6 rzeczy, dzięki którym Travis Scott jest tu, gdzie jest. Czyli na topie

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
2016 Budweiser Made in America Festival - Day 2
Kevin Mazur/Getty Images for Anheuser-Busch

Jakby się uważnie przyjrzeć - to już trzeci w historii newonce artykuł, w którym rozkładamy fenomen Travisa na czynniki pierwsze. To tylko dowód na to, jak mocne jest to dziś nazwisko.

Jego trasa koncertowa została okrzyknięta mianem Greatest Show on Earth, podczas kwarantanny gra prawdopodobnie największy koncert na świecie (w najpopularniejszej grze na świecie), a swoją renomą staje się go-to dla młodych raperów, budując ich kariery. Nie zapominajmy o gigantycznych sukcesach sprzedażowych, angażowaniu się w branżę modową i byciu celebrytą, stałym bywalcem serwisów plotkarskich. W czasach, gdy rap to nowy pop, nie można o tym elemencie zapomnieć, choćby nie wiadomo jak nas uwierał.

Czy nazwalibyśmy Travisa Scotta jednym z najlepszych raperów wszech czasów? Nie. Czy byłby chociaż w top 10? Zdecydowanie nie. Co zatem sprawiło, że hypetrain na Cactus Jacka rozpędził się do prędkości, za którą od pewnego momentu trudno było nadążyć?

1
Po pierwsze: upór

Chłopak z Houston. Początkowo mieszkał ze swoją babcią, żeby w końcu przeprowadzić się na przedmieścia, gdzie poznał nieco innego życia niż na blokach. W wywiadach opowiadał, że widział zarówno szarą codzienność Houston projects, w której ludzie przedawkowują lean, jak i społeczność prywatnych szkół, do których też zresztą uczęszczał. Może dlatego swoją muzyką dotarł do jednych i drugich? Gdy miał trzy lata, jego ojciec kupił mu pierwszy zestaw perkusyjny, a później mały Travis uczył się grać na pianinie, z którego jednak zrezygnował. Dlaczego? Because it wasn’t getting no bitches. I was making beats because like the electronic sound was getting all the hoes.

A potem były kłótnie z rodzicami (podobno dochodziło do bójek między nim, a jego ojcem, który wyłączał mu prąd w pokoju), rezygnacja ze studiów, wyprowadzka najpierw do Nowego Jorku, a później do Los Angeles. Może i zabrzmi to jak tekst rasowego coacha, ale Travis wypełnił przesłankę, według której pogoń za marzeniami wymaga poświęceń. Jak widać – opłaciło się.

2
Po drugie: wyczucie

Każdy zna przynajmniej jednego rapera, który ma swój własny styl, jest w nim najlepszy i trenuje go doskonale od lat. Problem w tym, że taki scenariusz często kończy się na garstce stałych fanów, a bardzo rzadko na światowej sławie.

Travis od zawsze miał coś, czego brakuje wielu uzdolnionym raperom. To umiejętność bezbłędnego śledzenia trendów, zauważania tendencji i wyłapywania najgorętszych zjawisk przed wszystkimi. Gdy Travis dopiero zaczynał swoją przygodę z hip-hopem, jego nastawienie do produkcji muzycznej zmieniło się, gdy usłyszał Kanye Westa. But when Kanye came out it was like, ‘Yo, that’s producing .’ I was like, ‘Man, like what the fuck? Now I got to learn to make beats?’ I started picking up beats like at 16. W przyszłości mieli zresztą być rodziną - kto by wtedy o tym pomyślał?

Jednymi z pierwszych numerów Travisa, które odbiły się szerokim echem, były Mamacita i Antidote z debiutanckiego albumu Rodeo Ten gość brzmi jak połączenie A$AP Rocky’ego, Young Thuga i Future’a - pomyśleliśmy tuż po premierze. Nieprzypadkowo. Scott skupił w sobie prawie najlepsze cechy wykonawców, którzy w tamtym momencie byli na rapowym świeczniku. I robi to do dzisiaj, tylko że już z autorskim zacięciem. W końcu to on kreuje trendy, a nie trendy kreują jego. Po prostu doskonale wiedział, z którego punktu zacząć i na kim się wzorować. A potem, kiedy jest się już rozpoznawanym, można tworzyć własny styl.

3
Po trzecie: single, single, single

Travis zaczął na poważnie zajmować się rapem, gdy miał 16 lat. Pierwszy mixtape na szeroką skalę (Owl Pharaoh) ukazał się w 2013. Od tamtego czasu nie było roku bez choćby jednego mocnego singla, dzięki któremu Scott docierał do coraz większej publiki. Dowody?

  • 2013: Upper Echelon (ft. T.I., 2 Chainz)
  • 2014: Mamacita (ft. Rich Homie Quan, Young Thug)
  • 2015: 3500 (ft. Future, 2 Chainz), Antidote
  • 2016: Goosebumps (ft. Kendrick Lamar)
  • 2017: Butterfly Effect
  • 2018: Sicko Mode (ft. Drake)
  • 2019: Highest in the Room
  • 2020: The Scotts (ft. Kid Cudi)

Oprócz trafiania w dziesiątkę z timingiem wypuszczania konkretnych numerów, należy też zwrócić uwagę na dobór gościnek. Za każdym razem do Travisa dołączali raperzy, dzięki którym nośność danego numeru zwiększała się, i to mocno. W 2013 T.I., który zrobił ogólnoświatowy, gigantyczny hit Blurred Lines z Pharrellem i Robinem Thicke. W 2014 wystąpił obok dwóch underdogów – Young Thuga i Rich Homie Quana. W 2015 postawił na Future’a, który przeżywał wówczas peak swojej popularności, wydając DS2 i What a Time to Be Alive z Drake’em. Kolejny rok – Kendrick Lamar po To Pimp a Butterfly. Jeszcze później Drake, który ze świecznika nie schodzi od ładnych kilku lat, a ostatnio – tandem z Cudim, który w 2020 jeszcze zdąży poważnie namieszać. I znowu - sięganie po ludzi z topu, ale w konkretnym celu, nie żeby dopisać sobie znane nazwisko do featu.

Jeden z topowych raperów polskiej sceny powiedział nam ostatnio, że nikt jak Travis nie potrafi dobierać sobie gościnnych współpracowników, którzy zawsze dodają szalenie istotny drobiazg od siebie. Przecież nawet Kevin Parker przeleciał przez ASTROWORLD tylko na chwilkę, ale i tak do teraz pamiętamy tę gościnkę.

4
Po czwarte: energia
travmic.jpg

Jak opisać styl Travisa w kilku zdaniach? Karkołomne, ale spróbujmy. Bogate użycie autotune’a, nawijanie na trapowych beatach, odrobina psychodelii i narkotycznego vibe’u, a także nieodzowne w każdej piosence ad-liby (turn up, yeah, La Flame, it’s lit). Earwormy, ale nieoczywiste. I sporo eksperymentów (R.I.P. Screw). Jakby nie patrzeć, to często mocno alternatywne granie, które pomimo tego awansowało do bycia muzyką środka.

Nie możemy jednak zapominać o jednym z najważniejszych aspektów, który zawarliśmy już w tytule tego akapitu: energii.Był nawet czas, kiedy myśląc Travis Scott, oczyma wyobraźni widzieliśmy jego legendarną fotkę z krakowskiego koncertu (tak, tę, na której trzyma oburącz statyw od mikrofonu nad głową, wrzeszcząc coś, a dookoła niego na scenie widać płomienie). Na gigi Travisa wielu chodzi po to, żeby poczuć to wariactwo. Moshpity, ściany, przemoczone od potu ubrania, skręcone kostki i siniaki to pewniaki po koncercie Scotta. A jeśli nigdy nie byliście na koncercie Cactus Jacka, to koniecznie sprawdźcie dokument Look Mom I Can Fly na Netfliksie, który całkiem nieźle obrazuje to, co tam się wyrabia.

Niektórzy mówią, że każde pokolenie potrzebuje swojego punk rocka, swoich wykonawców, przy których można po prostu odlecieć od rzeczywistości. Z jednej strony taką funkcję pełni w dzisiejszych czasach muzyka techno, oczywiście z towarzyszeniem pewnych specyfików. Z drugiej - dzikie show Travisa Scotta.

5
Po piąte: sneakersy
Nike Unveils 2020 Tokyo Olympic Collection
NEW YORK, NEW YORK - FEBRUARY 05: Recording artist Travis Scott attends the 2020 Tokyo Olympic collection fashion show at The Shed on February 05, 2020 in New York City. (Photo by Bennett Raglin/Getty Images)

Zanim spytacie, o co tu chodzi - spokojnie. Mamy 2020 rok, a kariery muzyków są mocno sprzężone z biznesem. W tym przypadku bardzo mocno.

Jego shoe game doszedł w 2020 roku do poziomu prawdopodobnie przewyższającego popularność Yeezy – dzięki kolaboracji z Nike. Model SB Dunk Low x Travis Scott Cactus Jack stał się Świętym Graalem streetwearowego i resellerskiego światka. Travis postanowił dać pierwszeństwo sprzedaży lokalnym skateshopom, co w Stanach doprowadziło chociażby do tego, że niektóre z obawy przed zniszczeniem swoich placówek i nadmiaru pracy, po prostu postanowiły ich nie sprzedawać. W Polsce raban był nie mniejszy – miłośnicy szybkiego zarobku przeganiali się w pomysłach, jak tylko wyrwać Dunki dla siebie. Sklepy musiały postawić na spryt, a żeby zgarnąć buty, należało udowodnić, że rzeczywiście jest się skejtem.

Travis stał się modową ikoną na światowej scenie rapowej, wywierając ogromny wpływ na to, co kupią ludzie. Nawet jeśli nie zna się jego kawałków, to każdy kojarzy nazwisko - na przykład z wielu obuwniczych projektów.

6
Po szóste: marketing i A&R

Reguły gry w mainstreamie są klarowne: utrzyma się na szczycie ten, kto najbardziej kreatywnie podejdzie do kwestii zarządzania swoją marką. A najwięcej zarobi ten, kto najsprytniej przeprowadzi kampanie marketingowe. Czy na najwyższej półce artystów ze Stanów istnieje ktoś, kto promuje się lepiej od La Flame’a? Disclaimer: Drake się nie liczy.

Case Travisa to przykład tego, jak powinno wyglądać w dzisiejszych czasach promowanie artysty i jego muzyki. Biorąc pod uwagę samo ASTROWORLD – było ono obudowane skrzętną promocją, angażującą i niesztampową estetyką. I wszystko zrobiono z rozmachem. Astroworld to nieistniejący już park rozrywki z Houston, który stał się motywem przewodnim okładki albumu, całej jego promocji (np. bramy do parku pod postacią głowy Scotta rozkładane w różnych miejscach), a także spektakularnej strasy koncertowe (gdzie raper nawijał z podwieszonego rollercoastera). Do tego sprytne tricki sprzedażowe, które (jak twierdziła Nicki Minaj) pozwoliły z łatwością przegonić Queen na listach Billboardu. Nie można zapominać też o aspekcie dobroczynności – promocji swojego rodzinnego miasta, dzięki któremu Scott zgarnął klucz do miasta od burmistrza. Kolejnych przykładów dobrego marketingu nie trzeba szukać daleko – debiut duetu The Scotts z przeogromnym e-rozmachem w Fortnite to fenomen na skalę światową. Nikt nie zrobił czegoś tak sprytnie łączącego świat gamingu z muzyką przed nim.

Dojście do pozycji praktycznie najbardziej rozpoznawalnego rapera na świecie zajęło Travisowi niespełna siedem lat. To niedługo. Swój status wykorzystuje prawdopodobnie najlepiej, jak może. W 2017 roku założył swój label Cactus Jack Records. To dzięki niemu powstał kompilacyjny album JACKBOYS, de facto powołując do życia w mainstreamie takie postaci jak Don Toliver czy Pop Smoke. Dużo zawdzięcza mu też Sheck Wes, który w 2018 dołączył do labelu.

Przez lata obecności na scenie Travis pokazał, że nie jest one-hit-wonderem. Może i nie pokazuje się z zupełnie nowej strony na każdym kolejnym projekcie, ale to, co robi, robi na równym poziomie. Travis Scott to już nie tylko raper – to już marka. I wielopoziomowy biznes, który pozwoli mu zostać w tej grze na dekady. Jeśli go nie lubicie, to musicie się do niego przyzwyczaić.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Za radiowym mikrofonem w zasadzie od początku istnienia stacji, później był też członkiem redakcji netu. Z muzyką wszelaką za pan brat od dzieciaka.