasty monolit, w rzeczywistości są mocno podzieleni.
W piątkowy wieczór Szkocja zmierzy się z Anglią. W głowie od razu odwijają się stare taśmy VHS, na których Paul Gascoige przerzuca piłkę nad bezradnym Colinem Hendry’m i strzela cudownego gola. Obaj piłkarze spotkają się po latach na ulicy i „Gazza” zapyta Hendry’ego: – Co ty tutaj robisz? Myślałem, że zostawiłem cię na Wembley!
NIEOFICJALNE MISTRZOSTWO ŚWIATA
Jednak przestrzegam przed ujmowaniem rywalizacji obu reprezentacji w ramy żartu. Byłoby to sporym nadużyciem, szczególnie w kontekście tego, że mówimy o dwóch krajach, które rozegrały pierwsze spotkanie międzypaństwowe, w 1872 roku. Starcie w Hamilton Crescent oglądało 4000 kibiców i skończyło się bezbramkowym remisem. Od tamtej pory – jak ładnie ujęli to kiedyś dziennikarze BBC – „mecze tych dwóch rywali ilustrują wszystko co najlepsze w piłce i zarazem to co najgorsze”.
Dużo więcej bramek padło w 1928 roku, kiedy to Anglicy byli nazywani „Czarodziejami z Wembley”, a ponieśli sromotną klęskę ze Szkotami, aż 1:5. Już wtedy jedni i drudzy uważali się za lepszych od Irlandczyków, czy Walijczyków, wszak nie umieli pokonać obu tych ekip, ale nie przeszkadzało im to zupełnie nazwać rozgrywki pomiędzy sobą starciem o Mistrzostwo Wielkiej Brytanii.
Anglia wzięła srogi rewanż, kiedy rozbiła Szkocję 9:3 w 1961 roku. Pechowcem między słupkami był Frank Haffey i chociaż angielscy zawodnicy uważali, że nie ponosił on winy za tracone bramki, to właśnie wtedy utarł się stereotyp kiepskiego bramkarza-Szkota.
Wkrótce Anglia miała zostać mistrzem świata, choć i z tytułem z 1966 roku wiąże się ciekawa historia w kontekście rywalizacji obu drużyn. Rok po tym wyczynie Anglia mierzyła się ze Szkocją i przegrała 2:3. Było to dużą niespodzianką, wszak Synowie Albionu mieli wtedy serię 19 spotkań bez porażki.
To był niesamowicie zacięty mecz, a dzieło zwieńczyła żonglerka Jima Baxtera, który w ten sposób próbował przytrzymać piłkę, by nie dopadli jej Anglicy, w samej końcówce. Po zwycięstwie kibice uznali zgodnie, że skoro ich drużyna pokonała zdobywców Pucharu Świata, to właśnie Szkocja jest od tej pory nieoficjalnym mistrzem.
Z Anglikami i Szkotami nigdy nie było nudy. Rok 1977 to wygrana Szkocji 2:1 i inwazja fanów na murawę, gdzie rozebrano na części pierwsze bramki, a w efekcie tamtej porażki angielski menedżer Don Revie stracił posadę.
W 1996 roku UEFA – według mediów – miała dopilnować, by na Euro w Anglii obie ekipy nie trafiły do tej samej grupy, ale coś słabo przypilnowała, bo ostatecznie zagrali przeciwko sobie i gospodarze zwyciężyli 2:0, właśnie wtedy cudownego gola strzelił Gascoigne.
Atmosfera była tak gorąca, że ktoś nawet rzucił hasło, by ponownie oba kraje mierzyły się regularnie, jednak ostatecznie pomysł porzucono.
W playoffach do Euro 2000 lepsi byli Anglicy. To nikogo nie zaskoczyło, bo zazwyczaj byli lepsi. Próba wyjścia z cienia znanego rywala to tak naprawdę próba przesunięcia ściany. Bo choć Szkoci mają kilku ciekawych piłkarzy, to już pierwszy mecz Euro 2020 pokazał, że nei mają mocnej drużyny.
PUSTY PARK
Kiedy odpadali w 1998 roku z MŚ we Francji, ich były trener, Tommy Docherty, podsumował gorzko: – Będą w domu zanim dotrą tam pocztówki.
Alan Hansen, niegdyś występujący w reprezentacji Szkocji w roli obrońcy, ubolewał już przed laty nad stanem szkockiego futbolu, przywołując złote czasy, w których każdy szanujący się klub w Anglii miał w swoich szeregach dwóch, trzech jego rodaków.
– Teraz jest inaczej, ale nie dziwi mnie to – kiedy jadę do domu, w parku, w którym grałem jako dziecko w piłkę na bramki zrobione z kurtek, nikogo nie ma – stwierdził.
Bill Shankly, znakomicie wszystkim znany Szkot, były menedżer Liverpoolu, nigdy nie potrafił zrozumieć, że mimo pokoleń świetnych graczy, kadra niczego nie osiągnęła. Gdy Szkocja odpadła z mundialu w 1978 roku, powiedział: – To kryminał, że taka reprezentacja niczego nie potrafiła przez lata osiągnąć.
Kibice też nie potrafili tego zrozumieć i czasem musieli znosić zniewagi, takie jak ta z ust prezesa łotewskiej federacji. Gdy obie reprezentacje zmierzyły się w 1996 roku, napisał on w programie meczowym zdanie-sztylet w serca. „Szkockie pragnienie, by cierpieć zostało wręcz wyssane z mlekiem matki”.
TRAVEL CLUB
Kiedy ważnych meczów nie umie wygrywać reprezentacja, to są ją w stanie rozsławić tylko kibice. Grupa Tartan Army, jak powszechnie nazywa się fanów szkockiej kadry, zasłynęła w 1998 roku. Docherty miał rację – piłkarze dotarli do domów przed pocztówkami, ale kibice wracali z podniesionymi głowami. Za to jak się zachowywali i jak prowadzili doping zostali wyróżnieni podczas francuskiego turnieju. Chodziło nie tylko o atmosferę święta, którą tworzyli na stadionach, ale też np. działalność charytatywną propagowaną i wspieraną przez Tartan Army. Przy tym wzorowym zachowaniu jedynie gwizdy na hymn „God Save The Queen” mogły się jawić jako coś złego, ale od tego akurat Szkoci nie potrafili się powstrzymać.
Szkocka krata to ich znak rozpoznawczy, oczywista sprawa. Chęć zmiany wizerunku była ich siłą napędową. Po mrocznych latach chuliganów, które kładły cień również na futbol w Szkocji, aresztowaniach na Wembley w latach 70., pijaństwie, aktach wandalizmu, wreszcie powstał The Scotland Travel Club.
Jego członkowie, jak sama nazwa wskazuje, mieli podróżować za reprezentacją, ale bez dotychczasowych ekscesów. Innymi słowy – mieli rozsławiać imię Szkocji, zamiast je niszczyć. Jakimś cudem zadziałało. Wyzwiska zamieniono na kulturalne śpiewy, nikt nie odstawił piwa, ale zmniejszono ilośc jego spożycia. Kluczem było też przyjazne nastawienie do innych nacji. Wizerunek szkockiego, sympatycznego kibica w ludowym stroju zaczął się utrwalać w całej Europie. Już podczas ME w 1992, w których na boiskach triumfowała Dania, na trybunach wygrywali szkoccy fani.
Zdarzały się gorsze momenty, choćby przed wspomnianymi meczami paly-off z Anglią do Euro 2000, ale nawet wtedy policja jasno zaznaczyła, że incydenty, po których aresztowano niektórych fanów nie osiągnęły skali typowego piątku w Glasgow bez meczu piłkarskiego.
Cytowany na samym początku profesor nazywa się Joseph Bradley. Jego badania nad struktura Tartan Army dowiodły, że w środku istnieje sporo podziałów. Wynikają one głownie z uwarunkowań geograficznych czy religijnych. Już w latach 90. dowiedziono, że tacy fani Rangersów, zazwyczaj Protestanci, to zaledwie 20 procent TA. Większość kibiców tworzących grupę to wyborcy Szkockiej Partii Narodowej. Katlików żyjących w zachodniej Szkocji praktycznie tam nie ma.
– Nasze badania dowiodły – podkreślał Dr Bradley – że nie ma w zasadzie jednej definicji Szkota, ani definicji tego jak powinien to okazywać.
Niektórzy traktują podróżowanie za drużyną narodową jak przyjemne z pożytecznym, zwiedzając świat i oglądając mecze. Tyczy się to w zasadzie każdej reprezentacji, choć są nacje, gdzie patriotyzm jest najważniejsza sprawą, a jednolitość grupy dużo większa, mocniejsza.
Nie trzeba natomiast przeprowadzać żadnych badań, by wiedzieć, że w piątkowy wieczór na Wembley będzie bardzo gorąco. Najlepiej ujął to kiedyś Bill Shankly: – Gra dla Szkocji jest wspaniałą sprawą. Patrzysz na granatową koszulkę i krzyczysz: „Dawać nam tutaj tych angielskich drani!“.
