Wyspiarskie radyjko. Nicolo Barella twarzą odrodzenia włoskiej piłki

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Pomocnik Interu Mediolan
Mattia Ozbot/Soccrates/Getty Images

Jest nowoczesnym pomocnikiem, którego nie można opisać ani przymiotnikiem „ofensywny” ani „defensywny”, bo potrafi jedno i drugie w zależności od potrzeb. Jest liderem drużyny mknącej po mistrzostwo Włoch. Jest nadzieją na lepsze jutro reprezentacji. Jeśli Inter Mediolan po ponad dekadzie znów wygra Serie A, Nicolo Barella będzie jednym z ojców tego sukcesu.

Przydomek, który Marco Sau i Andrea Cossu nadali Nicolo Barelli w czasach gry w Cagliari, do czasu wznowienia rozgrywek po pandemii wymagał wyjaśnienia. „Radiolina”, czyli małe radyjko tranzystorowe, kojarzy się z kimś, komu buzia się nie zamyka. Czyli z kimś innym niż Barella, który publicznie każde słowo stara się ważyć, unika wchodzenia w medialne polemiki, dba o poprawność i raczej zapewnia sobie bezpieczeństwo typowo piłkarskimi frazesami. Kiedy jednak obawa przed wirusem usunęła ze stadionów hałas trybun, można było zrozumieć, co jego koledzy z zespołu mieli na myśli. Bo na boisku Barella jest głośny. Dyskutuje, gestykuluje, gada jak najęty. Z kolegami z drużyny, sędziami, rywalami. Jest jak przenośne radyjko. W którym miejscu boiska byś się nie znalazł, na pewno je usłyszysz.

DOJRZAŁY POŁUDNIOWIEC

Natura południowca urodzonego w Cagliari, czyli słonecznej stolicy Sardynii, objawia się u 24-latka tylko na boisku. Bo poza nim nie jest tym, z kim zwykle kojarzą się młode gwiazdki calcio. Ani nie jest playboyem, którego podboje byłyby opisywane w kolorowej prasie. Ani maminsynkiem, których w tamtejszej kulturze pełno (Filippo Inzaghi woził pranie do mamy już jako jeden z najlepszych napastników świata). Nie sprawia też wrażenia młodocianego milionera, któremu w głowie przewróciły ekstrawaganckie rozrywki. Zgodnie z przykazaniem Zbigniewa Bońka, mówiącego, że jeśli chce się zrobić karierę w piłce, trzeba się młodo ożenić, ślub wziął już jako 21-latek ze starszą o siedem lat partnerką. Ma trójkę dzieci. Jak na w miarę młodego włoskiego piłkarza, wydaje się zadziwiająco dojrzały. Nie tylko piłkarze akurat tam często dojrzewają później. To liga pięknych trzydziestoletnich, którym nikt nie wypomina wieku, jeśli wciąż na boisku potrafią sporo.

LIDER NOWEJ FALI

Barella już od dawna był wymieniany jako jeden z wielkich talentów włoskiej piłki. W reprezentacjach kraju grał od piętnastego roku życia i uzbierał w nich 56 występów. Już od lat oglądały go największe kluby z kraju i zagranicy. W seniorskiej kadrze był już przed feralnym mundialem w Rosji, na który Włosi nie zdołali się zakwalifikować, a od 2018 roku Roberto Mancini buduje wokół niego nowe otwarcie w tamtejszej piłce. Sardyńczyk był traktowany jako jeden z przedstawicieli nowej fali włoskich talentów. Razem z Nicolo Zaniolo z Romy, Sandro Tonalim z Milanu, czy Federico Chiesą z Juventusu. Jednak wydaje się, że to on jako pierwszy zdołał postawić bardzo trudny krok między nadzieją, z którą wiąże się wielkie oczekiwania, a pełnoprawnym i stabilnym liderem czołowego klubu w lidze.

NAJLEPSZY WŁOSKI PIŁKARZ?

Jeśli Inter, mknący po pierwsze od jedenastu lat scudetto, nie potknie się w jakimś niespodziewanym miejscu, tytuł będzie miał naturalnie twarze Antonio Contego, czy Romelu Lukaku. Ale będzie miał też twarz Barelli. Bo jego rozwój to jeden z symboli nowego otwarcia w mediolańskim klubie i w całej włoskiej piłce. W trwającym sezonie jest jednym z najstabilniejszych punktów lidera Serie A. We wszystkich rozgrywkach zaliczył już dziesięć asyst, dokładając do nich trzy gole. Był jednym z bohaterów kluczowych wygranych spotkań z Juventusem i Milanem. A według świetnie poinformowanego Fabrizio Romano ma być nowym kapitanem Interu, po tym, jak odejdzie już doświadczony Samir Handanović. Od wznowienia rozgrywek po przerwie epidemicznej jest jednym z najlepszych piłkarzy w lidze. Luigi Riva, legenda Cagliari, nazywa go wręcz najlepszym w tej chwili włoskim zawodnikiem. Lothar Matthaeus dostrzega w nim ślady samego siebie, a La gazzetta dello sport porównuje do Stevena Gerrarda.

TUTTOCAMPISTA

Na przykładzie 24-latka najlepiej jednak widać, jak mało sensu mają porównania współczesnych zawodników do gwiazd z przeszłości. Zwłaszcza jeśli mowa o pomocnikach. W czasach Gerrarda, a już zwłaszcza Matthaeusa, funkcjonował jeszcze dość jasny podział między pomocników ofensywnych i defensywnych. W drugiej linii biegali ludzie, którzy specjalizowali się w odbieraniu i bieganiu, jak Gennaro Gattuso i tacy, którzy najlepsi byli w rozgrywaniu, jak Andrea Pirlo. Każdy Zinedine Zidane miał swojego Claude’a Makelele. Matthaeus może mieć rację, że dostrzega w Barelli ślady samego siebie. Ale to samo mogliby powiedzieć też zupełnie inni od Niemca pomocnicy z przeszłości. Bo dzisiejsi gracze drugiej linii muszą umieć wszystko. We włoskiej gwarze piłkarskiej istnieje określenie „tuttocampista”, czyli zawodnik pokrywający całe boisko. I kimś takim jest Barella. Nie obsadza się go na konkretnej pozycji. Raczej w konkretnej roli.

CZŁOWIEK Z PÓŁPRZESTRZENI

Drobny pomocnik grał już jako typowa „dziesiątka”, ustawiona tuż za napastnikami i jako środkowy tuż przed własnymi obrońcami. Każde z tych rozwiązań miało jednak wadę. Grając zbyt blisko bramki rywala, miał mało możliwości, by wykorzystać umiejętności biegowe oraz grę w odbiorze. Gdy był bliżej swojego pola karnego, miał za daleko do bramki rywala, co marnowało jego potencjał ofensywny. Dlatego u Contego gra najczęściej jako mezz’ala, czyli półskrzydłowy. Trochę środkowy pomocnik, trochę boczny. Ktoś funkcjonujący w szarej strefie między stoperem a bocznym obrońcą rywala. Żyjący w półprzestrzeniach. Ustawiający się tak, że rywale kryjący strefą zawsze mają problem, kto akurat ma być blisko niego. U piłkarzy ustawionych w tej roli wymagana jest szczególnie duża świadomość taktyczna i umiejętność skanowania przestrzeni. Muszą być niezwykle ruchliwi, by zawsze znaleźć sobie trochę miejsca. I wbiegać w ściśle określone miejsce pola karnego w idealnym momencie. Barella jest w tym znakomity.

ABONAMENT NA GRĘ

Kiedy w lipcu 2019 roku przeniósł się na Stadio Giuseppe Meazza, można było mieć poczucie, że Inter trochę przepłacił. Za pomocnika, który w Cagliari rozegrał trzy dobre sezony, wydał czterdzieści milionów euro, bijąc klubowy rekord transferowy. A przecież pierwotnie wcale nie wydawało się, że ściąga zawodnika do pierwszego składu. Efektowne wejście do drużyny notował Stefano Sensi, hitem transferowym zimy było pozyskanie Christiana Eriksena, zeszłego lata dołączył do drużyny doświadczony Arturo Vidal, w którego towarzystwie Conte już od czasów Juventusu lubi chodzić na każdą wojnę. Przez problemy zdrowotne Sensi odgrywa dziś marginalną rolę, a Eriksen z Vidalem rywalizują o miejsce w pomocy. Barella ma niemal abonament na grę. W większości meczów jest gwarantem, że cała prawa oś drużyny – od półprawego stopera Milana Skriniara, przez wahadłowego Achrafa Hakimiego, po schodzącego na skrzydło Lukaku — funkcjonuje prawidłowo. A gdy trzeba, błyskawicznie przenosi ciężar gry do hulającego po lewej stronie Ivana Perisicia, jak było w ostatnich derbach Mediolanu.

WOLNY DUCH UJĘTY W RAMY

To wszystko nie wydarzyło się od razu. Barella przychodził z Sardynii jako boiskowy wolny duch. Piłkarz bazujący na naturalnym talencie. Conte to z kolei trener, u którego opiera się na schematach i jest bardzo ustrukturyzowana. Można nic nie robić, ale trzeba przynajmniej stać w odpowiednich miejscach boiska. To był przeskok, do którego reprezentant Włoch musiał się dostosować. Jemu akurat wybuch pandemii raczej nie zrobił źle, bo pozwolił spokojnie dojść do siebie po operacji kolana, którą przeszedł pod koniec 2019 roku i poznać oczekiwania trenera, by w pełni wystrzelić od połowy zeszłego roku. Ci, którzy go znają od lat, nie są zdziwieni, że eksplozja jego talentu nastąpiła akurat w trakcie rozgrywek, które są wyczerpujące fizycznie i wymagające ze względu na intensywność kalendarza. Barella się bowiem nie zatrzymuje. Jest znakomitym biegaczem. Haruje w odbiorze, a potem rusza pionowo do przodu. Jeden z jego trenerów we włoskich kadrach młodzieżowych porównał kiedyś jego styl gry do tego, jak zachowuje się szampan w świeżo otwartej butelce.

ZBIERACZ KARTEK

Na jego przykładzie widać, że współczesny dobry pomocnik musi umieć wszystko. W wyjazdowym meczu z Realem Madryt zaliczył asystę, zagrywając z woleja piętą. Potrafi strzelać z dystansu. Ma żelazną kondycję, pewnie podaje i dobrze gra bez piłki, a do tego chętnie wchodzi w pojedynki. To zresztą wskazuje się często jako jego największą wadę. W młodej karierze ma już za sobą dwa sezony, w których obejrzał dwucyfrową liczbę kartek w Serie A. Żaden z niego brutal, łamiący rywalom nogi. Raczej ktoś często przerywający akcje taktycznymi faulami w stylu Philippa Lahma. Jego największe zalety mają jednak ponoć tkwić w dobrze poukładanej głowie. Jako wzory z dzieciństwa wskazuje koszykarza LeBrona Jamesa, u którego imponowało mu ciągłe dążenie do wygrywania i Dejana Stankovicia, inteligentnie grającego byłego pomocnika Interu. Świadome spojrzenie na sport miał zresztą wpajane od najmłodszych lat. To żaden uliczny grajek, który wychował się na podwórku czy osiedlu, lecz dziecko z klasy średniej, wysłane przez rodziców do dobrej prywatnej szkółki piłkarskiej już w wieku 3,5 roku, zanim sześć lat później przeprowadził się do akademii Cagliari. Od najmłodszych lat przygotowywany na to, że kiedyś zrobi karierę.

KTO TO JEST BARELLA?

Kiedy Polska w listopadzie w fatalnym stylu przegrała z Włochami, Artur Wichniarek pytał w Polsacie „kto to jest Barella?”, co wywołało burzę wśród fanów włoskiej piłki. Telewizyjny ekspert zapewniał później, że nie chodziło mu o to, że nie wiedział, kim jest pomocnik reprezentacji Włoch, lecz o to, by podkreślić, że u Włochów nie grały żadne gwiazdy futbolu, których należałoby się bać. Z każdym tygodniem, który mija od tego spotkania, coraz bardziej jednak widać, że u rywali grała wówczas przynajmniej jedna gwiazda futbolu. Jeszcze wschodząca, ale już świecąca coraz mocniej. Nicolo Barella to żywy dowód, że na pokoleniu Buffonów, Tottich i innych mistrzów świata z 2006 roku włoski futbol się nie skończył. Była pewna dziura pokoleniowa, ale ona już mija. A rozwój pomocnika Interu Mediolan świadczy o tym, że na Półwyspie Apenińskim wciąż potrafią wychować nowocześnie grającą gwiazdę futbolu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.