Można go nazwać człowiekiem od sprawiania kłopotów – przeciwnikom i sobie. Gdy bije od niego pełne zaangażowanie, na siatkarskich boiskach wyczynia cuda, sprawiając, że dłonie same składają się do oklasków. Earvin N’Gapeth po raz kolejny doprowadził reprezentację „Trójkolorowych” do sukcesu, otrzymując przy okazji nagrodę dla MVP Ligi Narodów. Francuz to jednak postać, która w przeszłości co rusz pakowała się w pozasportowe tarapaty, przez co trudno traktować go w pełni jako wzór do naśladowania.
W ubiegłym roku Francja zadziwiła cały świat siatkówki. Poza tamtejszymi kibicami trudno znaleźć osoby, które przed igrzyskami olimpijskimi typowały „Trójkolorowych” do zdobycia złotego medalu. Piekielnie trudna grupa z Rosją, Stanami Zjednoczonymi, Brazylią i Argentyną mogła przestraszyć niejednego kibica. Tymczasem o turnieju nad Sekwaną będzie się mówić latami. Prowadzeni przez Laurenta Tillie gracze przeszli do fazy pucharowej, gdzie odprawili kolejno Polaków, Argentyńczyków i Rosjan.
Francuzów do sukcesu poprowadzili między innymi Antoine Brizard, Trevor Clevenot i Jean Patry, ale najwięcej komplementów otrzymał Earvin N’Gapeth. Od lat mówiło się o nim, że często gra od niechcenia i traci energię na zbędne dyskusje. W Japonii spisał się jednak fenomenalnie. Teraz, już u nowego szkoleniowca Andrei Gianiego, znów w bardzo dobry sposób wywiązał się z funkcji lidera kadry. Postawa MVP Ligi Narodów 2022 zdaje się mówić, że czasy, w których mówiło się o nim w kontekście pozasportowych występów, to relikt przeszłości.
NIEDOSZŁY PIŁKARZ
Jeśli zapytasz fana siatkówki, do kogo najlepiej pasuje określenie „enfant terrible”, większość wskaże na N’Gapetha. To człowiek, który postawą boiskową budował wokół siebie wielką sympatię, by niszczyć ją zachowaniami pozasportowymi. O tym, że jest energicznym (dosłownie i w przenośni) człowiekiem wiadomo było niemal od zawsze. Już jako dziecko był przygotowywany do sportu. Ojciec, Eric, to były reprezentant Francji, który brał udział na igrzyskach olimpijskich w Seulu. Starszy z synów, Earvin, przyszedł na świat trzy lata później. Imię to zasługa właśnie seniora, wielkiego fana Los Angeles Lakers. A jak wiadomo, w tamtych latach koszulkę „Jeziorowców” przywdziewał Earvin „Magic” Johnson.
Chcąc nie chcąc, ojciec zmuszał go do oglądania meczów drużyny z Kalifornii. Jako dziecko wolał jednak używać piłki nie do rzucania czy odbijania, ale do kopania. W Frejus, gdzie spędził kilka lat dzieciństwa, trenował futbol w jednym zespole z przyszłym reprezentantem kraju i piłkarzem PSG, Layvinem Kurzawą. Grał na ataku, choć wbrew chodzącym legendom, nie on był gwiazdą zespołu.
– Był jeden mecz, na około 72, w którym Layvin siedział na ławce i ja zacząłem. Nawet wtedy trener sprowadził go wcześnie, gdy przegrywaliśmy. Szczerze mówiąc, nie było między nami porównania – opowiadał N’Gapeth w 2021 roku dla oficjalnej strony FIFA.
Praca, a raczej kariera ojca, sprawiła, że cała rodzina zamieniła Frejus na okolice Poiters, miasta, w którym górę nad futbolem bierze siatkówka.
– Pewnego lata, kiedy moja mama pracowała, zapisała nas, mojego brata Swana i mnie, na obóz, gdzie była siatkówka. Ponieważ kręciłem się wcześniej po korytarzach z ojcem, miałem umiejętności. Zajął się mną trener regionalny i poszedł do mojej mamy, żeby zapisała mnie na treningi. Kilka miesięcy później byliśmy mistrzami Francji z Saint-Benoit, miastem, w którym mieszkaliśmy, niedaleko Poitiers. Bez tego obozu być może nigdy nie grałbym w siatkówkę – opowiadał w 2019 roku dla „Liberation”.
Młody gracz próbował jeszcze łączyć volley z piłką nożną, ale duże sukcesy i umiejętności w końcu przekonały go do postawienia tylko na pierwszą z dyscyplin. W tym samym czasie państwo N’Gapeth się rozwiedli. Początkowo bracia mieszkali z mamą. Earvin wielokrotnie mocno testował jej cierpliwość. Nie zdał do wyższej klasy, przez co w następnym roku wylądował w jednej ze Swanem. Po latach, gdy został ojcem, przyznał, że bez jej zaparcia nie stałby się siatkarzem.
Z edukacją i zachowaniem jeszcze przez lata miał na bakier. Jako szesnastolatek trafił do Centre National de Volley-Ball, odpowiednika naszej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. W Montpellier spędził zaledwie rok. Szybko wdawał się w konflikty ze starszymi uczniami. To w połączeniu z kiepskim zaangażowaniem do nauki sprawiło, że jako siedemnastolatek musiał szukać nowego miejsca. Szczęśliwie wylądował w Tours, gdzie trenerem był jego ojciec. Wkrótce definitywnie skończył ze szkołą, sprawiając lekki zawód rodzicom.
KRNĄBNY DEBIUTANT
– Teraz zaczyna się dla ciebie zawód siatkarza – usłyszał od ojca, kiedy w pełni postawił na siatkówkę. Początkowo w Tours obaj panowie mieszkali razem, co drażniło młodszego z N’Gapethów. Co rusz słyszał tylko uwagi o profesjonalnym podejściu do życia. Jeśli chodzi o siatkówkę, to tych rad było mniej. Senior po prostu wymagał od niego więcej niż od innych. To się wkrótce opłaciło. W pierwszym sezonie klub zdobył Puchar Francji. W następnych dwóch dołożył następne.
Największym sukcesem było jednak mistrzostwo kraju wywalczone w 2010 roku. Rok później było blisko powtórzenia, bo Tours dostało się do finałów, a przyjmujący grał jak z nut. Mimo to tytuł przypadł Poitiers. To jednak N’Gapeth był gwiazdą tamtego sezonu, nagrodzoną wyróżnieniem MVP. Ligue A stało się dla niego za małe.
Wicemistrza Francji zamienił na wicemistrza Włoch. W warunkach rozgrywek klubowych mowa tu o mocnym kroku naprzód. Cuneo w tamtym okresie znajdowało się w czubie nie tylko włoskich rozgrywek. N’Gapeth trafił do zespołu Camillo Placiego, mającego w składzie między innymi obecnego selekcjonera reprezentacji Polski, Nikolę Grbicia, a także Leandro Visotto czy Luigiego Mastrangelo. W klubie z Piemontu występował także Hubert Henno, doświadczony rodak.
– Odkryłem dzieciaka zbuntowanego, miłego i dobrze wykształconego, który niczego się nie bał. Był facetem, na którego można było liczyć i miał serce na dłoni. Może zbyt łatwo ulegał wpływom? Miał duże grono przyjaciół i niektórzy mogli to wykorzystać. Potem był rap, który był jego ucieczką. Nie jestem pewien, czy hip-hop i sport na wysokim poziomie są kompatybilne – mówił po latach były libero reprezentacji Francji.
W międzyczasie N’Gapeth zdążył wejść, wyjść i jeszcze raz wejść do zespołu narodowego. U Phillipe’a Blaina zadebiutował już jako dziewiętnastolatek. Co więcej, od razu otrzymał powołanie na mistrzostwa świata w Japonii. Turnieju jednak nie dokończył. Poszło o… potrzebę skorzystania z toalety. W trakcie meczu z Japonią zawodnik poprosił trenera o pozwolenie na wyjście z ławki i szybkie skoczenie do ubikacji. Ten jednak odmówił. W szatni po spotkaniu młody, krnąbrny gracz wdał się w ostrą pyskówkę ze szkoleniowcem, a ten nie mogąc sobie pozwolić na stracenie szacunku odesłał go do domu.
To nie był jednak jedyny powód, a kumulacja kilku innych. N’Gapeth pomimo młodego wieku głośno wyrażał swoje zdanie. Bezceremonialnie krytykował brak regularnej gry w pierwszej szóstce. Nie podobała mu się władza grupy weteranów, której członkiem był między innymi Stephane Antiga. Jedna z historii głosi, że to obecny opiekun Developresu Bella Dolina Rzeszów miał mocno lobbować za wyrzuceniem młodszego kolegi z kadry. Banicja trwała rok. Od czasu mistrzostw Europy 2011 przyjmujący na stałe wpisał się do drużyny „Trójkolorowych”.
Przełomem w karierze reprezentacyjnej okazała się zmiana trenera. W 2012 roku po nieudanych kwalifikacjach olimpijskich pożegnano się z Blainem. Na jego miejsce zatrudniono Laurenta Tillie, którego cechowało inne, luźniejsze podejście. Szybko w jego kadencji doszło do modernizacji składu. Doświadczeni siatkarze albo wcześniej samy zrezygnowali z kadry, albo wkrótce „kreskę” na nich postawił nowy selekcjoner.
– Gdy rozpocząłem pracę z Francją, chciałem mieć w składzie mix młodej i starej generacji. Niestety starszyzna nie chciała pracować z młodymi, więc ich pogoniłem. Wolałem skupić się na tych prosperujących – opowiadał w długim wywiadzie udzielonemu naszej redakcji Tillie.
UCIEKINIER
Cuneo przyniosło Francuzowi pierwszy z dwóch występów w finale Champions League. Spoiler alert – oba przegrane. Po dwóch latach w Cuneo przyszedł czas na Kuzbass Kemerowo, prowadzony przez… Erica N’Gapetha. Znów dwóch członków rodziny spotkało się w jednym miejscu. Nie skończyło się to zbyt dobrze. Przyjmujący nie rozegrał nawet dziesięciu meczów w nowym zespole, gdy postanowił z niego uciec. Wykorzystał styczniowe zgrupowanie kadry w Paryżu, a gdy nadszedł czas powrotu, uznał, że chce być przy dziewczynie, która w tamtym okresie wydała światu jego pierwsze dziecko. Po latach przyjmujący kajał się za zachowanie, mówiąc, że w ogóle nie powinien przyjmować oferty Kuzbassu.
– Mój ojciec objął klub z Kemerowa i podążyłem za nim. Zrobiłem to dla nieg. Nie miałem odwagi mu odmówić. Okazało się, że lepsze byłoby otwarte postawienie sprawy. Bardzo go zraniłem. Spakowałem walizki i uciekłem w nocy nic nie mówiąc. Nie rozmawialiśmy ze sobą półtora roku – opowiadał urodzony w Saint-Raphael sportowiec.
Zatrudnienie, a zarazem przystań na następne cztery lata znalazł bardzo szybko. Jeszcze w tym samym sezonie związał się z Modeną, wielką marką Serie A, która pod koniec XX wieku dzieliła i rządziła w Europie. W 2014 roku tak już nie było. Od ostatniego Scudetto minęło dwanaście lat. Już w drugim sezonie gry Francuza do gabloty wpadł pierwszy od dawien dawna puchar kraju. Utęsknione mistrzostwo nadeszło w sezonie 2015/16. Modena Angelo Lorenziettiego przeszła do play-offów z drugiego miejsca, by odprawić później kolejno Padovę, Trentino, a w finale do zera Perugię. N’Gapeth znacząco przyczynił się do sukcesu, za co został nagrodzony tytułem MVP finałów.
Podobne wyróżnienia otrzymywał w 2015 i 2017 roku, gdy Francuzi wygrywali Ligę Światową. Szczególnie pierwszy rok dał N’Gapethowi wiele, bo uczynił z niego czołową postać reprezentacyjnej siatkówki. Wówczas „Trójkolorowi” najpierw wygrali LŚ, by później triumfować w mistrzostwach Europy. Choć przez lata próbowali wielokrotnie walczyć o złoto, to dopiero wtedy po raz pierwszy stanęli na najwyższym stopniu podium.
Do historii przeszło ostatnie zagranie całego turnieju. Przy stanie 28:27 w drugim secie finału z rewelacją turnieju, Słowenią, przyjmujący popisał się atakiem tyłem do siatki. Ten ruch znany był mu wcześniej, ale wykonanie go w tak decydującym momencie wielkiej imprezy sprawił, że stał się koronną sztuczką N’Gapetha, którą chętnie używa do dziś.
WYJĘTY SPOD PRAWA
Niestety trudno jest opisywać karierę N’Gapetha bez wspomnienia o występkach pozasportowych, bo tych było mnóstwo. Modena okazała się bardzo wyrozumiałym miejscem. W 2014 roku tak mocno zabawił się na dyskotece w Montpellier, że aż wszczynał bójkę. Skutek? Trzy miesiące więzienia w zawieszeniu. Rok później uderzył kontrolera w pociągu, gdy ten nie chciał opóźnić odjazdu dla jego kolegi. Początkowo został skazany na trzy lata w zawieszeniu, lecz w 2018 roku sąd uniewinnił go od wszystkich zarzutów.
– Z biegiem czasu zdałem sobie sprawę, że będzie to nagłośnione moja mama będzie cierpieć z tego powodu. Przeczyta w gazecie, że jestem źle wykształcony albo szumowiną – zwierzał się w sierpniu 2019 roku.
Zanim jednak oczyszczono go z zarzutów o pobicie, był już po innym, znacznie poważniejszym wyroku. W listopadzie 2015 roku, po nocnej imprezie, N’Gapeth wracał pijany autem z dyskoteki w Modenie, gdy uderzył w trójkę przechodniów. Dwie osoby zostały lekko ranne, trzecia mocno poturbowana wylądowała w szpitalu. Co gorsza, sportowiec nie sprawdził stanu zdrowia przechodniów, tylko po prostu uciekł z miejsca zdarzenia. Sam zgłosił się do prokuratury następnego dnia, okazując skruchę.
– Byłem w szoku i przepraszam za to, co zrobiłem. Pozostaję do dyspozycji prokuratury. Jeszcze raz przepraszam za swoje zachowanie zaangażowane osoby, ich rodziny, a także całą drużynę, moich kolegów oraz fanów. Mam nadzieję, że wszyscy wrócą szybko do zdrowia – mówił skruszony siatkarz.
Modena zawiesiła go w prawach zawodnika. Z czasem, pomimo braku wyroku, powrócił do gry, będąc jednak notorycznie wygwizdywanym przez kibiców wrogich klubów. Akurat z tego nic sobie nie robił, bo wielkie boiskowe emocje zawsze działały na jego korzyść. Finał sprawy o potrącenie miał miejsce w 2018 roku, kilka miesięcy po tym, jak znów narozrabiał, prowadząc auto pod wpływem alkoholu. Skazano go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu, a także zatrzymano prawo jazdy na taki sam okres. Ponadto dwoje poszkodowanych wytoczyło przeciwko niemu proces cywilny.
To nie koniec przewinień Francuza. W 2019 roku bawił się w Belo Horizonte przy okazji Klubowych Mistrzostw Świata. Na jednej z dyskotek uderzył w pośladki kobietę. Ta zgłosiła sprawę na policje, która szybko zatrzymała siatkarza pod zarzutem molestowania. Siatkarz tłumaczył się, że pomylił kobietę z inną, znajomą osobą, która również bawiła się z nim tamtej nocy. By uniknąć dalszego aresztu, zapłacił pięćdziesiąt tysięcy realów kaucji.
– Kiedy przeczytałem w gazetach „N'Gapeth Sexual Harasser”, byłem oburzony. Drogo zapłaciłem za to, co stało się tamtej nocy. Po aresztowaniu i zatrzymaniu spędziłem noc w więzieniu. Myślę, że to było więcej niż wystarczające – opowiadał w rozmowie z „L’Equipe”.
Przyjmujący przez lata miał różne opinie na temat dawnych występków. Po narodzinach pierwszego dziecka opowiadał o zmianie charakteru, jaki dało mu ojcostwo. Później kajał się jak przed prokuraturą w Modenie, czy w rozmowie z „L’Equipe”, by w tym samym roku powiedzieć „Le Figaro”:
– Nie mogę udawać, gdy coś jest nie tak. Muszę to powiedzieć. Występki? To część mojej podróży. Niczego nie żałuję. To właśnie te pułapki, te nieprzewidziane wydarzenia uczyniły ze mnie człowieka, którym jestem. Nawet jeśli jestem dzisiaj innym mężczyzną, bo mam troje dzieci, co zmienia wiele rzeczy w życiu w zakresie obowiązków – zwierzał się dziennikowi sportowiec nazywany często nad Sekwaną „Nicolasem Anelką siatkówki”.
ZENIT OCZEKIWAŃ
Mniejszych i większych występków N’Gapeth miał wiele. Zawsze jednak ostatnie słowo to powiedzenia miała forma sportowa zawodnika. A ta przeważnie klasyfikowała go nie tylko w czubie zawodników zespołu, ale także i ligi. W Modenie grał do 2018 roku. Nie udało mu się dopisać do dorobku żadnego nowego pucharu.
Chętnych na jego usługi, pomimo charakteru, nie brakowało. Gdy Zenit Kazań, nieschodzący z europejskiego szczytu od czterech lat, żegnał się z Wilfredo Leonem – najlepszym siatkarzem świata – rzucił się na poszukiwania następcy. Rosjanie widzieli go w osobie Francuza. Sowite wynagrodzenie (miał zostać drugim najlepiej zarabiającym siatkarzem świata) skutecznie przekonało go do zamiany Włoch na Rosję.
Duża pensja i wejście w buty Leona oznaczało znacznie większe oczekiwania. Trudno powiedzieć, żeby Francuz je spełnił, bo na 2018 roku zakończyła się dominacja Zenita w Lidze Mistrzów. Początkowo nic tego nie zwiastowało po w sezonie 2018/19 klub z Kazania ponownie dotarł do finału rozgrywek. W berlińskiej Max-Schmeling-Halle cieszyli się jednak zawodnicy Cucine Lube Civitanova. Osmany Juantorena i spółka zakończyli tym samym wieloletnią hegemonię Rosjan. Pomimo porażki w tamtym okresie relacje N’Gapetha z trenerem zespołu Władimirem Alekno wyglądały nadzwyczaj dobrze.
– Mamy piękną relację. Jest kimś, kto niewiele mówi, ale bardzo troszczy się o swoich graczy. Długo mieszkał we Francji, więc dobrze zna naszą mentalność. Szybko sprawił, że poczułem się bardzo komfortowo i bardzo mi pomógł zaadaptować się do zespołu i przystosować się do ligi rosyjskiej, która jest zupełnie inna niż Serie A. To świetny trener – komplementował szkoleniowca N’Gapeth w kwietniu 2019 roku w rozmowie dla oficjalnej strony Francuskiej Federacji Siatkówki.
"Występki? To część mojej podróży. Niczego nie żałuję. To właśnie te pułapki, te nieprzewidziane wydarzenia uczyniły ze mnie człowieka, którym jestem".
Tak pięknie nie było pod koniec 2020 roku, gdy N’Gapeth podobnie jak przed laty postanowił uciec. Sytuacja miała miejsce po turnieju fazy grupowej Ligi Mistrzów (w sezonie 2020/21 etap podzielony był na dwa turnieje z powodu koronawirusa). Po zakończeniu zawodów w Berlinie cała drużyna udała się na samolot do Kazania, ale nie przyjmujący. Ten najpierw został w stolicy Niemiec, a potem udał się do ojczyzny.
– Potwierdzamy, że Earvin N'Gapeth nie wrócił z drużyną z Berlina. Dowiedzieliśmy się od jego menedżera, że przebywa we Francji. Earvin ma wrócić do Kazania 20 grudnia. Do tego czasu nie zamierzamy szerzej komentować sprawy – mówił Ilham Rakhmatullin, wiceprezes Zenita.
Ostatecznie siatkarz wrócił, ale stosunki na linii Alekno-N’Gapeth miały się nijak do tych z początków współpracy. Po czasie, gdy obu panów nie było już w Kazaniu, ten starszy opowiadał, że jedyną motywacją przyjmującego do gry w Kazaniu były finanse. „W klubie N'Gapeth grał dla pieniędzy. Na igrzyskach grał z sercem, dla przyjaciół, marzeń” – opowiadał 56-letni szkoleniowiec.
PIERWSZY ŻOŁNIERZ „TRÓJKOLOROWYCH”
O ile klubowo Francuz w Kazaniu nie wygrał, o tyle na igrzyska w Tokio był nadzwyczaj dobrze przygotowany. Małą próbką umiejętności była Liga Narodów zakończona brązowym medalem. Wcześniej po raz kolejny zrobiło się o nim głośno. Po meczu z Polską oskarżył Vitala Heynena i Michała Kubiaka o rasizm. Pierwszy miał określać pracownika hali w Rimini „czarnuchem”, drugi rzekomo wyzywał francuskich zawodników od „skurw***”. N’Gapeth nagłośnił całą sprawę w mediach społecznościowych. FIVB szybko wszczęła postępowanie wyjaśniające, lecz nie ogłosiła żadnych decyzji, co może oznaczać, że nie dopatrzyła się żadnego przewinienia ze strony polskiego obozu.
W Japonii to jednak Francja była górą nad Polakami. Mecz ćwierćfinałowy będzie wypominany przy każdym bezpośrednim starciu przynajmniej do najbliższych igrzysk. Cały turniej to wielki pokaz umiejętności N’Gapetha, który grał jak z nut. Mając wsparcie świetnie dysponowanych kolegów błyszczał formą i swoimi charakterystycznymi atakami tyłem do siatki. Laurent Tillie zapytany przez nas o przemianę zawodnika odpowiedział:
– Earvin zrozumiał, że kadra to jego zespół. Dałem mu tak zwany „klucz” do drużyny, spore zaufanie. Wielokrotnie robił głupoty, a ja w tym momencie zasłaniałem oczy i udawałem, że tego nie widzę. Wiedziałem jednak, że N’Gapeth ma olbrzymi potencjał, którego nie wolno zmarnować. Dałem mu zaufanie, a on przekazał je zespołowi. Każdy siatkarz w reprezentacji wiedział, że może liczyć na wsparcie kolegi. Każdy wierzył w umiejętności każdego. Nawet jeśli ktoś popełnił wielki błąd czy głupotę, trzymali się razem. Poczucie jedności w zespole sprawiło, że N’Gapeth czuł się dobrze. Przez to brał na siebie ogromną odpowiedzialność. Z roli lidera spisywał się znakomicie. Nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń. Myślę, że do jego świetnej formy bardziej przyczyniła się atmosfera w zespole niż ja – mówił trener złotych medalistów olimpijskich.
Tillie zawsze dawał mu luz, to, czego potrzebował. Nie był typem trenera-żandarma, tylko spokojnego opiekuna, któremu nie przeszkadzało nawet palenie papierosów. W Tokio wiele lat przygotowań przyniosło skutek. „Trójkolorowi” cieszyli się ze złota, a N’Gapeth dodatkowo z wyróżnienia dla MVP turnieju.
PRZESYT GWIAZD
– Brakowało nam ciebie, twojego talentu, uśmiechu i magii. W ciągu ostatniego czasu wiele się zmieniło, ale teraz z nadzieją patrzymy na kolejne sezony. Rozgrzeje cię atmosfera w naszej hali po trzech latach rosyjskiego chłodu. Chcemy wrócić do tych sukcesów, które z nami osiągałeś i na które nasz klub zasługuje. Wracamy na dobrze znaną nam drogę. Witaj w domu, Earvin – mówiła w oświadczeniu prasowym Pedrini w kwietniu 2021 roku.
Choć trzy lata wcześniej skrytykowała go za zbyt wczesne ogłoszenie odejścia, teraz niczym matka stęskniona za synem witała go z powrotem w Modenie. Transfer sportowca miał być perłą okraszającą renesans klubu. Nimir Abdel-Aziz, Yoandry Leal, Bruno Rezende i N’Gapeth trenowani przez Andreę Gianiego – w regionie Emilia-Romania zwiastowano narodzenie dream teamu.
Okazało się, że team był, ale dream o mistrzostwie Serie A się nie ziścił. Zespół sensacyjnie odpadł z Pucharu CEV z Tours, a marzenia o ligowym złocie skończyły się po półfinale z Perugią. W nowy sezon dwunastokrotni mistrzowie kraju wejdą w zmienionym składzie. Abdel-Aziz i Leal zmienili kluby, lecz zamiast nich przyszli Adis Lagumdzdija i rewelacja kadry Australii, Lorenzo Pope.
RAP UCIECZKĄ OD VOLLEYA
Po tegorocznej Lidze Narodów N’Gapeth podobnie jak niecały rok temu znów jest na szczycie. Może z niego szybko zejść, bo lada moment Francuzów czekają boje na mistrzostwach świata. Ostatnie chwile wolnego spędza między innymi na zabawie z dziećmi czy rapie. Francuz to chyba najsłynniejszy obecnie muzyk wśród siatkarzy. Hip-hop stanowi część jego życia już od lat dzieciństwa. Jeszcze w Poitiers założył z kolegami formację Outlaw, a sam przybrał pseudonim „Klima”, jak sam mówił, w związku z jego zmiennymi nastrojami.
– Kiedy zaczynałem z muzyką, tak naprawdę szukałem wolności. Teraz mam nazwisko, jestem rozpoznawany przez wszystkich. Jeśli będę kontynuował muzykę, to chcę wyrazić siebie, ale przede wszystkim pozytywnie wpłynąć na moje środowisko, miasto, kraj, Afrykę, świat – pisał w jednym z postów na Instagramie.
Od kilku lat N’Gapeth działa już w świecie muzycznym jako „Earvin”. W 2016 roku wydał singiel „Ma vie n'a aucun prix”, co można tłumaczyć jako „Moje życie nie ma ceny”. Trzy lata później wydał kolejny pod tytułem „Maniere”. Z kolei w niedawno ukazał się jego kolejny album zatytułowany „Big Earvin”.
– „Maniere” opowiada o moim życiu: o karierze sportowej, problemach z akceptacją w grupie i o tym, jak osiągnąć sukces. Jeden z fragmentów mówi o tym, że żyję jak chcę, po swojemu i nic nikomu do tego – mówił w marcu 2019 roku w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
N'Gapeth to postać pełna skrajności. „Le Figaro” nazwało go „Doktorem Earvinem i Panem N’Gapethem” ze względu na różne osobowości na i poza boiskiem. – Jest postacią świata siatkówki, którą się kocha i którą wiele osób kocha nienawidzić – charakteryzował kolegę z reprezentacji Benjamin Toniutti.
Patrząc przez pryzmat wydarzeń pozaboiskowych trudno stawiać go za wzór do naśladowania. Często powtarza, że dzieci i sceny z przeszłości utemperowały jego charakter. Niemniej gdy przychodzi do meczów, często oglądamy zawodnika, którego zagrania można pokazywać juniorom do inspiracji.
Raper, skandalista, siatkarz – Earvin N'Gapeth to postać wielowątkowa, dla której paliwem do pracy są emocje.
Komentarze 0