Polski Związek Narciarski ma nowego prezesa. Jest nim Adam Małysz – wybitny skoczek, który w ostatnich latach pracował w związku w roli dyrektora sportowego. Rzecz w tym, że od związku prowadzonego przez długie lata przez Apoloniusza Tajnera oczekiwano zmian. A nie do końca jesteśmy przekonani, czy Małysz taką będzie.
Od dłuższego czasu przewidywano, że to właśnie Małysz zastąpi Tajnera na stanowisku prezesa. Były trener „Orła z Wisły” był szefem polskiego narciarstwa przez szesnaście lat, a były już dyrektor sportowy ostatecznie został jedynym kandydatem, który przystąpił do wyborów. Rzecz jasna je wygrał, więc teraz – przynajmniej w teorii – czas na zmiany. W praktyce może być z tym jednak problem.
Pracę Małysza jako dyrektora sportowego pamiętamy głównie ze względu na konflikt ze skoczkami na koniec ubiegłego sezonu. Poszło o trenera. Starsi zawodnicy chcieli, żeby na stanowisku pozostał Michał Doleżal, z kolei związek Czecha zwolnił, by ostatecznie zatrudnić Thomasa Thurnbichlera. Wyszło całkiem nieźle – skoczkowie, mimo wcześniejszej obrony Doleżala, złapali wspólny język z trenerem, który od kilku z nich jest młodszy. Poza tym biorąc pod uwagę głosy, jakie wychodziły z Austrii, wydaje się, że wzięliśmy do siebie jednego z najbardziej utalentowanych szkoleniowców młodego pokolenia. Przynajmniej ta kwestia jest na razie rozwiązana.
Co z innymi? Kibice i eksperci w ostatnich latach oceniali PZN raczej nieprzychylnie. Zaniedbanie skoków kobiet i innych dyscyplin wchodzących w skład związku (jak chociażby biegi narciarskie, kombinacja norweska, narciarstwo alpejskie czy snowboard) to jedno. Ostatni sezon flagowych przecież męskich skoków to drugie. Mówiąc w skrócie – oczekiwano zmian.
Tymczasem prezesem zostanie Małysz, który dopiero co był jeszcze dyrektorem sportowym. Apoloniusz Tajner – poza tym, że będzie honorowym prezesem PZN – będzie nadzorował szkolenie trenerów. Jest też duże prawdopodobieństwo, że koordynatorem związkowym do spraw skoków zostanie Łukasz Kruczek, który dopiero co w bardzo złej atmosferze przestawał być trenerem kobiecej reprezentacji Polski. Niby zmiany, a wszystko brzmi jakby podobnie.
Od lat zarzuca się PZN, że powinien zmienić nazwę z „Polski Związek Narciarski” na „Polski Związek Skoków Narciarskich” i oczywiście na ten moment nie możemy stwierdzić, czy nadal tak będzie, ale trudno z góry oczekiwać, by przy tych samych nazwiskach cokolwiek się zmieniło. Wszystko zależy od Małysza – czy on sam zamierza cokolwiek zmieniać w tym podejściu, czy wszystko pozostanie tak, jak było.
Patrząc na wypowiedzi nowego prezesa (chociażby dla WP Sportowych Faktów) można odnieść wrażenie, że zmieni się niewiele. Pytany o inne dyscypliny, Małysz odpowiada, że są plany, bo przecież sam uprawiał kombinację norweską, a w dodatku jeździ na nartach i lubi snowboard. Wszystko świetnie, ale konkretów brak.
Co do konfliktu ze skoczkami, mówi, że z częścią z nich (np. Dawidem Kubackim i Piotrem Żyłą) rozmawiał i będzie musiał jeszcze porozmawiać z Kamilem Stochem. Zapowiedź kompromisu jest obiecująca, ale jednocześnie Małysz bardzo często podkreśla, że to przecież on w tym konflikcie miał rację. Jak gdyby miało to aktualnie jakiekolwiek znaczenie.
Atmosfera w PZN jest napięta i potrzeba naprawdę dobrego pomysłu, by przy tych samych nazwiskach na szczycie sporo się zmieniło. Chcę wierzyć, że takim nazwiskiem będzie Małysz. Że w roli dyrektora sportowego po prostu mu nie wyszło. Że inne nazwisko niż Tajner faktycznie będzie oznaczało zmianę. Że nazwisko „Małysz” nie tylko wprowadziło polski sport zimowy w XXI wiek i przyczyniło się do jego rozwoju swoim skakaniem, ale też zrobi to samo jako wieloletni prezes.
Trudno będzie być jako prezes takim mistrzem, jakim Małysz był jako skoczek, ale niech chociaż w połowie będzie to tak udany czas – dla skoków i dla reszty dyscyplin. Na razie nie bardzo cokolwiek na to wskazuje, ale osobiście – może naiwnie – wierzę, że to tylko taki początek. Tego trzeba życzyć skoczkom, wszystkim kibicom i Małyszowi.
Komentarze 0