5 polskich raperów, do których ostatecznie przekonałem się w 2019 roku (FELIETON)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
igi.jpg
fot. Filip Nesterowicz

Jedni weszli z buta do gry niezbyt dawno, drudzy szeroko wyświetlają się od dłuższego czasu. Łączy ich to, że dopiero teraz mogę powiedzieć z pełną świadomością: naprawdę dobrze mieć ich na scenie.

Jeśli widzieliście w ostatnim czasie na łamach newonce'a teksty, w których padało stwierdzenie, że polski rap cierpi na nadprodukcję treści, to zapewne były mojego autorstwa. Nadal się pod nimi podpisuję – uważam, że baczne śledzenie ruchów każdego gracza na scenie to zadanie nie tyle trudne dla słuchacza czy dziennikarza, ale wręcz karkołomne i automatycznie spisane na straty.

Nie oznacza to jednak, że trzeba zamykać głowę i okopywać się w swojej pierwotnej opinii na temat twórczości tego czy innego rapera, olewając nowe rzeczy od tych, co do których nie jest się do końca przekonanym. I o tym właśnie jest ten artykuł, bo rok 2019 pozwolił mi odczarować kilka ksyw, które przed nim nie gościły w moich słuchawkach zbyt często, a teraz latają na repeacie.

1
Frosti Rege

Kiedy pod koniec 2017 pisałem podsumowanie roku w polskim rapie dla jednego z ogólnopolskich portali niezwiązanych z branżą, Jim Stark Frostiego Rege doczekał się ode mnie szczerych propsów – chwaliłem wtedy gospodarza za sprawne posługiwanie się nawijką, ba, wspominałem nawet, że wyrasta na ostoję hardego skrzydła Prosto Label. Słuchając późniejszego Young Midasa odniosłem jednak wrażenie, że Frostmen, choć niewątpliwie utalentowany, z jakiegoś powodu nie jest w stanie w pełni zaprezentować swojego potencjału. Nie irytował, ale też nie zachwycał, miewał za to przebłyski - takie jak wlota do newonce.radio.

To zmieniło się przy projekcie z Holakiem, który został nagrany w tak niecodziennym zestawieniu, że musiał być albo wielkim sukcesem artystycznym, albo ogromną porażką. Szczęśliwie nie okazał się tym drugim, a już przedpremierowy odsłuch Midasa ostatecznie utwierdził mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z wielowymiarowym, nienasyconym i kozackim MC, który jak mało kto umie pogodzić uliczną zadziorność z mainstreamową hitowością. Wreszcie!

2
Joda

Autorzy przedziwnych karier rapowych są wśród nas, co wiecie choćby z mojego niedawnego tekstu o Disecie. Przypadek Jody vel JodSena jest jednak zupełnie inny – ten facet jest w grze od naprawdę wielu, wielu lat, ale przez długi czas, mimo wydawania kolejnych materiałów w otoczeniu bardzo lubianych twórców, wydawał mi się raperem bez właściwości. Ot, koleś fajnie kładzie i dobiera sobie fajne bity, ale trudno było mi powiedzieć z ręką na sercu, że któryś aspekt jego rzemiosła robi wrażenie, tak bez naciągania.

Od tego roku nie ma już z tym problemu, bo 32-letni (!) reprezentant Pomorza wypuścił w świat Orientorient – album, na którym jawi się jako wyjątkowo sprawny nawijacz z naturalnymi predyspozycjami do nagrywania bangerów. Co ważne - predyspozycjami, które nie są obietnicą na bliżej nieskonkretyzowaną przyszłość, lecz faktem tu i teraz. Niech to leci w furach wielu, pozdrawiam pasażerów.

3
Kaz Bałagane

Być może podcast rapowy, którymi miałem przyjemność współtworzyć przez parę miesięcy, nie był największym hitem odsłonowym w historii nadwiślańskich rymów i bitów, ale z pewnością pokazał, że o rapie da się rozmawiać na poważnie. O ile dobrze pamiętam, w jednym z odcinków powiedziałem pół żartem, pół serio (już po raz drugi – pierwszy był jeszcze w podsumowaniu roku 2016 dla wspomnianego wcześniej portalu), że Kazek to najlepszy z raperów, którzy używają na oko pięćdziesięciu słów.

Po czasie posypuję głowę popiołem – Bałagane to jedno z najbardziej frapujących rapowo i socjologicznie zjawisk, jakie zdarzyły się polskim rapom w tej dekadzie. Owszem, już od Czortów i Innych Sportów doceniałem jakieś pojedyncze sztuki – pozdrowienia dla dawnego forumka Ślizgu, bez którego nie trafiłbym na ten materiał – propsowałem też Lot022 po premierze na innych łamach, ale dopiero krytyczny przelot po wszystkich zakamarkach dyskografii, zapoczątkowany zresztą przez kapitalny zeszłoroczny kawałek Jefe, przekonał mnie na sto pro. To jest skarbnica dobra, z indywidualnym podejściem do języka, niekwestionowalnym stilo, nieszablonowymi obserwacjami z ciemnej strony stołka i linijkami łatwo zapadającymi w pamięć. Moc.

4
Piernikowski

A skoro już wspomniałem o programie video... Nie ma chyba składu, któremu obrywałoby się w nim bardziej niż Synom. Zaraz pewnie uznacie, że chcę się wycofać rakiem ze swojej niepochlebnej opinii, więc od razu dodam, że ten klasyczny duet MC/producent umie mnie ująć wyłącznie w warstwie muzycznej, bo teksty i flow nadal są dla mnie absolutnie nie do zniesienia.

No dobra, ale my tu nie o collabie Piernikowskiego z 1988, lecz nowej solówce pierwszego ze wspomnianych – a ta jest hipnotyzująco dobra i mimo wiadomej proweniencji znacząco różna od dokonań zespołowych. The best of moje getto to ciemny, narkotyczny lot łączący się z zupełnie trzeźwym konkretem, do tego podany z dużo mniej łopatologicznym i efekciarsko udziwnionym flow. Nade wszystko jednak od pierwszej do ostatniej sekundy odnosi się wrażenie obcowania z czymś wysoce artystycznym, a zarazem wyjątkowo komunikatywnym i przejrzystym. Słabych punktów brak, jest opus magnum.

5
Young Igi

Tym oto sposobem doszliśmy do rapera, który nieświadomie stał się prowodyrem powstania tego tekstu. Pamiętam jeszcze, jak rok czy dwa lata temu nad warszawską częścią Wisły zapanowała moda na puszczanie z JBL-ów kolejnych kawałków Igiego. Wtedy właśnie każde wyjście na plenerowe piwo kojarzyło mi się nie z upragnionym odprężeniem, lecz dorzuceniem sobie kolejnego powodu do zgryzoty.

Sami się pewnie domyślacie, że w takich okolicznościach zmiana opinii choćby o te kilka stopni była mało prawdopodobna. A o 180? To już byłby nie cud, lecz fantazmat tragicznie słabego pisarza. Tak się jednak stało, bo teraz stawiam YI za wzór jeśli chodzi o nagrywki nowej fali. Nie było jednego momentu, w którym zmienił mi mindset, po prostu każdym kolejnym ruchem wydawniczym imponował coraz bardziej. Ten chłopak niezaprzeczalnie ma wszystko, by z każdym miesiącem być jeszcze większym i ważniejszym dla gry – robi bodaj najbardziej nośne, nieprzypałowe i wirusowe refreny w młodym rapie, błyszczy charyzmą, podchodzi w kumaty sposób do licznych przetworzeń wokalu, a do tego jest bardzo muzykalny i czuje rytm zupełnie niepolsko. 2020 będzie jego, bez dwóch zdań. Czekam.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.