Kiedy Pep Guardiola i Ilkay Gundogan odbierali statuetki dla najlepszego menedżera i piłkarza stycznia w Premier League, w obozie ich sobotnich rywali, Tottenhamu, Gareth Bale wywołał zamęt. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że powrót Walijczyka do północnego Londynu okazał się nieudaną próba teleportowania się w czasie.
Dwie nagrody dla ludzi związanych z Manchesterem City nie są zaskoczeniem. Gundogan grał w styczniu tak, jakby wpisał jakieś kody. To było najlepsze wydanie byłego pomocnika Borussii Dortmund, który strzelił pięć goli w sześciu meczach, a przecież dorobek mógł być jeszcze bardziej okazały, gdyby wykorzystał rzut karny przeciwko Liverpoolowi. The Citizens zwyciężyli we wszystkich sześciu spotkaniach i są na dobrej drodze do tytułu mistrzowskiego. Dla Guardioli była to ósma taka statuetka, ale Katalończyk nie może zaprzątać teraz myśli drobiazgami – przed nim realizacja celu numer jeden: odzyskania tronu w Anglii.
Dla rywali, w tym również najbliższych, z Londynu, Gundogan nie ma dobrych wieści. Niemiec przyznał, że czuje teraz podczas meczów to samo, czego doświadczał w trakcie niesamowitego sezonu, w którym City było lepsze od Liverpoolu, wyprzedzając na koniec The Reds o punkt, albo wtedy, gdy wygrywał wszystko w barwach BVB. – Czujesz się niepokonany, tak jesteś mocny. To był właśnie taki miesiąc – przyznał.
To co The Citizens wypracowali w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni, ma być psychologicznym fundamentem na resztę rozgrywek. Zespół był na piątym miejscu w Premier League w Boxing Day, ale dzisiaj nie ogląda się już za plecy. Po co miałby to robić, skoro w styczniu do sześciu ligowych wygranych dorzucił trzy w pucharach? Od kiedy istnieje Football League, czyli od 1888 roku, żadnej drużynie nie udało się wygrać tylu spotkań na przestrzeni jednego miesiąca.
Cieszę się szczęściem Gundogana i nie chodzi mi o to, że ładnie punktował w mojej drużynie w Fantasy Premier League, ale o jego losy w ostatnich latach. To piękna puenta do złych czasów, gdy zmagał się z paskudnym urazem więzadeł krzyżowych w kolanie i blisko rok pauzował. Reporter „New York Timesa” spędził z nim wówczas mnóstwo czasu, kreśląc poruszający portret sportowca-outsidera, z zazdrością patrzącego na kumpli cieszących się treningami i meczami.
Dziś po bólu nie ma śladu. Gundogan gra najlepszy sezon w karierze, wpakował już 11 bramek na wszystkich frontach, w rozgrywkach Premier League jest najskuteczniejszym piłkarzem MC i w dużej mierze odpowiedzią na pytanie: dlaczego zespół Guardioli tak świetnie radzi sobie bez Sergio Aguero? Mało tego – od początku grudnia pomocnik jest najlepszym snajperem w całej lidze! Zdobył w tym okresie o trzy bramki więcej niż cała drużyna Fulham.
Wynika to oczywiście z tego, że gra wyżej, blisko pola karnego rywali. Teraz czas uczcić swój występ numer 400. w karierze klubowej dobrym meczem przeciwko Tottenhamowi. Dla 42-krotnego reprezentanta Niemiec styczniowa statuetka jest o tyle ważna, że przecież – to żadna naciągana teoria – od niego Guardiola zaczął budowę potęgi na Etihad Stadium. W 2016 roku Gundogan przychodził do niebieskiej części Manchesteru za 21 milionów funtów i był to pierwszy transfer obecnego menedżera klubu.
Jak świetny Gundogan gra sezon, niech świadczy fakt, że w Borussii, której był bardzo ważną częścią układanki Juergena Kloppa, w 105 meczach strzelił 10 goli. Z obecnym menedżerem Liverpoolu sięgał tam po dublet w 2011 roku – zdobyli mistrzostwo i Puchar Niemiec. Patrząc na formę swojego byłego zawodnika w meczu na Anfield, Klopp mógł się cieszyć, że losy Ilkaya tak się ułożyły, gdyby nie fakt, że tamtego dnia okazał się katem jego zespołu.
Gundogan celuje z City w siódme trofeum. Na krajowym podwórku wygrał już wszystko, do kompletu brakuje oczywiście Ligi Mistrzów. Na CV Gundogana z zazdrością mogą spoglądać kibice Tottenhamu, którzy coraz częściej dochodzą do wniosku, że chwilowy błysk złota, jakie pokazał im Jose Mourinho, były fragmentem mocno zardzewiałej w kolejnych tygodniach całości. I marne to pocieszenie, że dwa ostatnie starcia z City akurat Spurs wygrali.
Mourinho ma problem ze stylem, z punktowaniem, ale przede wszystkim z Bale’em. Nie jest tajemnicą, że relacja panów mrozi jak pogoda za oknem. Walijczyk postanowił ochłodzić ją jeszcze bardziej. Kiedy drużyna pojechała na mecz pucharowy z Evertonem, Bale został w klubie. Powiedział, że ma problemy zdrowotne. Nie przeszkodziło mu to wrzucić zdjęcia na Instargram, które podpisał: „Dobry trening dzisiaj”. Zdaniem Portugalczyka – niekoniecznie dobry. Angielscy dziennikarze podkreślają, że Mourinho starał się nie wzniecać pożaru i nie komentował publicznie spraw związanych z dyspozycją wypożyczonego do Tottenhamu piłkarza. Ale teraz nie wytrzymał.
Oskarżył piłkarza, że ten nie napisał prawdy, ponieważ trening nie mógł być dobry. A sam Bale miał w ten sposób zasugerować, że był gotowy na FA Cup, tymczasem w klubie twierdzą coś zupełnie innego. Na Tottenham Hotspur Stadium jest mocne ciśnienie na trofeum, tymczasem Puchar Anglii po porażce z Evertonem odszedł w zapomnienie, mistrzostwo jest już dziś nierealne, zostaje Liga Europy, ewentualnie Puchar Ligi. W finale tych rozgrywek Spurs zmierzą się Manchesterem City. Problemy z Bale’em nie są nikomu potrzebne. Ale wątpliwe, by nagle zniknęły.
Zawodnik Realu Madryt ma wielką tygodniówkę, a zagrał w tym sezonie tylko w dwóch meczach Premier League w podstawowej jedenastce. Mourinho wyraźnie daje do zrozumienia, że ten ruch to był niewypał i już nie liczy na Bale’a. Menedżerowi puszczają nerwy. Do Alison Bender na pytanie po meczu z Chelsea, dlaczego nie wpuścił piłkarza na boisko, odparł: – Dobre pytanie, ale nie sądzę, że zasługujesz na odpowiedź.
Po tamtym spotkaniu media miały używanie, pokazując zdjęcie, na którym Bale wyraźnie nie daje wiary w to, iż w gradacji rezerwowych jest tak nisko, iż nawet przy podwójnej zmianie on nie melduje się na placu gry.
Jak to w dzisiejszym świecie – istnieje prawda rzeczywista, tutaj z boiska, i prawda z Instagrama – tam wszystko wygląda lepiej. Gundogan wybiera pierwszą, Bale – drugą. Mourinho zreflektował się po gburowatej odpowiedzi w rozmowie z reporterką i na konferencji prasowej dodał po spotkaniu z Chelsea: – Robię co mogę. Gareth robi co może. Wszyscy robią co mogą.
Na razie razem mogą niewiele. W ostatnich tygodniach wystarczyło na West Bromwich Albion i Sheffield United. I akurat tego w całości nie da się zrzucić na Bale’a.