
Mało kto jeszcze pamięta, że starym telewizorom kineskopowym zdarzało się wylecieć w powietrze. Szczęśliwie technologia poszła do przodu, ale akurat w przypadku wybranych przez nas produkcji lepszy byłby już chyba wybuch od emisji.
Raporty KRRiT od dawna wskazują coroczne spadki widowni telewizji linearnej. Na antenie wciąż jednak potrafi się tak naodpier*alać, że fala uderzeniowa sięga również tych, którzy nie posiadają odbiornika. Weźmy ostatnią aferę z umazanym na czarno Kubą Szmajkowskim rzucającym n-wordami w Twoja twarz brzmi znajomo. Właśnie na tej fali przypominamy najbardziej żenujące i niedorzeczne audycje, jakie pojawiły się u nas na małym ekranie.
Twoja twarz brzmi znajomo
Dobra, miejmy to z głowy. W marcu minie dziesięć lat, odkąd ruszył w Polsce na pozór niewinny program, w którym teoretycznie rozpoznawalne osobowości medialne wcielają się w role wokalistek oraz wokalistów i wykonują ich utwory. Skończyło się jednak na tym, że po kilkunastu edycjach występują tam postaci typu samozwańcza gwiazda Bollywood – Natalia Janoszek, aktor z serialu Kowalscy kontra Kowalscy (WTF) albo ten nieszczęsny Szmajkowski, a zainteresowanie audycją zdecydowano się budować poprzez regularne blackface'owanie celebrytów. Twoja twarz brzmi znajomo to więc show, w którym – przygotowana przez Wujka Samo Zło – Kaja Paschalska z buzią usmarowaną pastą do butów czy ch*j wie czym zmasakrowała In Da Club jako 50 Cent po roku w Polsacie. Do rangi symbolu urasta, że na zakończenie tej historii firma Banijay (na jej zlecenie Endemol Shine Polska produkuje program) potępiła to, co się nawyprawiało z przeróbką HUMBLE.
Studio YaYo
Media publiczne musiały dawno osiągnąć u nas czwartą gęstość, bo jak inaczej wytłumaczyć obecność na – regionalnej, ale wciąż – antenie pamiętnego programu autorstwa wyklętych satyryków z Kabaretu OT.TO i Pod Egidą. Często powtarza się taki banał, że wszystko już było, prawda? No to czegoś takiego jak Studio YaYo nie było nigdy wcześniej, choć też trudno było nie dostrzec na ekranie dziedzictwa polskiego kabaretonu. Do historii przeszedł więc na przykład taki żart: Okazało się, że kibole najchętniej oglądają mecze przy kawie i ciasteczkach – mówi prowadzący Ryszard Makowski; mówisz poważnie?; pyta zdziwiony współprowadzący, Paweł Dłużewski; nie no, co ty, jajcowałem. Krótka piłka – Studio YaYo stanowiło odlot tak daleki, że nawet najlepsze umysły z TVP nie wytrzymały i skasowały produkcję po zaledwie kilku miesiącach.
Motel Polska
Stypa po Studio YaYo nie trwała długo. Geniuszom zła z Woronicza udało się bowiem to, co udało się Francisowi Fordowi Coppoli, gdy nakręcił drugiego Ojca chrzestnego i – zdaniem wielu – przebił pierwszą część. Jakby co – Ojcem chrzestnym II w tej pokrętnej metaforze jest Motel Polska. Cytujemy za TVP: innowacyjny format telewizyjny: hybrydowy serial reality o tematyce polityczno-lifestylowej. W praktyce oznaczało to, że zwykli Polacy (wśród nich koleżanka, córka i zięć jednego z posłów PiS-u) wygłaszali niezależne komentarze dotyczące naszego życia publicznego typu Brawo Jarek, brawo! Jarek, jak coś powie, to powie! Nasz Kaczorek ma rację! albo Jeśli prezes kocha kota i kocha inne zwierzęta, to znaczy, że jest dobrym człowiekiem. Gdyby Motel Polska był prawdziwym motelem, zostałby z miejsca zamknięty przez sanepid. I w sumie tak właśnie się stało – program nadawany był jedynie od września 2020 roku do czerwca 2021 roku.
Woli & Tysio na pokładzie
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce był taki program The Simple Life, gdzie celebrytki-milionerki Paris Hilton i Nicole Richie musiały zmierzyć się z wyzwaniami tytułowego prostego życia. Kilka lat po tym, jak stacja E! wygasiła ten format, TVN zrealizował na podobnym patencie reality show Woli & Tysio. Projektant i ceniony fotograf, którzy pozowali i nadal pozują na magistrów elegancji w Top Model, mieli tam dać się poznać ze strony innej niż na co dzień w świecie mody. I w sumie dali – przerzucając odchody słonia w zoo czy rzucając teksty, od których żenadomedr co rusz wypier*alał poza skalę. Oglądalność tego kuriozalnego spektaklu była tak niska, że – mimo pierwotnych planów – Woli i Tysio na pokładzie zostali skasowani po pierwszym sezonie.
Celebrity Splash
Skoki do wody generalnie uchodzą za rozrywkę niebezpieczną, obarczoną poważnym ryzykiem kontuzji. Zwłaszcza wśród początkujących – przecież to tu trafiają się nawet złamania kręgosłupów. Na szczęście Celebrity Splash połamał jedynie kilka kręgosłupów moralnych, bo trudno uwierzyć, że ktoś pakowałby się w to kuriozum dla idei. To tam już w pierwszym odcinku jurorująca Danuta Stenka płakała po skoku Ilony Felicjańskiej, a zapomniany Adam Kraśko, który ewidentnie skoczył najgorzej, dostał najwyższe noty. Gwiezdny cyrk czy Gwiazdy tańczą na lodzie to ta sama parafia telewizyjnych potworków, ale pomysł celebryckich skoków do wody jest – mimo wszystko – najbardziej absurdalny. Polsatowski show przetrwał przez tylko jedną edycję, po czym z pluskiem wylądował w odmętach zapomnienia.
Hot Or Not
Ależ ten program obecnie by nie przeszedł. Ludzie wychodzą przed trójkę jurorów, a ci arbitralnie oceniają, czy ktoś jest atrakcyjny, czy nie. Ktoś powie, że nikt im nie kazał tam przychodzić, but still, Hot Or Not był jakimś pokracznym, odhumanizowanym spektaklem; kipiącym estetyką początku wieku w najtańszym wydaniu. Zresztą – sam skład jurorski (Mandaryna, Piotr Kupicha, Tomasz Jacyków) to są wypisz, wymaluj lata zerowe; jak rurki i polifoniczne dzwonki. I na takich zasadach – jak z serwisu fotka.pl – wybierano nowego prowadzącego Vivy Polska. To już lepsze rozmowy o pracę widzieliśmy w Dunder Mifflin Scranton.
Jestem jaki jestem
Skoro każda kolejna edycja Big Brothera cieszyła się coraz mniejszym zainteresowaniem, a format reality show wciąż elektryzował, TVN postanowił wymyślić polską odpowiedź na Osbourne'ów i zaprosić widzów do podglądania życia Michała Wiśniewskiego – bezsprzecznie najpopularniejszego polskiego artysty początki XXI wieku. Może uległo to już zapomnieniu, ale kasowe i frekwencyjne wyniki, jakie wówczas wykręcał popularny Wiśnia, to jest poziom Sanah i Dawida Podsiadły. Tylko za samo Jestem jaki jestem chłop przytulił grubo ponad milion dolarów. Oczywiście, że nie dało się tego oglądać, a pięknym podsumowaniem zaprezentowanego gabinetu osobliwości było zdissowanie przez Wiśniewskiego – prowadzącego program Huberta Urbańskiego, który, o ile pamiętamy, sam nie do końca ogarniał w co się wpakował. Lider Ich Troje ukląkł więc przed Urbańskim i zaśpiewał mu Nigdy więcej, by po chwili zmusić go do powiedzenia, że gardzi Wiśniewskim. No i jakby nie patrzeć, Jestem jaki jestem antycypowało celebryckie insta stories. Wspaniały to był program, nie zapomnimy go nigdy.
Tele As
Na sam koniec hidden treasure rozrywki lat dziewięćdziesiątych. Prawdopodobnie najpiękniejsze szesnaście minut w historii krajowego YouTube'a – Tele As. Widziałem najtęższe umysły mojego pokolenia zniszczone szaleństwem – pisał amerykański poeta Allen Ginsberg i niech będzie, że jak ulał pasuje to do kogoś, kto wymyślił zasady Tele Asa, skomplikowaniem dorównujące nawet temu, co działo się parę lat temu w belgijskiej II lidze piłki nożnej. Tam naprawdę można było przejść przez cały program nie odpowiadając na żadne pytanie. W Tele Asie nie kleiło się absolutnie nic, program został zdjęty z ramówki poznańskiej telewizji regionalnej PTV (prawdopodobnie!) po jednym odcinku, uczestnicy wyglądali jak bohaterowie jakiegokolwiek filmu Wesa Andersona, a najlepszą puentą niech będzie punch sympatycznego pana Krzysztofa, zapytanego przez prowadzącą o to, kogo chciałby pozdrowić. Ja nie mam kogo pozdrowić – z dojmującą szczerością wyznał pan Krzysztof. Tak wyglądały ninetiesy w Polsce.
Komentarze 0