10 najlepszych Europejczyków w NBA. Kto otwierał drogę Porzingisom obecnego pokolenia?

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
DirkNowitzki.jpg
Fot. O.Behrendt / contrast photoagentur

Nigdy w NBA nie występowało tak wielu Europejczyków i nigdy nie odgrywali większej roli niż obecnie. Styl zawodowej koszykówki w Ameryce Północnej, oparty na szybkich kontratakach i rzutach z dystansu bardziej pasuje do tego, czego nauczyli się, dojrzewając w klubach Starego Kontynentu, ale to tylko jeden z powodów takiego trendu.

– Myślę, że Europejczycy są obecnie po prostu lepsi niż kilkanaście lat temu. Do NBA trafia więcej zawodników, którzy prezentują wysoki poziom i są gotowi do gry w tej lidze. Najlepszym przykładem jest Luka – takiego rozgrywającego z Europy tutaj jeszcze nie widziano. Tony Parker, owszem, miał świetną karierę, ale to był innego typu zawodnik. Dlatego uważam, że to nie przepisy wpłynęły na nasz sukces w NBA, ale my sami jesteśmy za to odpowiedzialni – mówił mi kilka tygodni temu łotewski gigant Dallas Mavericks Kristaps Porzingis. Jednocześnie wspomniał o swoim koledze z drużyny, który za kilkanaście lat może wylądować na szczycie tej listy. Mocno zastanawiałem się, czy Luka Doncić – jeden z trzech najpoważniejszych kandydatów do nagrody MVP w tym sezonie – nie powinien zmieścić się w dziesiątce kosztem Rika Smitsa albo Vlade Divaca. Ostatecznie przeważył jednak argument, że ma za sobą dopiero półtora sezonu w gronie zawodowców i byłoby to niesprawiedliwe wobec graczy, którzy zanotowali długie, pełne sukcesów kariery. Zacznę od drugiego i trzeciego szeregu.

DRUGA I TRZECIA DZIESIĄTKA: Luka Doncić, Goran Dragić, Danilo Gallinari, Rudy Gobert, Marcin Gortat, Nikola Jokić, Arvydas Sabonis, Hedo Turkoglu, Kristaps Porzingis, Predrag Danilović, Detlef Schrempf, Saunas Marciulonis, Andrei Kirilenko, Ricky Rubio, Andrea Bargnani, Mehmet Okur, Ersan Ilyasova, Enes Kanter, Nikola Vucecic, Marko Belinelli.

A oto moja dziesiątka:

1
10. Rik Smits

Nazywany “Latający Holender”, choć w sumie to rzadko odrywał się z parkietu, dominując pod koszem głównie ze względu na swoją siłę i spryt. Drugi, najważniejszy - obok Reggiego Millera - zawodnik silnej ekipy Indiana Pacers, jednej z największych potęg w Konferencji Wschodniej w latach 90-tych. Uczestnik Meczu Gwiazd (1998). Pacers przez kilka lat pukali do bram wielkiego finału, mając często pecha jak w 1994 roku albo trafiając na historycznie znakomity zespół Bulls, który zresztą doprowadzili do morderczej, siedmiomeczowej serii (1998). W końcu udało się dwa lata później, ale starszy i targany urazami stóp Smits był wtedy niemiłosiernie ogrywany przez będącego w życiowej formie Shaquille’a O’Neala. Sam fakt, że przez wiele lat był wyróżniającym się centrem w zdominowanej przez środkowych lidze, to jednak duże osiągnięcie.

2
9. Vlade Divac

Legenda reprezentacji Jugosławii (mistrz świata i Europy), a później Serbii i Czarnogóry. Chociaż w NBA wielu pamięta go ze względu na teatralne upadki i wymuszanie w ten sposób fauli, co zresztą opanował do perfekcji, to jednak nie można nie docenić jego długowieczności i znakomitej gry przez długi czas. Karierę  za Oceanem zaczynał w Los Angeles Lakers, gdzie zastąpił na pozycji centra jednego z najwybitniejszych koszykarzy wszech czasów Kareema Abdula Jabbara. Oczywiście kogoś takiego nie da się zastąpić, niemniej Divac był podstawowym zawodnikiem zespołu, który awansował do finału w 1991 roku. Później stał się obiektem słynnej wymiany z Charlotte, dzięki której Lakers zyskali prawo do wyboru w drafcie Kobe Bryanta, a następnie - został weteranem i cichym liderem bardzo mocnych Sacramento Kings, czyli… największych wrogów jego dawnej ekipy z LA w walce o supremację w Konferencji Zachodniej na początku tego stulecia. Kings zasłużyli, aby sięgnąć przynajmniej po jeden tytuł, mając silny, szeroki skład, ale nie potrafili pokonać tej jednej przeszkody. Uczestnik Meczu Gwiazd (2001). Obecnie generalny menedżer Sacramento Kings – krytykowany przez media za kontrowersyjne decyzje personale.

3
8. Drazen Petrović

Gdyby tylko… Niewykluczone, że największy talent w historii jugosłowiańskiej koszykówki i pierwszy Europejczyk, który był na dobrej drodze, aby zostać gwiazdą NBA. W sezonie 1992/1993, jednym z najmocniejszych w historii NBA (szczytowy Jordan, Drexler, Barkley i wielu innych), zdobywał ponad 22 punktów na mecz, będąc liderem młodej ekipy New Jersey Nets z Derrickiem Colemanem i Kenny Andersonem. Został wtedy wybrany do trzeciej piątki sezonu, co było olbrzymim wyróżnieniem. Miał zaledwie 28 lat, gdy zginął tragicznie w wypadku samochodowym (będąc pasażerem) w Niemczech, wracając z turnieju kwalifikacyjnego we Wrocławiu, w którym brał udział z reprezentacją Chorwacji. Odszedł zanim mógł podbić najlepszą ligę świata. Petrović był niewiarygodnym snajperem, który notował rekordy strzeleckie w Europie - potrafił w jednym meczu zdobyć 112 punktów. Szybki, obdarzony fenomenalnym rzutem, zawzięty i nie odpuszczający w żadnym meczu. Wracał do zdrowia po kontuzjach w rekordowym czasie. Wicemistrz olimpijski z Barcelony, gdzie postawił się samemu Dream Teamowi. Legenda i idol przynajmniej trzech pokoleń koszykarskich z Bałkanów.

4
7. Predrag Stojaković

Wyprzedził epokę, będąc najlepszy w NBA w elemencie gry, który teraz święci triumfy – rzutach z dystansu. Dwukrotnie zresztą wygrywał konkurs “trójek” podczas Weekendu Gwiazd, Trzykrotny uczestnik Meczu Gwiazd. Był bardzo ważnym ogniwem jednej z najlepszych drużyn w historii NBA, która nigdy nie zdobyła mistrzowskiego tytułu - Sacramento Kings na początku tego stulecia. Dwukrotnie byli bardzo blisko, ale ostatecznie przegrywali z Los Angeles Lakers - jak się okazało po latach, również z powodu skorumpowanego sędziego, uzależnionego od hazardu (słynny skandal z Mike Donaghym). W najlepszym sezonie w karierze (2003/2004) zdobywał ponad 24 punktów na mecz. Później z powodzeniem grał w Indiana Pacers, New Orleans Hornets, a na koniec kariery - dołączył do Dirka Nowitzkiego w Dallas i zdobył swój upragniony pierścień jako ważny zawodnik (ponad 20 minut na mecz) w rotacji drużyny, która zszokowała koszykarski świat. Myślisz “Peja”, mówisz “strzelba”, bo z tego zawsze słynął. Dziś pomaga swojemu koledze i mentorowi Vlade Divacowi w wyprowadzeniu Kings z kryzysu, ale w klubowym gabinecie radzi sobie trochę gorzej.

5
6. Marc Gasol

Rozpoczynał karierę w NBA jako… obiekt transferu, dzięki któremu Los Angeles pozyskali jego brata Pau. Początkowo znajdował się w jego cieniu, ale szybko zyskał reputację jednego z największych podkoszowych twardzieli, zdobywając nawet nagrodę dla Najlepszego Defensora w 2013 roku. To niesamowite, jak zmienił swoją sylwetkę - z misiowatego chłopaka z brzuszkiem stał się silnym, dominującym centrem. Przez wiele lat decydował - obok Mike’a Conleya i Zacha Randolpha - o obliczu jednej z najbardziej niedocenianych drużyn w NBA, niewygodnej dla najlepszych. Gdy odszedł w ubiegłym roku, dołączył do Toronto Raptors, będąc ważnym elementem mistrzowskiej układanki. Tym samym poszedł w ślady brata i również mógł założyć na palcu pierścień. Trzykrotny uczestnik Meczu Gwiazd. Mistrz świata i Europy z reprezentacją Hiszpanii. Ciągle aktywny i choć znajduje się na ostatniej prostej zawodowej kariery – nie powiedział jeszcze ostatniego słowa!

6
5. Toni Kukoč

W legendarnych, mistrzowskich składach Chicago Bulls był tylko zmiennikiem, ale jakim! Do NBA trafiał z przydomkiem “Biały Magic”, po tym jak trzykrotnie - do dziś absolutny rekord - honorowano go nagrodą MVP Final Four Euroligi. Zachwycał w barwach (niezapomnianej) Jugoplastiki Split i Bennetonu Treviso, więc wiązano z nim olbrzymie oczekiwania. Niektórzy twierdzili nawet, że w Chicago będzie następcą Jordana, który właśnie przerzucił się (na chwilę) na baseball! Do tego ostatecznie nie doszło, ale w tamtych dwóch sezonach był najlepszym zawodnikiem zespołu po Scottie Pippenie i nawet trafił pamiętny, zwycięski rzut w playoffach z New York Knicks. W latach 1995-1998 pełnił funkcję “szóstego gracza” w najlepszej drużynie w historii koszykówki - bez podziału na ligi - co dało mu automatyczną nominację do tego zestawienia. Jego wpływ na zespół był bardzo istotny. W sezonie 1995/96, gdy Bulls mieli najlepszy zespół w dziejach NBA, nie tylko był trzecim najlepszym strzelcem (13.1 pkt) po Jordanie i Pippenie, ale (zupełnie zasłużenie) dostał prestiżową Sixth Man Award. Później miał jeszcze produktywne lata w Filadelfii i Atlancie.  Przez wielu niedoceniany, gdyż za Ocean leciał z największą presją, jakiej kiedykolwiek poddano koszykarza z Europy. Jego dorobek nie podlega jednak dyskusji. Podobnie jak miejsce w historii tej dyscypliny sportu.

7
4. Giannis Antetokoumpo

Prawdopodobnie najlepszy obecnie koszykarz świata - MVP sezonu 2018/2019 i kandydat numer jeden do powtórzenia tego osiągnięcia w bieżących rozgrywkach, oczywiście o ile zostaną one kiedykolwiek wznowione, co wydaje się obecnie mocno wątpliwe. Najmłodszy na tej liście, bo zaledwie 25-letni, mający najlepsze lata kariery przed sobą, ale już z niepodważalnym dorobkiem. Lider Milwaukee Bucks, z którymi awansował do finału Konferencji Wschodniej w ubiegłym sezonie i miał najlepszy bilans w lidze w obecnym. Nazywany “Greek Freak”, bo rzeczywiście takiego koszykarza do tej pory nigdy nie było. Giannis przypomina mierzącą niemal 215 centymetrów żyrafę, która… biega po parkiecie z szybkością pumy. Potrafił trzema szybkimi susami przenieść akcję z własnej połowy pod kosz rywala i zakończyć ją elektryzującym wsadem. W środku - nie do zatrzymania, do tego znakomicie kozłujący piłkę i coraz lepiej rzucający z dystansu. Ma wszelkie dane ku temu, aby zostać jednym z najwybitniejszych koszykarzy w historii, co podkreśla nawet sam Shaquille O’Neal, nieskory do chwalenia innych zawodników poza samym sobą… Syn emigrantów z Nigerii jest najlepszą rzeczą jaka kiedykolwiek przydarzyła się Grecji od wynalezienia igrzysk olimpijskich i “souvlaki”. Do tego skromny, ciągle pracujący nad swoim warsztatem. Przyszłość należy do niego, ale teraźniejszość - już też.

8
3. Tony Parker

MVP finałów w 2007 roku, co stanowi największe, indywidualne osiągnięcie w godnej podziwu karierze, ale nie jedyne. Zanim trafił do NBA jako mało znany, młodziutki rozgrywający rodem z Francji, wybrany przez (najlepszych na świecie) skautów San Antonio Spurs z 28 numerem draftu w 2001 roku - przyjechał jako nastolatek na mecz pucharowy do Pruszkowa z Racingiem Paris, tak więc polscy kibice mieli wczesny wgląd w skalę jego talentu. Parker był jednym z trzech liderów (obok Tima Duncana i Manu Ginobilego) aż czterech mistrzowskich zespołów Spurs i pod tym względem nie mogą się z nim równać nawet Gasol i Nowitzki. Sześciokrotnie wybierano go do Meczu Gwiazd. U szczytu kariery - niesamowicie szybki, mijający rywali z prędkością błyskawicy. W bardzo uporządkowanej taktyce Spurs otrzymywał największe pole do improwizacji, ale bez przesady - był zdyscyplinowanym trybikiem w maszynie zaprojektowanej przez Grega Popovicha. Skończył karierę w klubie (Charlotte Hornets), którego właścicielem jest jego największy idol Michael Jordan - to oglądając jego dawne mecze w telewizji, zmienił zdanie i zamiast zostać zawodowym piłkarzem, postawił na koszykówkę. Przez lata stale obecny w kolumnach plotkarskich ze względu na małżeństwo ze słynną aktorką Evą Longorią, które jednak nie przetrwało czasu. W przeciwieństwie do jego znakomitych występów w play-offach, które polecam serdecznie odkurzyć w czasie kwarantanny.

9
2. Pau Gasol

18 lat w NBA, sześć wyborów do Meczu Gwiazd, choć chyba powinno być więcej. Gdyby nie on, Kobe Bryant nie zdobyłby swoich dwóch ostatnich mistrzowskich tytułów. Mało tego - wielu analityków uważa, że to właśnie Gasol był najlepszym zawodnikiem finałów z Boston Celtics w 2010 roku. W decydującym meczu numer siedem, gdy Kobe pudłował rzut za rzutem (6 na 24 z gry), zanotował 19 punktów, 18 zbiórek i 4 asysty, prowadząc Lakers do upragnionego zwycięstwa. Właśnie w Los Angeles przeżywał szczyt swojej imponującej kariery, która może jeszcze nie jest de facto zakończona. Gdy rozmawialiśmy dwa miesiące temu przyznał, że rozważa powrót do NBA - po tym, jak nabawił się kontuzji i został zwolniony przez Portland Trail Blazers. Wychowanek Barcelony idealnie pasował do koncepcji gry Phila Jacksona, będąc “numerem dwa” i najważniejszym partnerem Bryanta w mistrzowskich sezonach 2009-2010. Jednak już wcześniej (Memphis Grizzlies) i później (Chicago Bulls) należał do najlepszych centrów w lidze. Wyróżniał się wszechstronnością - pod koszem ogrywał silniejszych rywali sprytem i szybkością, miał bardzo dobry rzut z półdystansu (a w późniejszej fazie kariery także za 3), znakomicie podawał. Poza NBA był liderem reprezentacji Hiszpanii, z którą wygrał mistrzostwa świata i Europy, z igrzysk olimpijskich dwukrotnie przywiózł srebrne medale. Jeden z najsympatyczniejszych koszykarzy, jakich kiedykolwiek poznałem. Zawsze otwarty, życzliwy. Od wielu lat jesteśmy kolegami, ale bynajmniej nie dlatego umieściłem go na drugim miejscu listy wszech czasów. Gasol był pionierem, który otworzył drogę dla “Porzingisów obecnego pokolenia” oraz autentyczną gwiazdą jednego z najlepszych zespołów tego stulecia.

10
1. Dirk Nowitzki

Jedyny zawodnik w historii NBA, który rozegrał 21 sezonów w NBA w tej samej drużynie - wyprzedził tym samym o jeden sezon świętej pamięci Kobe Bryanta. Obaj spotkali się zresztą w pamiętnych play-offach 2011 roku, gdy Dallas Mavericks zszokowali wówczas cały koszykarski świat odprawiając z kwitkiem obrońców tytułu i wygrywając 4-0. Później zespół Nowitzkiego sprawił jeszcze większą sensację pokonując w finale Miami Heat z tercetem James - Wade - Bosh, co do dziś stanowi największą plamę z CV LeBrona. Wtedy to jednak Dirk Nowitzki był najlepszym zawodnikiem na parkiecie i zasłużenie zdobył swój jedyny mistrzowski tytuł. Tamta kampania w znacznym stopniu zdefiniowała całą jego karierę, gdyż - w przeciwieństwie do choćby Charlesa Barkleya, czy Dominique Wilkinsa - Niemiec mógł ukoronować ją zdobyciem najważniejszej nagrody. Gdyby nie został mistrzem to pewnie oceniano by go inaczej - jako wybitnego koszykarza, który na pewno odmienił standardy gry na pozycji silnego skrzydłowego, ale jednak regularnie przegrywał najważniejsze mecze w play-offach, jak choćby z San Antonio Spurs i Golden State Warriors w pierwszej dekadzie obecnego stulecia albo z Heat w finałach 2006 roku (inna sprawa, że wtedy jego drużynę potwornie skrzywdzili sędziowie). Ten jeden sezon dał mu jednak przepustkę do ścisłej elity. Nowitzki był bez wątpienia pionierem. Pierwszy Europejczyk z nagrodą MVP za sezon zasadniczy (2006), 14-krotny uczestnik Meczu Gwiazd. Poza parkietem niezwykle skromny i koleżeński. Fantastyczny w kontaktach z mediami. Kilka razy wspominał mi, że jego rodzina ma polskie korzenie, a w 2009 roku namawiał gorąco Marcina Gortata na przeprowadzkę do Dallas, żałując później, że nic z tego nie wyszło. Niemiecki kolega po fachu opowiadał mi, że jeździ starym samochodem, a wszystkie zarobione pieniądze lokuje w banku. Ot, niemiecka solidność, choć w tym przypadku - także z dużą dozą sportowej fantazji…

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W jego sercu na zawsze pozostaje Los Angeles i drużyna Jeziorowców. Marcin Harasimowicz przesyła korespondencję z USA, gdzie opisuje najważniejsze wydarzenia ze świata NBA.