17 najsłynniejszych polskich hip-hopowych i skate'owych brandów odzieżowych z lat 90.

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
jiggacover.jpg

Od pierwszych Lenarów z bazarowych szczęk po lookbooki Prosto – rynek krajowej odzieży hiphopowej przeszedł dużo zmian, wolt i mniejszych lub większych trzęsień ziemi. My wspominamy prawdziwych pionierów tego trudnego, krawieckiego fachu.

Swego czasu zwykło się mówić, że deskorolka jest piątym elementem nadwiślańskiego hip-hopu i pomijając już związki warszawskiej – i nie tylko warszawskiej – sceny rapowej ze środowiskiem skejtowym, to ową koneksję najłatwiej prześledzić na przykładzie ciuchów. W połowie lat 90. nieważne czy jeździło się na desce i słuchało nowojorskiego hardcore’u, czy bujało autobusem z pierwszym Cypress Hill na słuchawkach, swoją garderobę kompletowało się i tak w jednym z lokalnych skateshopów.

Za produkcję skejtowych i rapowych tekstyliów – po pierwszej fali zajawkowiczów – wzięła się też stara brać krawiecka, która zwęszyła interes w okolicach obniżonego kroku. I tak, niektórzy cedzyli coś przez zęby mijając cię na ulicy, dresy i skinheadzi pytali, czy się nie zes**łeś w gacie, a duma rozpier***ała cię jak Vienia. I właśnie na osobistych wspominkach – i stosie gazet z tamtych lat – oparliśmy w dużej mierze ten tekst. Bo jak się okazało, po wielu tych markach nie ma nawet śladu w internecie.

1
B3/Befree
B3-Moment-02.03-.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Moment nr 02/03

Powstała w 1998 roku, łódzka marka streetwearowa była jedną z pierwszych firm, które postawiły na dogodny dla wielu klientów stosunek jakości do ceny, dlatego była przez lata po prostu tańsza niż wiele innych brandów. Założona przez grupę entuzjastów – jak sami określają się jej pomysłodawcy – betrójka bardzo szybko zaczęła sponsorować rodzimych raperów. I choć na przełomie mileniów zajmowała się głównie pogubionymi w labiryntach mody jednostkami pokroju Meza, to spokojnie można ją określić klasyczną.

2
Black Zone
Black-Zone-Klan-17.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Klan nr 01/01

O tej marce nie wiemy zbyt wiele poza tym, że również pochodziła z łódzkiego i była stosunkowo tania. A że jej grafiki wyglądały tak, jakby były skopiowane z zeszytu szkolnego najntisowego uczniaka, który zajarał się niedawno graffiti, podejrzewamy, że była to jedna z tych firm, które na fali koniunktury na hiphopowe ciuchy założyli co bardziej obrotni krawcy, szyjący wcześniej spodnie piramidy. Najprawdopodobniej był to też pierwszy polski brand, w którego reklamach pojawiali się czarni. Choć takie inicjatywy zwykle propsujemy, to w kontekście nazwy Black Zone nie był to szczególnie kreatywny pomysł marketingowy.

3
Bottle/BTL
BTL-lizg-04.01.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Ślizg nr 04/01

Podobnie jak w przypadku B3, produkty BTL stanowiły – kuszącą ceną – alternatywę dla ciuchów tych marek, które od początku za swoje łachy żądały po kilkaset złotych. O ile jednak Befree od początku trzymało się blisko hip-hopu, Bottle zajmowało się bardziej opcją skate/snow i tylko czasem zapędzało się na podwórko muzyczne. My kojarzymy ich głównie za sprawą bluzy, w której kilkukrotnie był widziany Magik. I choć na fali popularności Paktofoniki po filmie Jesteś Bogiem firma ta próbowała podreperować swój budżet reedycją owego klasycznego modelu, to dziś już jej nie ma.

4
Clinic MFE
Clinic-DosDedos-04.99.jpg

Reklama pochodzi z magazynu DosDedos nr 04/99

To był rok dziewięćsiedem. Piotrek „Szczur” jeździł trochę na deskorolce i studiował architekturę. Żeby zarobić na te swoje głupoty, szył krótkie serie ciuchów zimowych dla znajomych. Rysiek Roman miał już swój sklep. Spotkali się przypadkiem w pubie. Piotrek planował zostawić wszystko i uciec za granicę. Przedtem wyjechał na snowboard. Wrócił, ale niestety do szpitala. Ze złamanym kręgosłupem i solidną dawką życiowych dylematów. Przemyślał mnóstwo spraw w tej klinice i wziął odszkodowanie, marne 1000 PLN. Zaryzykował. Razem z Ryśkiem kupili jakieś ubrania, podrasowali i puścili trzy razy drożej – tak początki jednego z najważniejszych rodzimych brandów streetwearowych relacjonował w pierwszych latach nowego millenium magazyn Hiro. Wrocławska marka, której kwatera główna i sklep przy Ruskiej przez lata były miejscem spotkań lokalnego środowiska hiphopowego, z chałupniczej manufaktury stała się jednym z najważniejszych graczy na rynku – finansowała zawody skejtowe i snowboardowe, a także wspierała K.A.S.T.A. Squad i duet producencki White House. I choć przez ponad dekadę – obok Mass Dnm – wydawała się jednym z głównych pretendentów do bycia tekstylnym gigantem, to nie przetrwała do dzisiaj.

5
Etylina
Etylina-Moment-02.03.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Moment nr 02/03

Ta stołeczna marka z początku była brandem sticte skejtowym, w którego teamie jeździli tacy prosi jak Artur Podgórski, Paweł Przybył czy Patryk Stickorama Wrzosek. Z czasem, kiedy warszawskie środowisko deskorolkowe zaczęło brać się za rapowanie, Etylina również zbliżyła się do kręgów hiphopowych i sponsorowała chociażby widoczny powyżej ursynowski skład Mor W.A. I choć w ruchach marketingowych i projektach nowych ciuchów ta petrochemiczna dywizja wydawała się celnie odpowiadać na potrzeby zmieniających się czasów, to z czasem też przestała funkcjonować.

6
Jigga Wear
Jigga-Moment-02.03.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Moment nr 02/03

Swego czasu w programie MTV Squad reprezentanci Mor W.A. podśmiewali się z Reda, że jego amerykański styl ubierania się nie pasuje do polskich realiów, gdzie kolory nosi się raczej ciemne, a wzory bardziej stonowane. O tym jednak, że era miejskiego kamuflażu, skejtowych inspiracji i francuskiego, podwórkowego szyku ma się powoli ku końcowi – a przynajmniej zyskuje na scenie jakąś alternatywę – dobitnie świadczyły sukcesy takich marek, jak powstałe w 2001 roku Jigga Wear. Wielkie printy, złote przeszycia, modne przetarcia i charakterystyczna czarna gęba w logówce to znaki rozpoznawcze ciuchów tego istniejącego do dziś brandu. Znaki zainspirowane mocno estetyką amerykańskich marek pokroju Rocawear, Karl Kani czy Pelle Pelle i w jej przetwarzaniu tak sprawne, że niektórzy byli pewni, że to zagraniczna firma.

7
Lenar
Lenar-lizg-9.97.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Ślizg nr 09/97

Niewiarygodne, ale prawdziwe: pierwsze baggy jeansy w Polsce szył wykładowca akademicki, a ściślej: trener gimnastyki na warszawskiej Akademii Teatralnej, Ryszard Lenar. Na początku lat 90., zainspirowany wizerunkiem amerykańskich raperów i skejtów, stworzył model spodni, które dystrybuował po bazarowych szczękach, budkach i łóżkach polowych. Reszta… jest historią. Idealny przykład wczesnokapitalistycznej kariery tej młodej marki z jednej strony przyniósł jej ogromny sukces, który pozwolił Lenarowi ufundować pierwszą rampę w Warszawie i stworzyć team rolkarski, a z drugiej – gigantyczną liczbę podrób, jakie zalały krajowe targowiska i – do spółki z niesamowitym rozwojem branży – przyczyniły się do zamknięcia firmy na początku minionej dekady. Same spodnie natomiast pozostały kultowe – przeszyte jasnymi szwami, z charakterystycznym, eliptycznym logiem z tyłu były mokrym snem niejednego dzieciaka, dorastającego w nowej Polsce przy wtórze muzyki prosto z USA. Niejeden dzięki nim – i podrabianym Vansom kupionym budę obok – zdefiniował się na nowo jako hiphopowiec, niejeden został zdziesionowany ze skrzętnie uzbieranych na nie pieniędzy w drodze na bazar i niejeden też wynosił w nich ze sklepów wszystko, co najlepsze, bo w kieszeniach tych ogromnych gaci można było spokojnie zmieścić przynajmniej cztery, jeśli nie sześć browarów. Ortega Cartel z Finkerem poświęcili im nawet cały numer.

8
Malita
Malita-lizg-9.03.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Ślizg nr 09/03

Jedna z nielicznych, o ile nie jedyna, rodzima marka skejtowa z lat 90., która przetrwała grube i chude lata, do dzisiaj będąc prężnie działającym brandem deskorolkowo-tekstylnym, w dodatku rozpoznawalnym również poza granicami Polski. I choć w ciuchach od Adama Mality chodził niejeden hiphopowiec, to firma ta nigdy nie zbliżyła się z rapową bracią. Być może dlatego nie dotknął jej żaden z kryzysów, przez które przechodziła ta branża. Od 1994 roku jednym z haseł przyświecających tej stołecznej manufakturze było go skate or go home i nieważne czy sponsorowali oni swój team, czy organizowali Woodcamp, zawsze tylko deski były im w głowie.

9
Mass Dnm
Mass-Klan-24.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Klan nr 02/02

Bodajże pierwsza polska marka odzieżowa, która swoje produkty zaczęła sprzedawać za granicą i dziś jest dostępna w kilkunastu europejskich krajach. Powstała w 1998 roku, łódzka manufaktura dowodzona przez dwóch entuzjastów kultury miejskiej – Marka i Mike’a – właściwie od początku istnienia pielęgnowała swoje hiphopowe korzenie, a do reklamujących ją naszych rodzimych MC’s i producentów – Reda, Spinache’a czy Ostrego, po jakimś czasie dołączyli również zagraniczni wyjadacze: Kool Savas, Primo, Guru czy The Game. I też trudno się dziwić, że ciuchy szyte w starym, włókienniczym mieście podobają się w równym stopniu tu i tam, bo od dwudziestu (!) już lat trzymają balans pomiędzy naszą rodzimą zachowawczością a amerykańskim rozpasaniem. A swoją drogą na 15. urodziny ekipa Mass Dnm sprawiła swoim nosicielom prezent w postaci posse cutu na bicie Premiera, w którym udzielili się min. Chada, Quebo i Ten Typ Mes.

10
Metoda
Metoda-DosDedos-03.99.jpg

Reklama pochodzi z magazynu DosDedos nr 03/99

Metoda powstała jakby na zamówienie kolegów z gocławskiego podwórka, potem nastąpił podział na produkcję ściśle ograniczoną, czyli tylko dla kolegów – THS (Towarzystwo Haszyszowo Skunowe) oraz modele MH Gocław i seryjnie szyte ubrania Metoda – donosił na przełomie mileniów magazyn DosDedos. Założona w 1996 roku, stołeczna marka z początku była osiedlową manufakturą szyjącą ciuchy dla wąskiego kręgu znajomych, by z czasem i współpracą z takimi rapowymi tuzami jak Molesta, HG, Zipera czy Mor W.A. stać się jedną z najlepiej rozpoznawalnych firm na rynku krajowej mody streetwearowej. Jej uliczne credibility natomiast – poza ciemnymi barwami, prostymi wzorami i biegową użytecznością ich dresów – podbijały jeszcze ukryte kieszonki, które niejednego amatora wspomnianego haszu i skuna uratowały przed odsiadką. I choć organy ścigania wraz z czasem się wycwaniły i jak wieść gminna niesie, prowadziły szkolenia z tego, gdzie znaleźć owe skrytki w ciuchach różnych marek, to znamy takich, którzy do dziś dziękują firmie Metoda za podwójny rozporek, który pewnego zimnego, jesiennego wieczoru roku pańskiego ‘98 zadecydował na jednej z warszawskich klatek schodowych, że jednak pójdzie on do domu, a nie na dołek.

11
Moro
Moro-Klan-3.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Klan nr 01/98

M O R O M O C N E U B R A N I E chroni mnie, kiedy słońce świeci się – nawijał TDF w numerze 40 stopni w cieniu z legendarnej demówki 3H WuWuA z 1997 roku. W tym samym czasie jego koleżka z tego pionierskiego składu, Jakub Ceubina Sawicki szył już pierwsze ciuchy sygnowane nazwą Moro – Mocne ubrania i hasłem Uszyte aby nosić z dumą. Stworzona w 1996 roku, domowa manufaktura, której pierwsze spodnie – jak wspominał Tede w jednym z wywiadów – potrafiły dosłownie rozpaść się na mieście, prędko urosła do rangi jednego z najważniejszych brandów na rynku rodzimych, hiphopowych tekstyliów i wciąż sobie radzi. I trudno się temu dziwić, skoro przez lata Moro Sport ubierało w swoje dresy, kangurki czy baggi tak zasłużonych zawodników jak Gano, Dizkret czy Pezet, a także składy OMP, RHX Skład i Flexxip.

12
Player One
PlayerOne-Klan-34.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Klan nr 01/04

Po firmie Player One zostały w sieci jedynie aukcje używanych dresów na OLX, a nam jakoś nie utkwiły w pamięci żadne związane z nią wspomnienia. No, może poza tym, że jej reklamy pojawiały się właściwie w każdym numerze magazynu Klan. I choć przez lata były to głównie zdjęcia detali ich ciuchów, to w pewnym momencie zaczęli oni również sponsorować raperów i producentów, jak choćby widocznego powyżej didżeja Decksa. A że była to firma, której dorobku nie można pominąć, świadczy fakt, że w wywiadzie z Piotrkiem Szczurem – założycielem wrocławskiego Clinica, którego udzielił ponad dekadę temu magazynowi Hiro, wymieniał on Player 01 zaraz obok Mass Dnm jako swoich największych konkurentów w walce o klienta.

13
R Pure Denim
R-DosDedos-09.00.jpeg

Reklama pochodzi z magazynu DosDedos nr 09/00

Nie tylko Levis ma swoje 303 – części naszej redakcji w drugiej połowie lat 90. te trzy cyferki kojarzyły się z zupełnie innym brandem. R to pierwsza polska firma ciuchowo-deskorolkowa. Narodziła się w 1994 roku z inicjatywy Rafała Wielgusa i Michała Krugera Rejenta; powstała z pasji, zajawki i… braku hajsu na drogie zagraniczne łachy, zwłaszcza gdy kupiło się drogą, zagraniczną deskę. U swojego zarania marka wykonywała na polskim rynku pracę u podstaw – tłumaczyła krawcom w szwalniach, że szeroki krój i obniżony krok nie wynika z błędu projektanta, ale jest dokładnie tym, czego oczekują. Label robił na sicie pierwsze bluzy i t-shirty, od samego początku sponsorował też powiększającą się z roku na rok grupę skejterów, do których później dołączyli również inni zajawkowicze – jak choćby widoczny powyżej DJ Perez (również zasłużony skejter). I choć R już nie istnieje, to – obok Lenarów – wydaje się najważniejszą rodzimą marką produkującą wczesne baggy jeansy. To w rzeczonych erach bowiem nasz redaktor pierwszy raz usłyszał mityczne hasło: zesrałeś się w gacie?

14
Respekt
Respekt-Klan-3.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Klan nr 01/98

Strzeż się człowieka w Respekt bluzie – w klasycznym numerze Xeroboi nawijał Vienio. I choć nazwa te przewijała się przez numery Molesty od samego początku ich drogi twórczej, to firma za nią stojąca nigdy nie osiągnęła statusu, na który zasłużyła. Patrząc z perspektywy czasu Respekt był pierwszą marką tekstylną powiązaną tak blisko z którymś krajowym składem hiphopowym i tworem zupełnie pionierskim, wykraczającym poza klasyczne rozumienie słowa merch; brandem ciuchowym, za którym stała tożsamość ideowa grupy rapowej – jej muzyka, identyfikacja graficzna i fanbase. Przedstawiciele tegoż fanbase’u zawsze jednak mieli problemy, żeby te ciuchy nabyć. I tak Respekt stawał się przez lata bardziej legendą niż realnym konkurentem dla innych firm, które na przełomie milleniów rosły jak grzyby po deszczu. Każda z tych limitowanych bluz czy koszulek dla fanów Ewenementu jest dziś na wagę złota.

15
Stoprocent
Stoprocent-Klan-04.00.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Klan nr 04/00

Firma Stoprocent jest jednym z nielicznych polskich brandów streetwearowych, którego korzenie tkwią nie w deskorolce, a w hip-hopie. Ta, istniejąca od 1999 roku specyficzna marka odzieżowa od początku swojej działalności zajmowała się również sportami – mniej lub bardziej – ekstremalnymi. Jednak to rapowy duch przyświecał jej działaniom na długo zanim w 2009 roku wydali oni pierwszy album Soboty. I podobnie jak nagrania szczecińskiej załogi skupionej wokół Winiego, ich ciuchy również charakteryzowały się zawsze bezkompromisowością, indywidualizmem i dobrym, skandalizującym poczuciem humoru. Po ubiegłorocznej zawierusze – wspomniany Wini całkowicie skupił się na marce odzieżowej; StoproRap weszło z kolei w posiadanie Remika z MyMusic.

16
Storm Series
Storm-Series-Uwaga-01.99.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Uwaga nr 01/99

Ciuchy projektowane przez jednych z najlepszych rodzimych skejterów lat 90. – Marcina Majewskiego, Pawła Przybyła i Grzegorza Gajosa Gajkowskiego – przez dobre kilka lat kojarzyli tylko ich znajomi. Z początku pojawiające się jeszcze pod nazwą Imperial tekstylia dedykowane głównie skejterom i snowboarderom, swój miejski sznyt i szerszą rozpoznawalność zyskały w dużym stopniu przez współpracę z zespołem WWO, która przyniosła pierwszą limitowaną serię koszulek z wszywką Storm i dużym logiem… Prosto. I choć Storm Series już nie ma, to – poza świetną jakością produkowanych przez siebie ciuchów – warszawska manufaktura zapisała się w historii krajowej mody streetwearowej jako matecznik jednej z najważniejszych marek z pogranicza hip-hopu i tekstyliów.

17
Syndrom/SDRM
Syndrom-lizg-04.01.jpg

Reklama pochodzi z magazynu Ślizg nr 04/01

Kolejna z nieistniejących już, nie lada zasłużonych marek skejtowych, które równie ważne są dla historii krajowej deskorolki, jak i rodzimego środowiska hiphopowego. Syndrom Superior powstał w 1995 roku. To jedyna dotycząca przeszłości informacja na nasz temat. Interesuje nas tylko przyszłość i tworzenie nowych pomysłów. Wolny umysł nie podda się żadnym zewnętrznym ograniczeniom, nasze kolekcje na zawsze będą zaskakiwać – pisali swego czasu założyciele brandu, w którym jeździli na przełomie wieków tacy prosi jak Gutek Szymański, Kuba Perzyna czy Tomek Kotrych. A kto pamięta ich bardzo krótkie limitowane serie, wie, że nie rzucali słów na wiatr. Bo była to przez lata doprawdy Słynna Dobra Renomowana Marka.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.