Skateboard culture ma generalnie szczęście do filmu. Wiele produkcji z deską w tle weszło już do kanonu kina niszowego. Oto nasza ulubiona piątka na Światowy Dzień Deskorolki.
A skoro o święcie skate'ów i przecięciu uniwersów deskorolki z kinem – w warszawskiej Kinotece odbędzie się dziś premierowy pokaz filmu All the Streets Are Silent.
Na przełomie lat 80. i 90. na ulicach centrum Manhattanu doszło do zderzenia dwóch subkultur: skateboardingu i hip-hopu. Film All the Streets Are Silent – z narracją współzałożyciela Zoo York, Eli Gesnera i oryginalną ścieżką dźwiękową legendarnego producenta Large Professor (Nas, A Tribe Called Quest) – ożywia magię tamtego okresu i zbieżności, które stworzyła styl i język wizualny, który miał ogromny i trwały wpływ na kulturę...
Po projekcji – odbędzie się after w newonce.barze, ale najpierw...
Tam, gdzie Larry Clark lubi przysadzić hardkorem – na przykład sceną, w której nastolatek podwiesza się na pasku i masturbuje jednocześnie – Gus van Sant woli raczej zajrzeć w psychikę swojego bohatera i spróbować odpowiedzieć na pytanie, czemu wybrał akurat taką, a nie inną drogę. Paranoid Park to jego najlepszy i najbardziej niedoceniony film – historia wyautowanego małoletniego skate'a, który został wrobiony w zabójstwo mężczyzny, wzrusza i hipnotyzuje jednocześnie. Plus chyba najpiękniej nakręcone uliczne tricki w historii kina niszowego oraz wyjątkowy soundtrack – obok siebie znajduje się i muzyka z filmów Felliniego, i kawałki bossów amerykańskiej alternatywy z Elliottem Smithem na czele. Musicie to zobaczyć.
Dokument, który wygrał dwie nagrody na festiwalu Sundance, a jego narratorem jest Sean Penn, to raczej nie jest jakieś tam zwykłe kino. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o początkach skateboardingu, nie traćcie czasu na szukanie po Wikipedii, po prostu obejrzyjcie ten film. Słowa klucze: Dogtown, czyli kalifornijska miejscowość, w której wszystko się zaczęło; Z-Boys – ekipa skate'ów, która zmieniła ten sport ze spokojnej jazdy po ulicach w efektowną i niebezpieczną dyscyplinę.
Też dokument, ale jeden z bardziej przygnębiających, jakie nakręcono w ostatnich latach. Niby to historia profesjonalnego skate'a Josha Sandovala, ale Dragonslayer jest miksem portretu odpadów generacji X i tego, jak sobie (nie) radzą w dzisiejszej rzeczywistości oraz filmowego spaceru po – opuszczonych, zapomnianych przez świat – deskorolkowych miejscówkach Kalifornii. Jeśli w kinie szukacie przede wszystkim smutku i przemijania – to film dla was. Ponadto Dragonslayer wygrał prestiżowy festiwal Hot Docs – czyli coś a'la Oscara za najlepszy film, ale w świecie dokumentów, więc mówimy tu raczej o kinie przez duże K.
Zaczęliśmy od Clarka i na nim kończymy, bo musiało się znaleźć miejsc także i dla niego. Nie będziemy owijać w bawełnę – Ken Park to naprawdę ciężkie klimaty i film, po którym możecie stracić wiarę w ludzkość. Fabuła? Według opisu producentów: młodzi kalifornijscy miłośnicy deski poszukują mocnych wrażeń odkrywając własną seksualność. Sorry, to brzmi jak odcinek The O.C. Gwałciciele, religijni fanatycy, nastoletni zabójcy – kogo nie ma w tym filmie? A wszystko to poprzetykane skate'owymi ujęciami, choć akurat deskorolkowcy po Ken Park mogliby się na reżysera trochę obrazić za to, że sportretował ich kulturę jak siedlisko chorych popaprańców.
Przyznajemy, że z jednej strony głupio stawiać Jackassa obok Paranoid Park, a z drugiej – jeszcze gorzej pominąć ten serial w zestawieniu. Przecież Bam Margera w swoim czasie był jednym z większych deskorolkowych kozaków w Stanach. W bonusie: monstrualnie gruby Tony Hawk. To dopiero była zajebista ekipa!
Komentarze 0