Ludzie mdleją i uciekają z kin, ale hajs się zgadza. „Terrifier 2” to dobry film czy marketingowa wydmuszka?

terrifier 2.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Podobno to najbrutalniejszy horror świata. Widzowie tracą przytomność, rzygają, wymagają pomocy medycznej. Ile w tym prawdy, a ile marketingu? Nie wiadomo. Pamiętamy, że na Blair Witch Project też niby mdleli, a potem okazało się, że to promocyjna ściema.

Za to w Blair Witch Project nikt nikogo nie skalpował. A tu owszem.

W obecności klowna

Zaczęło się od krótkiego metrażu The Ninth Circle. Jego reżyser, Damien Leone, wyprosił od matki pieniądze na realizację, rzucając przy okazji szkołę; chciał poświęcić się robieniu filmów. I choć w krótkometrażówce pojawiło się wiele potwornych postaci, to, jak po latach wspomina Leone, większość widzów domagała się więcej klauna Arta.

Dlatego jego kolejny krótki metraż o nazwie Terrifier był już poświęcony tylko klaunowi. Damien Leone znów wsłuchał się w głosy odbiorców, którzy zachwyceni postacią Arta zaczęli prosić o pełnometrażowy film z jego udziałem. I tak Art pojawił się najpierw w nowelowym horrorze All Hallow's Eve, a potem w obu częściach Terrifiera. Czemu ludzie tak go polubili? Cóż, chyba dlatego, że po prostu zapadła im w pamięć jego twarz. Słyszałem, że na platformach streamingowych ludzie wybierali „Terrifiera”, bo zaintrygowało ich samo zdjęcie Arta – opowiadał reżyser w rozmowie z serwisem Screenrant.

terrifier 2 1.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Ale pierwsza część uchodziła mimo wszystko za kolejny slasher. Mocny – ale kolejny z wielu. To zmieniło się przy dwójce, która na świecie jest pokazywana od kilku miesięcy, a do polskich kin trafi 23 grudnia, co zresztą jest czytelnym przymrużeniem oka ze strony dystrybutorów. Niby małe szanse na frekwencyjny sukces, bo nie dość, że Avatar, to jeszcze okres świąteczny, ale z drugiej strony kiedy wrzucać film z podtytułem Masakra w Święta, jeśli nie teraz? Nawet jeśli na ekranie te święta to Halloween. Art znów pojawia się w miasteczku i zagina parol na pewne rodzeństwo. Ale ich bliscy i znajomi też nie mogą czuć się bezpiecznie. Ot i cała historia – prosta, ale to slasher, a nie Christopher Nolan.

Nie będę oryginalny jeśli powiem, że ten cały szał jest typowo marketingowy – uważa krytyk filmowy Bartosz Czartoryski, który już widział drugiego Terrifiera. Zresztą podobnie było przy pierwszej części ze względu na sporą dawkę brutalności, rzadko spotykaną nawet w świecie undergroundowych horrorów. Ale ten film był marny, kiepsko zagrany. Dwójka nie jest wybitna, za to jak na niszowy horror całkiem niezła. Paradoksalnie najsłabsze są tu sceny gore, a najlepszy – klimat mrocznej, pokręconej baśni, fantastyki. Te dwa światy – fantastyka i horror – zderzają się w finale.

Film, który boli

Nie będziemy spoilować tego, co Art wyrabia w części drugiej, skoro i tak wszystko znajdziecie na Reddicie. Uwierzcie – w filmie dzieją się naprawdę przerażające rzeczy. Momentami nawet bliższe nowej fali francuskiego horroru (niesławne Martyrs i Frontieres) niż klasycznym slasherom. Szczególnie głośno komentowana jest tzw. scena w sypialni, która wystawiła na ciężką próbę nawet najbardziej wprawionych w slasherach. W tym zresztą tkwi promocyjny potencjał Terrifier 2. Nie zyskał ponurej sławy przez jump scare'y czy suspens, ale dzięki temu, że ma sceny, których oglądanie autentycznie boli. To film cielesny, w którym sceny zabójstw i okaleczeń są ściśle powiązane z ludzką anatomią, dlatego widz może tylko próbować wyobrazić sobie skalę cierpienia, jakie zadano ofiarom. Co oczywiście wzbudza sprzeciw wśród niektórych widzów, pytających: dlaczego pokazuje się tak straszne rzeczy?

I pomyśleć, że w początkowo w scenariuszu znalazła się scena, która była zbyt okrutna nawet dla Damiena Leone. Chodziło nie tylko o odcięcie czyjegoś penisa, ale też... pomysł na to, co potem z nim zrobić. Dobra, nie ciągnijmy tego dalej.

Myślę, że sukces postaci Arta powiązany jest z tym, co gatunkowe tygryski lubią najbardziej – podkreśla krytyczka filmowa Diana Dąbrowska. Sekwencje makabry są bardzo długie, ale i pomysłowe, można je odebrać wręcz jak małe filmy w filmie. Widać, że Damien Leone mocno siedzi w efektach specjalnych, świetnie czuje się w trash-kampie, nawet pomimo niewielkiego budżetu (zaledwie 250 tysięcy dolarów – przyp. red.). A sam Art the Clown ma szansę tym swoim upiorno-ironicznym prymitywizmem (on nie mówi nic przez cały film) stać się kultową halloweenową maską.

W rolę klowna wcielił się mało znany, 43-letni David Howard Thornton. Przyszedł na przesłuchanie z ulicy, zwabiony ogłoszeniem Leone, który poszukiwał wysokiego, szczupłego aktora, mającego doświadczenie w odgrywaniu klaunów. Wszystko pasowało do Thorntona. I choć jego Art nie mówi, to podczas castingu musiał wykonać szereg stricte aktorskich czynności, na przykład udawać, że kogoś dekapituje. Nigdy nie pozwolimy mu mówić. To po prostu zabiłoby tajemniczość tego, kim jest. Tak jak poznanie prawdziwego imienia Jokera. Nie chcesz słyszeć, jak brzmią Michael Myers i Jason Vorhees, kiedy rozmawiają, prawda? – żartował w rozmowie ze Screenrant.

Nie pozbędziemy się Arta tak szybko

Na ten moment Terrifier 2 zarobił około 15 milionów dolarów, powstaje też gra wideo o tej samej nazwie, a Damien Leone deklaruje, że w planach jest część trzecia... aczkolwiek nie chce robić z serii ciągnącej się w nieskończoność franczyzy. Jego horror, choć szokujący i polaryzujący widownię, spotkał się z uznaniem wielkich nazwisk gatunku; pochwalił go Stephen King, pochwalił Mike Flanagan.

Terrifier 2 to zwycięstwo czystej, gatunkowej zabawy, która niczego nie udaje, nie wymądrza się, ale zostawia widzowi pole do śledzenia konstruktu fabularnego. Przecież w drugiej części rodzeństwo jest ścigane przez Arta z jakichś przyczyn – dodaje Dąbrowska.

terrifier 2 2.jpg
fot. archiwum dystrybutora

Wes Craven, ikona kina grozy (to on odpowiadał za serię Krzyk) powiedział kiedyś, że pierwszym potworem, którego każdy horror musi pokonać, jest wystraszona publika. Tu się udaje, bo ludzie odwracają głowy od ekranu. Pytanie tylko, czy takie stężenie makabry zadomowi się na dobre w mainstreamie? Cały czas mówimy o filmie niszowym.

Jedynka była dla ludzi oswojonych z gatunkiem. Ale już dwójka wchodzi do kinowej dystrybucji, wykroczyła poza granicę poczty pantoflowej. Czy warto ją docenić? To już zależy od widza. Bo nie jest to kino dla mas, pomimo szerokiej dystrybucji. Jeśli ktoś chce wybrać się na świąteczny horror to może się bardzo zdziwić. Nie wiem, czy wszyscy wytrzymają do końca seansu – komentuje Czartoryski.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0