5 kawałków Michaela Jacksona, które uwielbiam od małolata

Zobacz również:100 najlepszych teledysków wszech czasów
Michael Jackson - File Photos By Kevin Mazur
GettyImages/Kevin Mazur/WireImage

Dla dzieciaków z lat 90., które uczyły się muzyki na jego kawałkach, żadne rewelacje na temat Jacksona nie obalą jego pomnika. Król od zawsze był tylko jeden – pisze Jacek Sobczyński, szef redakcji newonce.net

No pewnie, że poruszył mną Leaving Neverland, zresztą trudno wyobrazić sobie kogoś, na kim ten tytuł nie zrobiłby żadnego wrażenia. Ale to nie jest miejsce na dywagacje dotyczące tego, na ile Jacko był wyrachowanym zboczeńcem, na ile wariatem, a na ile nieszczęśliwym bogaczem z umysłem dziecka. W 10. rocznicę śmierci Króla Popu warto pochylić się nad jego repertuarem, bo jeśli coś przetrwało przez te pełne obyczajowych sensacji lata bez uszczerbku, to właśnie jego dyskografia.

Nie tyle przetrwało, ile... zyskało na popularności; tuż po emisji Leaving Neverland streaming jego utworów skoczył w górę. Oczywiście od razu pojawia się wątek moralności: czy warto wspierać sztukę kogoś, kto w życiu prywatnym okazał się nie aż tak sympatycznym misiem, na jakiego kreowały go media. To casus filmów z Kevinem Spaceyem, występów Louisa C.K., płyt Jacksona i wielu, wielu innych. Ale też Jacko miał nieco inny status od całej tej ferajny, czego świetnym przykładem było to, co działo się w 2005 roku pod gmachem sądu w Santa Maria, gdzie odbywał się proces oskarżonego o molestowanie i narkotyzowanie 13-latka gwiazdora. Przy każdej wieści o oczyszczeniu z zarzutów zebrani pod budynkiem fani wiwatowali i wypuszczali w powietrze jednego białego gołębia; łącznie ptaków było aż 14.

Ta zbiorowa szajba (wydarzenia z Santa Maria były transmitowane live przez telewizje na całym świecie, w tym nasze) pokazała, jak wielkim idolem był Michael Jackson dla ludzi, którzy poznawali muzykę w latach 80. i 90. Przecież my, wychowani na Dangerous i History, potrafilibyśmy chyba wybaczyć mu wszystko, nawet gdyby chwycił za broń i powystrzelał służbę Neverland w pień. Jackson zawsze istniał w zbiorowej świadomości jako ktoś nierozerwalnie kojarzący się z bezpowrotnie utraconym dzieciństwem, ale i rodzaj naszego człowieka w świecie dorosłych. Serio – sięgam pamięcią wstecz i trudno było mi kiedykolwiek zaklasyfikować go jako osobę dojrzałą. Raczej jako dzieciaka, który, jak ten gówniarz w BoJack Horseman, przebrał się w ciuchy dorosłych i wjechał do ich rzeczywistości. Mieszkał w zamku, bawił się zabawkami, kumplował z Kevinem samym w domu i miał fajnego szympansa. Swoją drogą nie wiem czy wiecie, ale Bubbles ma 36 lat i wciąż żyje; aktualnie przebywa w ZOO na Florydzie.

Poza tym jego muzyka była z nami, wychowanymi w latach 90., przez cały czas. Odkąd sięgam pamięcią, to właśnie Jackson był tym największym, najczęściej pojawiającym się w radiu i telewizji, odmienianym przez wszystkie przypadki, mającym status półboga. Dopiero po latach widać, jak dobre były to numery. I jakiego miało się farta, że wchodziliśmy w muzykę właśnie ramię w ramię z Jacko, jakkolwiek przerażająco dziś to brzmi. Dlatego dziś, w 10. rocznicę śmierci Króla, jest całkiem dobry moment, żeby przypomnieć sobie te tracki, które dla każdego miały największe znaczenie. Ilu fanów, tyle zestawień, moje wygląda tak:

1
5. „Human Nature” (1983)

Niezbyt popularny singiel z Thrillera – oczywiście, jak na Jacksona; co by nie mówić, Human Nature wjechało jednak na 7. miejsce listy Billboardu. Ale to jest jeden z tych numerów, które kocha się po latach. Na ten moment to dla mnie najlepszy utwór, jaki kiedykolwiek wypuścił Jacko, chociaż jeśli pytacie o to, dlaczego – nie wiem. Na pewno chodzi tu o ten szlachetny, klawiszowy pop lat 80., którego Human Nature jest pięknym reprezentantem, sam Quincy Jones powiedział kiedyś, że to jedna z najwspanialszych melodii świata. No i o wieloznaczny tekst, który biografowie interpretują dwojako.

Autorem pierwszej wersji Human Nature był Steve Porcero z zespołu Toto (ciekawostka, napisał go w studio, gdy reszta zespołu miksowała w innym pomieszczeniu numer Africa; naprawdę chciałbym tam wtedy być). Któregoś dnia jego córka przyszła do domu zapłakana, skarżąc się, że jakiś bachor popchnął ją w piaskownicy, a Porcero wyjaśnił dziecku, że tak, to złe, ale czasem taka jest ludzka natura. Inni z kolei uważają, że ta piosenka to opis pierwszej samotnej podróży Jacksona do Nowego Jorku; jest tam i o gryzieniu jabłka, i o electric eyes everywhere.

Jak było naprawdę? To chyba nieistotne. Aha, sprawdźcie też bardzo fajny cover Human Nature autorstwa Toro Y Moi.

2
4. „Thriller” (1983)

Lecimy tym samym krążkiem, ale czas na większt hit. I teraz tak – nie jestem z tego pokolenia, które oglądało teledysk w telewizji i bało się zasnąć. Z prostego powodu: to było w latach 80., dekadę później w tv najczęściej można było trafić na Earth Song, You Are Not Alone czy They Don't Care About Us (dla odmiany: tego numeru akurat nigdy nie lubiłem). Jeśli chodzi o rzeczy starsze, bardziej przebojowymi i częściej młóconymi w radiu kawałkami były Smooth Criminal, Bad i Beat It – ten ostatni śpiewaliśmy wszyscy, no bo wiadomo, z czym kojarzy się ten tytuł w języku polskim. To dlaczego akurat Thriller? To proste, ten singiel miał w sobie jakąś historię. Był tam i lęk, i efektowny storytelling, i działające na wyobraźnię momenty (Night creatures call / And the dead start to walk in their masquerade) – znajdźcie coś takiego we współczesnym popie! Nawet jeśli słyszało się go w radiu, można było dopisać sobie jakąś wizualizację. A jak już potem trafiło się na teledysk...

3
3. „Give In To Me” (1993)

Żyjecie w latach 90. Najfajniejszy muzyk pop nagrywa numer z najfajniejszym członkiem najfajniejszego (wtedy!) gitarowego zespołu świata. Faktor cool przebija barometr i ląduje gdzieś w kosmosie, na teledysku macie koncert, który bardzo, ale to bardzo chcielibyście przeżyć. I jak tu się nie zajarać? A propos jarania – za chwilę Give In To Me stuknie 30 lat, a ja wciąż nie wiem, jakim cudem Slash nie podpalił sobie nigdy włosów. Popowe balladki były Jacksonem dla małolatów, ale to już jeden z tych tracków, które przegrywało się od starszego rodzeństwa. Był pazur, nawet jeśli po latach okazuje się, że to nie jest szczególnie wybitna piosenka.

4
2. „Will You Be There” (1993)

Ósmy (!) singiel z albumu Dangerous i jeden z tych jacksonowskich muzycznych patosów, które za małolata mocno chwytały. I oczywiście, że nie byłoby na tej liście Will You Be There gdyby nie film Uwolnić Orkę, pilotowany właśnie przez ten singiel. Dzisiaj można się śmiać, ale jak macie 10 lat, wierzycie, że można zaprzyjaźnić się z czymś, co żyje w morzu i ogólnie łapiecie pierwsze w życiu emocjonalne rozkminy, to jest to kawałek, który zostaje w was na zawsze. Fenomen Orek z Majorki to nie przypadek.

5
1. „Black Or White” (1991)

Thriller dla urodzonych w latach 90. – ten kawałek to definicja ówczesnego Jacksona i amalgamat zajebistości ówczesnej dekady. Wszystko, czym można było się wówczas fascynować, trafiło do tego numeru: trochę dance'u, trochę rapu, trochę rocka, superefektowny klip i te parę łyków Ameryki, o których nawijał później Tede. Jak tu nie zidentyfikować się z szalejącym w pokoju Macaulayem Culkinem, któremu starzy każą przyciszyć muzykę? Oglądanie Black Or White było jak pojechanie do Niemiec i wejście do zabawkarskiego w wielkim domu towarowym; od natłoku wspaniałości można było się przed ekranem porzygać, a i sam kawałek był takim bangerem, że nóżki nie oszukasz. Co prawda po latach uświadamiacie sobie, że Jackson miał w swojej karierze dużo lepsze momenty. Ale Michael Jackson i lata 90. = Black Or White. I nie wmówicie nam, że czarne jest czarne, a białe jest białe.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.