THROWBACK #22. Mikrocykl – balanga. Wizyta na wykładzie Janusza Wójcika

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
FOT. WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Mam przepastne archiwum i nie zawaham się go użyć. W kilku segregatorach leżą teksty, jakie napisałem przez ponad 15 lat pracy w zawodzie dziennikarza. Setki rozmów i dziesiątki delegacji – to się nie może zmarnować. W każdą niedzielę jedna z takich historii na newonce.sport. Tym razem o wizycie na warszawskiej AWF, gdzie w 2004 roku wziąłem udział w wykładzie Janusza Wójcika. Ś.p. już selekcjoner reprezentacji dał wtedy niezłe show.

Pojechałem nauczyć się czegoś o taktyce, tymczasem okazało się, że to był stand up byłego selekcjonera. Obecni w sali trenerzy niczego się nie nauczyli, ale przynajmniej wszyscy się pośmialiśmy. Nikomu to nie przeszkadzało, tak właśnie wyglądał futbol w Polsce dwie dekady temu. Domyślam się, że podtytuł „Janusz Wójcik wyszkolił kolejne pokolenie trenerów” do tekstu „Wujek dobra rada”, za który dostałem zresztą później premię w wysokości 500 złotych, był czystą ironią. Dziś czytam ten tekst ze zdumieniem. To naprawdę niewiarygodne, że w szkole trenerów można było wygadywać takie bzdury i w zasadzie nikt się tym, nie przejął.

Na wykładzie zameldowali się wówczas m.in. obiecujący szkoleniowiec młodego pokolenia Czesław Michniewicz, ale także Franciszek Smuda, Dariusz Dziekanowski czy Krzysztof Gawara.

– Pamiętajcie panowie. Niech fizjolog zajmuje się drużyną! Niech tak misio też zarabia pieniądze. A trener niech się skupi na praktyce. Ja na olimpiadzie miałem całą taką ekipę, ale nie wiedziałem , o czym ci ludzie mówią, tak mądrze prawili. W Anorthosisie miałem jednego takiego fizjologa, Greka. Bardzo dobry, nie jakiś ogórek, teraz pracuje w Panathinaikosie. Za głęboko wchodził w sprawy taktyczne. No to go zwolniłem – uśmiechał się Wujo.

Aktywny na wykładzie był Franz Smuda. Kiedy Janusz Wójcik powiedział, że „można sobie przerysować wykresy”, Smuda rzucił: „Można też skserować!”.

– Franio, ty to masz zawsze świetne pomysły – rzekł Wójcik znad okularów.

– Oooo, to chyba jest mikrocykl-balanga – szydził Smuda, widząc... puste tabelki.

– Tak, tak, ale nie to jest przedmiotem wykładu, Franiu. – To jest tak zwany syndrom balu austriackiego.

Siedziałem tam, 27-letni chłopak, w zasadzie na początku drogi dziennikarskiej, nie wierząc, że mówią do mnie selekcjonerzy, poważni szkoleniowcy. – Panowie, w dzisiejszym futbolu „na nosa” to można powąchać, jak pachnie kobieta („Wujo” dodał „w przewężeniu”, co wypadło ostatecznie z tekstu, ktoś w redakcji uznał chyba za zbyt ordynarne).

Nie muszę dodawać, że po publikacji tekstu trener Wójcik szukał na mnie namiarów, chcąc wsadzić mi lokówkę w wiadome miejsce, ostatecznie jakoś uniknąłem kary.

Idealnie podsumował to wówczas Czesław Michniewicz, pełniący funkcję trenera Lecha Poznań. On akurat naprawdę chciał się czegoś nauczyć. Już jako początkujący treszkoleniowiec chłonął nowinki taktyczne, pamiętam jak kiedyś, podczas zgrupowania w Turcji, pokazywał mi w swoim laptopie ciekawe programy do ustawiania taktyki czy analiz rywala. Tak się składa, że na abstrakcyjnym wykładzie Wójcika Czesio siedział obok mnie. Kiedy były selekcjoner rzucił w kierunku sali, czy są jakieś pytania, nikt nie podniósł ręki.

– Może to i lepiej, jeszcze ktoś by coś stąd wyniósł – powiedział do mnie Michniewicz, co niepotrzebnie napisałem w tekście, grzech młodości – brak wyczucia.

– Nie chciałem wam tutaj pisać gotowca, bo niektórym mogłoby to pomóc, niektórym zaszkodzić – powiedział Janusz Wójcik, co było chyba najśmieszniejszym zdaniem spośród wszystkich śmiesznych zdań wypowiedzianych tamtego popołudnia. Zaryzykuję niewiele, stwierdzając, że nikomu to w niczym nie pomogło.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.