4 powody, dla których kawałek 1998 (mam to we krwi) Bedoesa i Lanka jest naprawdę ważny

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
bedoeslanek.jpg

W sieci od kilku dni pojawiają się opinie, że to najlepszy kawałek Bediego w karierze. Nie było więc innej opcji – postanowiliśmy przyjrzeć mu się uważnie.

Ozłocenie nadchodzącego krążka Opowieści z Doliny Smoków już dwa tygodnie przed premierą, coraz szybsze wbijanie kolejnych milionów przy singlach w serwisie, no i kawałek doceniany niemal przez wszystkich słuchaczy, którzy mieli z nim do czynienia.

Co do tego ostatniego – większym przełomem dla kariery bydgoszczanina był na pewno Gustaw, którego umieściliśmy w TOP 100 polskich rapowych singli tej dekady, ale 1998 jest ważniejszy dla sceny niż track sprzed ponad dwóch (!) lat. Dziś powiemy wam, czemu jest tak, a nie inaczej.

1
Pryncypia do propsowania
bedoes-2.jpg

Jednym z największych problemów rapu Anno Domini 2019 jest fakt, że bity są regularnie zalewane strumieniami świadomości niskich lotów, które nie stanowią żadnej wartości dodanej – to tylko zapychacze, które mają chyba tylko za zadanie sprawić, by dany track nie był instrumentalem.

Tym bardziej należałoby docenić, że 1998 o czymś faktycznie mówi, ale byłoby to spore uproszczenie. Mamy tu bowiem do czynienia z treścią, która sporo wniesie w dyskusji o mentalu polskiej rap sceny. Owszem, docenienie samotnych matek wydaje się całkiem oczywiste, za to linijki poświęcone sprawom światopoglądowym są (jak na rodzimą branżę) zdecydowanie niecodzienne. Jestem dumny, że jestem Polakiem / nie przeszkadza mi chłopak z chłopakiem – takie słowa w ustach młodego, szeroko rozpoznawalnego gracza, do tego zdeklarowanie wierzącego, mają wielką wagę. I to szczególnie w czasach, gdy raperzy odżegnują się od jasnych statementów w obawie przed spolaryzowaniem własnego audytorium. Zaprawdę odważne to i sprawiedliwe.

2
Groupies w odwrocie, nie odwodzie
bedoescover.jpg

Jeśli jesteście na bieżąco z kawałkami młodych nawijaczy to z pewnością wiecie, jakie zazwyczaj jest ich podejście do spraw uczuciowo-łóżkowych. Z jednej strony dżolerska przewózka spod znaku twoja panna to moja groupie, obczaj winne DM-y, z drugiej jęczenie, że podlotki są be, bo nie można im zaufać.

Po odsłuchu aż chciałoby się spotkać delikwenta, posadzić go przy piwie i powiedzieć mu: typie, PKU najpierw, a nie po fakcie, może spojrzałbyś trochę dalej niż czubek twojego zweryfikowanego konta na IG? Rola zdrowego, niepatrzącego na cyferki na koncie i profilu związku jest zdecydowanie zbyt mało naświetlana, jeśli idzie o szeroko rozumiane życie zawodowe. Właśnie dlatego warto docenić, gdy koleś z taką popularnością jak Bedi piętnuje nie tylko maczystowskie podejście do fanek, ale też pełne interesowności i fałszu zagrywki drugiej strony. Miła odmiana po choćby tracku Gucci Mane i plątaninie myśli w niuansowej audycji Solara.

3
Demony przeszłości jak na dłoni
Bedi.jpg

Wspomniana już wcześniej przewózka jest nieodłącznym elementem składowym, którzy formuje rapera. Tyczy się ona zresztą nie tylko stanu konta i liczby łóżkowych partnerek, ale także przeszłości. Dopuszczalne jest oczywiście mówienie o dawnej biedzie i zrobieniu czegoś z niczego wbrew wszystkim, ale w takich rozkminach nie można się za bardzo zapędzić – jedno słowo i wyjdzie na to, że dawniej wcale nie miało się aż takich grande cojones.

W kawałku Chłopaki nie płaczą mocny wjazd zaliczył Taco Hemingway, mówiąc raz i dobrze, że faceci mają prawo do łez – i to z najróżniejszych, rzecz jasna ważnych dla nich powodów. Teraz przyszła pora na Bedoesa, który opowiedział w 1998 o swoich ciężkich czasach szkolnych. Ktoś powie: ale to już było, my powiemy: było, ale nigdy nie było tak szczerze, nawet w przywoływanym już Gustawie. W tym środowisku trzeba naprawdę wielkiej odwagi, by powiedzieć wprost, że było się gnębionym przez kolegów za dzieciaka, bo to nijak nie licuje z na co dzień kolportowanym obrazem rapera.

4
Muzyczny szwajcarski zegarek

My tu gadu, gadu, a przecież ten utwór nie rezonowałby aż tak, gdyby nie jego warstwa czysto muzyczna. Ten singiel to bez wątpienia jedna z najdojrzalszych warsztatowo kompozycji Borysa. Wreszcie bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że flow zostało idealnie wyważone; choć jest tu kilka jego wariantów (m.in. krzyk, mumble, prosta nawijka), nie gryzą się one ze sobą, lecz bardzo dobrze zazębiają. Co może jednak najważniejsze podkład Lanka staje się tu cichym bohaterem – to oszczędny, nieco sentymentalny banger, który nie rości sobie praw do błyszczenia, wiedząc, że kto inny w tym duecie gra na pianinie. Zrozumienie roli to jego największa siła.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.