Wszystko się tam zgadza – świetne beaty, mnóstwo nawiązań i follow-upów, bezbłędna nawijka i niepowtarzalny feeling.
Bijemy się w pierś. W naszym zestawieniu dziesięciu zagranicznych albumów pierwszej połowy 2019 roku, których najczęściej słuchaliśmy nie znalazła się Diaspora. Trochę dlatego, że wyszedł cztery dni przed tym, jak ten tekst pisaliśmy, więc nie mogliśmy się z nim dostatecznie osłuchać. Ale też dlatego, że za pierwszym razem nie zachwycił nas do tego stopnia. Każdy kolejny odsłuch dostarczał nam nowych wrażeń i świeżych spostrzeżeń, a teraz jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić: GoldLink jest przekotem.
W singlu zapowiadającym drugi album długogrający GoldLinka, Zulu Screams, zakochaliśmy się praktycznie od razu. I tak naprawdę jest odzwierciedleniem tego, jak wygląda cały krążek. Tak agresywne intro, jakim są okrzyki wojenne Zulu, nie zwiastowało chillowego i przyjemnego kawałka. Etniczne wpływy czarnej muzyki, przewijające się przez całe wydawnictwo, nadają mu wyjątkowego charakteru rodem z Czarnego Lądu. Wydawnictwa tak napchanego odniesieniami i inspiracjami kultury afrykańskiej i afroamerykańskiej nie słyszeliśmy już dawno. Choć nadal czekamy na Yandhi, które Kanye nagrywał w Ugandzie – tego GoldLink może nie przebić.
Tym, co jeszcze działa na korzyść Diaspory jest jej przystępność przy jednoczesnej niebanalności. Spróbujcie posłuchać Joke Ting, More, U Say albo Yard - wchodzą w głowę od razu. Niemal popowe, taneczne numery, zostały nagrane z finezją, to nie jest płąska muzyczka na playlisty. A flow GoldLinka to kojąca barwa, która doskonale komponuje się z ciepłym, miłym klimatem całości.
GoldLinkowi z Diasporą udało się połączyć pop, rap, reggaeton i muzykę etno z zębem, przynależnym kaźdemu z tych gatunków. Zazwyczaj takie wydawnictwa próbują zaproponować słuchaczowi brzmieniową neutralność – tak, by móc dotrzeć i spodobać się jak największej liczbie ludzi. Przez to całokształt często brzmi jak spłaszczona fuzja hip-hopu z aktualnymi na dany czas trendami. Z Diasporą jest inaczej – GoldLink zdołał połączyć afrykańskie korzenie gatunku z ich wszelkimi odnogami w sposób, który jest zupełnie nieprzypałowy.
A jeśli chcecie poczytać więcej o wpływach Afryki na współczesną muzykę hip-hopową - sięgnijcie po piąty numer newonce.paper, bo tam jest o tym całkiem sporo.