
Świat sportów walki zna wiele historii, w których MMA czy boks nie były pierwszym zawodowym wyborem, a jedynie sposobem na kontynuowanie sportowej kariery lub… próbą podtrzymania swojej popularności. Piłkarze, biorąc pod uwagę status ich dyscypliny jako najpopularniejszego sportu świata, również mogli spodziewać się tego typu ofert i pojawili się tacy, którzy bardzo chętnie z tego korzystali.
Piłka nożna to kontaktowy sport, w którym fizyczności i ostrych starć wcale nie brakuje, jednak dla żądnych prawdziwych wrażeń (i braku ograniczeń) są lepsze miejsca, by wyładować swoją energię. Sztuki walki (w szczególności MMA) od pewnego czasu oferują całkiem płynne przejście między karierami i w zasadzie wystarczy chęć któregoś ze znanych nazwisk, by odpowiednie federacje bardzo szybko się odezwały. I nie jest to raczej dziwne, że na ten krok bardzo często decydują się nie technicy czy dryblerzy, a najwięksi boiskowi zakapiorzy…
MACIEJ KORZYM
„Banda świrów! Chuligani! Koroniarze!” – pamiętacie słynne filmy z szatni Korony Kielce? Jednym z liderów tamtej „bandy” był Maciej Korzym, swego czasu talent jeżdżący na testy do Chelsea. Aktualnie gra w Sandecji Nowy Sącz, ale najciekawszą informacją na jego temat jest fakt, że już 9 października zadebiutuje w kickboxingu na gali South Battle Fight Night. Fakt, że nie postawił na coraz popularniejsze MMA (szczególnie że większość „freakowych” federacji bardzo chętnie by go przyjęła) tylko na kickboxing, jest interesujący i sprawia wrażenie, że Korzym bierze swoje podejście do sportów walki na poważnie. W sumie ma tylko 33 lata, a to może oznaczać co najmniej kilka lat kariery. A czy wątpimy w to, że jeden z liderów „Bandy Świrów” będzie miał wystarczająco woli walki i charakteru, by tego dokonać? Nie, nie śmielibyśmy.
PIOTR ŚWIERCZEWSKI
Chyba najbardziej znane polskie nazwisko na tej liście. Srebrny medalista olimpijski, 70-krotny reprezentant Polski, były zawodnik m.in. Olympique Marsylia. Również znany z tego, że na boisku nogi nie odstawiał. Do klatki wyszedł po raz pierwszy (i na razie ostatni) w wieku 47 lat i pokonał Grega Collinsa na gali Free Fight Federation. Miało to miejsce w końcu 2019 roku i o ile kolejnej walki z udziałem „Świra” jeszcze nie było, o tyle on sam tego nie wyklucza, a spekulacjom nie ma końca. Jedną z nich jest ewentualny pojedynek z… Tomaszem Hajtą, byłym kolegą z reprezentacji. Konkretów nie ma, ale zestawienie dwóch znanych piłkarzy (to niekoniecznie musi być Hajto) na pewno przyciągnęłoby przed monitory wielu piłkarskich kibiców.
JACEK WIŚNIEWSKI
Jeden z klasycznych przykładów boiskowego zakapiora z polskich boisk. Znany najbardziej z występów piłkarskich w Górniku Zabrze czy Cracovii, ale mało kto wie, że swego czasu w Zabrzu trenował również boks. Biorąc pod uwagę to i jego renomę boiskowego twardziela, przy którym aż kości strzelały, jego przejście do MMA było wręcz czymś naturalnym. Wiśniewski zawalczył raz i uległ Kamilowi Walusiowi na gali KSW 20. Od tamtej pory (rok 2012) nie widujemy go w oktagonie, jednak już kilkukrotnie miał zaplanowany powrót, m.in. w ubiegłym roku. Niewykluczone, że walczącego Wiśniewskiego jeszcze zobaczymy.
KAMIL SYLWESTRZAK
Może nie był oryginalnym członkiem „Bandy Świrów” w Koronie Kielce, ale kiedy tam grał, duch Leszka Ojrzyńskiego i jego ekipy jeszcze unosił się w szatni. Przesiąkł tym na tyle, że niedawno został fighterem. Swój pierwszy pojedynek w boksie wygrał na punkty, teraz czeka go walka w kickboxingu, a jego ostatecznym celem jest dostanie się do topowej federacji MMA w Polsce, np. FEN. Sylwestrzak zdecydowanie nie traktuje sportów walki jako jednorazowego podejścia i jest szansa, że jeszcze o nim usłyszymy.
WAYNE BRIDGE
36-krotny reprezentant Anglii, wieloletni gracz Chelsea, Manchesteru City czy Southampton, nie trafił ani do MMA, ani do kickboxingu, tylko do boksu. W bokserskim starciu w 2017 roku pokonał bardzo wyraźnie Spencera Matthewsa i od tamtej pory wielu sugeruje mu, że to coś, czym powinien zająć się na poważnie. Bridge jednak zdaje się sugerować, że to był jednorazowy wyskok.
Szkoda. Może udałoby się w ten sposób rozwiązać pewne niedokończone sprawy z Johnem Terrym?
TIM WIESE
Były bramkarz Werderu Brema i reprezentacji Niemiec to chyba najciekawszy przypadek z tej listy. Po tym jak zrezygnował z gry na najwyższym poziomie, zdecydowanie „dopakował” na siłowni i gdy przestał już wyglądać jak piłkarz, trafił do… profesjonalnego wrestlingu. W reżyserowanych walkach nie przetrwał zbyt długo, ale był moment, kiedy otrzymał kontrakt od WWE i nawet wystąpił w ringu na gali odbywającej się w Niemczech. Od tamtej pory kontrakt został jednak rozwiązany, a Wiesego nie widzieliśmy nigdzie indziej.
MIROSLAV SLEPICKA
Nie jest to nazwisko znane kibicom na całym świecie, ale już Polakom mogło się obić o uszy. Slepicka to były napastnik Spartaka Praga, który dwukrotnie wystąpił w reprezentacji Czech. Skąd więc go znamy? Z tego, że jeden z tych dwóch występów był przeciwko Polsce, w słynnym meczu eliminacji do mistrzostw świata w RPA, gdzie pokonaliśmy Czechów 2:1.
Slepicka ma też jeden występ w MMA. Pokonał w nim przez nokaut Tomasa Vranę i nie zdecydował się na kolejne występy. Aktualnie gra w niższych ligach czeskich.
GEORGI KARAKHANYAN
Być może jedyny przypadek na tej liście, w którym nazwisko znamy znacznie bardziej ze świata MMA niż piłki nożnej. Karakhanyan zapowiadał się na dobrego piłkarza, występując m.in. w Torpedo czy Spartaku Moskwa, a także Gimnasticu Tarragona, jednak bardzo szybko porzucił futbol dla sportów walki. I wyszło mu to całkiem nieźle, bo aktualnie jest zawodnikiem Bellatora, jednej z najlepszych organizacji na świecie, a w międzyczasie wygrał dwa pasy mistrzowskie w wadze piórkowej federacji TPF i WSOF.
LEON MCcKENZIE
Zawodnik, który strzelał na każdym z zawodowych poziomów w lidze angielskiej, w tym w Premier League, w barwach Norwich City. W wieku 35 lat zawiesił jednak korki na kołku, by iść śladami ojca Clintona (mistrz Europy) i wujka Duke’a (trzykrotny mistrz świata) i zostać zawodowym bokserem. Na profesjonalnych ringach stoczył jedenaście walk, z których osiem wygrał.
RIO FERDINAND I MARCIN WASILEWSKI
Na koniec dwa bardzo mocne nazwiska, które na końcu są z jednego powodu – mimo planów, do walki wyjść się (jeszcze?) nie udało. Ferdinand miał poważne plany odnośnie boksu, jednak brytyjska federacja… odmówiła mu licencji, twierdząc, że przyznanie jej mija się z celem zawodowego boksu w Wielkiej Brytanii i dyscyplina niczego na tym nie zyska. Dziwna sprawa, biorąc pod uwagę, że kilku fanów Manchesteru United zyskałaby na pewno, ale Rio pogodził się z werdyktem i stwierdził, że nie będzie próbował inaczej.
Wasilewski to z kolei melodia przyszłości, jednak Mateusz Borek wspominał, że „Wasyl” zawsze o tym marzył i jeśli któraś z federacji MMA złoży mu dobrą propozycję, to bardzo możliwe, że zobaczymy go w oktagonie. Padły nawet sugestie pojedynku z innym piłkarzem, Błażejem Augustynem. Nie wiadomo, czy to się uda, ale Wasilewski to jeden z największych twardzieli być może nawet w historii polskiej piłki i to byłaby jedna z walk, którą polscy kibice chcieliby zobaczyć.